Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Kolor jego oczu

Rudowłosa czuła się obserwowana. Wiedziała, że Fred ją obserwuje dwa siedzenia za nią. Czuła ten palący wzrok na swoim karku. Był on trudny do wytrzymywania. Niekiedy słyszała jego głos, przez który miała ochotę odwrócić się. Z żalem spojrzeć w jego oczy, aby dostrzec w nich skruchę i w błękicie jego oczu. Aby sam w końcu jej powiedział, ile jest prawdy w słowach Ewana, ponieważ Fred milczał. Wtedy bez słowa ominął ją, obdarowując ją milczeniem, które samo w sobie mówiło "Jak mogłaś znów we mnie zwątpić?". Nie wiedziała już komu wierzyć i co na ten temat myśleć. Zaraz! Od kiedy ona pamiętała jakie oczy ma Fred?! Dziewczyna prychnęła rozdrażniona, pocierając zmarznięte ręce. A jakiego koloru były oczy Ewana? Nie mogła sobie przypomnieć...

Jack poszedł do toalety, gdyż jak zawsze odkładał te sprawy na ostanie chwile. Ominęła go walka reprezentantki  Beauxbatons, a on dalej nie wracał.  Zapewne zauważył jakieś śliczne dziewczyny i  nie było opcji, aby nie zagadał. Ava spojrzała w bok zaskoczona, gdy miejsce Jacka, zajął blondwłosy chłopak. Uśmiechnął się do niej ciepło, witając się krótko. Ta niewiele myśląc skinęła głową. Kojarzyła go, gdy witała z Ewanem reprezentantów w dniu ich przyjszdu. Należał do Beauxbatons. Powróciła wzrokiem na arenę, gdzie został wprowadzony kolejny smok. Chłopak przysunął się bliżej niej, wyjmując w jej kierunku paczkę z przysmakami, patrząc na nią pytająco. Ta rozchyliła wargi, i machając przecząco ręką, z uprzejmym uśmiechem zaprzeczyła. Nowi ludzie ją przytłaczali.

Między nich wcisnął się Jack, który spojrzał srogim spojrzeniem na blondyna. Włożył rękę w wciąż wyciągniętą paczkę z jedzeniem w kierunku Avy, wkładając je do ust.

- Dzięki... - powiedział z pełnymi ustami, klepiąc chłopaka po plecach, na co nowo przybyły chłopak pobladł. Ava ledwo powstrzymała śmiech. Zmusiła się do przepraszającego uśmiechu w kierunku chłopaka, powracając wzrokiem na trybun. 

Ava zatrzymała się, gdy niemal weszła w wychodzącego z impetem Puchona ze skrzydła szpitalnego. Rzucił jej ostre spojrzenie, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. Dziewczyna zachwiała się. Te oczy. Przeszywające i lodowate. Widziała je już wcześniej. Takie, prawdziwe. Nie takie, jakie miała okazję widywać. Ich prawdziwy odcień, gniew za nimi się kryjący. Tylko gdzie?

- Ewan! - powiedziała oburzona, zauważając stojącego blondyna niedaleko swojego łóżka. Podbiegła do niego. Tuż za nią powolnym krokiem podążał Jack, którego przyprowadziła tu siłą. - Gdzie Ty łazisz! Przecież miałeś leżeć. - powiedziała, nadymając policzki, aby poprowadzić go do jego łóżka, nakazując dłonią, aby się położył. Chłopak poprawiając się na pogniecionej pościeli, uniósł głowę, aby spojrzeć na jej twarz. Oczy Ewana były brązowe. Były puste. Dziewczyna potrząsnęła głową, wzdychając.

- Musiałem się przewietrzyć. - powiedział, spuszczając wzrok. - Miałem pustkę w głowie.

Jack, który powrócił wzrokiem z drzwi od skrzydła szpitalnego, na jego twarz, parsknął sarkastyczne.

- Nie pierwszy raz. - powiedział 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro