❣ XLII ❣
Wiedząc, że związek może oznaczać rozstanie i wiedząc dokładnie co to rozstanie by dla niego znaczyło, nie był pewny, czy chciałby wrócić do Jamesa. Wcześniej potrafił żyć bez związku to i teraz dałby radę, tęsknota w końcu by wyblakła i nie musiał doprowadzać do sytuacji, w której miałby przeżywać ją na nowo. Bał się znów otworzyć na tyle, na ile zrobił to ostatnio, choć jednocześnie miał wrażenie, że kiedy to zrobił, jakby nieco odżył, poznał inną perspektywę, wiele się nauczył. A mimo to teraz miał ochotę zupełnie zamknąć już tylko delikatnie uchylone drzwi i wrócić do stanu, w którym był kilka miesięcy wcześniej, bo wtedy przynajmniej wiedział, że będzie bezpieczny. Jeśli tylko drzwi okażą się wystarczająco szczelne.
Nieważne jak ciepło było w pokoju wspólnym, on i tak był na tyle wymarznięty, że nie mogło mu to pomóc. Drżał na całym ciele i czuł, że czubek jego nosa i policzki musiały być przynajmniej trochę zaróżowione. Włosy przylegały mu do czoła jak zimny hełm, a dłońmi ledwo ruszał i widział jakie były czerwone. Przynajmniej buty mu nie przemokły. Dalej miał na sobie szalik Syriusza i żałował, że nie zostawił go od razu Jamesowi, ale obawiał się przed pozbawieniem swojego ciała tego okrycia, bo i tak było mu zimno. Będzie musiał oddać go bratu przy pierwszej możliwej okazji, ale fakt, że to nie James odda mu jego własność będzie wystarczającym dowodem na to, że rozmawiali.
Wszedł do dormitorium, zaciskając ręce w pięści i rozprostowując je, żeby choć trochę je rozruszać, a kiedy tylko przekroczył próg pokoju, zamykając łokciem drzwi, rozkaszlał się tak porządnie, że aż musiał się delikatnie pochylić. Mimo to miał nadzieję, że się nie przeziębił. Ruszył prosto w stronę swojego łóżka, bo choć najchętniej wziąłby w tamtej chwili gorący prysznic, słyszał lanie wody zza łazienkowych drzwi, więc nie musiał sprawdzać, czy były zamknięte, żeby wiedzieć, że ktoś był w środku. Jakoś znów łezki zebrały mu się w kącikach oczu przez to wszystko, bo ostatnio stał się wrażliwszy na wszystko dookoła, co mogłoby go choć trochę skrzywdzić i choć nie podobało mu się to, nie mógł nic na to poradzić, a szybkie kilkakrotne zamruganie wystarczyło, aby się tego pozbyć. Zdjął mokre na zewnątrz buty, do których sznurówek i podeszw przylepił się śnieg i odłożył na bok, po czym złożył szalik Syriusza w kostkę i zostawił go na szafce nocnej. Usiadł na swoim łóżku, otulając się od razu kocem najszczelniej jak tylko mógł i marząc o gorącej herbacie, po którą nie miał ochoty iść dopóki wystarczająco się nie ogrzeje.
Serce nadal mu mocno biło i nie mógł nic z tym zrobić. Chyba trochę się bał, bo wiedział, że musi podjąć decyzję i każda wydawała się dla niego i zła i dobra jednocześnie. Czuł się zupełnie bezsilny i miał ochotę w tamtej chwili po prostu zniknąć, żeby móc się od tego uwolnić. Pochylił głowę i schował ją w kocu, zaczynając powoli oddychać i próbując się uspokoić. Zamartwianie się nic by mu nie dało, ale niemożność podjęcia decyzji, która wydawałaby mu się na pewno dobra go przytłaczała.
Usłyszał dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach i uniósł głowę, patrząc w tamtą stronę. Drzwi zostały uchylone i do środka wszedł Evan, ubrany w jednoczęściową zieloną piżamę, włosy miał mokre, a na niektórych miejscach na twarzy miał jakąś białą maść. Spojrzał na niego, idąc w stronę swojego łóżka.
— Gdzie byłeś? — Zapytał, być może widział, że Regulusowi było zimno, a może pytał tak po prostu, a przez swoją nieuwagę uderzył się pod kolanem o nogę łóżka.— Aaaa, kurwaaa. — Zaklął, pochylając się i łapiąc dłonią w tamtym miejscu, jakby to coś mu mogło pomóc, po czym położył się na łóżku. Regulus nie miał pojęcia co powiedzieć, bo w tamtej konkretnej chwili odpowiadanie na jego pytanie zdawało się nieodpowiednie, zbyt obojętne. Jego wyraz twarzy zdawał się w tamtej chwili być żywym odzwierciedleniem słowa ups.
— Byłem się przejść. — Oznajmił, kiedy Evan już się uspokoił, a to stwierdzenie nie mijało się z prawdą, po prostu nie udzielił pełnej odpowiedzi. Znów zaczął trochę kaszleć, ale tym razem szybciej mu przeszło. Evan pokiwał głową i okrył się kocem.
— Przynajmniej będziemy chorować razem. — Oznajmił Evan, który w każdą zimę nie obył się bez porządnego przeziębienia. Pani Pomfrey, do której się udał, kiedy zrobiło się naprawdę nieciekawie, oprócz podania mu eliksiru pieprzowego wysłała go na trzydniowe siedzenie w dormitorium, żeby porządnie odpoczął i nikogo nie zaraził, bo chorych miała w tym okresie niemało i więcej jej nie było potrzebne. Dlatego też Evan ciągle przesiadywał teraz w pokoju bardzo tym ucieszony i łapał każdą możliwą plotkę, aby tylko się czymś zająć i choć trochę być na bieżąco. A Regulus, który na początku nie miał zamiaru o niczym mu mówić nagle poczuł, że nie może tego dusić w sobie.
— Dziś rozmawiałem z Jamesem. I on powiedział, że chce do mnie wrócić. — Wyznał na jednym wydechu, nie patrząc na początku na Evana, ale w końcu jednak zwrócił na niego wzrok. Chłopak zamrugał i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, a po chwili jednak je zamknął.
— A to chujek. — Skomentował, a ton jego głosu przy wypowiadaniu tych słów pewnie wprawiłby Regulusa w śmiech. On jednak czekał, czy może Evan powie coś więcej. — Myślisz, że był szczery?
Regulus wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia, ale chciał, żeby tak było.
— Nie wiem. Tak brzmiał. — Odparł i początkowo miał zamiar na tym zakończyć, ale po chwili cisza, jak mu się zdawało, skłoniła go, żeby mówić dalej. — Powiedział mi, że czuł się tak, jakby nie mógł mnie uszczęśliwić. I że odpisywał na moje listy kiedy mógł, ale bał się je wysłać. — Evan przez chwilę milczał, wpatrując się w niego, a Regulus poczuł nieprzyjemne uczucie jakby był osądzany, choć być może to było tylko w jego głowie.
— To mógł być jakiś szok powypadkowy. — Stwierdził nagle, a Regulus spojrzał na niego. Evan zrobił minę jakby chciał się wycofać. — Znaczy ja nie wiem. Po prostu wiesz, po takim przeżyciu kto wie co on sobie myślał.
Regulus odwrócił głowę nieco w bok. Nie miał pojęcia jak James czuł się po wypadku i co sobie myślał. Nie mógł nawet się domyślać, James w końcu był czasem tak różny od niego, w myślach na pewno też.
— Powinien wiedzieć, że ma we mnie wsparcie. — Powiedział cicho, bo bolało go, że James mógł wtedy myśleć inaczej. Oplótł podkurczone nogi rękoma. — Ale czy to takie ważne? Już jest po wszystkim, nie ma sensu o tym rozmawiać. — Mruknął, zapominając przez chwilę jak do tej rozmowy w ogóle doszło.
— Jest ważne, skoro on teraz chce wrócić. — Oznajmił Evan, a Regulus znów na niego spojrzał. — Pytanie tylko, czy ty tego chcesz.
Kiedy Regulus zadawał sobie to pytanie, wydawało się nieco prostsze. Tak właściwie nie musiał nawet odpowiadać, bo tylko sam siebie o to pytał. Ale kiedy zostało to skierowane do niego przez kogoś innego, wszystko zdało się nagle trudniejsze.
— Ja... tak... nie wiem. — Powiedział, mieszając się już. — Chciałbym. Chyba. Ale trochę się boję. Nie chcę, żeby znów mnie zostawił. — Ostatnie zdanie wypowiedział już ciszej, przełykając głośno.
— Masz przez to wszystko problemy z zaufaniem, słońce. — Evan wydał diagnozę, sadzając się wygodniej. — To zrozumiałe. Ale pamiętaj, że takie rzeczy się zdarzają. Nie ograniczaj się przez to, bo dużo stracisz. — Łatwo było mu powiedzieć, chociaż Regulus wiedział, że miał rację. Nie uniknie takich rzeczy, a przecież odejmie też sobie dużo dobrych chwil. Może nawet więcej niż by sobie wyobrażał. — Gdybyś wiedział, że cię nie zrani, chciałbyś, żeby wrócił? — Spytał, a tutaj odpowiedź była prosta. Regulus pokiwał głową.
— Bardzo. — Przyznał, choć nie wiedział po co to pytanie, skoro nie mogło być możliwe. Przynajmniej tak się Regulusowi zdawało. Oparł się plecami o poduszki i uniósł na chwilę wzrok. — Nie mam pojęcia co robić. — Wyznał, choć tego nikt się nawet nie musiał domyślać. Westchnął cicho i przymknął na chwilę oczy.
— Wiesz, nie rozwiążę tego za ciebie, ale mogę ci powiedzieć co ja bym zrobił. — Oznajmił Evan, a kiedy Regulus otworzył oczy zobaczył, że chłopak siedział po turecku lekko pochylony, na środku swojego łóżka i bawił się talią kart. — Gdybym był w dokładnie takiej samej sytuacji jak ty, powiedziałbym Jamesowi, że musi się najpierw odpowiednio postarać. I wcale bym mu nie ułatwiał zadania. Bo widzisz, jeżeli mu zależy to będzie robił wszystko, żeby to naprawić. A jeżeli mu nie zależy to szybko odpuści kiedy tylko zobaczy, że to nie takie proste, albo w ogóle nawet nie spróbuje, a dzięki temu sam się do niego zrazisz, więc by może nawet pozbyłbyś się tej tęsknoty. Przynajmniej częściowo.
Regulus przez chwilę myślał nad jego słowami. Nie wiedział, czy przestałby tęsknić, bo na tamtą chwilę nie potrafił sobie tego wyobrazić, ale uważał, że ogół tego co powiedział Evan miało sens.
— Wiesz co? — Spytał, zrywając się nieco, tak, że już nie opierał się o poduszki. — To dobry pomysł. Tak, to naprawdę dobry pomysł. — Poczuł nagłą ekscytację na tę myśl, bo w końcu znalazł, a raczej Evan to za niego zrobił, sensowne wyjście z sytuacji. I tak nie miał lepszego, wystarczyło mu się zadowolić tym jednym. Podniósł się i spojrzał na Evana. — Wiesz co, muszę się przejść. — Powiedział szybko i wyciągnął spod łóżka parę zimowych butów, które szybko wsunął sobie na nogi. Narzucił na siebie kurtkę, po czym skierował się prosto do wyjścia, chcąc się przejść, po prostu wychodzić to wszystko. Ale w połowie drogi zatrzymał się, bo przypomniało mu się o czymś ważnym, o czym wcale nie powinien zapominać. Obrócił się więc powoli i spojrzał na Evana, który delikatnie pochylony dalej bawił się kartami. — Hej, a... u ciebie wszystko w porządku? — Zapytał, czując się źle z tym, że nawet o to nie zapytał. Był gotów zostać i go słuchać tak jak on słuchał jego. Evan uniósł głowę i uśmiechnął się.
— Oczywiście. No, może oprócz tego kataru. — Jak na zawołanie pociągnął nosem. — Jest okropny.
Mógł kłamać. I to tak dobrze, że gdyby Regulus nie miał o niczym pojęcia, uwierzyłby mu. Ale nawet jeśli je miał, niewiele mógł z tym zrobić, jeśli Evan nic by mu nie chciał powiedzieć.
— Jakby co to pamiętaj, że zawsze możemy pogadać. — Wypowiedział jedyne słowa, jakie w tamtej chwili przychodziły mu do głowy. Evan uśmiechnął się do niego.
— Zapamiętam. — Oznajmił i zasalutował luźno.
Chociaż było dużo lepiej niż ostatnim razem, i tak żałował, że nie założył na siebie chociażby jeszcze szalika. Zapiął kurtkę pod samą szyję, wsunął ręce w kieszenie i poszedł po prostu przed siebie, skupiając się na słabo oświetlonej ścieżce przed sobą i szedł tak, myśląc o wielu i nie myśląc o niczym.
W końcu dotarł do miejsca, do którego chciał dotrzeć, choć nie do końca wiedział dlaczego. Na skraju zakazanego lasu, na gałęzi grubego i wiekowego drzewa wisiała huśtawka, podobno powieszona tam przez uczniów jeszcze za czasów mniej więcej jego rodziców i trzymała się aż do teraz. Przez rękaw odgarnął z niej śnieg, ukazując inicjały wyryte na drewnie, które spokojnie mógł odczytać, bo miejsce, w którym był było akurat całkiem dobrze oświetlone ze względu na cieplarnie niedaleko.
R. L. + E.R.
V.P + E.I
A.C. + K.G
S.B + R.B/L = ❤
Takie, i wiele innych były zapisane różną czcionką i pod różnym kątem, a Regulus nagle poczuł, że chciałby zobaczyć tam swój inicjał, złączony z tym jednym konkretnym.
Pociągnął za sznurki, a kiedy upewnił się, że były stabilne, usiadł na huśtawce i zaczął się powoli bujać. Miał wrażenie, że z każdą myślą, która wywoływała w nim jakieś emocje, wznosił się coraz wyżej, a jego palce coraz mocniej zaciskały się na szorstkich i postrzępionych sznurkach, których sztywne, wystające nici wbijały mu się w skórę. Jego dłonie, nieokryte rękawiczkami coraz bardziej marzły, ale ignorował to. W końcu był tak wysoko, że zdawało się to wręcz niebezpieczne, a za każdym razem, kiedy był już w najwyższym punkcie zastanawiał się co by było, gdyby nagle rozluźnił palce, puścił się i pochylił, a może od razu zeskoczył i nawet wyobrażał sobie ten chwilowy stan w powietrzu i głośny upadek, jakby był Ikarem, tylko on nie widział słońca, a tamten widział je aż za bardzo.
I w chwili, w której po raz kolejny był na szczycie, usłyszał ciche szarpnięcie i coś mocno pociągnęło go w dół, a z jego ust wydobył się cichy okrzyk, po czym światło zgasło wraz z chwilą, w której usłyszał cichy trzask.
Jakiś dziwny szum w głowie przeszkadzał mu w myśleniu. Bolało go miejsce tuż pod potylicą, czuł takie dziwne pulsowanie, dosłownie jakby zadomowił się tam mały wznoszący się lekko i opadający wulkanik. Oprócz tego ból w plecach, czuł, że nie mógłby ich w żaden sposób zgiąć, żeby tego nie pogorszyć. Uchylił delikatnie oczy i żółte, silne światło od razu przebiło się przez wąskie szparki, przez które patrzył, skłaniając Regulusa do natychmiastowego zamknięcia oczu.
— Obudził się? — Usłyszał czyjś głos gdzieś w oddali, ale nie do końca go rozpoznał, potem szybkie, ciężkie kroki, które wydawały mu się zbyt głośne, a do tych kroków dołączyły inne.
Chciał wiedzieć co się dzieje, więc z trudem otworzył oczy, automatycznie je mrużąc, a obraz był nieco mglisty, jakby ktoś tuż przed oczami zamieścił mu białą, ale przezroczystą osłonkę. Musiał zamrugać kilka razy i powoli unieść dłoń zaciśniętą w pięść, której ułożenia nawet nie pomyślał, żeby zmienić. Przetarł oczy, a zaraz po tym jego dłoń znów opadła na materac, ale teraz przed sobą widział już wyraźniej.
James podszedł do jego łóżka, bardzo blisko, na rękawie bluzy miał czerwoną plamę, włosy jak zazwyczaj zmierzwione, a spojrzenie pełne zmartwień. Regulus, choć go widział, jakby nie od razu zarejestrował, że to on, bo patrzył na niego w taki sposób, w jaki mógł patrzeć na ścianę, szafkę, czy cokolwiek innego. Bez żadnego wyrazu. Szybko się okazało, że drugie kroki należały do Evana, który dalej był w swojej piżamie i zaszedł Jamesa od tyłu, po czym zacmokał.
— Nie, nie nie, tobie to my podziękujemy. — Oznajmił, łapiąc go za ramię i odciągając od Regulusa, po czym dumnie wszedł na jego miejsce. James spojrzał na niego nachmurzony.
— Ej... Chcę tylko z nim porozmawiać. — Powiedział, a Evan wtedy obróci się w jego stronę na pięcie i uniósł głowę, żeby na niego spojrzeć, łapiąc się pod boki.
— A pomyślałeś może, że on nie chce z tobą rozmawiać? — Spytał przemądrzale, patrząc na niego jakby zadowolony, że, niczym na boisku quidditcha, grał rolę obrońcy.
Regulus patrzył na nich przez jakiś czas, widząc jak odbywali cichą bitwę na spojrzenia i jakby dopiero po chwili zupełnie zdał sobie sprawę z tego co się działo.
— Wystarczy. — Wykrztusił cicho i dziwnie mu było z tym, że się odezwał, bo chociaż to planował, miał wrażenie, że głos nie wydobędzie się z jego krtani. Zdawało się jednak, że oni go nie słyszeli, bo stali tak dalej, jakby w pomieszczeniu panowała zupełna cisza. Regulus zdobył się na to, żeby powtórzyć. — Hej, wystarczy. — Tym razem, choć było to powiedziane niewiele głośniej, usłyszeli, bo James zwrócił głowę w jego stronę, a Evan się obrócił, patrząc na niego z zapytaniem wymalowanym na twarzy. Regulus nie chciał się znów odzywać, bo głos miał zachrypnięty.
— Chcesz, żeby on został? — Spytał, wskazując na Jamesa machnięciem ręki, a Regulus pokiwał głową, zanim w ogóle zdążył o tym pomyśleć i poczuł nagle dziwny ucisk w sercu, bo nie był pewny, czy tego chciał, ale teraz nie miał zamiaru już zmieniać zdania. Napięta twarz Jamesa złagodniała i minął Evana, stając obok niego, a wtedy Evan prychnął i przeszedł naokoło, stając z drugiego boku łóżka.
— Może wolisz usiąść? — Spytał James. — Jak to wypijesz, poczujesz się lepiej. — Uniósł fiolkę zatkaną szczelnie niewielkim, brązowym korkiem, w której przelewał się jakiś eliksir. — Pani Pomfrey kazała ci to podać jak się obudzisz.
— Och, zamknij się, jak zwykle się mądrzysz. — Oznajmił Evan, a wtedy Regulus zbyt szybko obrócił głowę w jego stronę, marszcząc delikatnie brwi. — No tak! Wiesz jak wokół ciebie biegał, kiedy tylko się tutaj pojawił i cię zobaczył? Ciągle tylko, żeby coś pomóc, ja ci mówię, że on niedługo wygryzie nam Poppy z posady!
Do Regulusa dopiero po chwili dotarł sens tych słów. To nie James go tu przyniósł, tak przynajmniej wywnioskował z wypowiedzi Evana. A mimo to przyszedł i pomógł, choć mógł pójść lub stać i czekać, aż Pomfrey coś zaradzi. I nagle tylko ta rzecz sprawiła, że Regulus poczuł się ważny.
— A co, miałem tylko patrzeć? — Spytał, a Regulus znów spojrzał na Jamesa. W końcu postanowił, że nie chce tak po prostu leżeć, oparł więc ręce o materac i spróbował usiąść, co wcale nie było takie proste jak mu się wydawało. — Poczekaj, pomogę. — Zaoferował James i pochylił się, wyciągając ręce, ale po chwili je cofnął i spojrzał prosto na Regulusa. — Mogę? — Zapytał, a Regulus po krótkiej chwili kiwnął delikatnie głową, bo sam za bardzo by się z tym męczył. Po chwili poczuł jego bardzo delikatny dotyk, kiedy dłonie Jamesa wsunęły się pod jego kolana i pod jego plecy, delikatnie unosząc go i sadzając. Poczuł, że James podłożył mu za plecy poduszkę i naciągnął kołdrę, która zsunęła się podczas tej całej operacji. James chwycił w jedną dłoń fiolkę z eliksirem, a w drugą szklankę napełnioną wodą. — Weź to, proszę. — Powiedział, podsuwając mu powoli szklane naczynko, a Regulus patrzył na niego chwilę bez żadnej reakcji, niepewny, czy to brać.
— Możesz to wziąć, widziałem jak Pomfrey kazała ci to dać. — Oznajmił w końcu Evan a Regulus wziął wtedy eliksir między palce i usunął korek tak niezdarnie, że mało brakowało, a wylałby całą zawartość fiolki. Na szczęście nie uronił ani kropli i wypił wszystko, a kiedy nieco gęsta ciecz zagościła w jego jamie ustnej, poczuł okropny, gorzki smak i najchętniej wyplułby to od razu, ale udało mu się powstrzymać i przetrwał delikatne i chwilowe pieczenie w gardle. James szybko podsunął mu szklankę z wodą, którą za jednym razem opróżnił do połowy, po czym odłożył na szafkę nocną, czując chłód na palcach. Szkło było zimne. Zrobiło mu się trochę lepiej i w końcu czuł, ze mógł normalnie mówić.
— Dziękuję. — Wypowiedział, naprawdę będąc wdzięcznym, nie tylko ze zwykłej kultury, po czym spojrzał to na Evana to na Jamesa. — Jak się tu znalazłem? — Spytał w końcu, bo bardzo dręczyło go to pytanie i ciekaw był, czy może jakimś cudem odzyskał świadomość na tyle, żeby dostać się do zamku, tylko tego nie pamiętał, czy jednak, co bardziej prawdopodobne, ktoś akurat przechodził i go znalazł. A choć druga opcja była bardziej prawdopodobna, to była też dla Regulusa bardziej niezręczna.
— Peter wracał do zamku i cię zobaczył. Jak zobaczył, że nie reagujesz to zabrał cię od razu tutaj, a potem przybiegł do nas do dormtiorium, jako że byłem sam to tylko mi powiedział, więc tu przybiegłem. — Wyjaśnił James z zatroskaniem w głosie, jakiego Regulus nigdy u niego nie słyszał.
— Ale tak właściwie to JA cię tu przyniosłem. — Oznajmił Evan, zwracając na siebie uwagę i spojrzenia dwóch par oczu. — Zobaczyłem Petera jak cię tu niósł i sobie pomyślałem, co on robi z moim przyjacielem. Więc jak mi powiedział to powiedziałem, oddawaj mi Regulusa i cię tu sam przyniosłem. — Powiedział dumnie a Regulus nawet krótko się zaśmiał z jego tonu głosu i wyrazu twarzy, który był komicznie mężny, a przez to usta Evana wykrzywiły się w uśmiechu. — Ale jak to się w ogóle stało, że tam zasłabłeś? — Spytał, a Regulus choć nie chciał na to odpowiadać to cisza sprawiła, że ciężko mu się już było wywinąć. Spojrzał przed siebie, żeby nie patrzeć na żadnego z nich, a jego wypowiedź poprzedziła fala mokrego kaszlu.
— Poszedłem się przejść i usiadłem na tej starej huśtawce... zerwała się pode mną jak zacząłem się bujać. — Kiedy to wypowiadał, bardzo głupio to brzmiało, ale przyznał się już do tego, wiec nie było odwrotu. Na chwilę zapadła cisza, podczas której nikt się nie odzywał i Regulus cieszył się, że w żaden sposób tego nie skomentowali.
— Regulus, moglibyśmy porozmawiać sam na sam? — Spytał nagle James, a brzmiał tak, jakby już od kilku chwil zbierał się do zadania tego pytania. Regulus wiedział, że go to nie ominie i nie chciał odmawiać mu tej rozmowy, choć bał się, bo nagle poczuł się nieprzygotowany, nie wiedział co mógłby powiedzieć. Wymienił z Evanem krótkie spojrzenie i w końcu kiwnął głową.
— To ja w takim razie... poszukam się w kuchni. Tak, myślę, że mogłem tam pójść. — Oznajmił Evan i rzucił Regulusowi pokrzepiające spojrzenie, po czym wsunął ręce do kieszeni i skierował się do wyjścia, a Regulus spojrzał za nim. — Tak, na pewno czekam na siebie w kuchni. — Wymamrotał i po chwili drzwi głośno się za nim zamknęły. Regulus patrzył jeszcze przez chwilę w tamtą stronę, słysząc cichy oddech Jamesa i pochrapywanie jakiegoś innego pacjenta. W tamtej chwili tylko u Regulusa ktoś był. Nagle poczuł stres związany z tym, że został z nim sam, że zrobi coś źle dla samego siebie i podejmie niewłaściwą decyzję. W końcu spojrzał na Jamesa i zwrócił wzrok na jego zaczerwieniony rękaw.
— Co się stało? — Spytał, a James spuścił na chwilę wzrok w miejsce, w które patrzył Regulus po czym uklęknął na jedno kolano, żeby tak nad nim nie stać, co Regulusowi sprawiło dużo większy komfort.
— Wiesz, zraniłeś się w tył głowy. — Oznajmił, a chociaż Regulus już się tego domyślił, na te słowa sięgnął tam dłonią i delikatnie dotknął brzegu miękkiego opatrunku. — Musiałem trochę cię unieść, żeby pani Pomfrey mogła to opatrzeć i leciała ci trochę krew, więc się ubrudziło.
Regulus pokiwał głową i w tamtej chwili cieszył się, że był wtedy nieprzytomny, bo nie chciałby poczuć takiego bólu jaki sobie wyobrażał, że mógłby odczuć. Zapadła między nimi cisza i choć Regulus wiedział do czego ta rozmowa będzie zmierzała, sam się nie odzywał i zaczął bawić się skrawkiem kołdry, mnąc go między palcami. Usłyszał ciche westchnienie, które było jakby przygotowaniem do dalszej rozmowy.
— Posłuchaj, nie wiem co teraz będzie. Wiem, że to zjebałem, więc jeśli chcesz, żebym po prostu się odczepił, zrobię to. — Uniósł wzrok i popatrzył prosto na Regulusa, a wyglądał przy tym na lekko zdenerwowanego. — Nie musisz traktować tego jako jakiekolwiek usprawiedliwienie, ale chcę, żebyś to wiedział. Mówiłem ci już jak się czułem zaraz po wypadku. I szczerze sam nie potrafię wyjaśnić dlaczego cię zostawiłem. Pamiętam, że po wypadku czułem dziwny strach. Kiedy Syriusz, Remus i Peter mnie odwiedzili, z nimi też chciałem zakończyć przyjaźń. Zapytaj któregokolwiek z nich, jeśli nie wierzysz. Dopiero Syriusz przemówił mi do rozumu i wtedy uświadomiłem sobie co się stało. To było takie okropne. — Wyglądał, jakby było mu wstyd, ale patrzył na Regulusa gotów się z tym zmierzyć. — Myślałem, że zdążyłeś mnie już znienawidzić. Parę razy próbowałem zagadać ale mi nie wychodziło, bo obawiałem się, że nawet nie posłuchasz. I teraz chcę, żebyś wiedział, że wszystko leży w twoich rękach i to do ciebie należy decyzja. Jeśli powiesz, że nie chcesz, żebyśmy do siebie wrócili, zaakceptuję to. Jeśli dasz mi szansę, zrobię wszystko, żeby na nią zapracować. — Zdawało się, że to emocje za niego przemawiały i kilka razy jego głos zadrżał. Regulus czuł, że ciężej mu się oddycha z tego wszystkiego co nagle czuł, jego serce łamało się i naprawiało co chwilę, jakby samo nie miało pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Wszystko nagle zależało od niego i czuł, że to zbyt duża odpowiedzialność, że ich wspólny los został tak pozostawiony. I Regulus miał ochotę rozpłakać się i powiedzieć, że nic nie wie, uniknąć tego wszystkiego ale wiedział, że nie uniknie. Że musi stawić temu czoła. I nagle pomysł, który rzucił Evan z jakiegoś powodu nie był dla niego taki dobry, ale nie miał żadnego innego. I chociaż bał się zaryzykować, każda decyzja byłaby ryzykowna.
Jednak to wszystko co działo się w Regulusie, czego nie okazywał na zewnątrz, musiało być dłuższe niż się wydawało, bo James nagle wstał ze smutną, zrezygnowaną miną, która jednak wyrażała zrozumienie co do decyzji którą myślał, że Regulus podjął. A Regulus miał wrażenie, że tym razem jego serce nie pękło, ale się rozkruszyło.
— Nie wiem, czego się spodziewałem. — Przyznał i pokiwał głową. — Ale rozumiem. W takim razie... mam nadzieję, że u ciebie wszystko będzie dobrze. — Zmusił się do uśmiechu, ale jego ton głosu wyrażał coś zupełnie odwrotnego i wyglądał jakby chciał ukryć to co czuł.
— Ale ja nic nie powiedziałem. — Oznajmił Regulus, kiedy James już odwrócił się i skierował do wyjścia, ale zatrzymał się, słysząc jego słowa i obrócił z nadzieją iskrzącą się w oczach, aż Regulus znów poczuł ucisk w sercu na ten widok. — Jeśli ci zależy to spróbuj to naprawić. — Oznajmił powoli, siląc się na to, żeby te wszystkie emocje nie wzięły góry nad rozumiem, żeby mówić z sensem. — A jeśli to naprawisz, może uda nam się znów być razem.
A może stwierdzimy, że to nie to i znów się od siebie oddalimy. — Pomyślał, ale nie wypowiedział tego na głos.
James zawrócił się zupełnie i znów do niego podszedł, a na jego twarzy ukazał się uśmiech tak szczery, że i Regulus się przez to uśmiechnął, choć dużo słabiej. Sam nie wiedział jak się czuł z tą decyzją. Może trochę mu ulżyło, może trochę się obawiał, ale czuł, że miał większą kontrolę nad tym co się działo.
— Zobaczysz, że zrobię wszystko co będę mógł, żeby to naprawić. — Obiecał takim tonem, jakby to było bardzo ważne i Regulusa cieszył ten ton. Ale nagle poczuł też strach i uniósł wzrok z jego wyrazem w oczach i miną tak niepewną, że nie chciał jej okazywać.
— Jeśli tym razem mnie zranisz... — Zaczął, przypadkowo pozwalając na zadrganie głosu, ale nie skończył, bo wtedy James uklęknął i przytulił się do niego.
— Nie zrobię tego. — Powiedział pewnie i Regulus patrzył jak się do niego przytulał, po czym niepewnie zmierzwił mu włosy, a James odsunął się. — Przepraszam, nie przeszkadzało ci to? — Spytał i widać było, że nie wiedział na ile mógłby sobie pozwolić, ale Regulus pokręcił głową i już chciał coś powiedzieć, kiedy usłyszał szybkie kroki, które mogły należeć tylko do pani Pomfrey.
— Obudził się już? Potter, czemu mi nic nie powiedziałeś? — Spytała z lekkim zdenerwowaniem, a zdawało się, że James powstrzymał się od wywrócenia oczami, że przerwała im tę chwilę i podniósł się.
— Tak jakoś wyszło. — Mruknął, otrzepując sobie spodnie. — Dałem mu ten eliksir, który miał wziąć. — Dodał jakby na swoją obronę.
— Przynajmniej tyle dobrego. — Wymamrotała i podeszła do Regulsa, zalewając go masą pytań, na które nie nadążał odpowiadać.
Jak się czuł? Znośnie. Czy coś go bolało? Wcześniej plecy i tył głowy, teraz już tylko trochę. Czy czuł zawroty głowy? Wcale. Wyziębił się. Zdecydowanie. Czy potrzebował odpoczynku? Owszem. Wygonić Pottera? Nie.
Zmierzyła mu jeszcze temperaturę. Miał trochę podwyższoną, ale nie umierał. W końcu sobie poszła, na co Regulusowi ulżyło, bo miał w końcu spokój. Wiedział, że chciała dobrze, wiedział, że to była jej praca, ale nie lubił odpowiadać na tyle pytań w jednym czasie. Spojrzał na Jamesa, który wcześniej odsunął się na bok i chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. Mimo to w jakiś sposób czuł, że wszystko się powolutku układało.
Później przyszli Remus i Syriusz, a wyglądali na szczerze zmartwionych i Regulus musiał ich zapewniać, że to nic takiego.
— Weź, poczujesz się lepiej. — Powiedział Remus, który wyciągnął z wewnętrznej kieszeni rozpinanej bluzy pół tabliczki czekolady i odsunąwszy nieco opakowanie, poczęstował go nią. Regulus uśmiechnął się wdzięcznie, bo akurat w tamtej chwili wyjątkowo miał ochotę na czekoladę i ułamał sobie dwie kostki.
— Dziękuję. — Powiedział i odgryzł od razu jedną, a Remus schował resztę tabliczki z powrotem do kieszeni.
— Jak się czujesz? — Spytał Syriusz, przysuwając krzesło do jego łóżka i Regulus myślał, ze sam usiądzie, ale on kiwnął na Remusa, który wywrócił oczami, ale uśmiechnął się i zajął miejsce, a Syriusz oparł dłonie na jego ramionach. Regulus chciał odpowiedzieć, ale zamiast tego kichnął trzykrotnie i trzykrotnie usłyszał na zdrowie od Remusa, na co kiwnął tylko głową.
— Znośnie. — Odparł, bo chociaż jego samopoczucie dalekim było od tego, żeby mógł powiedzieć dobrze, to nie było też bardzo źle. Było dosłownie znośnie. — A gdzie Peter? — Spytał, bo chciał mu podziękować za to, ze go tu przyniósł. Gdyby nie to, zanim ktoś by go znalazł, jego organizm zupełnie mógłby się wychłodzić.
— Chcieliśmy go ze sobą zabrać. — Odparł Remus, sięgając dłonią do kieszeni i odłamując sobie kostkę czekolady. Syriusz też wyciągnął tam dłoń, ale Remus go delikatnie w nią uderzył, co skłoniło nieszczęśnika do cofnięcia swoich zamiarów. — Ale za bardzo nie chciał, więc wiesz, nic na siłę. — Oznajmił, a Regulus pokiwał głową.
— A czy wy... — Zaczął Syriusz, obejmując wzrokiem jego i Jamesa. — Wróciliście do siebie? — Spytał, a Regulus odniósł wrażenie, że się zarumienił, słysząc te słowa.
— Nie. — Odparł James stanowczo, choć nie brzmiał tak, jakby chciał o tym mówić. — Mój książę chce, żebym się postarał. I zobaczysz, że to zrobię.
Regulus obrócił głowę w jego stronę, aż włosy zawirowały mu wokół twarzy i spojrzał na niego.
— Twój książę? — Zapytał powoli, powstrzymując się od zmrużenia oczu. James pokiwał głową.
— Bo wiesz, jesteś taki śliczny jak książę. — Odparł, tak, że słychać było, że to było szczere, a Regulus prychnął cicho.
— Czy ty kiedykolwiek widziałeś portrety jakichkolwiek książąt? — Spytał, a wiedział, że na pewno widział, bo w podręcznikach często były o takich chociażby krótkie wzmianki, czasem ze zdjęciami. — Byli okropnie brzydcy. — Stwierdził, a James zaczerwienił się na te słowa, bo wiadomym było, że swoimi słowami chciał powiedzieć Regulusowi komplement. Syriusz parsknął śmiechem, a ze strony Remusa rozległ się dźwięk odłamywanej kostki czekolady.
— No ale... chodziło mi o takiego księcia z bajki, co się zaczyna od dawno, dawno temu! — Zaczął tłumaczyć. — Ci książęta zawsze są przepiękni.
— I zawsze są hetero. — Dodał Syriusz z rozbawioną miną, a policzki Jamesa jeszcze bardziej zapłonęły rumieńcem, co sprawiło, że Regulus zaśmiał się cicho.
— No przestańcie, wiecie o co mi chodziło. — Mruknął.
— Tak, James, wszyscy wiemy, że po prostu nie znajdujesz słów do opisania mojej nieziemskiej urody. — Odparł Regulus ze śmiechem, a i James się uśmiechnął, choć trochę mu chyba było niezręcznie. Syriusz odchrząknął.
— W każdym razie sam fakt, że James teraz jest gotowy się starać to już znaczy, że mu zależy. — Oznajmił.
— Przekonamy się o tym dopiero, kiedy rzeczywiście zacznie się starać. — Odparł Regulus i sięgnął do kieszeni Remusa po jeszcze jedną kostkę czekolady, a chłopak poczęstował go nią bez problemu.
— Ej, a mi nie chciałeś dać. — Odezwał się Syriusz z obudzeniem, łypiąc na Regulusa.
— Psom może zaszkodzić. — Parsknął, a Syriusz prychnął z dezaprobatą.
— Tylko uważaj, James, bo mojemu braciszkowi mogły podskoczyć standardy. — Oznajmił.
— Taak, a na jakiej podstawie to wnioskujesz? — Spytał James. Syriusz uniósł głowę dumie.
— Bo to Black, oczywiście. Z resztą nie myśl, że teraz będziesz miał tak łatwo. — Puścił mu oczko.
[5171 słów]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro