Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(Nie) Ostatnia Wigilia

Praca konkursowa @GrupaNOS - Opowieść Cichej Nocy
༺♡༻༺♡༻༺♡༻༺♡༻༺♡༻

Nogi pod nią się prawie uginały. Śnieg nie przestawał padać, zasypując za nią całkowicie ślady. Już dawno straciła z oczu odciski końskich kopyt – prowadziło ją wyłącznie przeczucie. Znów upadła. Czuła jak lodowata masa przykleja się do jej spoconego ciała, by znów po jej mięśniach przeszło bolesne zimno. Jedyną otuchę przynosiły jej wspomnienia wczorajszego dnia...

༺♡༻

Pokrojone grzyby wrzuciła do glinianego garnka i postawiła na ogniu. Nie miała ochoty nic gotować, ale sąsiedzi zaprosili ją na Wigilijną ucztę, a ona nie chciała zjawiać się z pustymi rękami. Starsze małżeństwo z pięciorgiem dzieci ulitowało się nad nią, gdyż wiedzieli, że święta te spędzili całkowicie sama.

Usłyszała nagle dzwoneczki na dróżce koło jej domu. Podeszła do niewielkiego okienka i zarzuciwszy na głowę chustę, wychyliła się przez nie. Dostrzegła biegnącego małego chłopca, z czerwonymi policzkami i wielkim uśmiechem, radośnie dzwoniącego dzwonkami. Pewnie przyniósł jakąś dobrą nowinę – pomyślała. W tym samym momencie rozległo się mocne pukanie do drzwi.

Podnieś rękę, Boże Dziecię,

Błogosław Ojczyznę miłą!

W dobrych radach, w dobrym bycie

Wspieraj jej siłę swą siłą.

Było słychać pełną entuzjazmu kolędę śpiewaną męskim głosem. Kobieta, zanim jeszcze chwyciła za klamkę, by otworzyć niespodziewanemu gościowi, nie mogła powstrzymać potoku łez. Otworzyła drzwi.

Dom nasz i majętność całą,

I wszystkie wioski z miastami.

A Słowo Ciałem się stało

I mieszkało między nami.

Dokończył śpiewać mężczyzna, a jego czerwona twarz, pełna nie do końca jeszcze zagojonych ran, rozpromieniła się na widok stojącej przed nim kobiety. Rzucił na próg swój tobół i swój karabin, a następnie objął swoją żonę i mocno ucałował.

༺♡༻

Ostatnimi resztkami sił wstała. Silny wiatr kołysał nią, ale ona uparcie brnęła przed siebie. Śnieg sięgał połowy jej uda, ale nie był w stanie, chociaż na chwilę jej zatrzymać, gdy tak z sercem maszerowała. Wyjąca zamieć, szeptała jej od czasu do czasu, aby się poddała. W chwilach zwątpienia, wyjmowała z kieszeni małą sosnową gałązkę – pamiątkę po bardzo bliskiej osobie...

༺♡༻

– Pamiętam, jak za małolata tak ci kolędowałem pod drzwiami – westchnął mężczyzna, kładąc na stole dwa niewielkie śledzie.

Dwie marne sztuki cudem udało się im pożyczyć od pewnej bogatszej rodziny, która miała ryb pod dostatkiem. Na łowienie własnych nie było już czasu - słońce powoli zachodziło. Kobieta zarumieniła się na to wspomnienie męża, ale nie odrywała wzroku od ciasta ugniatanego na leniwe pierogi z grzybami.

– Wtedy wystroiłem się jak pajac i śpiewałem, ze stresu na jednym oddechu, każdą pastorałkę, jaką wówczas znałem – kontynuował, obejmując od tyłu swoją żonę w pasie.

– Muszę ci przyznać, że okropnie fałszowałeś – odpowiedziała z udawaną chłodnością – Nawet moja mama dała mi miotłę, abym cię przepędziła.

– A gdy tylko zeszłaś na dół, chwyciłem cię – opowiadał dalej mężczyzna, biorąc niespodziewanie kobietę w ramiona i zaczynając z nią wirować po kuchni. Na cały dom rozniósł się rozbawiony damski śmiech – I powiedziałem „Nie postawię cię dopóki nie obiecasz, że mnie poślubisz". A ty odpowiedziałaś...

-" Na zawsze będę twoja" – dokończyła i spojrzała mężowi prosto w oczy. Zapadła cisza, a jedna, ale bardzo bolesna łza spłynęła jej po policzku – Nie odchodź... błagam. – wyszeptała cichutko

– Nim śniegi zdążą stopnieć, znów się zobaczymy – odpowiedział, posyłając jej uśmiech i mocno ją przytulił – Obiecuję.

W końcu na niebie rozbłysła wypatrywana przez wszystkich pierwsza gwiazda. Mężczyzna przyniósł do jadalni, zgodnie z tradycją, snop siana i postawił go w rogu pokoju. Kobieta kończyła przyozdabiać dom jabłkami i orzechami zawieszonymi na gałązkach świerku i sosny. Gdy skończyła, nakryła na stół biały, ale niestety dziurawy obrus – tylko taki znalazła w domu. Mąż pomógł jej postawić na stole wigilijne potrawy. Było ich niewiele, bo tylko mały śledź, kilka pierogów i kromki chleba, ale dla nich nie miało to znaczenia. Razem najedli się tym bowiem bardziej, niż gdyby mieli cały stos jedzenia, ale spożywali je daleko od siebie. Przy stole postawili dodatkowe krzesło i talerz, aby tym gestem zaprosić duchy zmarłych bliskich do wspólnej wieczerzy. Wspominali wiele osób, które już odeszły do wieczności oraz śmiali się ze wspólnych przygód, jakie przeżyli w młodości. Podzielili się opłatkiem. Nie składali sobie życzeń – obydwoje wiedzieli, że ich największy dar siedzi naprzeciwko stołu.

W pewnym momencie mężczyzna oderwał kawałek śledzia i otworzył okno.

– Co zamierzasz zrobić? – zdziwiła się kobieta

– Zabezpieczam ten dom na calutki następny rok – odparł, rzucając śledzia daleko przed siebie – Babcia mi zawsze powtarzała, że kto jedzeniem zaprasza wilki na wigilię, ten nie musi się ich obawiać przez kolejne dwanaście miesięcy.

Kobieta znów wybuchła ogromnym śmiechem i wstała, bo zegar wybił wpół do dwunastej – „Czas zbierać się na pasterkę". Założyła gruby płaszcz i futrzaną czapkę, a jej mąż włożył wojskowy mundur i zarzucił na plecy swoją ciężką broń. Wyszli z domu, trzymając się mocno za ręce. Rodziny z pobliskich domów również zaczęły zmierzać w stronę kościoła, tworząc tym wspólnie wielki świąteczny orszak. Niektórzy z nich trzymali w swojej ręce lampiony, oświetlając nimi drogę sobie i swoim krewnym. Wielu młodych mężczyzn ruszyło na wyścigi bryczek, by jako pierwsi przekroczyć próg świątyni i zyskać tym błogosławieństwo urodzajnych plonów. Jednak nasze małżeństwo wolało nacieszyć się ostatnimi wspólnymi chwilami i wspólnie z innymi powoli spacerowali, kolędując do utraty głosu.

– Spójrz na niebo – powiedziała kobieta do swojego męża, zagryzając nerwowo wargę – Jest pochmurne – zły znak.

– Wszystko będzie dobrze – uspokoił ją i objął ramieniem.

– Musisz odchodzić? – zapytała po chwili ciszy błagalnym tonem

– Tylko na czas świąt wróg wstrzymuje jakiekolwiek działania – wyjaśnił po raz kolejny, posyłając jej blady uśmiech – To jedyna szansa, aby moja brygada mogła przejść przez Wielki las i połączyła się z pozostałą kompanią na północy.

Kobieta wzięła głęboki wdech i z trudem wymusiła na swojej twarzy pogodny uśmiech.

– Dziękuję, że spędziłeś ze mną, chociaż ten jeden dzień – powiedziała i mocno się w niego wtuliła.

– Nawet gdybym był na końcu świata, nie dopuściłbym, aby moja żona samotnie spędzała Wigilię – wypowiedział i podszedł do rosnącej sosny przy drodze. Urwał z niej małą gałązkę i wręczył ją swojej ukochanej – Jeżeli tylko będziesz kiedykolwiek smutna, to spójrz na tę gałązkę – Ona ci przypomni, że jest na świecie ktoś, kto kocha cię ponad swoje życie.

W końcu dotarli pod drzwi niewielkiego kościoła. Przystanęli i spojrzeli sobie głęboko w oczy. Kobieta wzięła jego dłonie i przycisnęła je do swoich ust. On chwycił jej głowę i ucałował jej oczy i czoło. Nie wypowiedzieli żadnego słowa – nie ma wyrazów, które określiłyby to jak bardzo darzyli się miłością.

On odszedł i dołączył się do formującej się grupy żołnierzy przy cmentarzu obok. Ona weszła do świątyni, odprowadzając go wzrokiem. Gdy tylko zasiadła do ławki wyciągnęła z kieszeni niewielką gałązkę i przez całe nabożeństwo nie wypuszcza jej z mocnego uścisku.

༺♡༻

Schowała gałązkę znów do kieszeni i wytrwale szła przed siebie. Śnieg utrudniał widoczność, ale ona patrzyła sercem, nie oczami. Jej dusza napełniała się nieokreślonym ciepłem, gdy tylko myślała o wczorajszej Wigilii. Napełniała się ona także głęboką rozpaczą i bólem, gdy tylko przypomniała sobie wydarzenia z dzisiejszego poranka. „Podstęp!" – rozbrzmiewał w jej głowie głos starego mężczyzny, który zbudził nad świtem wszystkich mieszkańców, stukając żałośnie kołatkami. „Zdrada! Wróg czekał na nich w lesie! Nie interesowało go Narodzenie Pańskie! Wszystkich wybił w pień!". Kobieta nie chciała uwierzyć w jego zgubne słowa i do teraz nie zamierzała im ufać. Gdy tylko usłyszała słowa starca, ruszyła prędko w stronę Wielkiego lasu. Nie miała konia, jedzenia, nawet nie założyła niczego cieplejszego – zostawiła wszystko i pobiegła.

Zapadł zmrok, a zamieci nie było końca. Każdy, nawet najmniejszy ruch, wywoływał u niej ogromny ból. Śnieg sięgał jej do pasa. Nie miała już siły dalej przebijać się przez zaspy – musiała odpocząć. Dostrzegła kilkanaście metrów od siebie niewielką jaskinię we wzniesieniu. Spięła w sobie resztkę energii i doczołgała się wręcz do oblodzonej nory. Położyła się na lodowatych kamieniach i mocno przycisnęła do siebie swoje kolana. Dreszcz przeszywał jej całe ciało. W końcu napięcie z jej mięśni zeszło, a przyjemne ciepło rozeszło się po organizmie. Zasnęła.

Obudził ją głośny dźwięk skrzypiącego śniegu. Prędko wstała i zauważyła, że na zewnątrz zamieć ustała, a słońce radośnie świeciło, witając kolejny poranek. Odgłosy kroków jednak nie ustawały. „Wilk" – pomyślała i zaczęła wycofywać się w głąb pieczary. Dostrzegła kawałek szarego futra – strach ją sparaliżował.

– Mój mąż twierdził, że jeżeli zaproszę wilka na wigilię, to nie zrobi on mi krzywdy – wypowiedziała z dziecięcą nadzieją, że zwierze ją zrozumie.

Zamknęła oczy i czekała, aż bestia się na nią rzuci.

– I twój mąż miał świętą rację – rozległ się echem męski głos.

Podniosła wzrok i zobaczyła swojego męża stojącego cało i zdrowo w promieniach słońca. Trzymał on w ręku jej futrzaną, szarą czapkę, którą zgubiła w drodze powrotnej z pasterki. Rzuciła się mu w objęcia i za żadne skarby nie chciała go puścić – bała się, że znów go straci.

Od tamtej pory na zawsze byli razem. Mężczyzna nigdy już nie był zmuszony wstąpić do wojska, a jego żona nigdy już nie czuła samotności, czy smutku. Od tej chwili zawsze 24 grudnia zasiadali przy wspólnym stole, by śpiewać, tańczyć, śmiać się...

Ale nie na tym świecie – po drugiej już stronie.

Bo na tym świecie on został zabity, a ona zamarzła...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro