9. Gdzie wy kur*a byliście?
Już chciałem wyjść, ale Bill mi to uniemożliwił. Zacząłem się szarpać, ale to na nic. W pewnym momencie wpadłem na pomysł. Ugryzłem blondyna w rękę na co ten ją zabrał. Szybko wyczołgałem się spod regału, zdjąłem opaskę z oczu, a przed sobą zobaczyłem moich wujków. Milczeliśmy. Oni dlatego, że byli zszokowani zobaczeniem mnie, a ja dlatego, że byłem wściekły. Wściekły na siebie. Na nich.
-Dipper?-odezwał się po chwili ciszy Ford poprawiając swoje okulary.
Jego szare włosy podchodzące na końcówkach w biel świetnie prezentowały się z beżowym płaszczem i czerwonym golfem. Obok niego drugi wujek. Stan. Był on ubrany w zwykłą białą koszulkę, jakieś zielonkawe bokserki i czy to... kapcie? Jego włosy były kompletnie białe, a wielki brzuch lekko od spodu wystawał spod koszulki.
-Gdzie wy kurwa byliście tyle czasu?-spytałem po chwili.
-Nie ważne dziecko-Ford przytulił mnie i pocałował w głowę-Nie ważne-powtórzył.
Łzy same cisnęły mi się do oczu, a oddech momentalnie stał się niespokojny. Do uścisku przyłączył się wujek Stan.
-Okej co do kurwy jebanej nędzy mać tu się odpierdala?-spytał Robbie, który stał za nami z metalowym kijem bejzbolowym gotowym do ataku w ręcę.
Bill stał za nim z zamkniętymi oczami i skrzyżowanymi rękami na piersi. Wujkowie momentalnie przestali mnie przytulać. Ford wyciągnął z kieszeni pistolet i wymierzył w Robbiego.
-Kim jesteście?-spytał Stan.
-Twoim jebanym koszmarem-warknął czarnowłosy, a następnie nadmuchał balon z gumy, którą właśnie przeżuwał.
Ford już miał w niego wycelować, ale szybko zabrałem mu pistolet.
-Nie! To mój przyjaciel!-krzyknąłem.
-A może wariat-prychnął Stan.
Ich nie łatwo było przekonać do obcych. Zresztą tak samo było z Billem i Robbim. Ledwo sobie zaufali to co dopiero moim wujkom, a wujkowie im. Ja akurat nie mam u siebie problemów z ufnością. Zaufałem Billowi i Chłopcu oraz niestety tej wariatce Pacyfice, którą wpuściłem do domu, ale gdyby nie ona to siedziałbym teraz na dupie z moją papuszką Lailą nie wiedząc nawet kim jest Bill.
-Oni naprawdę nie mają złych zamiarów! Chronią mnie cały czas i troszczą się o mnie-wyjaśniłem moim wujkom, aby trochę uspokojić ich instynkt przetrwania.
-Ty blondyn. Czemu nie otwierasz oczu?-warknął Ford wyrywając mi pistolet z rąk i celując w Billa.
Podszedł do niego i przystawił mu spluwę do serca, a mnie zalał zimny pot.
-Gadaj-rozkazał.
-Nie-odparł z nieludzkim spokojem blondyn.
-B-bill...-chciałem do niego podejść, ale Stan złapał mnie za nadgarstek i przytrzymał.
Zacząłem się wyrywać.
-Daję ci ostatnią szansę-powiedział wujek Ford.
-Ej stary weź zaraz zgniesz-wtrącił się Robbie, który dalej był w gotowości do ataku.
-A ty siedź cicho smarkaczu-warknął Stan dalej trzymając mnie z dala od Billa, a ja dalej się wyrywałem.
-No to mówisz czy nie?-spytał Ford.
-Nie-odparł Bill.
I w tym momencie wystrzał. Mój krzyk roznoszący się echem po całym markecie, a następnie łzy i czyjś diabelski śmiech. Obraz mi się rozmazał. Wszystko było szare. Zrobiło się duszno, a ja czułem jak pod nogami wali mi się grunt. Upadłem. Ktoś wypowiedział moje imię. Zemdlałem.
***
-Bill!-obudziłem się przyzywając imię mojego... nawet nie wiem kim on dla mnie jest, chyba poprostu rodziną.
-Tu jestem. Spokojnie. Nie otwieraj oczu-odpowiedział mi ten czuły głos.
Odpowiedział. On żyje.
Szybko ręką starałem się go znaleźć. Nagle dotknąłem jego policzka, a drugą ręką drugiego. Przejechałem po jego włosach, a następnie nie odrywając od niego dłoni zjechałem w dół do barek. Wtedy rzuciłem mu się na szyję i przytuliłem cicho przy tym pociągając nosem.
-Żyjesz. Żyjesz. Ty żyjesz-powtarzałem w kółko.
-Hej spokojnie-zaśmiał się Bill i powoli mnie objął.
I wtedy oderwałem się od niego.
-A wystrzał? P-przecież...-nie dokończyłem, bo blondyn mi przerwał.
-Okazał się niewypałem. Robbie siedzi teraz z wujkami w kuchni i wyjaśnia im obecną sytuację i nasze pozytywne nastawienie do ciebie-wyjaśnił.
Przytaknąłem jedynie w odpowiedzi i usiadłem mu okrakiem na kolanach, aby następnie znowu go przytulić.
-Dipper?-spytał Bill, a ja nie odpowiadałem.
Chciałem trzymać go w objęciach już do końca życia.
Nagle poczułem jak złożył mały pocałunek na mojej szyji, który zostawił mokry ślad, a następnie zaczął bawić się moimi włosami. Zamruczałem, bo czynność ta sprawiała mi przyjmność i przynosiła pożądane ukojenie dla duszy, którego mi brakowało.
Ja zaś zacząłem przejeżdżać paznokciami na plecach po materiale koszulki Billa co mu się kurewsko spodobało, bo ożywił się znacznie w swoich ruchach i zaczął przygryzać i ssać moją skórę na szyji przy okazji zostawiając tam malinki. Nagle zaprzestał wykonywania tych drobnych pieszczot. Czułem, że dzielą nas milimetry przez jego ciepły oddech na moich suchych ustach. Miałem wrażenie, że próbuje mi coś powiedzieć, ale się waha.
-Dobra. Zaufalismy ci, ale jak spedalisz mi chłopaka to ci nie daruję-usłyszałem głos wujka stana przez co poczułem zażenowanie i speszyłem się.
Zszedłem z kolan Billa. I usiadłem na łóżku.
-No brawo. Spłoszyłeś mi go-westchnął Bill, a ja poczułem jak na moje poliki wkrada się rumieniec.
-Dobra, dobra nie cwaniakuj-warknął Stan, a po tonie jego głosu wiedziałem, że wywrócił oczami.
-Dip otwórz oczka-powiedział Bill ignorując mego wujka, a ja posłusznie wykonałem polecenie.
W pierwszej chwili oślepiło mnie jasne światło lampy, a następnie ukazał mi się dobrze znany salon Robbiego i Bill z zamkniętymi oczami, który siedział razem ze mną na kanapie imitującej łóżko twarzą w moją stronę, a plecami w stronę wujka Stana stojącego w drzwiach i opierającego się o framugę z kubkiem w ręce. I teraz dotarło do mnie co tak wsumie chciałem zrobić z Billem. Z jednej strony byłem wkurzony na wujka, bo nam przerwał, a z drugiej wdzięczny... Bo nam przerwał.
Zapadła cisza, którą po chwili przerwał wój:
-Dipper chodź do kuchni. Musimy pogadać-
Wstałem z kanapy, ale zatrzymała mnie ręką Billa zaciskająca się na mojej dłoni. Kciukiem pogłaskałem go po owej ręce, a ten mnie puścił. Ruszyłem za wujaszkiem do kuchni gdzie Robbie i Ford wykłucali się o coś.
-Dipper zostaje-powiedział stanowczo Robbie.
-Dipper idzie z nami-odparł tym samym głosem Ford.
Oboje patrzyli sobie w oczy z wrogością.
-Dipper zostaje-warknął czarnowłosy.
-Dipper idzie-Ford uderzył ręką o stół.
-A może przestaniecie traktować Dippera jak rzecz materialną i niech sam zadecyduje?-wtrąciłem unosząc jedną brew i krzyżując ręcę na piersi.
-O Dipper dobrze, że jesteś!-powiedział wujek uśmiechając się do mnie przyjaźnie-Wytłumacz temu tu osobnikowi, że nie zostaniesz w tym odrażającym miejscu z nim i z tym blondwłosym debilem tylko grzecznie wrócisz ze mną i wujkiem stanem do domu proszę-poprosił bardziej rozkazującym niż proszącym głosem.
Robbie tylko prychnął i wywrócił oczami, a ja poprostu nie wiedziałem co odpowiedzieć.
/Per.Bill/
Siedziałem w salonie zastanawiając się co tak naprawdę chciałem zrobić. Miałem wszystko pod kontrolą puki Dipper nie przejechał paznokciami w miejscach wcześniejszego i wielokrotnego bólu moich pleców. Poczułem wtedy dziwne, lecz i przyjemne uczucie przepływającego przez moje ciało prądu. Na obcną chwilę nie czuje nic, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś zostało uwolnione. Tak jakby jakaś część mnie, którą czuje, ale jej nie ma może już w pełni się rozwijać. Wyczuwam wdzięczność tego chłopaka i ona powoduje u mnie to dziwne uczucie, które zwykle kończy się bólem. Lecz nie tylko wtedy. Ból pojawia się też, gdy robię coś dla niego. Chcę rozgryźć tę zagadkę, ale kompletnie nie wiem z jakiej strony ugryźć ją najpierw.
Nagle usłyszałem głos Forda, który kazał Dipperowi wybrać czy zostaje tu z Robbim i mną czy idzie z nimi. Zaciekawiony wstałem z kanapy, ruszyłem do przedpokoju i oparłem się o ścianę obok drzwi od kuchni nasłuchując.
-Dipper. Tu już nie ma nic. A my ze Stanem znamy drogę do lepiej chronionego miasta. Owszem tam też jest apokalipsa, ale jest więcej ocalałych i to dzięki nam. Chcemy dla ciebie dobrze. Proszę idź z nami-powiedział jeden z wujków.
-Ja...-po głosie Dippera wiedziałem, że jest zmieszany.
Przygryzłem dolną wargę, oparłem głowę o ścianę i przymrużyłem oczy licząc na odpowiedź "zostaje".
-Idę z wami-powiedział w końcu.
Wtedy poczułem dziwne ukłucie w sercu. Ogarnął mnie smutek i żal. Wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Niedługo potem usłyszałem kroki.
-Hej-przyjazny głos szatyna dostał się do mojej świadomości z lekkim opóźnieniem przez chwilowe zamyślenie-Jesteś smutny?-spytał nie wiedząc skąd się wziął grymas na mojej twarzy.
-Dipper-wyciągnąłem ręcę-Chodź się przytul-powiedziałem, a ten posłusznie wykonał polecenie.
/Per.Dipper/
-Dipper. Tu już nie ma nic. A my ze Stanem znamy drogę do lepiej chronionego miasta. Owszem tam też jest apokalipsa, ale jest więcej ocalałych i to dzięki nam. Chcemy dla ciebie dobrze. Proszę idź z nami-powiedział jeden z wujków, ale nie mogłem odróżnić, który to.
-Ja...-zaciąłem się na chwilę
Co robić?
-Idę z wami-powiedziałem w końcu-Ale mam dwa... nie trzy warunki-dodałem.
-Jakie?-spytał Ford poprawiając swoje okulary.
Polsat- zawsze i wszędzie jest z Tobą :)
Moje Ludki jeb... kochane...
Oczywiście z tym "jeb" to żart xD
Wena znikła, ale to wina Wattpada, bo mi zepsuł dodawanie w mediach filmików więc się obraziłam! Ale już jest ok.
Zostawcie gwiazdkę, albo Dipper opuści Billa.
Bye!^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro