Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Stephen I Głupie Pomysły

Marinette
Ze snu wyrwało mnie szarpnięcie poduszką na której leżałam, w tym wypadku Adriena. To był już czwarty raz tej nocy. Chłopak dosłownie wyskoczył z łóżka i pobiegł przez pokój. Zatrzymał się dopiero, przy ogromnym oknie i oparł o zimną szybę czoło.

Usiadłam na materacu, wpatrując się w chłopaka, który zdobył moje serce w całkiem inny sposób niż się spodziewałam. Od zawsze wiedziałam, że pod otoczką bogatego dzieciaka jest coś więcej, ale on okazał mi tyle wrażliwości i zrozumienia, a nigdy tego nie oczekiwałam. Zanim jeszcze zaczął przychodzić do mnie jako Chat moje uczucia do niego prezentowały się głównie jako wgapianie się w jego plecy. Teraz stały się dojrzalsze, podobnie jak my sami, przez wydarzenia ostatnich tygodni.

Teraz podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego karku. T-shirt miał cały mokry, a policzki zaognione. Odwrócił się do mnie przodem i oparł plecami o okno. Jego zielone oczy wyglądały jak spodki od filiżanek.

- Ciii - szepnęłam, głaszcząc go po policzku.  Wzdrygnął się pod moim dotykiem, ale nie odtrącił mojej ręki. Wtedy księżyc wyszedł zza chmur i oświetlił naszą dwójkę. Mimo szoku, w jakim trwał chłopak zaraz po przebudzeniu, blondyn zmarszczył brwi.

- Marinette? - złapał mnie za ramię i przyjrzał się uważnie. Podążyłam za jego wzrokiem i ujrzałam cztery ciemne sińce, wyraźnie odznaczające się na bladej skórze - co to jest?

- Nie wiem, Adrien. Naprawdę.

Wtedy zielonooki wyciągnął swoją trzęsącą się dłoń i przyłożył do fioletowych plamek. Pasowały idealnie.

Adrien odsunął się ode mnie parę kroków, z przestraszonym wyrazem twarzy.

- Marinette, ja....gdy spałem musiałem...przepraszam, ja...Plagg, wysuwaj pazury - podczas przemiany Agreste cały czas cofał się do tyłu, odsuwając się jak najdalej ode mnie.

- Adrien spokojnie - zamachałam rękami w uspokajającym geście - nawet tego nie zauważyłam.

-Co z tego? Zrobiłem to. Podczas spania. Nie wiem co się dzieje! - krzyknął i złapał za swój kicikij, podbiegł do okna, tak bym nie mogła go zatrzymać. Po czym skoczył w noc.

Stałam w jego pokoju wpatrując się w otwarte okno, dopóki nad horyzontem nie pojawiła się pomarańczowa wstęga, zwiastująca wschód słońca.

----------------------------

O siódmej rano weszłam z powrotem do jego pokoju, już gotowa do wyjścia. Nic się nie zmieniło. Kołdra była tak samo rozkopana, a szkolna torba blondyna leżała na krześle. Westchnęłam. Nie było go tu odkąd wybiegł.

Wtedy w oddali na niebie pojawił się czarny kształt. Za duży jak na ptaka i za mały jak na samolot. A to oznaczało tylko jedno.

Wbiegłam do łazienki i przemieniłam się. Po paru minutach stałam na dachu rezydencji Agreste'ów. Po chwili czarny kształt wylądował obok mnie i okazał się...

Stephenem?

Wyglądał jak normalny Stephen. Burza czarnych włosów z grzywką na bok, czarne oczy wgapiające się obleśnie w mój biust i skośne oczy. Pseudokoreańczyk we własnej osobie. Jedyną różnicą było to, że z jego pleców wystawały dwa ogromne skrzydła o czarnym upierzeniu. Złapałam za jojo przymocowane do pasa.

Stephen uniósł ręce.

- Spokojnie, Biedroneczka. Tobą i twoim ukochanym partnerem zajmę się później. Widziałaś może gdzieś Marinette?

Zmarszczyłam brwi.

- Po co ci Marinette?.

- Czyli nie widziałaś - przewrócił oczami po czym wyciągnął palec wskazujący w kierunku wycieczki szkolnej. Dwudziestce dwunastolatków od razu wyrosły takie same skrzydła jakie w tej chwili posiadał Herondale - one się tobą zajmą, a ja w tym czasie poszukam mojej Netki.

Zamachał dwa razy skrzydłami i wzbił się w powietrze.

- Najpierw Nath, teraz ten zbok, co ja światu zrobiłam? - nie miałam czasu, żeby ponarzekać więcej (chociaż uważam, że w pełni na to zasłużyłam), ponieważ rzucili się na mnie całą wycieczką. Zaczęłam odpierać ataki swoją bronią, ale jojo - mimo, że wiele razy ratował mnie już z opresji - wydawało mi się śmiesznie małe w porównaniu z ich gigantycznymi skrzydłami. A w dodatku nie miałam bladego pojęcia czy mój wieloletni partner, przyjaciel i chłopak ma zamiar się tu w ogóle pojawić.

- Cześć! - wykrzyknęła Alya, lądując obok mnie razem z Nino. Zaczęła walić przeciwników po głowie swoim fletem, a żółw osłaniał ją z tyłu. Razem udało nam się ogłuszyć połowę przeciwników, ale w dalszym ciągu było ich ponad trzykrotnie więcej. Gdzieś w oddali zobaczyłam czarną postać w lateksowym kostiumie, która walczyła z jednym z opętanych.

Czyli jednak przyszedł.

Niestety nie mógł nam za bardzo pomóc, bo przeciwnik skupiał na nim całą swoją uwagę.

W pewnym momencie ktoś wytrącił mi z ręki jojo. Pozostała dwójka była otoczona więc nie mogli mi pomóc, a Chat cały czas był zajęty upierdliwym opętańcem.

Już jeden z nich sięgał by zdjąć mi z uszu kolczyki, gdy nagle powietrze przeszył bojowy okrzyk.

- Po moim trupie, kolego!

Uniosłam wzrok zdziwiona. Przed mną unosiła się blondynka o przeszywająco niebieskim spojrzeniu. Miała na sobie żółty strój w czarne paski i biały, futrzany kołnierz przy szyi. W ręce trzymała pałeczkę do miodu, a we włosy miała wpleciony żółty grzebyk, który tyle razy widziałam u mistrza Fu.

To była Queen Bee.

- Pszczeli miód! - krzyknęła dziewczyna, a wszyscy nasi przeciwnicy ugrzęźli w miodowej klatce, przypominającej konsystencją galaretkę.

- Wow, ale akcja! - wykrzyknęła blondynka lądując obok mnie i dźgając palcem substancję.

- Okey, to teraz który ma akumę? - zapytał Chat Noir podchodząc bliżej i otrzepując że stroju niewidzialny kurz. Wszystko byle na mnie nie patrzeć.

- Stephen ma. Poleciał szukać Marinette Dupain - Cheng - powiedziałam, a wszyscy wzdrygnęli się na wzmiankę o tym oblechu.
Tylko Queen Bee postukała się palcem w podbródek.

- Czego on może od niej chcieć? Nie ma mu praktycznie nic do zaproponowania. Ustrzelił ją sobie jako pierwszy cel po prostu, a Czarny Kot się wokół niej kręcił więc nie mógł tego zrobić... - ostatnie słowa wypowiedziała ciszej z przestrachem malującym się na twarzy.

Poczułam jak po plecach przebiega mi zimny dreszcz.

- Spokojnie - odparł jej Nino, przerywając kłopotliwą ciszę - on nie wie, że Marinette mieszka teraz u Adriena i będzie jej szukał u niej w domu.

- A ty skąd to niby wiesz? - Pszczoła spojrzała na niego podejrzliwie z niezadowoleniem malującym się na twarzy.

- Jestem superbohaterem - mulat wzruszył ramionami - wiem większość rzeczy w tym mieście. Moje kwami jest świetnie poinformowane.

- Aha - mruknęła w odpowiedzi niebieskooka. Na jej grzebieniu zostały tylko dwa paski - radziłabym się zmywać. To działa tylko do przemiany, a potem będą szukać waszych bohaterskich alterego. Jako normalni ludzie powinniście być bezpieczni.

- Kto jak kto - burknęłam pod nosem po czym złapałam jojo leżące nieopodal - miło było poznać. Na razie! - zasalutowałam w kierunku pszczoły i zmyłam się z miejsca zdarzenia.

Kiedy wskoczyłam do swojego pokoju w rezydencji Agreste'ów była już trzynasta, a więc postanowiłam, że nie ma sensu iść na lekcje.

Zabrałam za to książkę i poszłam do pokoju Adriena. Usiadłam przy jego biurku i odwróciłam się przodem do okna. Teraz tylko czekać. Nie może pozostawać wiecznie poza domem.

Adrien
Kiedy wszedłem do swojego pokoju przez okno było już całkiem ciemno. Przemieniłem się i dałem Plaggowi ser. Czułem się paskudnie, zmęczony i niewyspany. Kiedy grzebałem w szafie w poszukiwaniu czegoś do spania, usłyszałem za sobą cichy szelest.

- Adrien?

Odwróciłem się. Za mną stała Marinette. Ona też była zmęczona i blada. W końcu nie spała przez ostatnie dwie noce. Przeze mnie.

Jakim cudem ja jej wcześniej nie zauważyłem?

- Mari, ja...

- Nie tłumacz się - machnęła ręką i podeszła bliżej. Chciałem odsunąć się od niej, ale uderzyłem plecami o drzwi szafy.

Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach.

- Nic nie nie stało. Naprawdę. Rozumiem cię i chce ci pomóc. A poza tym to nawet nie twoja wina.

- Jak to nie? - poczułem jak krew krąży mi w żyłach - Czy ty siebie słyszysz?! Mari, masz całe ramię fioletowe, tylko dlatego, że mój mózg zapodaje mi codzienną dawkę koszmarów!

-  To naprawdę nie twoja wina. Podczas walki z Węglem dostałeś narkotykami i dlatego straciłeś przytomność. Podejrzewam, że te koszmary te koszmary to skutki uboczne.

Wytrzeszczyłem na nią oczy.

- Tym bardziej jestem niebezpieczny!

- Adrien nieprawda. To nieprawda - była na granicy płaczu.

Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Okropny, obleśny pomysł ale musiałem to zrobić. Dla niej.

- Przykro mi Mari. To koniec - po wypowiedzeniu tych słów język mi zesztywniał, jakby chciał zaprotestować.

Granatowowłosa stanęła zdziwiona i popatrzyła się na mnie z niedowierzaniem.

- C-co? - wyjąkała z niedowierzaniem na twarzy.

- Tak Marinette. Tak będzie dla ciebie lepiej. Znajdź sobie kogoś lepszego. Naprawdę.

- Adrien, nie!

- Tak, Marinette. To koniec.

W jej pięknych fiołkowych oczach zebrały się łzy. Nie mogłem na to patrzeć.

- Al-Ale...

Założyłem ręce i odwrociłem się do niej tyłem.

- To koniec Marinette. Tak będzie dla ciebie lepiej. Proszę. Idź.

Cisza.

- Idź - powtórzyłem szeptem.

Łkanie.

Kroki.

Skrzypienie drzwi.

Dopiero, gdy upewniłem się, że dziewczyna mojego życia odeszła, pozwoliłem popłynąć łzom.

Upadłem na kolana i przycisnąłem ręce do piersi. Bolało. Bardziej niż się spodziewałem.

------------------------------

Hejka!

Normalnie prawie płakałam, kiedy pisałam ten rozdział.

Wattpad płata mi ostatnio figle (skasował mi pół rozdziałów, no normalnie jestem oburzona...) i dlatego trochę m osie to opóźniło.

W każdym razie mam nadzieję, że się spodobało!

Do następnego😘😘😘

stingingrose

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro