Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Sen nie boli

/Per.Dipper/

-Boisz się, że pójdziesz do piekła diabełku?-spytał ironicznie.

Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć on nacisnął na spust, a pocisk z pistoletu trafił wprost w moje serce sprawiając mi paraliżujący i cholernie uciążliwy ból oraz brak możliwości oddechu. Jednak, dlaczego nie padłem na podłogę? Pomimo wielkiego szoku i bólu dalej siedzę z wielkimi oczami wpatrując się w szatana pod przebraniem dziecka, a dokładniej Chłopca. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale zamiast słów wyleciała z nich krew o metalicznym smaku, która powoli i spokojnie spłynęła sobie po moim podbrótku. Trzęsłem się ze strachu i patrzyłem jak Lucyfer się uśmiechał.

Umrę. Już po mnie. Zaraz padnę.

Jednak ja dalej siedziałem. Spojrzałem się na miejsce, w którym była czerwona, okrągła dziura w koszulce. Nieustanie sączyła się z niej krew. We krwi były już wszystkie moje ciuchy. Przerażało mnie to.

-Nie możesz od tego umrzeć diabełku-zaśmiał się ojciec.

Gdy ponownie spojrzałem na rzekomego ojca był on pod postacią, którą widziałem w piekle. Ubrany elegancko i z rogami wyrastającymi z czoła i tymi oczami. Kompletnie czarnymi oczami. Jakby miały odebrać mi całe szczęście. Jeszcze bardziej się bałem. Mężczyzna przysunął się bliżej mnie i pistolet, który dalej trzymał na siłę włożył mi do ręki i tą samą rękę przycisnął do mojego serca sprawiając jeszcze większy ból. Pistolet i moja dłoń przyciśnięta do serca zalała krew w dość szybkim tępie. Lucyfer przybliżył swoje usta do mojego ucha i szepnął:

-Zabij go wkońcu. I nie patrz mu w oczy proszę. Dobrze? Mój kochany diabełku-

Po tych słowach obraz zaczął się rozmazywać i tracić barwy. Widziałem przed oczami mroczki i szyderczy uśmiech ojca. Moje ciało powoli bezwładnie opadło na podłogę, a oczy się same zamknęły. Zasnąłem, a może raczej zemdlałem.

/Per.Bill/

-Z-zabrali ci pamięć i zesłali tu na dół, a-ale ja tęskniłem. Wiem, że masz t-teraz misję, ale chciałem cię zobaczyć-powiedział po chwili niebieskowłosy dość pewnie, ale jednak się jąkając.

Opuściłem moją broń i spojrzałem na niego nierozumiejącym wzrokiem. Miałem w głowie jeden wielki znak zapytania, a myśli przypominały burze.

-Gościu o czym ty pieprzysz?-spytałem.

-O tym, że j-jestem twoim bratem. Mam na imię W-Will Cipher, ale ty wolałeś nazywać mnie William. Zawsze byliśmy blisko p-poprostu kazali ci o tym zapomnieć-odparł spokojnie, a w jego oczach pojawiły się łzy, prawdziwe łzy.

Nastąpiła chwila ciszy. Miałem w głowie haos. Jaki brat? Jaki Will? O co chodzi? O co chodzi w tym wszystkim?

-Mówi prawdę-odezwał się po chwili Robbie zwracając tym samym na siebie uwagę moją jak i Willa.

-Skąd wiesz?-spytałem.

-Gościu. Gdybyś przez trzy lata przed apokalipsą tak jak ja żył w świecie dragów i mafii i uczestniczył w tylu krwawych "przesłuchiwaniach" to już tak jak ja po pierwszym jego słowie wiedziałbyś, że mówi prawdę-powiedział z powagą.

Spojrzałem jeszcze raz na Willa. Uśmiechał się przyjaźnie, ale widać było, że zżera go ból po stracie. Nie wiem czego. Prawdopodobnie tak jak mówił mnie. Następnie spowrotem skierowałem swój wzrok na Robbiego zastanawiając się czy to prawda. Ja nie mam brata, ani nic. Poprostu raz obudziłem sie podczas apokalipsy, a po tygodniu już wiedziałem, że jestem demonem, bo bez problemu patrzę na te istoty. Wiem jednak, że nie jestem Wariatem, bo nienawidzę tych demonów za to co robią ludziom. Po chwili poczułem jak ktoś się we mnie wtula. Szybko spojrzałem na jak się okazało Willa.

-Co robisz?!-prawie, że krzyknąłem.

Szybko go odepchnąłem tak, że upadł na ziemię. Zamachnąłem się metalowym kijem by walnąć tego chłopaka lub czymkolwiek tam był, ale kij basebollowy, jakby zatrzymał się w powietrzu, a dokładniej jakimś cudem Robbie podszedł do mnie z opaską na oczach i złapał za kij.

-No co ty Billy? Zabijesz brata?-spytał kpiąco.

-Ja nie mam brata!-krzyknąłem.

-Skoro on mówi, że nie pamiętasz to skąd wiesz, że nie masz?-dopytywał powoli przekonywując mnie, że ma rację.

Byłem w lekkim szoku, dlatego działałem gwałtownie i nie myśląc, bo rzadko się słyszy podczas apokalipsy od dosłownie przypadkowego człowieka lub innego złego, albo dobrego żyjątka, że ma się brata. Przecież to niepojęte.

-Ale jeśli kłamie...-zacząłem.

Ten wyrwał mi kij, którego do tej pory nie chciałem póścić. Jednak nie śpieszyło mi się by odebrać tą nie moją, ale "pożyczoną" własność. Wiedziałem, że muszę się trochę uspokoić, albo inaczej skrzywdzę możliwe, że nawet niewinnego człowieka lub czymkolwiek tam jest.

-Jeśli kłamie to poniosę za to odpowiedzialność-odparł czarnowłosy.

Wymamrotałem coś pod nosem i wywróciłem oczami po czym znowu spojrzałem na Willa, który leżał na ziemi podpierając się na łokciach. Po jego polikach spływały łzy.

-Beksa-mruknąłem tak cicho by nikt nie usłyszał.

Schyliłem się lekko i podałem niebieskowłosemu rękę, aby pomóc mu wstać, którą przyjął i już po chwili stał wyprostowany, ale jednak wystraszony obok mnie. Czułem się dziwnie winny temu, że jest smutny więc na szybko i od niechcenia przytuliłem go.

-Dobra. A więc skoro już szanowni bracia demony lub czymkolwiek tam sobie jesteście, i tak mnie to nie obchodzi, doczekali sie tego jakże romantycznego spotkania to teraz zastanówmy się jak wrócić do obozowiska, bo kurwa jestem na nogach od dwóch dób i umrę jak zaraz się nie położę, a jak będę stał tu jeszcze trochę to obawiam się, że będziecie musieli mnie nieść-powiedział Robbie.

Westchnąłem cicho i rozłożyłem ręce.

-Niestety wiedz, że nie znam drogi-powiedziałem wkurzony swoją bezsilnością.

-J-ja znam-odezwał się Will.

/Per.Dipper/

-Dipper wstawaj!-usłyszałem dziecięcy głosik i poczułem jak ktoś mocno mną szarpie.

Powoli otworzyłem oczy przecierając je przy tym dłońmi. Przeciągnąłem się i jeszcze nie kontaktując do końca ze światem zewnętrznym spojrzałem na jak się okazało Chłopca. Odrazu się przeraziłem. Spojrzałem na ranę postrzałową, której to właściwie wcale nie było. Żadnych śladów krwi, żadnego bólu. Tak jakby tylko mi się to śniło. Poczułem ulgę, jednak dalej czułem, że jest to bardzo podejrzane. Przecież wtedy czułem ból. Sen nie boli. Coś było nie tak.

-Ale sobie pospałeś. Gdy spytałem gdzie jest Bill poprostu odpadłeś. Siedzę obok ciebie od dobrej godziny-zaśmiał się Chłopiec.

Patrzyłem podejrzliwe na niego i jego uśmiechniętą twarz. Nagle usłyszeliśmy szelest. Ucichliśmy.

-Będę się zbierał-powiedział malec po czym wyszedł z namiotu zamykając wejście do niego za sobą.

Odetchnąłem i starłem z czoła zimny pot. Oparłem się jedną ręką o podłogę i wtedy coś wyczułem. Pod moją ręką był pistolet. Ten cholerny pistolet. To nie był sen. To się działo naprawdę. Zacząłem szybciej oddychać. Drżącymi dłońmi podniosłem ową broń. Słysząc kolejne, głośniejsze szelesty w panice schowałem go do swojego plecaka na samo dno, a sam przykrywając się śpiworem, aż po głowę położyłem się i zacząłem cicho łkać.

Mam tego kurwa dość.

/Per.Bill/

-Musisz kurwa tak głośno chodzić?!-spytałem wkurzony Robbiego, który był prowadzony za rękę przez Willa.

-Nic nie poradzę na to, że ta trawa szeleści-prychnął, a ja myślałem, że mnie krew zaleje.

Co do Willa nie reagował na nasze sprzeczki i w milczeniu prowadził nas do celu, ale kto wie czy to nie pułapka.

-Już w-widać namioty-odezwał się po chwili Will wskazując na mini polankę przed nami.

Na ten widok ucieszyłem się. Wkońcu "dom". Wkońcu spanko. Wkońcu do Jelonka aka Sosenki lub jak kto woli Dipperka!

Jednak zanim zdążyłem cokolwiek zrobić poczułem dłoń na mojej twarzy, która lekko popchnęła mnie do tyłu i usłyszałem krótkie "zdrogi kurwa idę w kimono", a następnie zobaczyłem jak Robbie z prędkością światła pędzi w stronę namiotów na ślepo. Ja nie wiem on chyba ma nawigacje wbudowaną w system. Biegł tak szybko, że nawet demony się nie zorientowały. Zaśmiałem się krótko, a następnie spojrzałem na Willa, który bez słowa gapił się na demony swobodnie przemieszczające się po dworze.

-Jesteś śpiący? Może chcesz się położyć?-zaproponowałem, gdy coraz bardziej zbliżaliśmy się do namiotów.

-Wolę poprostu się tu pokręcić, ale ty idź śmiało spać-odparł z lekkim uśmiechem siadając na wielkiej gałęzi obok resztek ogniska.

Wzruszyłem ramionami i udałem się do jednego z namiotów mając nadzieję, że odrazu znajdę Dippera, bo coś czuję, że jak razem wejdę do namiotu to wyjdę dopiero, gdy wstanę. Czyli około jedenaście godzinek snu.

/Per.Dipper/

Usłyszałem dźwięk otwierania namiotu. Przestraszyłem się, ale wychyliłem głowę zza kołdry w nadzieji, że to Bill. Był to jednak Robbie.

-C-co tu robisz?-spytałem lekko pociągając nosem.

Ten zdjął opaskę, założył mi ją na oczy i dosłownie wypchnął z namiotu mówiąc, że idzie spać. Cham. Ale cieszyłem się, bo jego powrót oznacza powrót Billa. Chyba. Nie wiedziałem czy gdzieś tu nie kręci się blondyn więc postanowiłem poszukać drogi do drugiego namiotu na ślepo po drodze cicho mrucząc imię ów blondyna, gdyby jednak był na dworze, a nie w namiocie.

-Hej-usłyszałem głos, przez który cały się spiąłem.

Głos był dosłownie obok mnie.

-K-kim jesteś?-spytałem.

-Will Cipher. Usiądź jak chcesz-odparł spokojnie obcy chłopak.

Niepewnie, ale usiadłem obok. Cipher? To nazwisko Billa.

-Jesteś bratem Billa?-spytałem.

-Tak. Zgadłeś-odparł.

Można mu ufać? I gdzie Bill?

-T-to fajnie. Grono łagodnych demonów się powiększa-zaśmiałem się panicznie.

-Demony nie są łagodne. To bestie. Są pozbawione uczuć. Ich cel to zabijanie i sprawianie bólu-oburzył się Will, którego niestety nie widziałem.

Poczułem się źle. W pewnym sensie mówił o mnie. To ja zepchnąłem Mabel z tego mostu. Jednak skoro to brat Billa i jest demonem to znaczy iż sam przyznaje, że ma złe zamiary?

-P-prziecież Bill jest demonem i ty chyba też-powiedziałem lekko zdezorientowany.

-Demonem?!-prawie krzyknął-Dlaczego nas o to podejrzewasz?! Ja i Bill jesteśmy



Polsat :)




Moje Ludki

I jak narazie się podoba? Xd

Zostaw gwiazdkę, albo stracę pamięć i nie będzie kolejnego rozdziału (Kogo to obchodzi? ;^;)

Jak myślicie kim są Will i Bill?

Bye!^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro