XVIII
Wiatr zmian
mnie łaskocze.
W pośladek.
Nadstawiam mu
drugi policzek po więcej,
nadstawiam karku
na próżno?
Węgielne, pyliste chmury ciągną
się sznureczkiem.
Choć raz czarne owce
okiełznane przez
białe wilki.
Mount Everest -
szczęścia -
zdobyty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro