Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czekolada, Fu I Volpina

- Chat Noir - dziewczyna podeszła do okna ujęła klamkę i delikatnie ją przekreciła, otwierając okno na oścież.

- Cześć Kropciu - bohater wślizgnął się do pokoju i zwinnie wylądował na dywanie.

Podszedł do dziewczyny i przytulił się do niej mocno. Ta oplotła go swoimi drobnymi ramionami.

- Wszystko w porządku, Chat?

- Kiedyś Ci powiem. Przyrzekam - wyszeptał bohater.

Marinette odsunęła chłopaka na odległość ramion.

- Chat, nie musisz... Ja po prostu....  Po prostu zapytałam się w przypływie impulsu...

- Kiedyś musisz się dowiedzieć, prawda?

- Kiedyś, Chat. Spokojnie.

Delikatnie pocałowała policzek bohatera, a następnie zapytała:

- To co? Film?

Chat uśmiechnął się w odpowiedzi i pokiwał głową.

Marinette zeszła na dół i przygotowała dwa kubki gorącej czekolady i wielką miskę popcornu. Postawiła to wszystko na małej tacce i skierowała się do drzwi.

O mało nie wypuściła wszystkiego z rąk. W drzwiach stała Sabine Cheng i zmrużonymi oczami przyglądała się córce.

- Po co ci dwa kubki, Marinette?

- Eee - zacięła się dziewczyna - No bo wiesz będę oglądać taki naprawdę długi film i nie będzie mi się chciało potem schodzić po następny... - wyrzuciła na jednym wdechu.

Kobieta zmarszczyła brwi, ale nie powiedziała nic więcej tylko przepuściła dziewczynę w drzwiach.

Ta szybko wspięła się po schodach i zatrzasnęła za sobą klapę. Czarny Kot wyłożył się na jej łóżku i wpatrywał się w gwiazdy na nocnym niebie.

- Chat?

Chłopak podniósł głowę i uśmiechnął się. Zeskoczył z łóżka na ziemię i odebrał od dziewczyny kubek z czekoladą.

- Lubię patrzeć na gwiazdy. Jak byłem mały robiłem to niemal każdej nocy.

Zasiedli przed monitorem i odpalili film.

Akcja nie zdążyła się nawet rozkręcić, gdy zadzwonił telefon blondyna. Spojrzał zdziwiony na ekran, po czym odebrał.

- Halo?

Z urządzenia dobiegł przytlumiony głos Valerii.

- F.. Fu... N.. Nie żyje.

--------------------------------------------

Ladybug I Chat Noir skakali po dachach paryskich budynków, kierując się na obrzeża miasta.

Wylądowali na chodniku i prawie łamiąc sobie nogi rzucili się do drzwi małego budynku.

Bez płukania otworzyli drzwi. Na kanapie siedziała oszolomiona Valeria, a na kolanach trzymała szkatułkę z miraculami. Patrzyła się tępo w ścianę.

Czarny Kot podszedł do niej, złapał ją za ramiona i potrząsnął nią delikatnie.

- Valeria?

Zielonooka spojrzała na niego zamglonym spojrzeniem, ale nie odpowiedziała.

- Valeria? - zapytał się głośniej blondyn

- On nie żyje - wyszeptała dziewczyna, a po jej policzkach pomału zaczęły spływać łzy - zabrali go. To był zawał.

Ladybug usiadła ostrożnie na fotelu obok włoszki. Jej oczy także były zaszklone, mimo to przystąpiła do pocieszenia koleżanki.

- Nie martw się, Valeria. Był już stary i zmęczony. Na pewno jest teraz...

- Nie wciskaj mi kitu, że jest teraz w lepszym miejscu i że patrzy na mnie z góry, dopingując mnie. Może mu colę jeszcze postawisz, popcorn gratis!? - Valeria zerwała się gwałtownie z fotela - nic nie będzie w porządku. Kto się zajmie Miraculami? Kto nam pomoże pokonać Władcę Ciem? Kto zajmie się bohaterami? Kto zajmie się mną? Nikt! - wrzasnęła zrozpaczona i wybiegłam na zewnątrz.

Zszokowani bohaterowie wybiegł za nią.

- Musimy ją jak najszybciej znaleźć. Jeszcze dopadnie ją akuma, a nie mam ochoty walczyć z Volpiną, po raz drugi - odezwał się Chat.

- Ja też nie za bardzo - odparła kropkowana dziewczyna - rozdzielnice się. Ja tam, a ty tam - fiołkowooka zarzuciła yo-yo i wyskoczyła na najbliższy budynek.

- Uważaj na siebie, M'Lady - szepnął cicho Chat, ale ona już go nie usłyszała.

-------------------------------

Ladybug przemieszczała się pomału pi dachach rozglądając się uważnie dookoła.

W końcu przed oczami śmignął jej pomarańczowy kształt. Zakręciła yo-yo szykując się do odparcia ataku, ale ten nie nastąpił.

Zamiast tg usłyszała za sobą szyderczy głos:

- Myślisz, że twoje małe czerwone kółko cię obroni? - Ladybug odwróciła się szybko. Za nią stała Volpina. Ręce miała założone na piersi, a jej wzrok posyłał bohaterce kpiące spojrzenia - nic cię nie obroni, rozumiesz, nic! Tak jak Du nic nie obroniło tak ciebie też nie!

Lisica sięgnęła po swój flet, po czym zamachnęła się instrumentem. W ostatniej chwili Marinette zdążyła uskoczyć w bok.

Volpina parsknęła krótkim śmiechem.

- Uciekaj, uciekaj. I tak cię prędzej, czy później dopadnie. A wtedy jedno życzenie będzie moje, Fu wróci i każdy będzie zadowolony!.

- Valeria, uspokój się! Nie jesteś sobą! - krzyknęła Biedronka, unikając kolejnego ataku.

- Nie jestem Valeria - tym razem w oczach dziewczyny czaiła się nienawiść pomieszanie z odrazą - Jestem Volpina! Zawsze i wszędzie, jasne! - ponownie zamachnęła się fletem, mijając ucho bohaterki i włos. Dosłownie. Luźno wypuszczony kosmyki Marinette zamajtały pod wpływem podmuch wywołanego przez broń Lisicy.

Marinette nie widząc innego wyjścia, wyjęła "swoje małe czerwone kółko" i zaczęła uciekać. Przeskakując z dachu na dach starała się wymyślić jakieś bezpieczne miejsce, w którym zakumanizowana Valeria by jej nie znalazła.

W końcu wpadła przez otwarte okno do swojego pokoju i zatrzasnęła je szybko. Przykucnęła tak, że z zewnątrz nie było jej widać, podczas gdy ona miała idealny widok na to, co działo się za szkłem.

Wyjęła swoją broń i wybrała numer do Chata. Odebrał po pierwszych dwóch sygnałach.

- Halo, Ladybug? Coś się stało?

- Znalazłeś Volpinę?

- Nie

- Ja tak - odpowiedziała szybko dziewczyna - Jestem u siebie, przyjdź szybko. Uważaj, ona może cię śledzić!

- Zaraz będę - ciche piknięcie uświadomiło ją, że zielonooki zakończył połączenie. Po chwili uslyszała ciche stukanie w klapę. Podeszła i otworzyła ją.

- No to co robimy?

- Ja mam tylko jeden pomysł - odparła Biedronka - Lucky Charm!

- Co chcesz z tym zrobić? Wystawić reklamę?

W odpowiedzi dziewczyna uśmiechnęła się.

- Mamy już plan Chat. Teraz trzeba go tylko wykonać.

Wiem, wiem i przyznaję się bez bicia, ten rozdział jest okropnie nudny i krótki.

A wiecie co jest najgorsze?

Że nie mam nic, kompletnie nic na swoją obronę.

Miejmy nadzieję, że wena jednak znowu mnie polubi i że dalej będzie lepiej.

stingingrose

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro