Stephen I Głupie Pomysły
Marinette
Ze snu wyrwało mnie szarpnięcie poduszką na której leżałam, w tym wypadku Adriena. To był już czwarty raz tej nocy. Chłopak dosłownie wyskoczył z łóżka i pobiegł przez pokój. Zatrzymał się dopiero, przy ogromnym oknie i oparł o zimną szybę czoło.
Usiadłam na materacu, wpatrując się w chłopaka, który zdobył moje serce w całkiem inny sposób niż się spodziewałam. Od zawsze wiedziałam, że pod otoczką bogatego dzieciaka jest coś więcej, ale on okazał mi tyle wrażliwości i zrozumienia, a nigdy tego nie oczekiwałam. Zanim jeszcze zaczął przychodzić do mnie jako Chat moje uczucia do niego prezentowały się głównie jako wgapianie się w jego plecy. Teraz stały się dojrzalsze, podobnie jak my sami, przez wydarzenia ostatnich tygodni.
Teraz podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego karku. T-shirt miał cały mokry, a policzki zaognione. Odwrócił się do mnie przodem i oparł plecami o okno. Jego zielone oczy wyglądały jak spodki od filiżanek.
- Ciii - szepnęłam, głaszcząc go po policzku. Wzdrygnął się pod moim dotykiem, ale nie odtrącił mojej ręki. Wtedy księżyc wyszedł zza chmur i oświetlił naszą dwójkę. Mimo szoku, w jakim trwał chłopak zaraz po przebudzeniu, blondyn zmarszczył brwi.
- Marinette? - złapał mnie za ramię i przyjrzał się uważnie. Podążyłam za jego wzrokiem i ujrzałam cztery ciemne sińce, wyraźnie odznaczające się na bladej skórze - co to jest?
- Nie wiem, Adrien. Naprawdę.
Wtedy zielonooki wyciągnął swoją trzęsącą się dłoń i przyłożył do fioletowych plamek. Pasowały idealnie.
Adrien odsunął się ode mnie parę kroków, z przestraszonym wyrazem twarzy.
- Marinette, ja....gdy spałem musiałem...przepraszam, ja...Plagg, wysuwaj pazury - podczas przemiany Agreste cały czas cofał się do tyłu, odsuwając się jak najdalej ode mnie.
- Adrien spokojnie - zamachałam rękami w uspokajającym geście - nawet tego nie zauważyłam.
-Co z tego? Zrobiłem to. Podczas spania. Nie wiem co się dzieje! - krzyknął i złapał za swój kicikij, podbiegł do okna, tak bym nie mogła go zatrzymać. Po czym skoczył w noc.
Stałam w jego pokoju wpatrując się w otwarte okno, dopóki nad horyzontem nie pojawiła się pomarańczowa wstęga, zwiastująca wschód słońca.
----------------------------
O siódmej rano weszłam z powrotem do jego pokoju, już gotowa do wyjścia. Nic się nie zmieniło. Kołdra była tak samo rozkopana, a szkolna torba blondyna leżała na krześle. Westchnęłam. Nie było go tu odkąd wybiegł.
Wtedy w oddali na niebie pojawił się czarny kształt. Za duży jak na ptaka i za mały jak na samolot. A to oznaczało tylko jedno.
Wbiegłam do łazienki i przemieniłam się. Po paru minutach stałam na dachu rezydencji Agreste'ów. Po chwili czarny kształt wylądował obok mnie i okazał się...
Stephenem?
Wyglądał jak normalny Stephen. Burza czarnych włosów z grzywką na bok, czarne oczy wgapiające się obleśnie w mój biust i skośne oczy. Pseudokoreańczyk we własnej osobie. Jedyną różnicą było to, że z jego pleców wystawały dwa ogromne skrzydła o czarnym upierzeniu. Złapałam za jojo przymocowane do pasa.
Stephen uniósł ręce.
- Spokojnie, Biedroneczka. Tobą i twoim ukochanym partnerem zajmę się później. Widziałaś może gdzieś Marinette?
Zmarszczyłam brwi.
- Po co ci Marinette?.
- Czyli nie widziałaś - przewrócił oczami po czym wyciągnął palec wskazujący w kierunku wycieczki szkolnej. Dwudziestce dwunastolatków od razu wyrosły takie same skrzydła jakie w tej chwili posiadał Herondale - one się tobą zajmą, a ja w tym czasie poszukam mojej Netki.
Zamachał dwa razy skrzydłami i wzbił się w powietrze.
- Najpierw Nath, teraz ten zbok, co ja światu zrobiłam? - nie miałam czasu, żeby ponarzekać więcej (chociaż uważam, że w pełni na to zasłużyłam), ponieważ rzucili się na mnie całą wycieczką. Zaczęłam odpierać ataki swoją bronią, ale jojo - mimo, że wiele razy ratował mnie już z opresji - wydawało mi się śmiesznie małe w porównaniu z ich gigantycznymi skrzydłami. A w dodatku nie miałam bladego pojęcia czy mój wieloletni partner, przyjaciel i chłopak ma zamiar się tu w ogóle pojawić.
- Cześć! - wykrzyknęła Alya, lądując obok mnie razem z Nino. Zaczęła walić przeciwników po głowie swoim fletem, a żółw osłaniał ją z tyłu. Razem udało nam się ogłuszyć połowę przeciwników, ale w dalszym ciągu było ich ponad trzykrotnie więcej. Gdzieś w oddali zobaczyłam czarną postać w lateksowym kostiumie, która walczyła z jednym z opętanych.
Czyli jednak przyszedł.
Niestety nie mógł nam za bardzo pomóc, bo przeciwnik skupiał na nim całą swoją uwagę.
W pewnym momencie ktoś wytrącił mi z ręki jojo. Pozostała dwójka była otoczona więc nie mogli mi pomóc, a Chat cały czas był zajęty upierdliwym opętańcem.
Już jeden z nich sięgał by zdjąć mi z uszu kolczyki, gdy nagle powietrze przeszył bojowy okrzyk.
- Po moim trupie, kolego!
Uniosłam wzrok zdziwiona. Przed mną unosiła się blondynka o przeszywająco niebieskim spojrzeniu. Miała na sobie żółty strój w czarne paski i biały, futrzany kołnierz przy szyi. W ręce trzymała pałeczkę do miodu, a we włosy miała wpleciony żółty grzebyk, który tyle razy widziałam u mistrza Fu.
To była Queen Bee.
- Pszczeli miód! - krzyknęła dziewczyna, a wszyscy nasi przeciwnicy ugrzęźli w miodowej klatce, przypominającej konsystencją galaretkę.
- Wow, ale akcja! - wykrzyknęła blondynka lądując obok mnie i dźgając palcem substancję.
- Okey, to teraz który ma akumę? - zapytał Chat Noir podchodząc bliżej i otrzepując że stroju niewidzialny kurz. Wszystko byle na mnie nie patrzeć.
- Stephen ma. Poleciał szukać Marinette Dupain - Cheng - powiedziałam, a wszyscy wzdrygnęli się na wzmiankę o tym oblechu.
Tylko Queen Bee postukała się palcem w podbródek.
- Czego on może od niej chcieć? Nie ma mu praktycznie nic do zaproponowania. Ustrzelił ją sobie jako pierwszy cel po prostu, a Czarny Kot się wokół niej kręcił więc nie mógł tego zrobić... - ostatnie słowa wypowiedziała ciszej z przestrachem malującym się na twarzy.
Poczułam jak po plecach przebiega mi zimny dreszcz.
- Spokojnie - odparł jej Nino, przerywając kłopotliwą ciszę - on nie wie, że Marinette mieszka teraz u Adriena i będzie jej szukał u niej w domu.
- A ty skąd to niby wiesz? - Pszczoła spojrzała na niego podejrzliwie z niezadowoleniem malującym się na twarzy.
- Jestem superbohaterem - mulat wzruszył ramionami - wiem większość rzeczy w tym mieście. Moje kwami jest świetnie poinformowane.
- Aha - mruknęła w odpowiedzi niebieskooka. Na jej grzebieniu zostały tylko dwa paski - radziłabym się zmywać. To działa tylko do przemiany, a potem będą szukać waszych bohaterskich alterego. Jako normalni ludzie powinniście być bezpieczni.
- Kto jak kto - burknęłam pod nosem po czym złapałam jojo leżące nieopodal - miło było poznać. Na razie! - zasalutowałam w kierunku pszczoły i zmyłam się z miejsca zdarzenia.
Kiedy wskoczyłam do swojego pokoju w rezydencji Agreste'ów była już trzynasta, a więc postanowiłam, że nie ma sensu iść na lekcje.
Zabrałam za to książkę i poszłam do pokoju Adriena. Usiadłam przy jego biurku i odwróciłam się przodem do okna. Teraz tylko czekać. Nie może pozostawać wiecznie poza domem.
Adrien
Kiedy wszedłem do swojego pokoju przez okno było już całkiem ciemno. Przemieniłem się i dałem Plaggowi ser. Czułem się paskudnie, zmęczony i niewyspany. Kiedy grzebałem w szafie w poszukiwaniu czegoś do spania, usłyszałem za sobą cichy szelest.
- Adrien?
Odwróciłem się. Za mną stała Marinette. Ona też była zmęczona i blada. W końcu nie spała przez ostatnie dwie noce. Przeze mnie.
Jakim cudem ja jej wcześniej nie zauważyłem?
- Mari, ja...
- Nie tłumacz się - machnęła ręką i podeszła bliżej. Chciałem odsunąć się od niej, ale uderzyłem plecami o drzwi szafy.
Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach.
- Nic nie nie stało. Naprawdę. Rozumiem cię i chce ci pomóc. A poza tym to nawet nie twoja wina.
- Jak to nie? - poczułem jak krew krąży mi w żyłach - Czy ty siebie słyszysz?! Mari, masz całe ramię fioletowe, tylko dlatego, że mój mózg zapodaje mi codzienną dawkę koszmarów!
- To naprawdę nie twoja wina. Podczas walki z Węglem dostałeś narkotykami i dlatego straciłeś przytomność. Podejrzewam, że te koszmary te koszmary to skutki uboczne.
Wytrzeszczyłem na nią oczy.
- Tym bardziej jestem niebezpieczny!
- Adrien nieprawda. To nieprawda - była na granicy płaczu.
Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Okropny, obleśny pomysł ale musiałem to zrobić. Dla niej.
- Przykro mi Mari. To koniec - po wypowiedzeniu tych słów język mi zesztywniał, jakby chciał zaprotestować.
Granatowowłosa stanęła zdziwiona i popatrzyła się na mnie z niedowierzaniem.
- C-co? - wyjąkała z niedowierzaniem na twarzy.
- Tak Marinette. Tak będzie dla ciebie lepiej. Znajdź sobie kogoś lepszego. Naprawdę.
- Adrien, nie!
- Tak, Marinette. To koniec.
W jej pięknych fiołkowych oczach zebrały się łzy. Nie mogłem na to patrzeć.
- Al-Ale...
Założyłem ręce i odwrociłem się do niej tyłem.
- To koniec Marinette. Tak będzie dla ciebie lepiej. Proszę. Idź.
Cisza.
- Idź - powtórzyłem szeptem.
Łkanie.
Kroki.
Skrzypienie drzwi.
Dopiero, gdy upewniłem się, że dziewczyna mojego życia odeszła, pozwoliłem popłynąć łzom.
Upadłem na kolana i przycisnąłem ręce do piersi. Bolało. Bardziej niż się spodziewałem.
------------------------------
Hejka!
Normalnie prawie płakałam, kiedy pisałam ten rozdział.
Wattpad płata mi ostatnio figle (skasował mi pół rozdziałów, no normalnie jestem oburzona...) i dlatego trochę m osie to opóźniło.
W każdym razie mam nadzieję, że się spodobało!
Do następnego😘😘😘
stingingrose
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro