Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❣︎ II ❣︎

Regulus jeszcze przez kilka chwil po ich wyjściu patrzył w stronę drzwi w to samo miejsce, w którym stał James. W końcu odwrócił głowę odgarniając włosy z twarzy.

- Szczura - parsknął pod nosem. - Co oni znowu wymyślili?

- Ja na twoim miejscu bałbym się pytać - stwierdził Evan poprawiając się na siedzeniu. Rabastan pstryknął palcami.

- Po tych wężach, które podłożyli nam do pokoju wspólnego w zeszłym roku... - Wzdrygnął się.

- Co? Węże? Kiedy? Nie pamiętam. - Evan spojrzał po nich i zaczął stukać palcami w kolano najwyraźniej nieudolnie próbując przypomnieć sobie podobne zdarzenie. Regulus wywrócił oczami.

- Nie było cię przy tym. Leżałeś w skrzydle szpitalnym po tym, jak chlapnąłeś sobie eliksirem prosto w twarz. 

- To nie ja! - Zaprotestował od razu. - On sam wystrzelił. 

Regulus wzruszył ramionami i spojrzał za okno. 

- Niech się cieszą, że w odwecie nie podłożyliśmy im lwiątek - Wymamrotał Rabastan.

- A skąd byś je niby wziął? - Parsknął Evan.

- Nie wiem? A skąd oni wzięli węże?

- Mnie pytasz? - Regulus nie musiał na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że w tamtym momencie ignorancko wywrócił oczami. - A skąd ja mogę to wiedzieć?

Ta dwójka już tak miała. Często sprzeczali się o różne drobnostki, chociaż nigdy nie na tyle, żeby się pokłócić, czy obrazić. Były to raczej niegroźne, czasami odrobinę głupawe dyskusje, głównie po to, żeby zabić czas, czy też przerwać ciszę. 

- Dobra, dobra. Przestań wszystko brać na poważnie. Tak tylko sobie gadałem - wymamrotał pod nosem.

Regulus poczuł pulsowanie w głowie. To był jeden z naprawdę niewielu powodów, przez które nie lubił długich podróży. Zawsze przyprawiały go o ból głowy, który czasami okazywał się wręcz nie do zniesienia. Podparł kciukiem brodę i przyłożył dwa palce do skroni zaczynając ją rozmasowywać. Nigdy mu to nie pomagało, ale i tak często zdarzało mu się to robić, zwłaszcza, kiedy ból był silny. Zamknął oczy starając się odciąć od dźwięku wciąż sprzeczających się towarzyszy, ale nie był w stanie.

- Możecie przestać się kłócić? Albo chociaż robić to ciszej? - W tonie jego głosu było wyraźne zdenerwowanie, chociaż nie miał zamiaru tego ujawniać. Poczuł jak głosy milkną i  dwie pary oczu zwracają się w jego stronę. 

- Coś się stało? - Zapytał Evan dziwnie niepewnym głosem. 

Regulus skinął głową orientując się jednocześnie, że to nie wystarczy, bo chłopak i tak będzie domagał się szczegółów.

- Głowa mnie boli, tyle. Nic takiego - zapewnił, chociaż tak naprawdę miał wrażenie jakby ktoś stukał w jego czaszkę młotkiem. Nie wspomniał o tym, bo nie lubił się skarżyć, poza tym miał nadzieję, że szybko mu przejdzie.  - Ale wolałbym po prostu, żeby było ciszej.

Regulus jedną ręką zaczął gnieść skrawek koszuli. Robił tak przez kilka chwil, ale kiedy zorientował się jak bardzo musiał ją w tamtym miejscu pognieść natychmiast przestał i wygładził ją odruchowo.

- Może spróbujesz się przespać? - Zasugerował Rabastan.

Regulus pokręcił głową. To było kolejnym powodem przez który nie lubił długich podróży. Nie ważne jak bardzo byłby zmęczony i tak by nie zasnął. Do snu podczas jazdy mogły go skłonić jedyne środki nasenne. Nie było nic innego, co w takich okolicznościach dałoby radę zmusić go do zapadnięcia w sen. 

W przedziale zapadła cisza, do jego uszu dochodził jedynie dźwięk kropel deszczu, które stukały o szybę. Nawet nie zorientował się kiedy się rozpadało. Zamknął oczy i oparł głowę o chłodne okno czując w tym samym momencie gęsią skórkę na rękach. Zrobiło się wyjątkowo spokojnie, ale nie wyglądało na to, że potrwa to długo. Szybko się o tym przekonał, kiedy tylko w przedziale po raz kolejny rozległ się ten drażniący pisk, który wydały z siebie otwierane drzwi. Regulus syknął cicho, ten dźwięk doprowadzał go do białej gorączki. Wyprostował się otwierając jednocześnie oczy. 

- Och, cześć. - Powiedział dość roztrzepanym głosem. 

Katy Greengrass weszła szybko do środka, a on złapał się za głowę w momencie, w którym zasuwała za sobą drzwi. Usiadła obok niego i uśmiechnęła się do całej trójki.

- Cześć, chłopaki. - Powiedziała odgarniając kosmyki brązowych włosów. 

Nie dało się ukryć, że to ona była mu najbliższa w całej szkole, chociaż on nigdy nie nazwał jej przyjaciółką. Miał ją raczej za bardzo dobrą koleżankę, ufał jej i wiedział, że będzie mógł z nią porozmawiać, jeśli będzie tego potrzebował. 

Zaczęła ich zagadywać, ale Regulus nie udzielał się w tej rozmowie nawet przez chwilę. Znowu spojrzał za okno odrobinę znużonym wzrokiem.

- Ej, Black, co z tobą? - Zapytała nagle szturchając go lekko w ramię. 

Płynnym ruchem obrócił głowę w jej stronę i już otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale został uprzedzony przez Evana. 

- Źle się czuje. 

Regulus westchnął i odchylił głowę kładąc ją na oparciu. 

- Moje biedactwo - powiedziała Katy bez cienia ironii, a jedynie takim tonem, jakby bardzo chciała coś na to zaradzić. 

Odsunęła się odrobinę i złapała go za ramiona tak, że jego głowa wylądowała na jej udach. Spojrzał na nią marszcząc brwi i zgiął nogi w kolanach. Katy zaczęła przeczesywać mu włosy palcami.

- Nie-

- Już, wyluzuj się trochę. Spróbuj zasnąć, może ci przejdzie. - Zasugerowała.

Regulus wywrócił oczami.

- Już dziś to słyszałem. 

- Raczej nie zaśnie. - Mruknął Rabastan zaczynając bawić się rękawem swojej koszuli.

- A może jednak... - Powiedział Rosier zaczynając grzebać przy tym w swojej torbie, po czym uniósł jakąś paczuszkę uśmiechając się triumfalnie. - Mam! Łap, Black. - Powiedział, rzucając pakunek w jego stronę.

Regulus złapał go w locie i przewrócił w dłoni przyglądając się uważnie trzymanemu przedmiotowi. Wyczuł, że pod papierem było coś twardego, ale nie rozwinął tego.

- Co to? - Spytał unosząc rękę. 

- W środku jest eliksir nasenny. 

Regulus bez ostrzeżenia odrzucił mu opakowanie. Evan nieudolnie próbował je złapać, ale ostatecznie wylądowało na ziemi pomiędzy jego stopami. Podniósł je szybko i zmarszczył brwi.

- Nie chcesz?

- Właśnie, Reggy, przyda ci się. - Powiedziała Katy mierząc go wzrokiem.

Nie podobało mu się, że zdrabniała jego imię w ten sposób. Nie chciał być tak nazywany przez kogokolwiek, a ona doskonale o tym wiedziała. Nie chcąc i nie mając siły robić z igły widły jedynie spojrzał na nią z niemałym wyrzutem. 

- Nie myśl, że ufam ci na tyle, żeby brać od ciebie jakikolwiek eliksir. - Powiedział kierując swój wzrok na Evana.

- Ale znamy się od pierwszego roku!

Regulus machnął ręką.

- To nic nie zmienia. 

- Przesadzasz. - Powiedziała Katy poprawiając się na siedzeniu.

- Ja bym zrobił tak samo. - Odezwał się Rabastan i wskazał na Evana. - Z nim nigdy nic nie wiadomo. 

Evan wywrócił oczami i zaczęli dyskutować między sobą pamiętając, aby utrzymać przy tym cichy ton. Regulus w tym czasie delikatnie odsunął rękę Katy ze swoich włosów.

- Rozwalisz mi całą fryzurę. - Powiedział odchylając lekko głowę. 

- Nie uważasz, że odrobinę przesadzasz? - Zapytała kładąc dłoń obok swojego uda.

- Może i tak, ale idę o zakład, że ty też nie chciałabyś wejść na Wielką Salę mając roztrzepane włosy.

Dziewczyna nie odpowiedziała, chociaż oboje doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że miał rację. 

Nie można było powiedzieć, że był osobą przesadnie dbającą o wygląd. Nie był typem Narcyza wpatrującego się w swoje odbicie od rana do nocy. Ale ułożona fryzura, czy elegancki ubiór dodawały mu pewności siebie. Miał świadomość, że był przystojny, może nie tak bardzo jak jego brat, ale w dalszym ciągu. Wiedział, że podobał się kilku osobom, dzięki czemu jeszcze bardziej cieszył się faktem, że jego nieufne serce w dalszym ciągu należało tylko do niego. 

- Długo jeszcze będziemy tak jechać? - Spytał Evan, który wyraźnie okazywał, że zaczyna się nudzić. 

Regulus podniósł delikatnie głowę i spojrzał za okno, jednak przez deszcz i szare niebo ciężko było mu określić porę dnia. Wykręcił się na bok i spojrzał na zegarek na nadgarstku Katy. 

- Jeszcze tak ze dwie godziny. - Powiedział znowu układając się w wygodnej pozycji i przymykając oczy. 

Reszta trasy dłużyła mu się w nieskończoność. Cały czas leżał w niezmiennej pozycji odzywając się może dwa razy. Nagle pociąg zakołysał się lekko do przodu i do tyłu po czym całkowicie się zatrzymał. Otworzył oczy w pierwszej kolejności kierując wzrok na okno. Powoli poderwał się do siadu, a następnie wstał chwiejąc się lekko. Czuł, jak podczas jazdy zdrętwiały mu nogi, Katy złapała go delikatnie za ramię i podtrzymała pomagając mu utrzymać równowagę. Skinął jej głową w podziękowaniu i odsunął się odrobinę. Evan i Rabastan wyszli wbijając się w tłum uczniów tłoczących się do wyjścia. Katy po chwili zrobiła to samo. Regulus spojrzał za nią i postanowił poczekać, aż będzie trochę luźniej, nie miał ochoty się przeciskać. 

Okazało się, że nie musiał czekać tak długo jak przypuszczał. Kiedy tylko wyszedł z pociągu od razu uderzyło w niego chłodne, jesienne powietrze oraz przyjemny zapach, który zostawił po sobie deszcz. Usłyszał odjazd pociągu, rozmowy uczniów i przypadkowych przechodniów, gdzieś w tle przebijał się ochrypły, niski głos gajowego, który wołał pierwszorocznych. 
Niebo już ciemniało, słońce zdążyło skryć się za horyzontem, a księżyc osłoniły chmury. Jedynym źródłem światła były latarnie rozjaśniające drogę. 

Wtopił się w tłum rozglądając się za Evanem i Rabastanem. W końcu odszukał ich wzrokiem i przecisnął się do nich. 

- O, Black, jesteś. - Powiedział Evan spoglądając na niego i gdyby Rabastan w porę nie pociągnął go w bok wpadłby na słup.

- Jestem, jestem, nie chciałem się przepychać. - Stwierdził wywracając oczami.

Wsiedli szybko do jednego z powozów, który zaraz po tym odjechał. Regulus spojrzał na Hogwart, do którego coraz bardziej się zbliżali. Nie mógł zaprzeczyć, że zamek w cieniu nocy robił niemałe wrażenie. Z każdym calem naprzód można było niemal odczuć unoszącą się w powietrzu magię. Piękno budynku było niepodważalne, ale tylko ten, kto zagłębił się w jego historię wiedział, że owe piękno owiane jest tajemnicą. 

W końcu podjechali pod bramę. Wyskoczył z powozu i spojrzał ukradkiem w stronę jeziora, na którego brzegu pierwszoroczni powoli wychodzili z łódek. Obrócił głowę i wyprostował się zaczynając iść za tłumem w stronę zamku. Kiedy tylko przekroczył jego próg od razu odczuł panującą w środku uroczystą atmosferę, która towarzyszyła im co roku. 

Z chęcią ominąłby całą tę ceremonię i od razu ruszył do dormitorium, jednak odsunął od siebie to pragnienie w chwili, w której wszedł na Wielką Salę. Usiadł na pierwszym wolnym miejscu przy stole Slytherinu. Po chwili dosiadła się do niego Katy. Wyglądała na zirytowaną, ale nie zapytał o co chodzi doskonale wiedząc, że gdyby chciała to już zaczęłaby mu o tym opowiadać. 

Po jakimś czasie większość uczniów siedziała już przy odpowiednich stołach. Do pomieszczenia weszła grupa pierwszorocznych, którzy idąc niepewnie pomiędzy stołami rozglądali się z ciekawością dookoła. Zastanawiał się, chociaż nie mógł sobie przypomnieć, czy czuł się zestresowany przed własnym przydziałem. 
W końcu profesor McGonagall zaczęła tłumaczyć na czym będzie polegała ceremonia przydziału. Następnie tiara, tak jak co roku, zaczęła odśpiewywać swoją piosenkę. Regulus nigdy nie lubił tej części, i być może ktoś uznałby to za akt ignorancji, ale nie przykuwał uwagi do jej tekstu. Kiedy nareszcie z ulgą mógł stwierdzić, że kapelusz zamilkł zostało odczytane pierwsze nazwisko. Obserwował jak kolejne dzieciaki są przydzielane i słuchał okrzyków radości, kiedy poszczególne domy witały swoich nowych członków. Miał wrażenie, że nigdy nie zrozumie entuzjazmu, który im przy tym towarzyszył, ale nigdy też nie powiedziałby tego głośno.

Siostra Evana została przydzielona do Hufflepuffu. Regulus zerknął na Rosiera, który położył dłoń na czole i wyraźnie zawiedziony zaczął mruczeć coś pod nosem. Black byłby w stanie pojąć jego zawód, gdyby trafiła do Gryffindoru, w końcu dom Slytherinu raczej się z nim nie lubił, ale nie sądził, żeby było tragedią mieć siostrę puchonkę. 

Kiedy już każdy pierwszoroczniak siedział na swoim miejscu na stole pojawiło się mnóstwo różnych dań. W powietrzu zaczęła unosić się mieszanina różnych zapachów, od pieczonego kurczaka, po gotowane warzywa. Regulus stwierdził, że nie jest głodny, uznał jednak, że zje chociaż trochę. Nałożył sobie niewielką porcję na talerz i zmusił się, żeby powoli ją zjeść. Katy zaczęła coś do niego mówić, ale przez tłum rozgadanych uczniów słyszał ją tylko połowicznie. 

Minęło może pół godziny, gdy całe jedzenie zniknęło, na miejscu brudnych talerzy i sztućców pojawiły się czyste, a stół zajęło mnóstwo ciast, ciasteczek, babeczek i innych słodkości. Regulus odpuścił sobie deser, naprawdę rzadko jadł słodycze i nie czuł potrzeby, żeby zacząć robić to częściej.
Jego wzrok mimowolnie podążył do stołu Gryffindoru, gdzie bez problemu odszukał Jamesa. Patrząc na niego jednocześnie chciał i nie chciał uwolnić się od tego absurdalnego zauroczenia. Rozsądek podpowiadał mu, że tak będzie najlepiej podczas gdy serce nie chciało go słuchać. On jednak zawsze bardziej cenił sobie rozum od uczucia. Kierując się rozumem miał pewność, że nie zostanie zraniony, czy też oszukany. Z uczuciami bywało różnie. 
Rozum nakazywał mu odwrócić wzrok, podczas gdy jego oczy nieposłusznie nie chciały patrzeć nigdzie indziej. Patrzył na jego twarz z profilu po cichu obserwując jego ruchy. Ocknął się dopiero wtedy, gdy dostrzegł jak Syriusz zerka na niego przez ramię, po czym szturcha Jamesa w bok. Szybko spojrzał w innym kierunku sięgając po swoją szklankę napełnioną sokiem dyniowym, aby tylko zająć się jakąś czynnością. Czuł na sobie wzrok, ale nie miał zamiaru upewniać się, czy to uczucie nie było złudne.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro