XLII
Z góry zaznaczam, to moje wyznanie, nie będę tu budował pięknej formy, ani wspaniałomyślnych rymów, to też nie musi się nikomu podobać, chodzi mi po prostu o wyrzucenie z siebie tego, co aktualnie czuję.
Więc jeżeli nie chcesz tego czytać, to zignoruj ten rozdział.
/
Więc jeżeli dalej chcesz to czytać to zjedź na dół...
Czuję te wszystkie macki gęstej mgły,
która stopniowo stara się rozkradać to, co czuję w moim sercu.
A czuję rewolucję, powstanie,
niezaszufladkowany bunt biurokracji, jaka rozwija się w otulinie z żeber.
Bo zaraz czeka mnie koniec,
zwieńczenie kolejnej przygody,
która zawładnęła wszystkim.
Kolejno moją myślą, moim czuciem
- po prostu mną.
Opanowanie emocji... To nie istnieje.
Choć staram się uruchomić
wewnętrzny system obronny
jestem wodzony za nos
przez wielki kłębek rozdarć
i nieznających umiaru wzruszeń.
Być może ostatni raz zobaczę twarze tych, którzy przez lata stali się nieodzwonym elementem życia.
Nadszedł czas, by dotknąć opuszkiem palca nowości, zapoczątkować zmiany i iść dalej, nawet gdy serce woła wstecz.
Bo życie musi toczyć się dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro