❣︎ VII ❣︎
Następnego ranka, pomimo dnia wolnego, obudził się wcześniej. Oczy mu się kleiły i same zamykały, a każda cząstka jego organizmu zdawała się krzyczeć i błagać o więcej odpoczynku. Potrzebował go. Ostatnie dni go wyczerpały i wiedział, że ten czas, w którym udało mu się przespać, bo ostatnio z niewyjaśnionych powodów miał problemy z zasypianiem, nie był wystarczający. Powoli zmierzył wzrokiem dormitorium, w którym wszyscy oprócz niego jeszcze spokojnie spali i szczerze im zazdrościł, że mieli taką możliwość. Obrócił się na bok, twarzą do ściany, podkurczył nogi okrywając się szczelnie kołdrą i znowu spróbował zasnąć. W dormitorium zazwyczaj było ciepło, ale tego ranka temperatura była mniej więcej taka, jakby ktoś otworzył okno w chłodny dzień. To, i sam fakt, że Regulus już tego ranka zdążył się obudzić sprawiły, że zupełnie nie mógł zasnąć. Przez dobre kilkadziesiąt minut z na wpół otwartymi oczami patrzył w przód, później przewrócił się na plecy, aż w końcu poderwał się do siadu. Przez samo leżenie część zmęczenia zdążyła mu już przejść. Siedział tak przez kilka chwil próbując przygotować się na to, że za chwilę wyjdzie spod ciepłej kołdry. Odetchnął głęboko i szybko wstał, żeby przypadkiem w ostatniej chwili się nie rozmyślić, a wiedział, że tego ranka byłby do tego zdolny. Pospiesznie wziął ubrania i pognał do łazienki. Wziął długi, gorący prysznic, który już całkowicie go rozbudził. Szybko się ubrał i wrócił do pokoju od razu czując zmianę temperatury. Wyjął z szafki bluzę i narzucił ją na siebie podchodząc do brązowego sekretarzyka stojącego w rogu pokoju, na którym stał stary, ale bezbłędnie działający zegarek. Krótsza wskazówka wskazywała piątą. Udało mu się przespać zaledwie dwie godziny. Westchnął i zaścielił łóżko, do którego i tak nie było sensu już wracać i zaczął przeglądać swoje książki, żeby zorientować się, których będzie potrzebował. Wsunął wszystko co potrzebne do torby, którą następnie rzucił na podłogę obok łóżka. Było jeszcze za wcześnie, żeby się uczyć. Ubrał buty i po cichu wyszedł z dormitorium. Jakiś skrzat krzątał się po pokoju wspólnym, minął go idąc prosto do wyjścia. Korytarz był zupełnie pusty, szedł po nim bez celu zastanawiając się co zrobić. Nie przemyślał tego. Po co w ogóle wychodził z dormitorium?
Niebo powoli się przejaśniało, chociaż w większości nadal było granatowe. Nigdy nie latał na miotle o takiej porze, ale zawsze w końcu musi być ten pierwszy raz. Odwrócił się na pięcie, żeby wrócić po miotłę, ale przeszedł zaledwie kilka kroków, zanim spotkał się oko w oko z profesor McGonagall wychodzącą zza rogu. Zatrzymała się tuż przed nim marszcząc brwi i krzyżując ręce na piersi.
- Dzień dobry. - Powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Co pan tu robi o tej porze? - Spytała.
- Wstałem wcześniej i postanowiłem trochę... rozprostować nogi. - Czy mogła mu za to odjąć punkty? Teoretycznie, mimo, że był wczesny ranek, mogła to odebrać jako chodzenie po korytarzu w nocy, o tej porze zazwyczaj wszyscy śpią. Kobieta uniosła brew i zmierzyła go wzrokiem. Był przekonany, że zacznie robić mu wywiad i wypytywać o wszystko, co tylko przyjdzie jej do głowy.
- Zmykaj do dormitorium. - Westchnęła i machnęła ręką, jakby chciała odgonić wyjątkowo dokuczliwą muchę. Regulus przez chwilę patrzył na nią bez słowa, aż w końcu szybko wyminął. - I lepiej nie wychodź o tak wczesnej porze! - Powiedziała za nim. Odwrócił się przez ramię.
- W porządku, pani profesor!
Szybko wrócił do dormitorium. Żałował, że traci okazję na polatanie na miotle, zwłaszcza o takiej porze, ale wolał nie ryzykować. Wziął swoją torbę i wyszedł do pokoju wspólnego. Usiadł na kanapie w rogu i położył książki na stoliku. Wcale nie miał tak dużo nauki jak mu się wcześniej wydawało. Zaczął powoli przeglądać wszystkie notatki. Żałował, że nigdy nie potrafił zrobić ich ładnie, zawsze były bardzo chaotyczne, bo starał się zapisać jak najwięcej nie dbając o estetykę, co przy nauce bardzo go denerwowało. Zaczął przepisywać je na nowo, tym razem dużo ładniej, mając gdzieś z tyłu głowy fakt, że dzięki temu też będzie coś z tego zapamiętywał.
Ku jego zdziwieniu i jednoczesnym zadowoleniu udało mi się skończyć wszystko co miał zadane na weekend kilka minut przed ósmą. Spodziewał się, że zejdzie mu dużo dłużej, być może zrobił to tak szybko dzięki temu, że nic go nie rozpraszało. Zebrał swoje rzeczy i wrócił do dormitorium, gdzie spali jeszcze wszyscy oprócz Evana, który akurat zmieniał koszulkę.
- Od kiedy ty tak wcześnie wstajesz? - Zapytał rzucając swoją torbę obok łóżka i spoglądając na niego.
- Dziwne, co? Ale tak naprawdę wstałem tylko dlatego, bo zrobiłem się głodny. Czasem próbuję walczyć z lenistwem, ale za każdym razem, jak rano się budzę przypominam sobie, że sen tak naprawdę jest lepszy, mniej wymagający.
- Tak, coś w tym jest.
Czasem, zwłaszcza, kiedy miał gorszy czas, marzył o tym, żeby jego sen stał się jego prawdziwym życiem. One często wydawały mu się lepsze od rzeczywistości, nawet, jeśli były to sny, w których umierał, to to umieranie odczuwał mniej niż samo życie. Nie chodziło o to, że miał ciężko. Oj nie, nie śmiał na to narzekać, po prostu czasem wszystko się zbierało i go przytłaczało.
- Gdzie byłeś? - Spytał Evan siadając na jego łóżku.
- W pokoju wspólnym. - Wzruszył ramionami. - Idziemy na śniadanie? - Zapytał i nagle poczuł jak coś miękkiego uderza w jego głowę.
- Ciszej! To, że wstajecie o takich nieludzkich godzinach nie znaczy, że ja też. - Skarżył się Rabastan patrząc na nich na wpół przymkniętymi oczami. Evan roześmiał się przez co też dostał poduszką.
- Masz za swoje. - Powiedział cicho Regulus idąc w stronę wyjścia.
- Od której nie śpisz? - Spytał Evan, kiedy byli już w pokoju wspólnym.
- Jakoś od piątej. Coś takiego. - Wzruszył ramionami wychodząc na korytarz.
- Powinieneś więcej spać. Ale co ja tam wiem, ty jak zawsze musisz być mądrzejszy. Co w tym czasie robiłeś?
- Tak skromnie mówiąc to ja jestem mądrzejszy. - Evan szturchnął go za to w bok. - Głównie się uczyłem. Plus jest taki, że odrobiłem wszystko.
- Też bym tak chciał.
- Coś za coś. Ty się przynajmniej wyspałeś.
Weszli po schodach idąc jeden za drugim, żeby nie wpaść na grupkę uczniów, która właśnie schodziła do lochów. Regulus położył dłoń na drewnianej, brązowej balustradzie sunąc po niej powoli i nieświadomie.
- Myślałem, że ludzie w niedzielę o tej porze w większości jeszcze śpią. - Powiedział Evan zrównując się z nim, kiedy przejście na schodach było już puste. Regulus rozejrzał się dookoła, rzeczywiście na korytarzu było już trochę osób. Jak co rano od razu po wejściu na ostatni schodek skręcili w prawo, a potem już szli prosto. Przeszli obok schodów prowadzących na duże półpiętro gdzie znajdowało się wejście do wieży Gryffindoru i już ze swojej pozycji słyszeli jak Gruba Dama narzekała na jakiegoś ucznia, który, jak domyślał się Regulus, po prostu chodził tam i z powrotem. Weszli na Wielką Salę i usiedli na pierwszych wolnych miejscach, których liczba powoli się zmniejszała. Regulus zaczął ze znudzeniem nakładać sobie jedzenie na talerz. Po kilku minutach naprzeciwko nich usiadł Rabastan, któremu najwyraźniej nie chciało się układać włosów przed wyjściem, bo były w okropnym stanie. Evan spojrzał na niego. - Czyli ktoś tu jednak wstaje o nieludzkich godzinach?
- Tak, wy. - Powiedział Rabastan od razu nalewając sobie soku. - A przez was też ja.
Evan wywrócił oczami i zaczął nalewać sobie kawę do kubka a zrobił przy tym taką minę, jakby sam nie był pewny, czy tak właściwie chce ją pić.
- Nalej mi też. - Powiedział Regulus bawiąc się widelcem w dłoni.
- Magiczne słowo? - Powiedział Evan złośliwie.
- Słowo na A, czy słowo na C? - Spytał Regulus wymierzając w niego widelcem niczym różdżką.
- Okropny jesteś. - Powiedział Evan napełniając jego kubek kawą. Regulus wzruszył ramionami i zaczął ją pić.
-Nie rozumiem, czemu wy tyle pijecie tej kawy. - Powiedział Rabastan. - Zwłaszcza ty, Black. To nawet nie jest dobre.
- Oczywiście, że jest dobre. Poza tym dnia bym bez niej nie przeżył. Zwłaszcza w waszym towarzystwie.
- Evan, już wiemy jak zabić Blacka. - Mruknął Rabastan. - Wystarczy zabrać mu kawę na jeden dzień.
Evan uśmiechnął się, ale ciężko było odczytać jakiego rodzaju uśmiech to był.
- To zawsze jakieś rozwiązanie. - Objął Regulusa ramieniem i lekko się zakołysał, przez co kawa prawie wylała mu się na ubranie. - Ale nie oszukujmy się co my byśmy bez niego zrobili? Boh!
- Ty prawdopodobnie przespałbyś całe życie. - Mruknął Regulus, Evan parsknął śmiechem.
- Wiedziałam! - Usłyszeli znajomy, żeński głos i po chwili Katy już siedziała obok Rabastana biorąc sobie kanapkę z dużego, srebrnego talerza.
- Co wiedziałaś? - Spytał Evan puszczając Regulusa i wracając do jedzenia.
- Ona myślała, że ty mi się podobasz. - Powiedział Regulus powstrzymując śmiech.
- A może się nie myliłam? - Zapytała Katy z uśmiechem i wtopiła zęby w kanapkę.
- Coś ty, ja nawet nie jestem... - Zaczął Evan.
- Jesteś. - Przerwali mu Regulus i Katy w tym samym czasie, co spotkało się z wyrzutnym spojrzeniem Rosiera.
- No dobra - powiedział przeciągle. - Ale nie do końca. Oprócz tego, że mogę pokochać kobietę kocham też siebie. Jestem mężczyzną i kocham siebie, więc wychodzi na to, że kocham mężczyznę, którym jestem ja sam, a to oznacza, że jestem w stanie pokochać mężczyznę, więc lubię i mężczyzn i kobiety. Dodam też, że innych mężczyzn oprócz siebie też lubię, tak dla sprostowania.
- A wiesz, że na to jest jedno słowo? Tak zwany biseksualizm. - Powiedziała Katy sięgając po kolejną kanapkę.
- Wiem i co z tego? - Wzruszył ramionami.
- Evan Rosier, czyli osobowość narcystyczna. - Powiedział Rabastan krzyżując ręce na piersi. Machnął gwałtownie głową, żeby odrzucić z twarzy kosmyki włosów. Evan spojrzał na niego uważnie.
- Rabastan Lestrange, czyli osobowość idiotyczna. - Odgryzł się. Chłopak wzruszył ramionami.
- Ale wiesz, ty jesteś jak Narcyz, a Narcyz w końcu zmarł z tęsknoty za samym sobą.
Evan nie wyglądał na zbytnio przejętego.
- Jak mówiłem, idiota. I tak każdy umrze, nawet jeśli nie jest Narcyzem. Więc już lepiej kochać siebie, myśleć o sobie i żyć, zamiast każdego dnia nienawidzić siebie przed lustrem.
- Tak, coś w tym jest. - Wtrącił Regulus. - Ale nie wydaje mi się, żeby zawsze to było takie proste.
- No nie mów, że siebie nie akceptujesz - powiedziała Katy marszcząc brwi.
- Ja? - Spytał Regulus wymierzając końcówkę widelca w swoją stronę. - Oczywiście, że siebie akceptuję.
- A jednak sprawiasz czasem wrażenie jakiegoś niepełnosprawnego uczuciowo.
- Ona ma trochę racji. - Powiedział Rabastan. - Często osoby o niskiej samoocenie są słabe w uczuciach.
- Ja po prostu wolę kierować się tym co jest tutaj. - Powiedział stukając palcem w swoją skroń. - Rozsądkiem.
- To dość.... rozsądnie. - Przyznał Rabastan najwyraźniej nie mogąc znaleźć innego słowa. Evan parsknął śmiechem.
- Cóż za odkrycie - skwitowała Katy.
- Rozsądek, Black, spoko, ale wiesz, trochę uczuć też nie zaszkodzi. Możesz to połączyć, czasem można dać się temu... porwać, powiedzmy. - Powiedział Evan bawiąc się kubkiem w dłoniach.
Regulus spojrzał dyskretnie w stronę stołu Gryffindoru, przy którym siedział James.
W tym przypadku raczej zaszkodzi. - Pomyślał.
- Ej, Evan - powiedział nagle Rabastan. Rosier uniósł wzrok.
- Hm? - Mruknął, żeby nie mówić z pełnymi ustami.
- Tak czysto teoretycznie, skoro kochasz samego siebie, to gdybyś przespał się z kimś innym to byłaby to zdrada?
Evan parsknął śmiechem, Katy wypluła sok z powrotem do szklanki, a Regulus posłał mu spojrzenie pod tytułem ,,serio?".
- No co? Tylko pytam! - Tłumaczył się Rabastan.
- Czy on naprawdę zadał to pytanie? - Spytała Katy.
- Obawiam się, że tak - skwitował Regulus. Evan uśmiechnął się w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób i spojrzał na Rabastana.
- I tak nie masz szans.
- Nie o to pytałem!
-Nie masz szans - powtórzył śpiewnie.
- To chyba by nie była zdrada, żyłby w zgodzie z samym sobą. - Powiedziała nagle Katy. Evan wymierzył w nią łyżeczką do herbaty.
- Właśnie.
Regulus wywrócił oczami.
- Przyznajesz jej rację tylko dlatego, że tak naprawdę sam byś nie znał odpowiedzi.
- Dokładnie tak - potwierdził Rosier wzruszając ramionami.
Katy nachyliła się nad stołem i przyjrzała Evanowi.
- Czy ty masz - objęła gestem swoje oczy jakby próbowała przypomnieć sobie odpowiednie słowo. - Eyeliner na powiekach? - Evan zamrugał, jakby chciał to jeszcze bardziej zaprezentować.
- No mam, jakiś problem?
- Żaden, ucz mnie - powiedziała tylko. Evan wzruszył ramionami.
- Okej, to chodź. - Rzucił i wstał. Katy zrobiła to samo i oboje wyszli z sali. Rabastan spojrzał na Regulusa, który też już się powoli zbierał.
- Co to eyeliner? - Spytał.
- Takie coś do powiek. Malujesz kreski, zazwyczaj o tak - narysował sobie palcem niewidzialną linię na powiece.
Razem z Rabastanem wyszedł z Wielkiej Sali i zaraz po wyjściu każdy z nich poszedł w swoją stronę. Regulus zamiast pójść prosto, skręcił w lewo i wszedł na pierwsze piętro po szerokich, kamiennych schodach. Przekroczył drzwi biblioteki i nie tracąc czasu na przechodzenie przez wszystkie regały z osobna, chociaż nie mógł zaprzeczyć, że często robił tak dla czystej przyjemności i dlatego, że przebywanie wśród książek go uspokajało, poszedł na dział, który go interesował. Być może interesował byłoby niedopowiedzeniem, w żadnym wypadku nie poszedłby na ten dział z własnych chęci, musiał jednak wypożyczyć i przeczytać jedną z książek na zajęcia z historii magii. Wypożyczył ją jednocześnie wysłuchując pogróżek bibliotekarki co go czeka, jeśli w jakikolwiek sposób uszkodzi książkę. Słuchał jej starając się nie wywrócić oczami w wyjątkowo ignorancki sposób, nie zniszczyłby książki ani nic innego, gdyby koniecznie nie musiał, miał szacunek do rzeczy.
Od razu poszedł w głąb biblioteki i usiadł przy niewielkim, dwuosobowym stoliku w kącie przy oknie. Nie chciał wracać do dormitorium, wolał w ciszy i spokoju poczytać, a biblioteka była jedynym miejscem w szkole, w którym mógł w stu procentach to osiągnąć. Otworzył książkę i zaczął czytać w powolnym dla siebie tempie, żeby móc wyłapać i zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Żałował, że nie wziął ze sobą pergaminu i pióra, bo wtedy mógłby robić notatki, odpuścił sobie jednak wracanie się po nie, czy też pożyczanie od kogoś skupiając całą swoją uwagę na książce, a została ona przerwana w chwili, w której usłyszał nieprzyjemny dźwięk szurania krzesła o podłogę, wtedy też, szybko doczytawszy ostatnie zdania w akapicie, uniósł wzrok. James siedział naprzeciwko niego z rękami założonymi na piersi i przyglądał mu się badawczo.
- Hej. - Powiedział w końcu, kiedy Regulus był zbyt zdziwiony i zdenerwowany przez jego obecność, żeby cokolwiek powiedzieć.
- Czego chcesz? - Zapytał od razu cichym, aczkolwiek niezbyt łagodnym tonem. Przez moment po wypowiedzeniu tych słów żałował, że nie był milszy ale po chwili przypomniał sobie, że James zasłużył sobie na to, żeby tak się do niego zwracać.
- Tak bardzo mnie nienawidzisz? - Zapytał opierając ręką na blacie stołu. Regulus spojrzał na niego unosząc brew. Nie nienawidził go, ale miał do tego podstawy, więc czemu on w ogóle pytał? Potter nachylił się lekko w jego stronę. - Posłuchaj, przepraszam za to, co zaszło ostatnio. Nie mam bladego pojęcia dlaczego to zrobiłem. Ale wiem, że przesadziłem.
- Przesadziłeś już dwa razy od początku tego roku szkolnego. - Wtrącił Regulus nie mogąc powstrzymać się od komentarza. Nie miał pojęcia, czy James był wobec niego szczery, czy tylko z jakichś powodów udawał.
- No tak, bardzo możliwe. - Podrapał się po karku. - W każdym razie żałuję, że w takim sposób zaczęła się nawiązywać nasza jakakolwiek... ekhem, relacja czy coś. - Uśmiechnął się lekko, jakby chciał to dodać jako wisienkę na końcu swojej wypowiedzi.
Regulus nie chciał być w nim w złych stosunkach. Nie chodziło nawet o jego zauroczenie, któremu postanowił pozwolić minąć, zwyczajnie nie był osobą zbyt konfliktową i jeśli mógł wolał mieć z kimś chociażby neutralną relację niż złą.
Jednak ta sytuacja wydawała mu się nienaturalna, bo czemu James mógłby chcieć najpierw zaczepiać go na boisku, a później przepraszać. Czemu tak nagle zdawał się nim interesować, skoro wcześniej tego nie robił? To tylko wzbudziło w Regulusie podejrzenia, co nie było niczym dziwnym, często doszukiwał się czegoś podejrzanego w wielu sytuacjach.
- Od kiedy to ci zależy na tym, żeby mieć ze mną dobre relacje? - Spytał chcąc, żeby brzmiało to bardziej jak luźne, nie wypełnione podejrzeniami, pytanie. James wzruszył ramionami.
- Wiesz, jesteś młodszym bratem mojego najlepszego przyjaciela. - Odparł prosto.
- Być może cię tym zaskoczę - zaczął ironicznie - ale ja i Syriusz za bardzo się nie lubimy, więc nie zasłaniaj się tym, bo to żaden argument, zwłaszcza, że do tej pory ja i ty byliśmy sobie obojętni.
- Być może cię tym zaskoczę, ale nie zaskoczyłeś mnie tym. Skąd wiesz, że nie chcę się przekonać, czy Syriusz nie miał racji, lub czy ją miał? Wcale nie wyglądasz na takiego jakim on cię opisuje.
Regulus już chciał zauważyć, że pozory mylą, ale wątpił, żeby to przedstawiło go w najlepszym świetle.
- I myślałeś, że najlepszym sposobem będzie to, co zrobiłeś wczoraj? - Spytał unosząc brew. - To nie jest sposób na zaczęcie jakiejkolwiek relacji, chyba, że toksycznej, a od ludzi, którzy budują takie relacje trzymam się z daleka.
James zmierzwił sobie włosy i patrzył na niego sprawiając wrażenie, jakby próbował dobrać słowa.
- Wiem, to nie był dobry sposób. Po prostu nie miałem pojęcia jak inaczej zacząć rozmowę, a potem ty tak szybko chciałeś uciekać i zrobiłem to co mi pierwsze przyszło do głowy.
- To żadne wytłumaczenie. - Odparł chłodno Regulus, którego tłumaczenia Jamesa już zaczynały irytować. Być może celowo nastawiał się do całej tej sytuacji w taki a nie inny sposób, żeby nie dać głosy tym innym, dużo bardziej zaślepiającym uczuciom, które i tak gdzieś tak próbowały się przebić.
- Posłuchaj - powiedział w końcu James - nie chcę być twoim wrogiem. Wcześniej mieliśmy tylko sporadyczny kontakt, ale jak postawiłeś mi się wtedy na korytarzu pomyślałem, że to oznacza, że nie jesteś tak bardzo egoistyczny jak opowiadał Syriusz. Tyle lat jesteśmy w jednej szkole, przyjaźnię się z twoim bratem, nie uważasz, że dobrze byłoby się chociaż trochę poznać?
Regulus chciał, ale nie mógł wierzyć w jego szczere intencje. Wiedział, że on i Syriusz często coś kombinowali, może teraz było tak samo?
- Teraz to ty posłuchaj, Potter. Widzę, że przyzwyczaiłeś się do tego, że ludzie robią co chcesz. Poprosisz, to dadzą ci co zechcesz, przeprosisz, to ci wybaczą. Ale życie tak nie działa i nie mam zamiaru ci tego ułatwiać. Chcesz mnie poznać? Najpierw zacznij mnie traktować tak jak każdy człowiek powinien drugiego, bo wczoraj na boisku pokazałeś tego zupełną odwrotność.
Wiele go kosztowało, żeby to powiedzieć, bo emocje, które w nim buzowały wręcz krzyczały, żeby zapomnieć o sytuacji na boisku i po prostu puścić mu to płazem. On jednak doskonale widział jaką głupotę by wtedy popełnił.
Wstał zamykając książkę i ruszając w stronę wyjścia. Nie chciał jeszcze wychodzić, ale nie chciał też przebywać w towarzystwie Jamesa.
- W takim razie co mam zrobić? - Usłyszał za sobą pytanie. Zatrzymał się i odwrócił przez ramię.
- Jeśli rzeczywiście ci zależy to coś wymyślisz. - Powiedział Regulus, po czym opuścił bibliotekę.
---
Krótka informacja: rozdziały jednak będą raz w tygodniu, tylko we wtorki. Moje próby wstawiania ich dwa razy w tygodniu okazały się mnie przerastać, bo nie wyrabiam z ich pisaniem, tym bardziej, że nie mam aż tyle czasu. Być może za jakiś czas wrócę do wstawiania ich dwa razy w tygodniu, ale na pewno nie teraz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro