XXVII
Staram się roziskrzyć,
niczym mały płomyczek
trawić kawałki drwa,
lecz jego na długo
nie może starczyć.
Zawsze padam na twarz,
rozładowana zabaweczka,
którą los chwilowo się znudził.
Czekam by móc się odpalić
jeszcze jeden, kolejny raz.
I dać o sobie komuś znać.
Komukolwiek, kto może będzie chciał poza maskę uśmiechu
dokopać się we mnie głębiej
i kto się na to może zdobędzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro