Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Osąd

Gdy osoba zakuta w kajdany stanęła przede mną nie wiedziałem co myśleć. Byłem przerażony, uradowany, wystraszony, zmieszany, zły. Czułem naprawdę wiele naraz.
Przed sobą widziałem dziewczynę o kasztanowych włosach, które były posklejane przez zaschniętą krew i  poszarpane we wszystkie strony. Twarz była blada, kości policzkowe były bardzo widocznie, pod oczami spore wory, usta suche, oczy nieobecne. Ubrana była w jakąś białą sukienkę, choć nie wiem czy to nie było zwykłe, podziurawione i pobrudzone prześcieradło. Na rękach sięgające, aż do łokci i ciasno oplatające skórę łańcuchy.

-Poznajesz ją?-spytał Lucyfer kładąc dłoń na jej ramieniu na co ona wzdrygnęła się.

Nie byłem w stanie odpowiedzieć. Drżącą dłoń położyłem na jej policzku. Chciałem płakać, ale nie byłem w stanie.

-M-Mabel?-spytałem cichym głosem.

Nie bałem się tego co widzę. Bałem się tego, że mam kompletnie gdzieś jej obecny stan. Nie czułem współczucia i to mnie przerażało. Ona chciała coś odpowiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk.

-Dipper-odezwał się mężczyzna.

Podszedł do mnie i uniósł mój podbródek w górę, abym spojrzał w jego oczy. Oczy, które były zimne. Mógłbym przysiąc, że w tych czarnych oczach widziałem dusze ludzckie, które płynęły po rzece rozpaczy zataczając kółka. Lecz nie były tylko zimne. Dostrzegałem w nich jeszcze coś, a mianowicie osobę. Dobrze mi znaną osobę, ale nie wiedziałem kto to.

-Twoja matka umarła wcześniej niż myślisz. Wiesz, że twoja siostra jest od ciebie starsza prawda?-spytał, a ja przytaknąłem-Twoja matka umarła podczas porodu twojej siostry. Trafiła wtedy do piekła. Zakochałem się w niej od jej pierwszego krzyku. Była idealna. Więc zaproponowałem jej układ-powiedział.

-Jaki układ?-spytałem przełykając głośno ślinę.

Ten uśmiechnął się, podszedł do Mabel i zaczął głaskać ją po włosach.

-Dostała ode mnie nowe życie. Mogła ponownie wrócić na ziemię, ale pod jednym warunkiem-przestał głaskać Mabel.

Obrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy.

-Warunek był taki, że spłodzi mi potomka, który kiedyś przejmie moją rolę-dokończył zdanie.

Upadłem na kolana.

Jestem pieprzonym potworem, teraz to do mnie dotarło. Szatanem. Demonem.

-"Dipper". Nawet to imię było kłamstwem-dodał.

-C-co?-uniosłem na niego wystraszony wzrok.

-Tak naprawdę na imię ci Mason-powiedział.

Podał mi rękę. Rękę, w której żyłach płynęła nieskazitelnie czarna krew. Zresztą w mojej już też. Złapałem za nią, a Lucyfer, pomógł mi wstać. Pogładził mnie dłonią po poliku, a ja poczułem dziwny spokój i ciepło. Oczyma wyobraźni widziałem mamę. Uśmiechała się.

-Mam do ciebie prośbę-zaczął po chwili i zabrał dłoń, a ja odczułem ogarniające mnie zimno-Osądź ją-powiedział wskazując na Mabel.

-O-Osądzić? Ale jak?-dopytywałem wystraszony.

-Powiedz mi na co zasługuje twoja siostra. Na męki, a może na zbawienie? Twój wybór-wyjaśnił.

Podszedłem do dziewczyny. Spojrzałem jej prosto w puste oczy.

-Od początku wiedziałaś prawda?-spytałem lekko łamliwym głosem.

Lecz ona nie mogła mi odpowiedzieć.

-To dlatego ja siedziałem sobie grzecznie w domu z papugą, a ty wychodziłaś badać teren i tak dalej? Bo nie chciałaś, żeby demony zabrały mnie do piekła? Do domu? Do jedynej, prawdziwej rodziny?!-wrzeszczałem.

Chciała coś powiedzieć. Naprawdę. Ale nie mogła.

Spojrzałem na nią z pogardą.

-Już ją osądziłem-powiedziałem odwracając wzrok w stronę ojca-Niech suka męczy się w ogniu-wysyczałem przez zęby.

Lucyfer wskazał na krawędź mostu, na którym się znajdowaliśmy, a co za tym idzie na przepaść, w której dnie dostrzec można było światła, i z której usłyszeć można było żałosne krzyki ludzi. Zrozumiałem przekaz. Spojrzałem na siostrę. Przez chwilę wydawało mi się, że w tych wypranych oczach dostrzegam smutek. Zrobiło mi się minimalnie żal, ale szybko się otrząsnąłem ścierając ręką napływające do oczu łzy. Wziąłem wdech i wydech.

-Żegnaj-szepnąłem i zrzuciłem ją z mostu.

Leciała w dół nie stawiając oporu. Była spokojna. Nie jestem pewien, ale chyba dostrzegłem u niej też przez ułamek sekundy spływającą po poliku łzę.

-Brawo-usłyszałem klaskanie w dłonie.

Patrzyłem w przepaść. Nic nie czułem. Przed chwilą chciałem płakać, a teraz? Jestem jak pusta skorupka, z której życie uciekło w nieznane.
Poczułem, że ktoś obejmuje mnie od tyłu.

-Słuchaj Mason. Chcę, abyś wrócił na ziemię i zrobił coś dla mnie-zaczął szeptać do mojego ucha.

Nic nie odpowiedziałem. Dalej patrzyłem się w przepaść.

-Chcę, żebyś zabił. Zabił Billa, ale co najważniejsze nigdy nie patrzył mu w oczy-szepnął, a ja czułem, że w tym momencie uśmiechnął się szyderczo-Zrób to dla tatusia. Dobrze?-spytał.

Chciałem się sprzeciwić, ale coś kazało mi przytaknąć. Poczułem brak gruntu pod nogami. Spadałem. Zrzucił mnie. Nagle mrok. Gdy się obudziłem byłem

POLSAT.

Przepraszam, że rozdział krótki. Dziś powinien pojawić się nastepny, ale nie mogę nic obiecać.

Mam dużo spraw na głowie.

Mam nadzieje, że mi wybaczycie.

Bye!^^




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro