Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❣ XVIII ❣

Cały czas leżał, licząc, że sen sam na niego spadnie, bo przepełniony emocjami nie był w stanie samodzielnie próbować zasnąć. Patrzył się w sufit, jakby w ciemności mógł na nim coś dojrzeć. Usłyszał cichy dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach i po cichu patrzył na sylwetkę Evana, która przechodziła przez pokój prosto na swoje łóżko. Nie odezwał się ani słowem, nie zdradził, że jeszcze nie usnął, bo był pewny, że chłopak tak właśnie myślał. Usłyszał szybkie otwieranie szuflady i zobaczył, że Evan przeszukiwał jej zawartość, robiąc przy tym trochę hałasu, który w ciszy wydawał się wydatniejszy. Dźwięk przesuwania i wyrzucania różnych rzeczy na podłogę rozlegał się w całym pokoju, Regulus widział w ciemności gorączkowe, może nawet błagalne ruchy. Nie miał pojęcia, czego Evan szukał, ale to musiało być coś ważnego. W pewnej chwili Regulus już był gotowy wstać i mu pomóc, ale coś go powstrzymało. 
W końcu usłyszał szelest, a zaraz po tym dźwięk zamykanej szuflady. Zmrużył oczy, rozległ się cichy dźwięk kroków, przechylił głowę podążając wzrokiem za Evanem i przymknął oczy, kiedy przez otwarte drzwi wpadło światło z korytarza. Po chwili drzwi zostały głośno zamknięte i znowu nastąpiła ciemność, a Regulus znowu musiał się do niej przyzwyczajać.

Postanowił podjąć próbę zaśnięcia. Przewracał się z boku na bok szukając wygodnej pozycji, ale żadna zdawała się nie być wystarczająca. Tu go coś uwierało, tam kołdra się źle ułożyła, prześcieradło się zmarszczyło. Ciągle było coś, co sprawiało, że było mu niewygodnie, a jego próba zaśnięcia stała się nagle jedną wielką szamotaniną. Jego myśli też nie ułatwiały mu sprawy, ciągle krążyły wokół Jamesa, wokół tego w jaki sposób na niego patrzył, jak się uśmiechał, mierzwił sobie włosy. Ale jego myśli nie ograniczały się tylko do tych przyjemnych. Bo zmierzały też czasem do Evana, do tego, że Regulus poważnie zaczynał się o niego martwić, chociaż jakaś część jego próbowała mu wmówić, że nie ma potrzeby. Ale on uważał, że lepiej się pomylić niż zlekceważyć problem. 

W końcu zrezygnował z męczącej próby zaśnięcia i podniósł się. Rozejrzał się po pokoju, przez chwilę mając wrażenie jakby był w innym, zupełnie obcym, odległym miejscu. Zamrugał kilkakrotnie, spojrzał na rozrzuconą pościel na łóżku Evana i zarys kilku rzeczy leżących przy jego nim, Regulus nie zdołał poznać co to dokładnie było. Usłyszał ciche pochrapywanie na drugim końcu pokoju i podejrzewał, że był to Rookwood, chociaż nie mógł być co do tego pewny. Po cichu poszedł do wyjścia, liczył, że znajdzie Evana w pokoju wspólnym i będzie mógł dotrzymać mu towarzystwa, może nawet z nim porozmawiać, wysłuchać go, gdyby tylko chciał mówić. 
Zdawało mu się, że usłyszał trzask, rozejrzał się dookoła, ale nic nie zobaczył, więc przeszedł korytarzem wprost do pokoju wspólnego. W przeciwieństwie do dobrze oświetlonego korytarza, w pomieszczeniu jedynym źródłem światła był ogień żywo płonący w kominku, a jego blask padał prosto na postać siedzącą przy nim. Nogi miała podkurczone, na nich oparty jakiś pergamin. Obok niej stała buteleczka z atramentem, kilka kropel było rozlanych na podłodze, kapały z końcówki rozłamanego na pół pióra. Słychać było ciche skrobanie o papier i kiedy Regulus podszedł bliżej, zobaczył, że w dłoni Evana było inne, całe pióro, prawdopodobnie dopiero co wyciągnięte z całego pęka innych.
Nie bardzo wiedział co powinien zrobić, co powiedzieć, żeby nie palnąć czegoś głupiego, żeby nie stawiać nikogo w niekomfortowej sytuacji. 
Evan wyczuł jego obecność, bo skrobanie ustało, a chłopak obrócił się przez ramię, zagarniając sobie włosy do tyłu.

- Nie śpisz jeszcze? - Spytał cicho, z lekkim zaskoczeniem. Ciężko było nie dostrzec jego delikatnie zaczerwienionych oczu, rumianych policzków, na których widać było jeszcze ślady łez i posępnego wyrazu twarzy, którego tym razem nie dało mu się ukryć. Regulus czuł, że nie powinien tego zobaczyć, nawet czuł, że nie powinno go tam być. 

- Nie mogłem usnąć. - Powiedział i usiadł obok niego. Zerknął przez moment na list, nie po to, żeby próbować cokolwiek z niego odczytać tylko tak po prostu, nawet się nad tym nie zastanawiając. Szybko znów wrócił wzrokiem do Evana, który przecierał sobie oko nadgarstkiem i przeciągał się leniwie. 

- To tak jak ja. - Mruknął. Spojrzał na swój list i zaczął coś do niego dopisywać. Regulus odsunął się trochę, żeby nie sprawiać wrażenia, jakby chciał mu tam zajrzeć. 

- Evan? - Spytał w końcu. Chłopak oderwał się od pisania i spojrzał na niego, mrugając szybko. Na policzku miał drobny ślad po atramencie. - Chcesz mi powiedzieć co się dzieje? - Powiedział ostrożnie. Chłopak wzruszył ramionami. 

- No zły sen miałem. - Odparł prosto, z roztargnieniem, zupełnie inaczej niż zwykł wypowiadać się na co dzień.  - A później szukałem takiej jednej rzeczy, ale nie znalazłem i teraz piszę do matki, żeby mi ją przysłała. - Dla Regulusa brzmiało to tylko jak słaba wymówka, ale nie zarzucił mu tego. Nie było sensu, skoro i tak by się wszystkiego wyparł, a on nie miałby jak mu udowodnić, że było inaczej.

- I zorientowałeś się dopiero teraz? - Spytał zamiast tego, opierając dłonie za sobą i przechylając się trochę do tyłu. Evan zamrugał i znowu odgarnął sobie włosy. Przez chwilę się namyślał, jakby zapomniał jak się mówi, lub nie mógł znaleźć słowa, a jego brwi uniosły się lekko do góry. 

- Zazwyczaj się zauważa, że się czegoś nie ma, kiedy się tego szuka. - Powiedział w końcu i dopisał coś do listu, po czym złożył go na pół, najpierw pionowo, następnie drugi raz, poziomo. - Za tydzień mamy ten mecz? - Spytał, wsuwając list do koperty i ją lakując. Regulus pokiwał głową. 

- Za tydzień. - Powtórzył. Przez usta Evana przemknął cień słabego uśmiechu. 

- Mniej więcej znam ich taktykę. - Powiedział i popatrzył na Regulusa, prostując się i odkładając list na bok. Regulus otworzył usta, następnie je zamknął nie wiedząc co powiedzieć. Evan zaśmiał się niewesoło.

- Dzięki Ruth. Powiedziała mi to i owo. - Wziął czysty pergamin i narysował na nim kilka kresek, które po chwili ułożyły się mniej więcej w plan boiska. - Wątpię, żeby mi nakłamała. - Zaczął pokazywać Regulusowi jak to miało wyglądać. 

- To dość logiczne. - Mruknął Regulus pod nosem, wziął od niego prowizoryczny plan boiska i pióro. Namyślił się chwilę, po czym swobodnie zaczął po tym bazgrać. - Tak, to chyba będzie to. Albo nie. - Znowu coś nabazgrał. - Przećwiczymy to w najbliższym czasie. 

Evan pochylił się w bok i spojrzał na zabazgrany pergamin, próbując cokolwiek z niego odczytać.

- Co wymyśliłeś? - Spytał, marszcząc brwi. Regulus zaczął mu to tłumaczyć, było to chaotyczne, nieskładne, ale Evan zrozumiał, o co mu chodziło. Kiwał spokojnie głową, przyglądając się dłoni Regulusa sunącej po planie boiska.

- I to tyle. - Podsumował Regulus, oddając mu pióro i prostując się. - Co myślisz? - Spytał, przejeżdżając palcem po ostatniej kresce, którą narysował, a kiedy atrament nie pozostawił śladu na jego palcu złożył kartkę na pół. Evan wzruszył ramionami.

- Zobaczymy jak to będzie w praktyce. - Przetarł oczy. 

Regulus zdał sobie sprawę, że tak naprawdę kiedy zobaczył Evana planował porozmawiać z nim o czymś zupełnie innym. I doszedł do wniosku, że chłopak był mistrzem odwracania uwagi innych, co szybko zanotował sobie w głowie, żeby nie umknęło mu to następnym razem.
Ale nie wrócił do tamtego tematu, chociaż czuł, że być może źle robił. Po prostu nie miał odpowiednich słów, nie wiedział co Evan mógłby mu powiedzieć, gdyby w ogóle chciał, i nie miał pojęcia jak mógłby zareagować. Nie chciał zrobić czegoś nie tak, mógłby jeszcze bardziej pogorszyć sytuację. 

Evan zakręcił buteleczkę z atramentem i zebrał swoje rzeczy. Ziewnął, zakrywając usta dłonią, a w drugą chwycił list, biorąc go między kciuk a palec wskazujący. 

- Kiedy byłeś w sowiarni wieczorem to było chłodno? - Spytał, a jego głos w uszach Regulusa zabrzmiał jakoś dziwnie, nagląco jakby chciał jak najszybciej sobie pójść.

- Było dość chłodno. Teraz też pewnie jest. - Odparł po chwili namysłu. Evan spojrzał na swoją piżamę i pomacał w palcach cienki materiał. 

- Trudno, wyślę jutro. - Oznajmił i wstał energicznie. Wziął wszystkie swoje rzeczy i skierował się w stronę korytarza prowadzącego do szeregu sypialni chłopców. Regulus podniósł się i poszedł za nim, nie chcąc zostawać sam w pokoju wspólnym. Zatrzymał się przy odpowiednich drzwiach i chwycił za klamkę od ich dormitorium, ale Evan poszedł dalej, korytarzem prosto.

- To już tutaj. - Powiedział Regulus, uchylając drzwi i patrząc na niego. Chłopak obrócił się przez ramię. 

- Nie, ja pójdę do nich. - Powiedział, łapiąc za klamkę drzwi od pokoju na końcu korytarza. - Nie chcę dziś zostawać sam. - Oznajmił, a w uszach Regulusa to zdanie wypowiedziane przez niego brzmiało tak szczerze jak nigdy dotąd. - Buonanotte. - Pożegnał się i wszedł do tamtego pokoju. Regulus jeszcze przez kilka sekund patrzył w miejsce, gdzie przed chwilą stał, po czym wszedł do swojego dormitorium i po cichu poszedł do łóżka.
Udało mu się usnąć dopiero nad ranem, kiedy na korytarzu słychać było już kroki tych najwcześniej wstających osób. 

Przebudził się usłyszawszy dźwięk jakiejś głośnej rozmowy. Otworzył klejące się oczy, przez chwilę obraz był zamazany. Wyciągnął dłoń spod kołdry i przetarł nią powieki. Obraz się wyostrzył, zamrugał i przewrócił się z boku na plecy, podjął próbę delikatnego uniesienia głowy, ale szybko opadł nią z powrotem na poduszkę. Rozejrzał się, oprócz niego w pomieszczeniu byli tylko Evan i Katy, którzy rozmawiali  siedząc na łóżku Evana i zupełnie nie przejmując się tym, że nie byli sami.  Leżał przez chwilę nic nie robiąc, aż w końcu w głowie odliczył do trzech i podniósł się do siadu. Spojrzenia Evana i Katy w jednej chwili przeniosły się na niego. Chłopak rozłożył ręce tak, jakby chciał kogoś uściskać.

- Wstał. Widzisz, Katy? Wcale nie umarł. - Powiedział pogodnie. Wychylił się i sięgnął po biały kubek leżący na jego szafce nocnej, nad którym unosiła się para. Katy wywróciła oczami.

- No dobra, ale dziwisz mi się? On nigdy tak późno nie wstaje. - Powiedziała, żywo gestykulując. Evan wzruszył ramionami, wyjął z pudełka czekoladek leżącego przed nim dwie pralinki i obrócił je między palcami, po czym wsunął jedną do ust.

- Zawsze można zrobić wyjątek od zasady. - Powiedział pomiędzy przełknięciem jednej czekoladki a wepchaniem sobie do ust następnej. - Ważne, żeby nie robić tego zbyt często, bo wtedy to wyjątek stanie się zasadą, a zasada wyjątkiem. Chociaż to może w tym przypadku nie byłoby takie złe. - Uniósł wzrok to góry i zamrugał. - Nie byłbym jedyną osobą, która notorycznie się spóźnia. - Regulus chwycił poduszkę i nią w niego rzucił, ale chłopak szybko ją złapał i ścisnął w dłoniach. 

- Rabastana udajesz? - Spytał i odrzucił mu poduszkę. Regulus wywrócił oczami i pokręcił głową. 

- Niech lepiej ten jeden wyjątek pozostanie wyjątkiem. - Oznajmił. - Nie mam zamiaru się spóźniać. Która godzina? - Spytał, po czym wychylił się, mrużąc delikatnie oczy i spojrzał na zegarek. - Trzynasta, dzięki. 

Evan i Katy parsknęli śmiechem, a Regulus, chociaż czuł, że na usta cisnął mu się uśmiech to był zbyt zmęczony, żeby go ukazać, więc wzruszył jedynie ramionami. 

- Przynajmniej obudziłem się od razu na obiad. - Powiedział, okrywając się  bardziej kołdrą i pochylając do boku. Jedną dłonią oparł się o podłogę, a drugą zaczął grzebać między ubraniami w poszukiwaniu czegoś co mógłby założyć. W końcu zdecydował się na to, co mu pierwsze wpadło w ręce, a okazało się to brązowo czarnymi spodniami w kratę i czarnym, wymiętym golfem. Uniósł te rzeczy i obejrzał, a oceniwszy, że spodobał mu się ten strój, leniwie wstał z łóżka, owijając się szczelnie kocem i wystawiając spod niego tylko jedną dłoń tę, w której trzymał ubrania. 

- Znacie może zaklęcie, żeby ten golf nie wyglądał tak... - Spytał, przekręcając rękę tak, żeby golf był skierowany w ich stronę. 

- Tak jak wyjęty psu z gardła? - Podsunęła Katy. - Tak, znam. - Dodała. 

- My znamy. - Dodał Evan, przewalając się na łóżku do pozycji leżącej. Katy wywróciła oczami, wyciągnęła różdżkę i wymamrotała jakieś zaklęcie, a wszystkie zagniecenia zarówno na golfie, jak i na spodniach, które również się znalazły wygładziły się w jednej chwili. Evan spojrzał na Katy. - A skąd je znamy? - Spytał, zjadając ostatnią czekoladkę. Wziął pudełko w obie dłonie i wywrócił do góry nogami licząc, że jeszcze coś z niego wypadnie, a po wszystkim zrobił zawiedzioną minę. 

- Kiedyś mama mi pokazała, bo uznała, że mi się przyda. Jak na razie przydaje się wam, a nie mi, przynajmniej potrafię utrzymać moje ubrania w normalnym stanie. - Złapała Evana za nadgarstek i zsunąwszy z niego czarną gumkę, związała sobie włosy marszcząc przy tym brwi i robiąc dziwnie skupioną minę, jakby wykonywała czynność trudną, lub jakby w jej głowie siedział jakiś ciężki temat. 

- Nie byłyby takie wygniecione, ale raz Evan przeszukał mi całą szafkę i tak jakoś wyszło. - Stwierdził Regulus, patrząc w stronę otwartej szafki i porozwalanych w niej ubrań i z utęsknieniem przypominając sobie jak schludnie i równo na początku były poukładane. 

-Nie znacie się. To żadne wygniecenia, żaden bałagan. To ład artystyczny. - Powiedział, przesuwając otwartą dłonią w powietrzu tak, jakby przesuwał nią po jakiejś niewidzialnej ścianie. - Nie każdy zrozumie coś takiego. - Wzruszył ramionami. 

Regulus kopniakiem zamknął szafkę, ale jej drzwiczki nie domknęły się, a zatrzymały przez wystający skrawek swetra. Z irytacją wcisnął go głębiej, nie zważając na to, że gniótł go jeszcze bardziej i kiedy domknął szafkę szybkim krokiem poszedł do łazienki, żeby się przebrać. Poskutkowało to jedynie tym, że potknął się o koc, w który był owinięty i prawie się przewrócił. Usłyszał jak Katy zachichotała cicho i nie zwrócił na to uwagi tylko dlatego, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że na jej miejscu zrobiłby to samo. Zdjął koc i odrzucił go, po czym wszedł do łazienki. Ubrał się i umył twarz ciepłą wodą. Spojrzał na siebie w lustrze, zaróżowiona twarz, po której spływały pojedyncze kropelki wody, mokre końcówki włosów, które niesfornie wpadły mu między dłonie podczas mycia. 

I nagle dotarło do niego co wydarzyło się w nocy. Jakby o tym zapomniał niczym o zwykłym śnie, o którym pamiętamy, że był dobry, ale nie zdążyliśmy spamiętać jego treści, przynajmniej niezbyt dokładnie. To było jak coś odległego, wytwór wyobraźni, dalekie, ulotne wspomnienie z poprzednich wcieleń. 
Ale to nie był ani sen, ani nic odległego. Zdarzyło się to zaledwie kilka godzin wcześniej. Pocałunek, to przyjemne uczucie, które pojawiło się podczas niego i jeszcze długo się utrzymywało, a wracało na samą myśl. 
A mimo to Regulus obawiał się, że wyobraźnia go zwodzi, a sen okazał się po prostu zbyt prawdziwy, co nie zmieniało faktu, że szczerzył się do siebie przed lustrem, jakby zupełnie postradał zmysły, a być może właśnie to zakochanie, czy też miłość robią z człowiekiem. Bo być może tylko początkowo wszelka miłość, czy uczucia jej podobne są ogłupiające. A później się dzięki nim nabiera rozsądku, mądrzeje.
Zaczął to sobie wszystko powoli układać.
Tak, to było prawdziwe. Musiało być. 
Należało do niego. Nie, nie do niego. Do nich. Do niego i do Jamesa. To wspomnienie należało do nich.
Było zbyt dobre, żeby było prawdziwe, a jednak prawdziwe było, bo było zbyt uczuciowe, żeby to był sen.
A jeśli był - pomyślał Regulus. - Jeśli to był sen to najlepszy w moim życiu.
Ale chociaż to wszystko wydawało się tak odległe, to Regulus zbytnio pamiętał jego dotyk, żeby uznać to za nieprawdę.

Chwycił ręcznik i niedokładnie starł z twarzy mokre smugi pozostawione przez spływające po niej krople wody. Ułożył włosy i ostatni raz poprawiwszy sobie golf przed lustrem, wyszedł z łazienki. Podszedł do swojego łóżka i zaczął je ścielić, w międzyczasie dopiero odczuł jak bardzo był głodny i miał tylko nadzieję, że nie zaburczy mu w brzuchu. Zerknął ukradkiem na zegarek, poprawiając koc w rogu łóżka. 

- Idzie ktoś ze mną na obiad? - Spytał, odwracając się w stronę Evana i Katy. 

- Ja zjem później. - Powiedziała dziewczyna, kładąc się prostopadle do Evana, układając głowę na jego brzuchu, a ręce kładąc pod nią.

- Ja też. - Powiedział Evan, kiwając głową i wgapiając się w sufit. - Na śniadaniu dużo zjadłem, więc teraz już mi się nie chce. Dwa naleśniki. - Zaczął wymieniać, unosząc dłoń i wyliczając na palcach. - Tost z dżemem... 

- Tost z masłem orzechowym. - Podsunęła Katy. Evan po krótkiej chwili zastanowienia pokiwał głową. 

- Tost z masłem orzechowym. - Powtórzył. - I tost z dżemem i masłem orzechowym. A no i wypiłem kubek kawy. - Opuścił rękę i uśmiechnął się lekko. - Tak, to były dobre czasy. - Powiedział w zamyśleniu. - Bardzo dobre czasy. 

- Jasne. - Powiedział Regulus, wywracając oczami i podszedł do swoich podręczników. Usiadł na skraju łóżka i zaczął je przeglądać, notując sobie jednocześnie w głowie, z których przedmiotów powinien się pouczyć. Trochę się tego nazbierało, więc decyzję o zabraniu podręczników od razu podjął bez większego zastanowienia. Chwycił torbę i szybko wsunął do niej potrzebne rzeczy, a kiedy wstał i zarzucił ją sobie na ramię okazała się nie być tak ciężka jak przypuszczał, że będzie. 
Wyszedł z dormitorium i nie zatrzymując się przeszedł z lochów na parter, gdzie uczniów wcale nie było znacznie więcej niż na dole. Poprawił sobie torbę na ramieniu i poszedł prosto w stronę Wielkiej Sali. Skręcił w prawo, co było równoznaczne z tym, że tylko ostatnia prosta została mu do celu. A w połowie korytarza stali Remus, który oparty o parapet czytał jakąś książkę, Syriusz i James, którzy głośno rozmawiali i wyraźnie z czegoś żartowali, szturchając się przy tym, i Peter, który stał obok nich z rękami w kieszeniach, przeżuwając coś i podśmiewując się pod nosem.
Regulus w pierwszej chwili chciał się wycofać, dopóki go jeszcze nie zauważyli, chociaż szczególnie chodziło mu o zachowanie brata, Remus wyglądało na to, że go lubił, James był jego chłopakiem, a Regulus szczerze wątpił w to, żeby Peter sam z siebie go zaczepiał. 
James jego chłopakiem. Jak to dziwnie dla niego brzmiało. 
Właśnie, James. Przy Syriuszu musieli udawać, że nic ich nie łączyło.

W końcu wziął się w garść, zacisnął dłoń na ramiączku torby i poszedł, patrząc przed siebie. Gdyby był z kimś, zająłby się rozmową, udając, że po prostu ich nie dostrzegł. Teraz to nie mogło stanowić dla niego wymówki, więc uparcie wpatrywał się w punkt przed sobą, mając nadzieję, że spośród wielu innych uczniów po prostu nie zwrócą na niego uwagi. 
Już zdawało mu się, że wszystko szło po jego myśli i uniknie nieprzyjemnej, niezręcznej sytuacji, a o swojej pomyłce przekonał się bardzo szybko, kiedy tylko usłyszał śmiechy, w chwili, kiedy przechodził obok całej czwórki. Zignorował to, postanowiwszy po prostu iść dalej, jednak nawet to nie poskutkowało. Przeszedł zaledwie kilka kroków, zanim usłyszał głos Syriusza.

- Hej, braciszku - zawołał donośnie - podobał ci się pluszowy miś? Bo nie było okazji spytać wcześniej. - Jego głos był przepełniony kpiną, a Regulus poczuł w środku złość i nagły impuls, który kazał mu wyładować ją na swoim starszym bracie. Powstrzymał to jednak, zatrzymał się, a opanowawszy emocje odwrócił. Spojrzał na brata poważnie i uniósł delikatnie jedną brew.

- O czym ty mówisz? Jaki pluszowy miś? - Spytał, starając się brzmieć tak, jakby zupełnie nie miał pojęcia o czym on mówił i chcąc tym samym sprawić by pomyślał, że być może pomylił dormitoria, czy też łóżka. Powstrzymał rozbawiony, pełen satysfakcji uśmiech, cisnący mu się na twarz, kiedy wyraźnie wywołał zamierzony efekt, a kpina zmyła się z twarzy Syriusza. Remus, nie odrywając wzroku od książki parsknął śmiechem, a James skrzyżował ręce na piersi i próbował zachować zwyczajny wyraz twarzy, kiedy akurat Syriusz nie patrzył, puścił Regulusowi oczko. Chłopak odwrócił wzrok, ciesząc się, że tym razem się nie zarumienił i odwrócił się na pięcie, już bez zbędnego zatrzymywania się idąc prosto na Wielką Salę. 

W środku było dużo osób, a dźwięki rozmów mieszały się ze sobą tworząc hałas, który wyjątkowo tego dnia nie przeszkadzał Regulusowi tak bardzo, być może powodem było jego zamyślenie, nad którym zupełnie nie panował. Zajął pierwsze wolne miejsce najbliżej drzwi, zdjął torbę z ramienia i położył ją na ziemi, opierając o swoją nogę. Pierwsze co zrobił, to napełnił sobie kubek kawą, a zaraz po tym nałożył porządną porcję pieczonych ziemniaków, kurczaka i warzyw. Czuł, że tego dnia był w stanie zjeść więcej niż zwykle. Upił duży łyk kawy, a do jego ucha dotarł kawałek rozmowy drugoroczniaków, niedaleko których siedział, i którzy rozmawiali o tym jak wiele mają lekcji. A Regulus pomyślał wtedy, że z miłą chęcią ponarzekałby na taką ilość nauki, jaką mieli uczniowie drugiego roku. 
Wstał od stołu zostawiając jeszcze trochę jedzenia na talerzu. Wziął swoją torbę i skierował się do wyjścia, w drodze zarzucając ją sobie na ramię. Wychodząc minął grupkę krukonek i poczuł, że obejrzały się za nim, kiedy przeszły dalej, chociaż nie mógł być tego pewny, bo polegał jedynie na własnym odczuciu. 
Wyszedł na korytarz i ukradkiem zobaczył Jamesa, który stał z boku, opierając się o ścianę, najpewniej, skoro był sam to na niego czekał. A Regulus jednocześnie chciał i nie chciał się z nim spotkać, bo tak wiele wątpliwości nagle go ogarnęło, że być może naprawdę to był tylko sen, który potraktował zbyt poważnie, lub żart, który nigdy nie powinien mieć miejsca i marnował tylko czas wszystkich w niego wmieszanych. Wiadomym jednak było to, że Regulus po prostu wyolbrzymiał i wymyślał najgorsze drogi jakimi mogłaby potoczyć się ta sytuacja. 
Poszedł prosto w stronę biblioteki, ciesząc się, że musiał przez to skręcić w przeciwną stronę w stosunku do tej, po której stał James. W razie czego mógł powiedzieć, że po prostu go nie zauważył, lub obawiał się, że Syriusz mógł być gdzieś w pobliżu. 

- Regulus. - Usłyszał za sobą swoje imię wypowiedziane powolnym, niskim głosem i zaakcentowane w dziwny, specyficzny sposób. Taki sposób wymawiania jego imienia był nowy, przyjemny, chciał to słyszeć, jednocześnie czuć ten dziwny dreszcz. Obrócił się powoli i spojrzał na Jamesa, który w dalszym ciągu opierał się o ścianę, ręce miał skrzyżowane na piersi, głowę odrobinę pochyloną do przodu i wpatrywał się w niego. Regulus już nie miał wyjścia, podszedł do niego, a w tym czasie James zrobił kilka kroków w przód. Uśmiech wpłynął na jego twarz, a Regulus powstrzymał się od rzucenia mu się na szyję. 

- Hej - oblał się rumieńcem zawstydzenia, zrobiło mu się głupio, że nie podszedł do niego od razu. - Nie zauważyłem cię wcześniej. - Dodał, a po jego głosie ciężko było poznać, że skłamał. James pokiwał głową i przejechał palcami po kosmyku jego włosów.

- Gdzie się teraz wybierasz? - Spytał i uśmiechnął się. Złapał jego dłoń i splótł ich palce.

- Do biblioteki. Muszę się trochę pouczyć. - Powiedział i pomachał delikatnie torbą. James pokiwał głową. - Możesz iść ze mną. - Dodał, brzmiało to jak zwykła propozycja wynikająca z uprzejmości, jednak za tym kryło się to, że chociaż Regulus nie przyznałby się do tego głośno to chciał spędzić z nim czas, nawet, gdyby James miał go rozpraszać. 

- A musi to  być w bibliotece? Nie chce mi się tam iść. - Marudził, przechylając lekko głowę i patrząc na niego tak, jakby bardzo chciał postawić na swoim. - Nie możemy pójść do twojego dormitorium?

Regulus już otworzył usta, żeby się zgodzić, ale po chwili je zamknął. W dormitorium pewnie byli Evan i Katy, a on nie chciał im na razie mówić o swoim związku, woląc potrzymać ich w niepewności jeszcze przez jakiś czas. Pokręcił powoli głową. 

- Wolałbym w bibliotece, tam będzie przynajmniej cicho. - Spojrzał na niego i uśmiechnął się. Pociągnął delikatnie jego dłoń w swoją stronę. - No chodź. - Powiedział zachęcająco. James jęknął męczeńsko.

- Zanudzę się. - Narzekał. Najwyraźniej uznał, że skoro już był z Regulusem to mógł sobie pozwolić na więcej marudzenia. Regulus puścił jego dłoń. 

- Czyli moje towarzystwo cię nudzi, tak? - Spytał pretensjonalnie, chociaż tak naprawdę tylko się z nim przekomarzał. James otworzył usta, potem je zamknął, potem znowu otworzył i zrobił tak jeszcze kilka razy, a Regulus odwrócił się i poszedł w stronę biblioteki, tylko po to, żeby chłopak nie zobaczył jego rozbawionego wyrazu twarzy. Kiedy przeszedł kilka kroków udało mu się nieco spoważnieć, uniósł dumnie głowę idąc prosto w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro. Usłyszał jak ktoś szybkim krokiem szedł tuż za nim, później poczuł ucisk czyjejś dłoni na swojej, który gwałtownie obrócił go do tyłu. Tak bardzo się tego nie spodziewał, że mimowolnie postąpił kilka kroków w stronę Jamesa i wpadł na niego. Uniósł głowę, a James swoją spuścił i patrzyli tak na siebie przez kilka chwil, Reguls splótł ich palce.

- Wiesz, że nie o to mi chodziło. - Powiedział James. - Proszę cię, nie mów mi, że coś spierdoliłem, zanim to zdążyło się na dobre zacząć. - Regulus pokręcił głową i zaczął gładzić kciukiem wierzch jego dłoni.

- Jejku, nie spodziewałem się, że aż tak zareagujesz. - Parsknął. Obrócił się i znowu powoli zaczął iść w stronę biblioteki, cały czas trzymając jego dłoń, a chłopak po chwili dotrzymał mu kroku. - Tylko żartowałem. - Dodał, czując na sobie spojrzenie Jamesa.
Ta sytuacja jedynie przypomniała mu o tym, dlaczego tak rzadko żartował - bo mało kto rozumiał jego żarty, wielu brało je na poważnie, co prowadziło do nieporozumień.

Rozejrzał się, miał wrażenie, że wszyscy się na nich patrzyli, chociaż tak naprawdę nikt tego nie robił, no może oprócz kilku plotkar stojących z boku, którymi uczniowie zwykli już się nie przejmować. Kiedy byli już w połowie schodów dyskretnie puścił dłoń Jamesa i zacisnął ją na ramiączku swojej torby. Poczuł na sobie jego nierozumiejące spojrzenie. Nie odezwał się. Nie chciał nic wyjaśniać.

- Coś nie tak? Czemu to zrobiłeś? - Usłyszał, kiedy już minęli grupę krukonów, którzy schodzili na parter. Regulus spojrzał na niego.

- Bo na razie Syriusz nic nie wie. - Oznajmił, wchodząc na piętro i skręcając w stronę biblioteki. 

- I tak się będzie musiał dowiedzieć. - Powiedział i otworzył drzwi do biblioteki, przepuszczając przed sobą Regulusa, który pokiwał głową. 

- Wiem. - Powiedział przyciszonym głosem i podszedł do pierwszego wolnego stolika. Odsunął sobie krzesło i usiadł przy ścianie, a James naprzeciwko niego, przyglądał mu się uważnie czekając na ciąg dalszy wypowiedzi, ale Regulus nie spieszył się. Wyciągnął część podręczników i uniósł wzrok na chłopaka. - Ale nie mówmy mu na razie. Wiem, że to twój przyjaciel, po prostu... - Czuł się w obowiązku wyjaśnić dlaczego chciał zrobić tak, a nie inaczej, ale tak naprawdę nie musiał się tłumaczyć. James położył dłoń na jego.

- W porządku, rozumiem. - Powiedział, po czym zabrał dłoń, żeby w charakterystycznym dla siebie geście zmierzwić sobie włosy. 

Regulus ułożył książki w kolejności, w jakiej chciał się uczyć, pozostawiając na samym dole stosiku te, z których miał zamiar skorzystać na końcu i zaczął czytać odpowiednie akapity z podręcznika na samej górze, zerkając co chwilę na Jamesa, który rozglądał się i wiercił, a za którymś razem, kiedy Regulus po raz kolejny dyskretnie uniósł wzrok, James siedział z jego książką od transmutacji i przekartkowywał ją, a po tempie w jakim to robił, można było wywnioskować, że tylko oglądał obrazki, zupełnie tak, jakby widział je po raz pierwszy, okazując przy tym najwyższe zainteresowanie, a Regulus uśmiechnął się, starając się, aby ten uśmiech nie przeistoczył się w śmiech. 

- Nie masz nic do nauki? -Spytał w końcu Regulus, wyprostowując się. James zamknął książkę i odłożył ją obok stosiku, po czym poprawił sobie okulary, kręcąc głową. 

- Coś tam miałem, ale zrobiłem rano. - Oznajmił, odgarniając sobie włosy z czoła.

- To ty w ogóle spałeś? - Spytał Regulus, szybko zaczynając zapisywać zdanie, które właśnie pojawiło mu się w głowie. James pokiwał głową. 

- Oczywiście, że tak. Przecież wcale tak późno nie wróciliśmy. - Stwierdził. Regulus nie przyznał się, że on sam przez te wszystkie emocje miał problem z zaśnięciem. Usłyszał głośne szuranie krzesła, następnie kroki. Uniósł głowę i spojrzał na Jamesa, który przesiadł się na miejsce obok niego i położył głowę na jego ramieniu. - Dużo ci tego zostało? - Spytał, kiwając lekko głową. Regulus spojrzał na podręczniki i oszacował w głowie, czy dużo mu zostało, próbując zmniejszyć ilość tego wszystkiego do minimum, odejmując to, co nie było konieczne, bo chciał jak najszybciej spędzić czas z Jamesem. 

- Trochę zostało... - Powiedział w końcu. - Trochę dużo. - Spojrzał na Jamesa i ich twarze były centralnie naprzeciwko siebie. James pocałował go najpierw w nos, a później w kącik ust i w brodę. 

- To się ucz, skoro musisz. - Powiedział, delikatnym ruchem zakładając mu kosmyk włosów za ucho. - A jak skończysz, to spędzimy trochę czasu razem? U ciebie w dormitorium. Albo u mnie... Jeśli oczywiście Syriusza nie będzie. - Dodał szybko, widząc minę Regulusa. - Albo w takim jednym miejscu. - Uśmiechnął się. - Z resztą pokażę ci.

Regulus już chciał dopytać go co to za miejsce, ale odpuścił uznając, że dowie się, kiedy przyjdzie na to czas, a jeśli James chciał go czymś zaskoczyć, lub zrobić mu niespodziankę, to pozwoli mu na to.
Wrócił do nauki, a James od czasu do czasu darzył go delikatnymi pocałunkami, lub bawił się jego włosami. Regulus nie wiedział, czy robił to z chęci zwrócenia na siebie uwagi, z nudów, czy też tak po prostu. I chociaż go to rozpraszało, to zbyt mu się podobało, żeby kazać mu przestać, więc swoim milczeniem pozwalał mu na to drobne rozpraszanie. 

- A jak wam idą przygotowania do meczu? - Spytał James, kiedy Regulus zamykał książkę i chował ją razem ze skończonym wypracowaniem do torby, tworząc tym samym krótką chwilę wytchnienia, którą mogli poświęcić na wymianę kilku zdań.

- Bardzo dobrze. - Odparł pewnie, sięgając po kolejny podręcznik. - Myślę, że wygraną mamy jak w banku, o ile tak dalej pójdzie. - Dodał, przekartkowując książkę i ostatecznie otwierając ją na odpowiedniej stronie. Nagle, poprzez wzmiankę o grze, przypomniało mu się, że tego dnia miał mieć trening. Zamarł na moment, było mu źle z samym faktem, że zupełnie o tym zapomniał, mało brakowało, a w ogóle mógłby się nie zjawić. Spojrzał na Jamesa. - Która godzina? - Spytał szybko. Chłopak wyprostował się i spojrzał na zegarek.

- Kilka minut po czternastej. - Odparł spokojnie, co bardzo kontrastowało z tonem jego chłopaka.

- Kilka, czyli ile? - Dopytał.

- Osiem. - Regulus pokiwał głową i zerknął na podręczniki. - A co się stało?

- Przypomniało mi się, że mam trening o szesnastej. - Wyjaśnił szybko.

- Czyli jak odrobisz lekcje to nie będziesz miał już za bardzo czasu? - Spytał. W jego głosie czaiła się nutka zawodu, ale przeważało ją zrozumienie. Regulus zacisnął wargi i spojrzał na podręczniki. Nie chciał zaniedbać nauki, ale tak bardzo chciał spędzić czas z Jamesem i móc mu ten czas poświęcić, bo w jego mniemaniu były to dwie zupełnie różne rzeczy. 
Ten jeden raz nic się nie stanie. - Pomyślał.

- Nie, poczekaj. - Powiedział i zaczął przeglądać podręczniki. - To na wtorek. - Wymamrotał, obniżając stosik o jedną książkę. - A to na środę. - Stosik znowu się zmniejszył. - Te dwa mogę zrobić wieczorem. - Stosik książek zmniejszył się do trzech. Regulus wiedział, że przez to dużo dłużej będzie musiał posiedzieć przy tym później, ale był w stanie to zaakceptować. Schował niepotrzebne książki do torby. - Zrobię to może w godzinę. Albo trochę więcej. - Oznajmił. - I będziemy mogli do szesnastej spędzić czas razem. - Złapał na moment jego dłoń. James uśmiechnął się lekko.

- A co to? - Spytał, zerkając w stronę stosiku książek, Regulus podążył wzrokiem w tym samym kierunku i domyślił się, że James musiał pytać o jego sennik, który leżał przy podręcznikach i umknął mu podczas pakowania niepotrzebnych rzeczy. 

- Sennik - powiedział Regulus, kładąc dłoń na zeszycie i przysuwając go do siebie. 

- I piszesz tam swoje sny? - Parsknął. Regulus obrócił głowę w jego stronę i rozejrzał się dyskretnie.

- Coś ty. - Powiedział cicho. - Wszystko zmyślam. Piszę coś trzy razy w tygodniu i tyle. 

- Co tam takiego piszesz? - Spytał, zabierając mu sennik i otwierając.

- Ej, oddaj... - Zaprotestował Regulus, wychylając się w jego stronę, ale James uniósł dłoń tak, żeby była poza jego zasięgiem i zaczął bezczelnie to wszystko czytać, obejmując Regulusa jedną ręką.

- No już, już. - Powiedział i spojrzał na niego. Pstryknął go w nos i wrócił do czytania. - A jest tam coś o mnie? - Zapytał jeszcze co zostało puszczone mimo uszu. Regulus w końcu odpuścił, uznając, że to co tam pisał nie było niczym wstydliwym i nie było sensu tracić czasu, więc wrócił do nauki. 
W połowie wypracowania z zielarstwa trafił na martwy punkt i nie miał pojęcia co napisać. Wstał od stołu, a James uniósł głowę i popatrzył na niego.

- Już skończyłeś? Tak szybko? - Spytał zdezorientowany. Regulus pokręcił głową.

- Potrzebuję książki. - Oznajmił, kierując się powoli w stronę regałów. Usłyszał szuranie krzesła.

- Poczekaj! Pójdę z tobą. - Powiedział James, idąc za nim. Spomiędzy regałów wyłoniła się pani Pince z groźną miną.

- Cisza. - Krzyknęła szeptem, gdyby mogła to już by ich stamtąd wyrzuciła. James wydukał jakieś przeprosiny, schował ręce do kieszeni i już w ciszy poszedł za Regulusem, który skręcił przy odpowiednim regale i zaczął powoli przeglądać książki, wyjmując którąś co jakiś czas i bez pośpiechu czytając jej opis i przeglądając zawartość tudzież spis treści. 

- Ta chyba będzie w porządku. - Mruknął pod nosem i wziął książkę.

- A może ta? - Usłyszał za sobą głos Jamesa i odwrócił się. Chłopak stał przodem do niego, ale w dłoni nie trzymał żadnej książki. Regulus zdążył tylko rzucić mu zmieszane spojrzenie, zanim uniósł do góry jego podbródek i pocałował go w usta. Przez chwilę nic nie robił, aż w końcu zamknął oczy i oddał pocałunek, dając zawładnąć sobą emocjom, które odczuwalnie się w nim nasiliły. Poczuł jego dłoń na swojej talii i został przyciągnięty odrobinę bliżej. Podobała mu się ta harmonijność, delikatność i uczucia w nich przekazywane, które były, czuli je doskonale, chociaż nie potrafili wyrazić ich w słowach, bo nie umieli ich nawet nazwać. 
Odsunęli się od siebie i James odgarnął mu włosy z czoła. 

- Wracajmy już lepiej. - Powiedział cicho i złapał jego dłoń. Wrócili do stolika i zajęli swoje poprzednie miejsca. Regulus przysunął swoje krzesło trochę bliżej chłopaka, niby to w nieznacznym geście i otworzył książkę. Dokończył wypracowanie, a w kolejnym pomógł mu James, który z mugoloznastwa był bez wątpienia dużo lepszy niż on. 

- Ile mamy czasu? - Spytał Regulus, kładąc sobie torbę na kolanach i pakując do niej swoje rzeczy. 

- Czterdzieści minut. Niecałe. - Odparł James i ziewnął, zakrywając usta dłonią, po czym pomógł Regulusowi zbierać jego rzeczy. 

- Co będziemy robić? - Spytał Regulus, zamykając torbę i wstając, czemu towarzyszyło głośne szuranie krzesła. Poczuł na sobie zirytowane spojrzenie uczącego się niedaleko nich puchona. James szybko uniósł jego krzesło i odsunął je, a Regulus swobodnie wyszedł. 

- Proponuję się przejść. - Powiedział. Regulus spojrzał za okno. Pogoda była paskudna, deszcz padał intensywnie, a po poruszających się w tę i we w tę gałęziach drzew widać było, że był wiatr.

- Jest za zimno. - Oznajmił, chociaż wiedział, że w takich samych warunkach, lub przynajmniej zbliżonych, miał mieć tego dnia trening to wizja spaceru zdawała się dużo mniej przyjemna.

- Przejdziemy się po szkole. - Powiedział. Regulus pokiwał głową i obaj skierowali się do wyjścia. Na korytarzach prawie nikogo nie było, a oni sami chodzili tam, gdzie ich nogi poniosły. 

- James! - Usłyszeli głos połączony z głośnymi krokami. Stanęli w miejscu i obrócili się. Zobaczyli biegnącą w ich stronę Lily, która zwolniła widząc, że się zatrzymali. Policzki miała zarumienione od biegu, podeszła do nich już spokojniejszym krokiem, poprawiając swój czerwony sweter. Chłopak zrobił dwa kroki w jej stronę.

- O co chodzi? - Spytał, poprawiając sobie włosy.

- Pewnie wam przeszkodziłam, co? - Spytała, spoglądając na Regulusa przepraszająco. - Ale dobrze, że cię znalazłam. - Zwróciła się do Jamesa. - Pamiętasz? Mamy to do zrobienia. - James zamrugał i zmarszczył lekko brwi.

- To? Czyli co? - Pochylił się lekko, chowając ręce w kieszeniach. Lily spojrzała na niego wymownie.

- No wiesz co. - Powiedziała zniecierpliwionym tonem, a twarz Jamesa nagle rozjaśniło zrozumienie, otworzył lekko usta.

- No tak! Zupełnie zapomniałem. To już teraz? - Lily pokiwała głową, a James zaklął pod nosem i spojrzał na Regulusa, który przyglądał się temu nie kryjąc zdezorientowania, ale nie miał zamiaru wnikać w nie swoje sprawy. Gdyby chcieli, żeby wiedział, powiedzieliby mu, nie mówiliby tak niejasno.

- Jeśli musisz, to idź. - Powiedział, wzruszając ramionami. James podszedł do niego.

- Przepraszam, że to tak wyszło. Ale mam ważną sprawę. Zapomniałem zupełnie. Wynagrodzę ci to jakoś. - Zapewniał, widać było, że zrobiło mu się głupio.

- James, lepiej już chodźmy. - Pospieszała go Lily. Regulus spojrzał na niego.

- W porządku, spokojnie. Innym razem. - Powiedział uspokajająco i później patrzył za nimi jak odchodzili w stronę wieży Gryffindoru, a on samotnie, w ciszy panującej na korytarzach poszedł w stronę swojego dormitorium. 

Było mu trochę przykro, czuł się zawiedziony, że nie mógł spędzić tego czasu z Jamesem, chociaż tak bardzo chciał i specjalnie po to przerwał naukę. Nienawidził, kiedy humor psuł mu się przez sytuację, na które nie miał wpływu, a jednak tak zdarzało się najczęściej.
Wszedł do cichego, pustego dormitorium i usiadł na swoim łóżku, dosłownie wysypując na nie zawartość torby i wrócił do nauki, pozwalając się jej pochłonąć. Przed treningiem zdążył napisać jeszcze jedno wypracowanie. Później, zostawiając na łóżku pełno książek i papierów, które tworzyły na nim ogólny bałagan, chwycił potrzebne rzeczy i szybkim krokiem poszedł na trening.

Kiedy wszedł do męskiej szatni wszyscy już tam byli, tylko ostatnie osoby jeszcze wkładały strój. Bez słowa przywitania podszedł do ławki i zostawił na niej rzeczy. Przebrał się, czując na sobie spojrzenia kilku osób i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że zapomniał o trzymaniu emocji na wodzy, a ujawniały się one poprzez jego gwałtowne, chaotyczne ruchy. 

- Zawoła ktoś dziewczyny? - Spytał, kiedy wiązał już buty. Evan bez słowa wstał i wyszedł, po chwili wrócił z żeńską częścią drużyny, która rozsiadła się na ławce najbliżej wyjścia.

- Dziś przećwiczymy nową taktykę. - Powiedział Regulus, biorąc z rogu pomieszczenia plan boiska i rozkładając go, żeby był dobrze widoczny. Evan podszedł do niego i mu go przytrzymał.

- Nową? Tydzień przed meczem? - Zaprotestował Merrick. Regulus posłał mu ostre spojrzenie, na co ten zamilkł i cofnął się o krok, czy dwa.

Dwukrotnie i szczegółowo wszystko im wytłumaczył, a następnie wyszli na boisko. Deszcz nie padał już tak bardzo, co chociaż trochę było pocieszające.
Regulus znowu zapomniał o trzymaniu swoich emocji na wodzy, tym razem wyładowując je w grze. Zaczął od solidnej, intensywnej rozgrzewki, później zupełnie zatracił się w dalszej części treningu. Na duchu podniosło go to, że nowa taktyka wychodziła im całkiem nieźle, chociaż kilka osób musiał nakierować. 
Grali tak dość długo, Regulus tak bardzo potrzebował ochłonąć, wyładować emocje, że nawet nie patrzył na czas, nie zwracał uwagi na to, że w którymś momencie deszcz zdążył się znacznie nasilić. 

- Wracajmy już! - Krzyknął w końcu Evan, z drugiego końca boiska. - Bo się tu wszyscy wyziębimy! 

Dopiero po tych słowach Regulus zorientował się, że był na boisku. Podczas treningu. Cały mokry, nie mógł nawet ruszyć zmarzniętymi dłońmi. Robiło się ciemno. 

- Wracamy! - Krzyknął głośno i zleciał na dół. Wszyscy wylądowali na ziemi i pobiegli do szatni, chcąc schronić się przed deszczem. Tylko Evan został i pomógł Regulusowi zebrać piłki. 

- Wszystko dobrze? - Spytał, kiedy truchcikiem biegli pod dach. 

Regulus pokiwał głową, chociaż to pytanie ledwie do niego dotarło, a myśli zajmowało tylko jedno: co takiego musieli zrobić James i Lily, że nie mogli mu o tym powiedzieć?

[6506 słów]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro