Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Biegnij kur*a na oślep

Muzyczka w mediach ^

-Bill...-szepnąłem niepewnie i na siedząco zacząłem cofać się do tyłu, aż natrafiłem na rękę blondyna.

/Per.Bill/

Nagle ktoś zaczął mną trząść. Powoli otworzyłem oczy i podniosłem się do siadu.

-Rany czemu mnie budzisz?-spytałem przecierając oczy.

Dipper wskazał ręką naprzód.

-Czy... czy tam coś jest?-spytał.

Spojrzałem w tamtą stronę.
Zobaczyłem małego demona, który wyglądem przypominał ptaszka tylko... Ten ptaszek był zakrwawiony, w niektórych miejscach brakowało piór, jedno oko dosłownie zwisało, a w brzuchu była dziura, z której wystawały flaki.

-Yyy... Dipper...-zacząłem niepewnie.

-T-tak?-spytał szatyn.

-Twoja Laila chyba nie żyje.... Demon ją zabił i przemienił się w nią...-powiedziałem i szybko chwyciłem za leżący obok kawałek szkła.

-C-co...-wyszeptał.

Spojrzałem za siebie. Okno z rozbitą szybą. Nie było zbyt jasno, bo zbliżał się wieczór. Spojrzałem przed siebie. Demon wyglądający jak ptak, zatrzaśnięte drzwi, szafa w rogu  i nic więcej. W głowie powstał mi już plan.

Skoro jest to demon umiący przeobrazić się w to co zabije to znaczy, że jest to klasa B, a znią nie ma żartów. A więc skoro przeciętny demon klasy D jest niemożliwy do zabicia to co dopiero z klasą B, ale gdy demon klasy B jest przemieniony można go zranić...

Demon narazie nie wykazywał oznak życia, ale z nimi tak zawsze.

-Dipper teraz zrobisz to co ci powiem...-zacząłem-Zaraz wywalę cię przez okno, a ty zaczniesz uciekać jasne?-powiedziałem.

-Czekaj... mam uciekać z tą opaską na oczach?!-krzyknął.

Na krzyk dzieciaka demon spojrzał w jego stronę. Stanąłem przed Dipperem  i wycelowałem odłamek szkła w ptakopodobnego demona.
Chwyciłem za kołnierz od bordowej bluzy chłopaka i siłą popchnąłem go w stronę okna dalej celując w ptaka. Pomogłem mu przedostać się na drógą stronę.

-Bill, ale ja...-złapał mnie za rękę.

-Nie ma czasu! Biegnij kurwa na oślep! Znajdę cię potem!-krzyknąłem i wyrwałem rękę, a w tym samym momencie demon rzucił się na mnie.

Najpierw jako ptak próbował zadać mi jakiekolwiek obrażenia, a gdy zrozumiał, że to nic nie daje zmienił się w owczarka niemieckiego. Powalił mnie na ziemię i zaczął gryźć po rękach. Przeklnąłem cicho, gdy ów demon zabrał mi odłamek szkła.
Cudem wycofałem się do tyłu i szybko podbiegłem do szafy stojącej w rogu pomieszczenia po czym się w niej zamknąłem. Demon w postaci psa zaczął szczekać i walić z całej siły w szafę. Nagle wpadłem na coś dużego. To była wiatrówka. Chwyciłem za strzelbę. Uderzenia stały się głośniejsze i mocniejsze, a ja sam słyszałem potężny ryk niedźwiedzia.

-No nie mówcie mi, że niedźwiedzia też zabił...-jęknąłem.

Nagle walenie i ryki ustały.
Zapadła cisza.

Poszedł?

Powoli otworzyłem szafę i postawiłem stopy na popękane kafelki podłogi. Przeładowałem broń i przygotowałem ją do wystrzału. Rozejrzałem się dookoła. Nic.
Rozluźniłem się i odetchnąłem.

-Naszczęście poszedł-powiedziałem i w tym samym momencie coś na mnie spadło i przewróciło na podłogę.

Czarna, wyniszczona i wychudzona kreatura człowiekopodobna. Długie paznokcie niczym szpony i te krwawe oczy oraz kły. To musiał być pierwotny kształt demona klasy B.
Chciałem już strzelić, ale demon był sprytniejszy, gdy tylko w niego wycelowałem ten w ostatniej chwili wykrzywił spluwę do góry w efekcie czego strzeliłem w sufit, a nie miałem więcej naboi. 

-Kurwa-warknąłem i zacząłem szarpać się z tym potworem.

Nagle ten chwycił mnie za podbródek tym samym wbijając swoje szpony pod moją skórę i skierował moje spojrzenie na niego.

-Nich otuls błeto*-powiedział w języku demonicznym.

zdradziłeś nas przyjacielu*

Kątem oka spojrzałem w bok. Zauwarzyłem moją zgubę w postaci odłamka szkła.

-Viksilos nada fenvew*-splunąłem mu w twarz.

Przynajmniej nie jestem potworem*

Szybko chwyciłem za kawałek szkła i wbiłem mu w oko, a jeszcze szybciej odsunąłem się od niego. Demon chwycił się za oko, a ja w tym czasie uciekłem przez to samo okno, którym kazałem uciekać Dipperowi.
Zacząłem biec. Na dworze było już ciemno, a z każdej strony były niewidzialne dla luckiego oka demony klasy D i C.

Muszę znaleźć Dipa.

/Per.Dipper/

Bill pomógł mi przedostać się przez okno na dwór.

-Bill, ale ja...-złapałem go za rękę.

-Nie ma czasu! Biegnij kurwa na oślep! Znajdę cie potem-krzyknął i wyrwał rękę, a w tym samym momencie słyszałem jak demon rzucił się na niego.

Wystraszyłem się i zacząłem biec.
Parę razy wpadałem na coś i chyba wolę nie wiedzieć na co. Droga była w miarę prosta, chyba biegłem po ulicy. Cały czas słyszałem jakieś szepty, to były demony. Zasłoniłem sobie dłońmi uszy i dalej biegłem na oślep.
Nagle wpadłem na większą przeszkodę, którą mógłbym porównac do jakiejś kuli... mogła to być nawet głowa człowieka. Przewróciłem się do przodu, a rękami i kolanami zamortyzowałem upadek. Czułem, że zdarłem sobie kolana i dłonie. Szybko się podniosłem i biegłem dalej, ale teraz niestety kulejąc. Rana od postrzału przez upadek dała o sobie znać. Nagle usłyszałem klakson tira i daleki krzyk kierowcy:

-Spójrz, albo cię przejadę!-

Wtedy wiedziałem, że to wariat. Krzyk był dość daleki, a po dźwięku silnika mogłem wywnioskować, że zbliża się do mnie z dużą prędkością. Biegłem dalej, a dosłownie w ostatnim momencie odskoczyłem w bok. Tir chyba rozbił się o coś i wybuchł, a przynajmniej to wywnioskowałem po dźwięku i lekkich prześwitach przez opaskę.

Chodź Dipper... spójrz

Usłyszałem głos tych potworów,  a powietrze zaczęło wirować wokół mnie. Cofnąłem się do tyłu i potknąłem o jakiś korzeń. Poleciałem w tył robiąc po drodze ze dwa przewroty. Sturlałem się po jakiś liściach w dół, aż głową przywaliłem w drzewo. Syknąłem z bólu i na leżąco chwyciłem się za głowę, a drugą rękę zacisnąłem na liściach. Czułem coś mokrego na mojej ręce. To była moja krew. Powoli się podniosłem opierając się o drzewo. Chyba byłem w jakimś lesie. Zacząłem iść na przód trzymając jedną rękę przed sobą, aby nie wpaść na drzewa. W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie, a ja upadłem nieprzytomny na ziemię.

***

-Dipper!-usłyszałem nawoływania z dala.

To pewnie jakiś demon...

Przekręciłem się na drugi bok i skuliłem z zimna.

-Dipper!-znowu ten głos, lecz trochę bliżej.

Dobiegał z góry, z ulicy, a ja byłem parę metrów niżej w lesie.

Albo jakiś wariat... i to i to straszne.

-Dipper!-znowu ten krzyk.

Jednak tym razem zacząłem uświadamiać sobie do kogo należał.

O Dipper, a co ty tu robisz tak sam?

Usłyszałem głos wujka Forda za mną.

-Wujek?-spytałem zaskoczony i odwróciłem się, ale przez opaskę nic nie widziałem.

Tak chłopcze... Stanley i Mabel czekają na nas w domu chodź, bo spóźnimy się na kolację.

-Co na kolację?-spytałem, bo nie ukrywam byłem głodny.

-Dipper!-znowu to nawoływanie.

Bądź cicho chłopcze. To złe demony wołają twoje imię.

Pokiwałem głową na znak zgody.

Oh... jesteś cały poturbowany! Ściągnij tą opaskę muszę cię obejrzeć.

Już chciałem to zrobić, ale powstrzymał mnie zdrowy rozsądek. Przecież wujek Ford w życiu nie pozwoliłby mi ściągnąć opaski na dworze.

-Dipper!-znowu krzyk, krzyk Billa.

Zerwałem się na równe nogi i szłem za głosem Billa.

-Tu jestem!-odkrzyknąłem.

-Dipper!-dalej nawoływał.

Musiałem jakoś wspiąć się w górę, bo Bill był na ulicy, a ja parę metrów niżej. Rękami wspomagałem się i powoli szłem do góry. Było bardzo stromo i niebezpiecznie.

-Dipper!-znów ten krzyk.

-Tu jestem! Bill!-wrzasnąłem i w tym samym momencie poleciałem w dół.

/Per.Bill/

Dookoła roiło się od demonów. Naszczęście od demonów klasy D i C. Te klasy nie atakują, ale nie można na nie patrzeć mimo, że są niewidzialne dla ludzi.

-Dipper!-znów krzyknąłem.

-Tu jestem! Bill!-usłyszałem głos Dippera i w tym samym momencie upadek kogoś.

Podbiegłem do krawędzi jezdni. Był tu stromy spadek w dół do lasu. Na ziemi wśród liści leżał Dipper.

-Dip!-krzyknąłem i niczym strzała zbiegłem w dół.

Chłopak....

POLSAT  :D

Moje Ludki... jak na razie oceniacie ten szajs? Xd

Jeśli nie zostawisz gwiazdki dokończenie tamtego zdania będzie brzmiało:

Chłopak... nie oddychał.

Okey bye!^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro