Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❣︎ III ❣︎

- Proszę o ciszę! - Zagrzmiał donośny głos Dumbledore'a i aż ciężko było uwierzyć, że przy tak dużej ilości osób mogłaby zapanować taka cisza. Wszystkie spojrzenia skierowały się na dyrektora, który jak co roku zaczął wygłaszać swoje mowy. Regulus szybko zauważył, że nie zrobił tego, tak jak co roku, przed jedzeniem lecz już po. Nigdy nie przepadał za wysłuchiwaniem tych długich monologów, miał wrażenie, że to jedynie niepotrzebne przedłużanie zachowane dla zasady. Wyłączył się niemal całkowicie i odpłynął myślami zupełnie gdzie indziej wcale nie słuchając słów Dumbledore'a. Z rozmyślań wyrwało go dopiero wznowienie przez uczniów głośnych rozmów. Rozejrzał się nie kryjąc lekkiej dezorientacji i zauważył, że prefekci wołają pierwszorocznych. Czyli tak jak zawsze najpierw dzieciaki z pierwszego roku, a za nimi cała reszta. Powoli wstał i wyszedł mieszając się w grupę starszych uczniów. Nienawidził tego tłoku, który zbierał się na korytarzach zaraz po takich uroczystościach. Wszyscy się potrącali i przepychali zmierzając w różnych kierunkach i chcąc jak najszybciej dostać się do swoich dormitoriów. Czuł się niekomfortowo co jakiś czas idąc ramię w ramię z kimś, kogo nie znał, bo uczniowie tak bardzo się cisnęli, że ciężko było o trochę wolnej przestrzeni. 

W końcu udało mu się dotrzeć do lochów, gdzie już było dużo swobodniej. Od razu odczuł zmianę temperatury na odrobinę niższą, w dormitoriach Slytherinu zawsze było nieco chłodniej niż w innych, ale łatwo było do tego przywyknąć. Przeszedł przez pokój wspólny tuż obok podekscytowanej grupy pierwszorocznych, którzy słuchali, albo udawali, że słuchali, tego, co tłumaczyli im prefekci. Wszedł do swojego dormitorium, gdzie Rabastan rozpakowywał już swoje rzeczy. Regulus od razu zajął łóżko jak najdalej od wyjścia i sięgnął po swój bagaż. Otworzył kufer i zaczął bez pośpiechu wyjmować z niego rzeczy i układać je na szafce nocnej. Z pozoru była mała, ale kiedy otworzyło się jej drzwiczki lub szuflady było tam wystarczająco miejsca, żeby zmieścić ubrania i inne drobiazgi. 

Poszedł wziąć prysznic, wrócił ubrany w piżamę w kratę i z lekko wilgotnymi, roztrzepanymi włosami. Kiedy tylko wyszedł z łazienki uderzył w niego silny, drażniący zapach męskich perfum, aż zakręciło mu się w nosie. Rozejrzał się po pokoju, wszyscy jego współlokatorzy byli już w dormitorium, rozmawiali i śmiali się głośno opowiadając o swoich wakacjach. Regulus opadł na swoje łóżko nie włączając się w rozmowę. Czuł się zmęczony po podróży, chociaż wiedział, że nie da rady zasnąć o tak wczesnej dla niego porze. Okrył się miękkim, zielonym kocem i podkurczył nogi. Sięgnął po książkę, którą zaczął czytać jeszcze kiedy był w domu i otworzył w miejscu, w którym ostatnio skończył. Jednak rozmowy jego kolegów nie pozwalały mu się skupić, cały czas w kółko czytał jedno zdanie. Uparcie próbował się skoncentrować, ale w końcu zaakceptował fakt, że to niemożliwe. Zrezygnowany odłożył książkę i zaczął po prostu słuchać rozmowy toczącej się w pokoju. Oparł się leniwie o zagłówek łóżka i otoczył kolana rękami. Nagle jeden z chłopaków zaczął grzebać w swojej torbie, po czym wyjął z niej dużą, szklaną butelką, w której przelewał się złocistobrązowy alkohol. 

- No, chłopaki, myślę, że trzeba jakoś dobrze zacząć ten rok szkolny. - Powiedział wyciągając w górę rękę, w której trzymał butelkę. Następnie otworzył ją, upił potężny łyk i podał w obieg. 

Regulus patrzył na to wszystko z nieukrywaną niechęcią. Nie lubił alkoholu, brzydził się nim i trzymał się od niego jak najdalej. Tyle razy przechodząc ulicą widział ludzi, którzy się od niego stoczyli, że uważał to za wystarczający powód, żeby nie brać tego do ust. 
Oczywiście wiedział, że nic się nie stanie jeśli tylko ktoś zachowa umiar, wychodził jednak z założenia, że człowiek nigdy nie wie, kiedy się od czegoś uzależni. A wtedy staje się niewolnikiem własnych słabości. 
Więc kiedy Evan wychylił się i podał mu butelkę, nie uniósł dłoni, aby ją chwycić.

- Nie piję. - Mruknął stanowczo.

Rabastan westchnął głośno.

- Och, Black, nie przesadzaj. Nic ci nie będzie. - Powiedział znudzonym tonem, najwyraźniej tylko czekał, aż butelka znowu trafi do niego. 

- Właśnie, rozluźnij się trochę. - Powiedział Evan nachylając się bardziej w jego stronę i podsuwając szyjkę butelki tuż do jego twarzy. Regulus od razu poczuł silną, specyficzną woń. Odwrócił głowę jak tylko mógł, a dłonią odsunął od siebie butelkę. Nie miał zamiaru im ulegać. 

- Już powiedziałem, że nie. - Oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu, a Rosier od razu się odsunął, upił jeszcze łyk i podał butelkę dalej. Regulus bez słowa wyszedł z dormitorium, wiedział, że i tak nie będzie miał żadnego zajęcia, jeśli tam zostanie, bo na niczym nie mógłby się skupić. 

Najchętniej wyszedłby na korytarz i zaczął przechadzać się powoli i bez celu, w półmroku, który zawsze panował tam wieczorami i wsłuchując się przy tym w ciszę. Zrobiłby to, ale doskonale wiedział, że pierwszego dnia zawsze nauczyciele najbardziej pilnują, żeby uczniowie zostawali w dormitoriach. Głównie ze względu na pierwszorocznych, którzy bardzo często wpadali na pomysł, żeby zrobić sobie samodzielne zwiedzanie zamku. 
Usiadł więc w pokoju wspólnym na wygodnym, dużym fotelu przy kominku, w którym żarzył się ogień. Nie spodziewał się ciszy, jaka panowała w pomieszczeniu, spodziewał się, że będzie tam więcej osób, tymczasem większość spędzała najwyraźniej czas w swoich dormitoriach. Żałował, że nie zabrał ze sobą książki, ale nie chciał się już po nią wracać, więc ze spokojem zaczął wpatrywać się w ogień, którego płomyki odbijały się w jego szarych oczach. Do jego uszu dochodziły jedynie ciche oddechy, powolne kroki i trzaski z kominka. Pochłonęły go myśli, chociaż nie mógł w stu procentach skoncentrować się na jakiejś konkretnej. Nagle poczuł jak czyjeś ciepłe dłonie z nagła łapią go za ramiona. Wzdrygnął się wyrwany z rozmyślań i uniósł głowę. Za nim stała Katy z uśmiechem wymalowanym na twarzy. 

- Cześć. - Powiedziała po czym usiadła na podłokietniku fotela, na którym siedział. - Jak się czujesz?

- Dobrze. - Już całkowicie zdążył zapomnieć, że wcześniej bolała go głowa. - Jak tam bycie prefektem? 

- Świetnie. - Jej uśmiech się poszerzył. Regulus często dziwił się jej, że potrafiła mieć w sobie tyle energii i optymizmu. - Ci pierwszoroczni są tacy uroczy. I pomyśleć, że kiedyś byliśmy na ich miejscu.

Pokiwał w zamyśleniu głową, wydawało mu się to tak odległe. Jakby wydarzyło się w innym życiu, a w rzeczywistości miało miejsce cztery lata wcześniej. 
Dziewczyna delikatnie odgarnęła mu z twarzy wilgotne, nieposłuszne kosmyki. Zaczerwienił się nagle, bo zupełnie zapomniał, że miał na sobie piżamy. Katy zaśmiała się pod nosem.

- Do twarzy ci w czerwonym.

Zacisnął wargi i spojrzał na nią.

- Och, cicho, nie męcz mnie. - Powiedział zakrywając twarz dłońmi. 

Wywróciła oczami i rozejrzała się dookoła.

- Swoją drogą, czemu siedziałeś tu taki samotny i znudzony?

Uniósł głowę odrywając od niej swoją dłoń i wzruszył ramionami.

- Tak po prostu. - Skłamał. - Nie chciałem siedzieć w dormitorium. - Przynajmniej to ostatnie było prawdą.

Dziewczyna pokiwała głową i ziewnęła przeciągle.

- Pora na mnie. - Powiedziała i zerknęła ukradkiem na zegarek na swoim nadgarstku. Przetarła oczy dłońmi i podniosła się. - Dobranoc. - Rzuciła jeszcze i ruszyła w stronę swojego dormitoirum.

- Dobranoc. - Odparł i patrzył za nią dopóki nie zniknęła za drzwiami swojego dormitorium, następnie znowu spojrzał na ogień.

Jeszcze dobre kilka minut siedział w bezruchu niczym posąg, a jedynym znakiem tego, że nim nie był była unosząca się klatka piersiowa. Kiedy dostrzegł, że ostatni, oprócz niego, uczeń opuścił pokój, podniósł się powoli i wrócił do swojego dormitorium. 
Odór alkoholu zmieszany z perfumami zdecydowanie nie był czymś przyjemnym. Zmarszczył nos i wyciągnął różdżkę.

- Lumos - szepnął, a na końcu jego różdżki pojawiło się niebieskobiałe światło. Rozejrzał się po pokoju. Rabastan zasnął obok swojego łóżka opierając głowę o szafkę nocną, Evan spał na swoim łóżku w dziwacznej pozycji. Na środku pokoju leżała opróżniona do ostatniej kropli butelka. Regulus po cichu do niej podszedł i odłożył ją pod ścianę, żeby nikt się nie potknął. Żałował, że nie znał żadnego zaklęcia, które odświeżyłoby powietrze, bo z pewnością by go użył. Położył się na swoim łóżku i okrył kołdrą zrzucając koc na ziemię. - Nox. - Mruknął i w pomieszczeniu zapanowała zupełna ciemność. Odłożył różdżkę na szafkę nocną. Zaczął się wiercić próbując ułożyć się w wygodnej pozycji. Cały czas coś sprawiało, że było mu niewygodnie. W końcu jakoś udało mu się położyć w komfortowy sposób. Zamknął oczy licząc, że sen nadejdzie szybko, okazało się, że tej nocy jednak nie będzie miał szans na spokojny wypoczynek. Nie mógł zorientować się kto to dokładnie był, ale ktoś zaczął głośno chrapać, a dźwięk ten rozlegał się w całym pokoju. Zirytowany Regulus schował twarz w kołdrze i przycisnął ją do uszu, żeby chociaż trochę zagłuszyć hałas. Jeszcze około godziny męczył się co chwilę się wiercąc, aż w końcu nie wiedząc kiedy zasnął.

Rano nie był ani trochę wyspany, oczy same mu się zamykały domagając się snu, ale doskonale wiedział, że nie pora na to. Jego współlokatorzy też już powoli zbierali się z łóżek, ale przynosiło im to dużo więcej trudu niż jemu. Ubrał się jak zawsze zostawiając ostatni guzik koszuli rozpięty i zaczął szukać krawatu. Kiedy w końcu wygrzebał go spod sterty ubrań bez pośpiechu go sobie zawiązał i wygładził. Usłyszał jak Rosier mruczał coś pod nosem, odwrócił się w jego stronę. Chłopak patrzył na niego zaspanym wzrokiem.

- Która godzina? - Wybełkotał powoli wstając do siadu. 

Regulus wzruszył ramionami. Nigdy nie nosił zegarka na nadgarstku, a też nie chciało mu się podchodzić na drugi koniec pokoju, żeby to sprawdzić. Zazwyczaj prefekt naczelny budził wszystkich głośnym pukaniem do ich drzwi. Regulus wątpił, żeby było tak w innych domach, to było raczej wewnętrzne ustalenie ślizgonów. 
Ruszył na śniadanie wiedząc, że Slughorn jak co roku o tej mniej więcej porze będzie rozdawał plany zajęć. Nigdy mu to nie odpowiadało, zdecydowanie wolałby dostać je dzień przed, żeby móc od razu wziąć odpowiednie podręczniki i iść do klasy, zamiast musieć się po nie wracać. 

Idąc w pojedynkę korytarzem nagle poczuł, jak ktoś kładzie mu dłoń na ramieniu i dorównuje mu kroku. Zwolnił odrobinę i nie ukrywając zdziwienia spojrzał na rok starszego chłopaka.

- Hej, Black. - Zagadał zabierając dłoń z jego ramienia.

- Hej, co tam? - Spytał zastanawiając się czego mógł chcieć. Przez te wszystkie lata jego nauki w Hogwarcie zamienił z nim może dwa zdania. 

- Słyszałem, że jesteś w tym roku kapitanem drużyny.

- Jestem. - Potwierdził kiwając głową. 

- Kiedy robisz nabór?

Nie odpowiedział od razu. Tak właściwie jeszcze nie myślał o konkretnym terminie.

- Pewnie w następnym tygodniu. - Powiedział po chwili namysłu. - O ile pogoda dopisze. Wywieszę jeszcze pewnie ogłoszenie w pokoju wspólnym. - Dodał wchodząc na Wielką Salę, gdzie od razu do jego uszu dotarł hałas. Starszy chłopak pokiwał głową.

- Jasne, dzięki. - Powiedział po czym ruszył na drugi koniec sali, gdzie siedziały już osoby z jego roku.

Regulus wzruszył ramionami po czym usiadł na pierwszym z brzegu wolnym miejscu. Wziął sobie kanapkę i nalał kubek kawy wiedząc, że inaczej nie wytrwa tego dnia. Zobaczył Slughorna, który przeciskał się między stołami rozdając ślizgonom plany zajęć. Regulus obawiał się, że będzie musiał długo czekać na swoją kolej, ale nauczyciel dość szybko do niego podszedł.

- Dzień dobry, panie profesorze. - Przywitał się uprzejmym tonem. 

- Dzień dobry, Regulusie, dzień dobry. - Powiedział przeglądając trzymany w dłoni plik pergaminów, po czym spojrzał na niego. - Który rok? 

- Piąty.

Nauczyciel pokiwał głową.

- A no tak, oczywiście, że piąty. - Mruknął coś jeszcze pod nosem po czym znalazł to czego szukał. Przyjrzał się uważnie pergaminowi trzymanemu w dłoni. - Regulus Black, mam. - Oznajmił, po czym wręczył mu plan zajęć spoglądając na niego jeszcze po raz ostatni. - Jesteś pewny, co do wyboru zajęć? 

- Tak, oczywiście. - Odparł pewnie. Profesor uśmiechnął się.

- Wybrałeś wszystkie możliwe. Ambitny jak zawsze. - Rozejrzał się po sali. - Cóż, muszę iść już dalej, do zobaczenia. - Powiedział, po czym podszedł do następnych osób.

- Do zobaczenia. - Mruknął Regulus po czym spojrzał na swój plan.

Miał naprawdę mnóstwo godzin, ale wiedział, że jeśli tylko się przyłoży, to da radę. Zależało mu na wysokich wynikach. Głównie chodziło o satysfakcję, chociaż odrobinę przerażał go ogrom pracy, jaki będzie musiał w to włożyć. 
Pierwszą miał obronę przed czarną magią. Lubił ten przedmiot, więc nie miał nic przeciwko. Dopił pospiesznie kawę i wrócił do dormitorium. Zapach unoszący się w pomieszczeniu był, ku jego uldze, świeższy niż poprzedniego dnia. Zobaczył Rosiera leżącego jeszcze w łóżku, pewnie po jego wyjściu położył się jeszcze spać. Oprócz nich w pokoju nie było żywej duszy, wszyscy już poszli. Regulus westchnął i uznał, że tym razem nie będzie złośliwy i go obudzi. Podszedł do niego i potrząsnął go delikatnie za ramię.

- Hej, Evan, wstawaj. - Powiedział cicho. Chłopak otworzył oczy i popatrzył na niego, po czym przewrócił się na drugi bok. - Niedługo lekcje. - Dodał.

- Spierdalaj, Black. - Wybełkotał zaspanym tonem.

- Jak wolisz. - Westchnął po czym podszedł do swoich książek i zaczął pakować te, których potrzebował. Wziął jeszcze pergaminy i pióra, po czym zarzucił torbę na ramię i udał się na lekcje. 

Wszedł do klasy rozglądając się za wolnym miejscem gdzieś w pierwszych rzędach. Szybko zorientował się, że obronę przed czarną magią ślizgoni mają w tym roku z krukonami. Ulżyło mu, wiedział, że przynajmniej na lekcji będzie spokojnie. Znalazł wolne miejsce w pierwszej ławce. Od razu je zajął i wyjął z torby potrzebne rzeczy. Kiedy zauważył, że ma jeszcze trochę czasu zaczął przeglądać  jakie ma jeszcze tego dnia lekcje. Zmarszczył brwi widząc, że w planie zajęć  najwyraźniej jest jakiś błąd. Miał na ten dzień najpierw lekcje od ósmej do piętnastej, a później, o siedemnastej miał mieć numerologię. Nie miał pojęcia, że ktokolwiek w ogóle o takich godzinach ma jeszcze lekcje. Obiecał sobie, że zapyta o to Slughorna zaraz po eliksirach. 

Na początek lekcji nie musiał długo czekać. Wszystkich obecnych w klasie uczniów w jednej chwili uciszył dźwięk głośno zamykanych drzwi i przez środek sali przeszedł wysoki mężczyzna o siwiejących już włosach i groźnym spojrzeniu. Stanął przy biurku i obrzucił uczniów krytycznym wzrokiem. 

- Doskonale wiecie, czego będę was uczył, dyrektor mnie już wczoraj przedstawił, więc ja nie zrobię tego ponownie. - Powiedział donośnym głosem. Regulus nie przypominał sobie, żeby Dumbledore go przedstawiał, pewnie zdarzyło się to w tym momencie, w którym akurat nie słuchał. - W tym roku zdajecie SUMy, czyli Standardowe Umiejętności Magiczne. Bardzo ważny egzamin i musicie go zdać osiągając wysokie wyniki, bo kontynuować ten przedmiot będą mieli zaszczyt tylko najlepsi. - Zaczął przechadzać się do przodu i do tyłu. - Ale zanim zacznę was uczyć zobaczymy, co wiecie do tej pory. - Oznajmił, po czym podszedł do jednej z krukonek. - Jak się nazywasz? - Dziewczyna wstała wyraźnie zestresowana.

-Milicenta Bagnold, panie profesorze. - Powiedziała cicho. Nauczyciel pokiwał głową.

- Zaczniemy od czegoś prostego. Powiedz coś o klątwie upiorów. Jaki daje efekt? Jaki ma kolor?

- Powoduje silne przeziębienie. - Odpowiedziała po chwili namysłu. - I ma kolor... niebieski. 

Profesor pokręcił głową

- Zielony. Ma kolor zielony. To wiedza na poziomie pierwszego roku!

Wrócił na sam początek klasy i rozejrzał się po pierwszych rzędach, po czym podszedł do Regulusa. Przyjrzał mu się uważnie, a chłopak bez trudu wytrzymał to spojrzenie odwdzięczając się tym samym. 

- Czyżby pan Black? - Spytał unosząc jedną brew. Regulus wstał. Nie miał pojęcia skąd tamten mężczyzna go kojarzył, ale jego rodzina była dość znana, więc nie zdziwiło go to zbytnio.

- Tak, panie profesorze. - Odparł ze spokojem. Na twarzy nauczyciela pojawił się cień uśmiechu, kiedy dostrzegł jego pewność siebie.

- Powiedz co wiesz o Czerwonych Kapturkach.

Nie odpowiedział od razu, przez chwilę zaczął gromadzić wszystko, co pamiętał, po czym odchrząknął.

- Jest to karłowate stworzenie żyjące w miejscach, gdzie została przelana ludzka krew. Dla czarodzieja odpędzenie ich jest banalnie proste, wystarczy proste zaklęcie lub urok. Ale mugole... - Roześmiał się sztucznie. - Z nimi może być nieco gorzej, Czerwone Kapturki mogą być dla nich śmiertelnym niebezpieczeństwem.

Nauczyciel pokiwał głową z uznaniem. W tamtym momencie Regulus cieszył się, że w ostatnim tygodniu lata sobie co nieco powtórzył. Usiadł, kiedy mężczyzna zaczął podchodzić do innych ławek.  

W połowie zajęć drzwi do klasy otwarły się uderzając przy tym o ścianę, a do klasy wpadł zdyszany Rosier.

- Przepraszam za spóźnienie. - Wysapał. Nauczyciel podszedł do niego szybkim krokiem. 

- Nazwisko? - Spytał z nienaturalnym spokojem.

- Rosier. - Odparł od razu.

- Dom? - Zapytał, jakby nie mógł spojrzeć na kolor krawatu, albo na plakietkę naszytą na szacie.

- Slytherin.

- Ślizgoni mogą podziękować koledze, za utratę dwudziestu punktów, a teraz siadaj!

Evan pospiesznie zaczął rozglądać się za miejscem. Jedyne wolne było obok Regulusa, usiadł tam szybko widocznie starając się udawać, że wcale nic się nie stało, ale wielu ślizgonów łypało na niego spode łba. Regulus westchnął cicho, wkurzony, że nie zepchnął go z łóżka, kiedy kazał mu spierdalać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro