Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przydłuuuugi poranek, Alya (nie)żartownisia i nowe zdolności Plagga

Rano, gdy dziewczyna się obudziła, nie widziała nic. Mimo, że miała otwarte oczy widziała tylko czerń. Czerń, czerń, czerń w dodatku. Po chwili zorientowała się, że leży z nosem w klatce piersiowej Chat Noira.

Odsunęła się lekko, wyswobodziła z jego objęć i cicho zeszła z antresoli. Poranne słońce wpadało do pokoju przez niezasłonięte okno, rozpraszając się po pomieszczeniu.

Podeszła do białego biurka i sięgnęła po telefon. Była na nim jedna wiadomość od Alyi.

Alya
Dziewczyno, pamiętasz o balu? Przełożyli go na dzisiaj!

Marinette
Co?

Alya
Czyli nie słyszałaś...Zbieraj się do szkoły, bo zaraz się spóźnisz

Marinette
7:54!? O BOŻE! SPÓŹNIĘ SIĘ!

Alya
Typowa Marinette. Pośpiesz się!

Na tym konwersacja się zakończyła. Dziewczyna, zapominając o Chacie, który nadal smacznie spał sobie w jej łóżku, pognała do łazienki. Szybko się ogarnęła i zeszła na dół. W kuchni na drewnianym stołku siedziała Sabine Cheng, popijając kawę. Spojrzała zaskoczona na nastolatkę.

-Córcia, coś się stało? Czarny Kot już poszedł?

Marinette słysząc to, zakrztusiła się, pośpiesznie połykanym croissantem.

- Chat! Zapomniałam o nim! - i wypadła z kuchni pozostawiając w niej rozbawioną matkę.

Wbiegła do pokoju, potykając się po drodze o własne nogi. Ze szklanką mleka w lewej ręce i książką z biologi w prawej wskoczyła na łóżko i potrząsnęła bohaterem.

- Chat! Wstawaj ty sierściuchu! Chat? Chat? CHAT NOIR! Wstawaj,ty leniu,  już po ósmej! - chłopak otworzył prawe oko i spojrzał na nią pytająco. Widząc, że już wstał zeskoczyła z antresoli i zaczęła biegać po całym pokoju, szukając zeszytów, książek i Bóg wie czego jeszcze. Dzisiaj Tikki nie mogła jej pomóc, bo zobaczyłby ją Chat. Kwami musiało siedzieć więc w torebce dziewczyny i starając się nie zdradzić, zaśmiewać do rozpuku.

Kot wstał do pozycji siedzącej i przeciągnął się powoli. Włosy sterczały mu uroczo na wszystkie strony, zielone oczy miał zaspane i siedział z głową przechyloną lekko na bok, tak, że wyglądał jak prawdziwy kot.  Rozbawiony obserwował poczynania swojej dziewczyny.

- Marinette? Coś się stało?- zapytał z tak dobrze znaną dziewczynie poranną chrypką

- Szkoła się stała! Pierwsza lekcja trwa już 20 min, a mnie tam jeszcze nie ma!

Słysząc to, Chat Noir zaśmiał się, zszedł z łóżka i podszedł do dziewczyny przytulając ją.

- Z czego się śmiejesz? - burknęła niezadowolona Marinette, ale także się w niego wtuliła.

-  Jest sobota, głuptasie!

- Co? Ale... Alya!!!

Wściekła Marinette dopadła do telefonu i wybrała numer do przyjaciółki. Włączyła tryb głośnomówiący i walnęła się na kanapę.

Po trzech dzwonkach mulatka odebrała:

- Halo?

- ALYA, JAK MOGŁAŚ? WPAROWAŁABYM DO SZKOŁY JAK DEBILKA! - wydarła się Marinette. Chat spojrzał na nią zaskoczony.

- Oj, no przepraszam no. Chciałam ci tylko przypomnieć, że jeszcze miałaś z kimś pogadać i ten teges i ten teges. A, i jeszcze odpicuj się jakoś ładnie. - dziewczyna się rozłączyła. Wściekła pół chinka usiadła na kanapie i spojrzała na Chata. Chłopak stał do niej tyłem i przypatrywał się ścianie. Przez ostatni miesiąc, zniknęły z niej wszystkie zdjęcia złotowłosego modela, a wisiał tam teraz tylko jeden własnoręcznie narysowany portret Chat Noira. Pokazywał on najmniejsze szczegóły, każdy kontur twarzy był idealnie narysowany. Odwrócił się do dziewczyny z uśmiechem.

- Pięknie rysujesz, Kropeczko.

Zawstydzona dziewczyna spuściła głowę.

- Słuchaj Chat... Ja przepraszam za to moje zachowanie. Byłam głupia i...

Chłopak nie dał jej skończyć tylko podszedł do niej i delikatnie musnął jej usta swoimi. Dziewczyna oddała pocałunek. Był inny niż wszystkie do tej pory. Bardziej namiętny, silniejszy, ale też tak kruchy jakby miał się zaraz rozpaść.

Po chwili para oderwała się od siebie z uśmiechem. Stali stykając się czołami.

- Mari, ze wszystkich dziewczyn na świecie ty byłaś jedyną, która mogłaby sobie zasłużyć na miano Biedronki. Jesteś idealna do tej roli i nie wyobrażam w niej sobie nikogo innego. Bardzo się cieszę, że to byłaś właśnie ty - posłał jej szczery uśmiech, który dziewczyna odwzajemniła.

- To co? Śniadanie? - zapytała już w o wiele lepszym humorze.

- A twoi rodzice nie będą źli, że...no wiesz, że tu spałem?

Dupain - Cheng jęknęła

- Znając życie byli tu w nocy już z zylion razy i zrobili nam kupę zdjęć - odparła i wyszła z pokoju, a za nią podreptał Chat Noir. Mama granatowowłosej stawiała właśnie na stole dwa talerze z grzankami.

- Dzień dobry Czarny Kocie! - uśmiechnęła się do chłopaka - siadajcie, macie śniadanie - i wyszła z kuchni. Parka zasiadła przy stole i zaczęli jeść.

- Umm... Mari, ja się chyba do ciebie przeprowadzę. To jest świetne - wymamrotał blondyn między jednym gryzem, a drugim.

Dziewczyna zaśmiała się perliście.

- Ciekawe, co powiedzą twoi rodzice, na to, że wprowadzasz się do mnie w wieku szesnastu lat?

- Ojciec się mną nie przejmuje, a mama wróciła dopiero nie dawno i właśnie rozwala mi pokój. Uważa, że jest dziecinny - skrzywił się jednak ze smutkiem na wzmiankę o swoim ojcu.

- Nie martw się. Twój ojciec ma na pewno dobre intencje  - uśmiechnęła się pocieszająco.

- Idziemy na spacer? - zapytał po jakimś czasie koci bohater, wkładając naczynia do zlewu.

Marinette w odpowiedzi kiwnęła głową.

Złapała pierwszą, lepszą bluzę i wyszła z piekarni, a za nią podążył Chat Noir.

Szli przez park w totalnej ciszy. Każdy wydawał się być pogrążony we własnych myślach. Gdy przechodzili obok pomnika Biedronki i Czarnego Kota, Marinette nagle przystanęła, patrząc z uśmiechem na jej zamaskowane alterego.

- Pięknie, wyszliśmy, prawda? - zapytał Chat stając tuż obok niej - zwłaszcza ja, no bo ja ja mogłem źle wyjść - zażartował.

- Chat? - przerwała mu dziewczyna. Chyba wcale go nie słuchała - dzisiaj jest bal u mnie w szkole...

- U nas - poprawił ją bohater - chodzimy do tej samej szkoły.

Marinette zerknęła na niego.

- Myślałam, że nie chcesz bym wiedziała cokolwiek o twojej tożsamości.

- Pomyślałabyś wtedy, że jestem strasznie sztuczny, słaby. W realnym życiu nikt mnie tak naprawdę nie zna. Znają tego wspaniałego, wykreowanego przez media, modela, tego idealnego, wiecznie szczerzącego zęby.  Ale tego jaki naprawdę jestem...

- Oj, Chat... Nie wiedziałam...

- Nie mówię o tym za często. Ale jest w porządku. Zobaczysz, M'Lady będziemy się jeszcze świetnie bawić. Pierwszy punkt planu: dzisiejszy bal!

Granatowowłosa zaśmiała się w odpowiedzi. Złapała bohatera za rękę i powiedziała.

- Muszę już wracać Chat i lekko przerobić swoją sukienkę. Nie wiem, czy wiesz, ale to bal na część Chat Noira i Ladybug. No wiesz, tych sławnych bohaterów Paryża. Kojarzysz może? - spojrzała na niego figlarnie.

- Obiło mi się o uszy - odmruknął Chat - powodzenia przy sukience - pocałował ją w policzek i już go nie było.

Marinette wróciła do domu i złapała kupioną ponad miesiąc temu suknię. Zwężyła ją lekko w talii i na pierwszą warstwę materiału, doszyła drugą czerwoną w czarne kropki, lecz ta druga warstwa sięgała do kolan. Ubrała ją. Pasowała idealnie. Do tego wszystkiego dołożyła krótką, również biedronkową pelerynkę. Z wiadomych przyczyn nie naszykowała sobie maski.

Włosy spięła w kok, a na dłonie założyła delikatne rękawiczki.

Tak przyszykowana usiadła na krześle przy biurku, czekając na Kota

***
W tym samym czasie w swoim pokoju stał Adrien i opierał się o otwartą szafę.

Jego pokój wyglądał teraz całkiem inaczej niż wcześniej.

Na podłodze były położone teraz białe panele. Biała kanapa nadal stała na swoim miejscu podobnie jak półki z płytami na górnym piętrze, ale zniknęła ściana wspinaczkowa i piłkarzyki oraz konsole do gier. 

Popielate biurko było teraz dwa razy większe, lecz monitory zostały takie same. Zamiast dwóch zjazdów po obu stronach drzwi wejściowych były tam teraz dwie popielate kolumny. Jedna miała podstawę i czubek w kolorze tak głębokiej czerni, że można było pomyśleć, że marmur lewitował w powietrzu. Za to u drugiej kolumny te dwa segmenty były krwistoczerwone. Adrien podejrzewał, że jego mama nie bez powodu wybrała właśnie takie kolory.  Cały projekt wnętrza zostawił jej.

-Młody, zaraz się spóźnisz do tej swojej Kropkowanej Lali. Kiepsko by było spóźnić się na własny bal, co nie, blondas? - z myśli wyrwało Adriena jego kwami, które przypatrywało się od dłuższego czasu zielonookiemu stojącemu przed szafą.

- Plagg, po raz pierwszy w życiu powiedziałeś coś mądrego - odparł Adrien - wszyscy będą we frakach albo garniturach, a ja mam tam tak po prostu wparować w stroju bohatera? - spytał.

- Zaufaj mi, młody. Po prostu się przemień, będziesz zachwycony - kwami zignorowało przytyk i zabrało się za siódmy już z kolei krążek camemberta.

- Ok, więc...Plagg, wysuwaj pazury!

- Ale cameeeee....!- czarne stworzonko nie dokończyło bo zostało wessane przez pierścień.

Po skończonej przemianie chłopak nie czuł się ani trochę inaczej. Jednak gdy podszedł do lustra od razu zmienił zdanie.

Zamiast bohaterskiego stroju miał na sobie świetnie dopasowany frak, z czarną koszulą, zieloną kamizelką i czarną górą. Na dłoniach nie miał rękawiczek z pazurami, ale twarz zdobiła nieodłączna maska i kocie uszy. Jego zielone oczy, również były teraz oczami kota. Jego kicikij wsadzony był w idealnie zamaskowany schowek w bucie.

Tak przygotowany wyskoczył przez okno...

Hejka!

Długi i nudny rozdział. nie bardzo mi się podoba, no ale cóż... pewne fakty są niezbędne!!! (denne wymówki, stingingrose naprawdę denne)

Jeśli ci się spodobało, zostaw po sobie jakiś ślad!

Do następnego!!!

stingingrose

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro