12. Ojciec
/Per.Dipper/
Nagle ujrzałem przed sobą jakąś panią. Wyglądała jak typowa sekretarka.
-Panie Pines ojciec czeka-powiedziała.
Siedząc na ziemi patrzyłem na nią, jakbym jej w ogóle nie widział. Byłem zbyt roztrzęsiony tym co się przed chwilę stało. Kobieta miała zgrabne kształty. Szara i prosta w swej budowie spódnica sięgała jej do kolan, na nogach czarne rajstopy. Miała też czerwone szpilki, białą koszulę zapiętą na ostatni guzik, a na to czarna marynarka. Brązowe włosy upięte w kok, a na nosie okulary w czerwonych oprawkach. Obok pomalowanych na bordowo ust miała mały pieprzyk. Sama twarz wydawała się nieprzyjazna i taka oficjalna.
-Japierdole-powiedziałem roztrzęsiony nie wierząc w to co mnie przed chwilą spotkało, przemieniłem się w jakiegoś potwora.
Miałem kompletnie gdzieś tą babę. Mój stan psychiczny cały czas wracał do sytuacji z przemianą.
-Proszę nie pierdolić. Pana ojciec nie chciałby, aby rodzina się powiększyła-powiedziała i uśmiechnęła się przyjaźnie.
Obruciła się na pięcie i ruszyła przez to pustkowie pełne ludzkich szczątek.
Powoli się podniosłem łapiąc przy tym za głowę. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Może to zabrzmi dziecinnie, ale chciałem do Billa. Zatonąć w jego ramionach i płakać mocząc mu przy tym koszulkę, a on głaskałby mnie po włosach. Tsa. Niestety rzeczywistość jest troszkę inna choć nawet nie jestem pewien czy to co się dzieje to rzeczywistość.
Powoli ruszyłem za tą kobietą.
***
W pewnym momencie "sekretarka" stanęła przed wielką bramą. Spojrzała na mnie z zadziornym uśmieszkiem.
-Witamy w Piekle-powiedziała, a brama się otworzyła.
Myślałem, że po jej słowach zemndleję, chociaż ja nie myślałem, bo już poprostu nie ogarniałem co sie dzieje. To się nie może dziać naprawdę. Powoli przeszedłem przez bramę. Usłyszałem krzyki. Zrobiłem krok w tył.
-Oh spokojnie to tylko potępione dusze-odezwała się sekretarka, która dorównała mi kroku.
-Potępione dusze?-powtórzyłem i przełknąłem głośno ślinę.
-Tak. Tu trafiają grzesznicy-powiedziała, a po chwili uśmiechnęła się podle.
Miałem mnóstwo pytań do niej, lecz odwarzyłem się zadać tylko jedno:
-J-Jesteś diabłem?-spytałem.
-Wolę określenie "demonem", ale tak jestem nim. Zresztą ty też-odparła i ze spokojem dalej szła przed siebie.
Ja dokładnie analizując jej wypowiedź milczałem.
Co tu się do kurwy odkurwia?
/Per.Bill/
Byłem właśnie w łazience i zbierałem odłamki szkła z lustra, które nie chcący rozbił Dipper. No właśnie. "Nie chcący". Zastanawiłem się jakim sposobem przez przypadek mógł rozbić lustro i to jeszcze tak dokładnie i mocno. Coś mi tu nie pasowało.
Nagle usłyszałem krzyk.
Jak strzała wybiegłem z łazienki, a gdy tylko to zrobiłem mój wzrok skrzyżował się ze wzrokiem demona. Demona w domu Robbiego.
Spojrzałem trochę w bok. Sam przedpokój był wypełniony tymi diabłami. Szybko wbiegłem do kuchni. Ford i Stan... nie żyli. Jeden miał wbity nóż w serce, a drugi prawdopodobnie wybił zasłoniętą gazetami szybę w oknie, a szkło wbiło mu się w tętnice. Krew była wszędzie.
Usłyszałem jakiś cichy modlący się głosik. Schyliłem się i spojrzałem pod stół, gdzie Robbie z zamkniętymi oczami szeptał coś do siebie.
-Jak przyjdzie co do czego to nie jesteś taki kozak co?-prychnąłem.
Wyciągnąłem go spod stołu, posadziłem ma krześle i powiedziałem mu, że nie ważne co by słyszał od tych istot ma nie otwierać oczu. Teraz tylko pytanie, gdzie jest kurwa Dipper?!
/Per.Sobowtór/
Gdy wróciłem do domu czarnowłosego lamusa przez wybitą szybę zobaczyłem zwłoki jednego ze staruszków. Uśmiechnąłem się na ten widok. Radosnym krokiem wszedłem do środka. Już chciałem skierować swe kroki w stronę kuchni, aby ocenić pracę demonów, gdy nagle coś chwyciło mnie z tyłu za ramiona i obróciło w swoją stronę, a następnie zasłoniło oczy dłonią.
-Zwariowałeś Dipper?! Szukam cię po całym domu!-warknął głos blondwłosego debila.
No cóż trzeba grać jak mi zagra, albo jak ja mu zagram.
-B-Bill j-j-a się boję p-proszę nie zostawiaj mnie-powiedziałem sztucznie przerażonym głosem.
Ten szybko mnie przytulił. Nie powstrzymałem skrzywienia na mojej twarzy, którego na szczęście nie zauważył.
-Idziemy po Robbiego i zwiewamy stąd Dip-szepnął Bill i zaczął głaskać mnie po włosach.
Czemu do czarnej, ognistej dupy Lucyfera musze przeżywać to niebo?
Ja chcę spowrotem do piekła. Błagam.
/Per.Dipper/
Nawet nie zauważyłem, ale szedliśmy jakimś czerwonym i bardzo długim korytarzem. Czerwona farba na suficie, podłodze i ścianach wyglądała na świeżo malowaną i połyskiwała w świetle podłóżnych lamp zawieszonych na suficie w równych odstępach od siebie.
W pewnym momencie wędrówki z kobietą korytarz wzbogacił się o nową rzecz. A były to mianowicie szyby po bokach, przez które widziałem ludzi. Ludzi samotnych, wygłodzonych, zaniedbanych.
Przystanąłem i wpatrywałem się w jednego z tych biedaków. Miał potargane i podziurawione ibrania, które były tak naprawdę workiem po ziemniakach. Bardzo widoczne kości pod zadrapaną i popażoną skórą, włosy szare, usta popękane. Nagle spojrzał na mnie białymi, nieobecnymi oczami. Wystraszyłem się.
-Hmm ciekawy kto to?-zaśmiała się kobieta, która podszedła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.
-T-tak-odparłem.
-To grzesznik i jest w jednej z cel. Każdy grzesznik jest teraz w swoim umyśle i przeżywa wieczną karę-wyjaśniła-Powiedz mi... co czujesz, gdy widzisz takiego człowieka?-spytała.
Przyjrzałem się mu jeszcze raz. Sam się sobie dziwie, ale nie czułem żalu, troski... nic.
-Ch-chyba nic-odparłem.
-Doskonale-zaśmiała się.
Ruszyliśmy dalej.
***
W pewnym momencie znaleźliśmy się w jakiejś ogromnej jaskini. W większości miejsc płonął ogień, a ja dostrzegałem istoty, które przy mojej obecnej przemianie były podobne do mnie. I to nawet bardzo. Na samym środku jaskini stał jakiś wielki tron wykonany z kości ludzi. Na tronie siedział mężczyzna. Brązowe włosy zaczesane do tyłu, uszy szpiczaste jak u elfa, z czoła wyrastały dwa czarne rogi, usta wykrzywione w szyderczy uśmiech, oczy czarne. Miał na sobie garnitur i skrzydła podobne do moich. Razem z kobietą podeszliśmy bliżej. Sekretarka ukłoniła się i klepnięciem w bark nakazała zrobić mi to samo więc również się ukłoniłem.
-Panie oto kłania się przed tobą pokorny syn twój-powiedziała kobieta.
Następnie zawróciła i poszła w tylko sobie znaną stronę. Nie wiedząc co robić dalej się kłaniałem.
-Ależ powtań synu i podejdź tu do mnie-powiedział, chyba mój ojciec.
Powoli podszedłem do niego. On wstał. Cofnąłem się krok w tył.
-Nie lękaj się własnego ojca-mruknął i zaśmiał się.
Stanął przede mną, a ja myślałem, że padnę na zawał. Jego aura mnie przytłaczała. Czułem się w obec niego słaby, bezbronny. Czułem, że jest ode mnie silniejszy Zatoczył kułko do okoła mnie uważnie mi się przyglądając.
-Chodź ze mną-powiedział i ruszył w głąb jaskini.
Poszedłem za nim. I coś czuję, że to był zły pomysł.
/Per.Bill/
Razem z Dipperem i Robbim idziemy w miejsce, które Ford nam wskazał za życia, które zakończyło się około trzy godziny temu. Jedną ręką trzymam Dippera, a drugą Robbiego, żeby się nie zgubili i nie wpadli w na przykład drzewo, ponieważ oboje mają zamknięte oczy.
Robbie dowiedział się, że jestem demonem. Musiałem mu powiedzieć, bo inaczej by z nami nie poszedł. Czułem, że jest zły o nieufny wobec mnie. Między nami panowała cisza. Czarnowłosy wyglądał, jakby miał się zaraz popłakać.
Robbie to ja Wendy.
A więc o to chodzi.
Głupie demony, które krążą wokół nas przemawiają do niego.
-Robbie nie słuchaj ich-powiedziałem, a chłopak przytaknął.
***
Po następnych dwóch godzinach wędrówki byliśmy zbyt wyczerpani, aby iść dalej. W dodatku noc zbliżała się wielkimi krokami. Musimy znaleźć jakieś dobre miejsce do schronienia przed zwierzętami i co najważniejsze demonami.
Znaleźliśmy jakieś stare pole campingowe, a dzięki jebanemu szczęściu w naszych plecakach, w których między innymi był prowiant znaleźliśmy dwa namioty. Wszystko pięknie tylko nie wiem jak ja mam rozstawić te namioty, żeby te pierdolone demony nie weszły do środka. Nie dość, że ludzie ich nie widzą to jak próbuję ich pobic to ręką przenika mi przez ich obrzydliwe ciała. Ochyda.
Nagle wpadłem na plan. Posadziłem Dippera i Robbiego, gdzieś przy drzewie i kazałem tam zostać. Mieli opaski na oczach więc powinno być bezpiecznie. Od razu, gdy odszedłem kilka kroków od nich demony do nich podbiegły i zaczęły szeptać.
No przynęta idealna!
Rzuciłem plecak na ziemię, która była porośnięta od sześciu lat nie przycinaną trawą. Wyjąłem namiot i położyłem na ziemi. Podwinąłem rękawy bluzy do łokci i potarłem dłoń o dłoń.
-No to jedziemy z tym koksem-westchnąłem.
/Per.Dipper/
Szedłem razem z tym mężczyzną, który podaje się za mojego ojca po drewnianym moście. Most był dość szeroki, bardzo długi i stabilny. Pod nami przepaść, a nad nami stalaktyty. Na dnie przepaści świeciły sie jakieś światełka podobne do ognia. Słyszałem przeraźliwe krzyki ludzi. Nigdy nie widziałem jaskini, a co dopiero takiej. W pewnym momencie ojciec zatrzymał się i obrócił w moją stronę.
-Dipper wiesz kim jesteś?-spytał.
-Um... T-tak jestem Dipper Pines i...-nie dokończyłem, bo mężczyzna mi przerwał.
-Jesteś mój drogi synem najpotężniejszego anioła na świecie-powiedział, a widząc, że nie rozumiem kontynuował-Widzisz tą przepaść pod nami i słyszysz te piękne krzyki bólu oraz rozpaczy? To moje dzieło. Lucyfera. Najpotężniejszego anioła na świecie. Witamy w Piekle. W twoim domu-wyjaśnił, a mnie zamurowało.
Nagle usłyszałem szczęk kajdan. Dźwięk ten zbliżał się w naszą stronę. Lucyfer odsunął się w bok.
Gdy osoba zakuta w kajdany stanęła przede mną nie wiedziałem co myśleć. Byłem przerażony, uradowany, wystraszony, zmieszany, zły. Czułem naprawdę wiele naraz.
Przed sobą widziałem....
Polsat Sport wita.
Moje Ludki...
Przepraszam, ale mam brak weny.
Poza tym cudem wstawiłam ten rozdział, bo jutro mam sprawdzian.
Zostawcie gwiazdkę, albo Dipper nigdy nie wróci do Billa.
Jak myślicie kogo zobaczył przed sobą Dip? :3
Bye!^^
Ps. Przepraszam za słaby rozdział.
Zapraszam do mojej przyjaciółki kloda323 - napisała swój pierwszy billdip i zarazem pierwszą książkę "Magic". Jestem z niej dumna :')
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro