XXXIX
Czasami krzyczy moja dusza,
bo przez usta nie przejdzie
najwątlejszy dźwięk.
Jakby moją potężną krtań
pochwycił bezlitosny
- nie wiadomo - skąd lęk.
Rzeźbię sobie krzykiem wnętrze,
skoro świata już nie mogę.
Wedle nowego wzoru bez wzoru
przekuwam wszystko, Boże daj.
Bo kto mi zabroni,
skoro nikt nie wie o co chodzi?
Skoro nie ma widowni,
nikt nie słuchał jak upada raj.
Tonący, któremu brzytwy
nie podsunięto, czego ma się
złapać w oceanie, bezdechem
kołysany do snu?
Korona cierniowa w duchu,
drzewiec przybity do serca
i nagi bez odzienia
z białego lnu...
leży nie człowiek, a cień
utkany niemego echa
minionych dni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro