Ciężkie Dni, Komunikat I Nocny Incydent
Adrien
Zrobiłem wszystko, żeby nie zasnąć. Tej nocy wypiłem łącznie ponad dziewiętnaście kubków kawy. Dobrze wiedziałem, że Marinette nie przyjdzie, jeśli obudzę się z krzykiem. Nie po tym co stało się wieczorem.
Dlatego rano też wyglądałem jak zombie. Wyszedłem z domu o szóstej rano, by przypadkiem nie natknąć się na granatowowłosą (albo co gorsza na Valerię, która chyba zabiłaby mnie krzesłem z jadalni jakby się dowiedziała). Dwie godziny, które zostały do lekcji przesiedziałem w parku.
Na pierwszej lekcji, którą była matematyka, Marinette nie pojawiła się. Ani też na żadnej kolejnej. Alya patrzyła na mnie podejrzliwie, ale nie odzywała się.
Gdy wracałem ze szkoły, zerknąłem przelotnie na wieżę Eiffla. Tak jak się spodziewałem siedziała tam drobna postać w stroju w czerwone kropki. Westchnąłem czując, jak oczy robią mi się szkliste. Nie chciałem tego. Ale wierzyłem, że tak będzie dla niej lepiej.
Zmęczony powlokłem się do domu i padłem na łóżko. Co jakiś czas Plagg zaczynał skakać mi po głowie, albo ciągnąć za ucho bym, tylko nie zasnął. Ale ile godzin z rzędu wytrzymam bez snu? Trzy dni? Dwa?
W pewnym momencie nawet wrzeszczenie mojego kwami, kiedy marudził o camembert nie pomagało. Oczy same mi się kleiły. A jakże to inteligentne czarne stworzonko postanowiło włączyć telewizor. Na cały regulator.
Nagle wyrwany z fazy półdrzemki podniosłem się i rozejrzałem nieprzytomnie po pokoju. Mój wzrok padł na telewizor, na ekranie przewijała się reklama pasty do zębów. Westchnąłem cierpiętniczo i podniosłem się z miękkiego materaca. Jeszcze chwilę na nim poleżę, a nawet ta badziewna muzyczka mnie już nie obudzi.
Skierowałem się do łazienki z myślą, że może zimny prysznic orzeźwi mnie na tyle, by nie udało mi się zasnąć, przynajmniej przez parę najbliższych godzin. Jednak w połowie drogi kiepską linię melodyczną reklamy przerwał nagły pisk. Zasłoniłem sobie uszy, a gdy ponownie zerknąłem na telewizor, widniała na nim twarz Władcy Ciem. Uśmiechał się szyderczo, a za nim latało stado białych, jarzących się motylków.
- Biedronko i Czarny Kocie - zaczął, kłaniając się w prześmiewczym geście - oraz ich pomocnicy, Jak się pewnie domyśliliście, jest to piracka transmisja, a więc nie potrwa ona długo. Chce wam tylko przekazać, że właśnie wypuściłem w świat najpotężniejszą akumę, jaką udało mi się kiedykolwiek stworzyć - złożył dłonie w piramidkę, stykając ze sobą czubki palców - w tym momencie poluje ona na swój cel, ale gdy tylko go ustrzeli możecie być pewni, że osobiście się wami zajmie. Bitwa ostateczna już nie długo, a ja radzę wam do niej nawet nie stawać. Po co, skoro i tak nie wygracie? Oddajcie miracula, kiedy mój sługa po was przyjdzie, a nikomu nic się nie stanie. Zatrzymajcie je dla siebie, a będzie rzeź. Dokonajcie słusznego wyboru.
W tym momencie z głośników znowu wydobył się ogłuszający dźwięk, a po powrocie do zwykłego programu, pojawiła się twarz Nadii Chamack, która komentowała właśnie przemowę Władcy Ciem.
Złapałem Plagga i wcisnąłem go do tylnej kieszeni spodni. Czas złożyć małą wizytę strażniczce miraculów.
Marinette
Po wczorajszej rozmowie z Adrienem, nie umiałam zasnąć. Przepłakałam pół nocy, a przez drugie pół rozmawiałam z Tikki.
Rozumiem dlaczego to zrobił. No i jednocześnie nie bardzo.
Przestraszył się. Wstydził się koszmarów. Bał się, że przy kolejnych zrobi mi krzywdę. Ale już dlaczego ze mną zerwał, tego nie umiałam pojąć. Krzywdził tym i mnie i siebie. O ile wogóle kiedykolwiek, cokolwiek do mnie czuł.
Wiem, zachowuję się jak głupiutka zauroczona panna, co boi sobie połamać paznokcie, ale ja go naprawdę potrzebuję. A on mnie.
W każdym razie rano postanowiłam zrobić sobie małe wagary. Przemieniłam się w Biedronkę i cały dzień szlajałam po mieście. Wieczorem miałam oczy opuchnięte od płaczu, a usta spierzchnięte od słonych łez, ale te problemy były strasznie błahe w porównaniu z tym, co zastałam w swoim pokoju po powrocie. Piracka transmisja Władcy Ciem na pewno nie poprawiła mi humoru, utwierdziła tylko w przekonaniu, że jeśli chce zostać przy życiu do ostatecznej bitwy powinnam jutro również nie pokazywać się w szkole.
Dobrze wiedziałam, że to na mnie poluje Stephen. Jak to kulturalnie ujął Władca Ciem jestem jego celem. Im prędzej ten cel "ustrzeli" tym prędzej przyjdzie co do czego. Tylko, że ja dać się ustrzelić na razie nie zamierzałam.
Kolejnego dnia rano wstałam z jeszcze gorszymi sińcami pod oczami niż wczoraj.
-Marinette, martwię się o ciebie - powiedziała Tikki, kiedy szczotkowałam zęby. To prawda, moje odbicie w lustrze zachęcająco nie wyglądało, ale nie było aż tak tragicznie.
Jeszcze raz przyjrzałam się sobie w lustrze.
Dobra jednak było.
Na szczęście pod maską nic nie będzie widać.
Przemieniłam się i pognałam na swoje stałe miejsce. Wieżę Eiffla.
Adrien
Tego dnia Marinette również nie pokazała się w szkole. Zaczynałem się o nią martwić. Mimo, że...ekhm, ekhm... z nią to jednak moje uczucia do niej nie wyparują tak łatwo. Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek stanie się to możliwe.
Po powrocie z liceum zabrałem z kuchni gigantyczny zapas kawy i zamknąłem się w pokoju. Marinette znowu stacjonowała na wieży, Alya i Nino starają się dowiedzieć od niej co takiego się stało, a Valeria uważa, że to wszystko moja wina i po ostatniej dyskusji w sprawie Pappilona wogóle przestała się do mnie odzywać ( tak na marginesie nie udało nam się ustalić nic konkretnego). Za to Plagg, jak to Plagg wyznawał w kącie miłość swojemu serowi. Nie ma to jak dobre towarzystwo.
Cały dzień robiłem różne bezsensowne rzeczy. Pograłem w kosza, pochodziłem po pokoju, porozpaczałem nad swoim żałosnym życiem, potęskniłem za Mari, rozegrałem mecz piłkarzyków z samym sobą i znowu pochodziłem po pokoju.
Jednak około północy już nie wytrzymałem. Muszę ją zobaczyć, chociaż tylko jak śpi. Muszę.
Przemieniłem się i ruszyłem w kierunku okna, zobaczyć chociażby tylko jak śpi.
Marinette
Do rezydencji Agreste'ów wróciłam dosyć późno. Nie przejmując się takimi bzdetami, jak przebieranie się rzuciłam się na łóżko i zasnęłam. Tikki ze swoimi ciasteczkami poradzi sobie sama.
----------------------------
Zanim otworzyłam oczy poczułam pieczenie w nadgarstkach. Ręce miałam nienaturalnie wygięte ku górze, za to na moich udach czuć było ciężar. Na pewno człowieka.
Uchyliłam powieki i ujrzałam nad sobą twarz Stephena. Jego ciemne oczy, znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od moich, siedział na moich udach, swoje obleśne łapska położył na mojej talii.
- O, Netka się obudziła - uśmiechnął się i zamachał swoimi czarnymi skrzydłami - będzie zabawniej.
Pochylił się do przodu i przygryzł płatek mojego ucha. Próbowałam się wyszarpnąć, ale moje ręce były przywiązane do słupków łóżka, a każdy zbędny ruch powodował bolesne obtarcia. Krzyknęłam mając nadzieję, że ktoś mnie usłyszy i przybiegnie na pomoc.
Herondale widząc moje wysiłki zaśmiał się kpiąco. Pocałował mnie w szczękę tuż za uchem, a ja wzdrygnęłam się z obrzydzenia. Cały czas obcałowując moją twarz powiedział:
- Nie wysilaj się Netka, chyba, że chcesz jęczeć z rozkoszy. Podczas twoich całodniowych wypadów miałem dość czasu, by dokładnie wyciszyć ten pokój.
Rozpiął rozporek moich dżinsów i zsunął mi je do kolan.
Po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. On zrobi to tu i teraz i nikt nie przybiegnie mi na pomoc. Nikt mnie nie usłyszy. Stephen zrobi mi to w moim własnym łóżku.
- Możesz płakać - powiedział chłopak, schodząc z pocałunkami coraz niżej, przez szyję do obojczyków - ale zobaczysz, jak będzie ci przyjemnie.
Znowu krzyknęłam, a świat zaczął mi się rozmazywać przed oczami. Nic nie widziałam przez łzy, po prostu czułam na sobie jego dotyk, a z każdą kolejną chwilą coraz bardziej chciało mi się wymiotować z obrzydzenia.
Czarnowłosy bezceremonialnie rozerwał moją bluzkę na strzępy i rzucił ją gdzieś za siebie. Zostawiał szlak mokrych śladów na moim brzuchu, a ja z każdą sekundą wyrywałam się coraz mocniej. Swoimi ustami cały czas sunął w górę, aż w końcu doszedł do piersi. Przejechał językiem między nimi, a ja znowu krzyknęłam. Tym razem krzyczałam bez przerwy, zdzierając sobie gardło i szarpiąc się tak, że obdarłam sobie nadgarstki do krwi, jednak on nie przestawał. Ponowił gest po raz drugi i trzeci, a ja nagle poczułam się brudna i zszargana.
Skośnooki nie bawił się w gierki. Cały czas sunąc swoimi obślizgłymi ustami po moim brzuchu, sięgnął za moje plecy i odpiął jedną haftkę stanika. Zaczęłam wyrywać się jeszcze mocniej. Gdzieś za Herondale'em zaskrzypiała rama okienna, a czarnowłosy zaśmiał się kpiąco.
- Ze mną nie wygrasz skarbie.
Pocałował mnie w usta, tak by zagłuszyć mój krzyk i odpiął drugą haftkę. Ostatnią.
Jednak nie zdążył zdjąć jedynej rzeczy jaka chroniła mnie jeszcze przed jego wzrokiem, ponieważ nagle zniknął z mojego pola widzenia. Przez dalej płynące łzy dojrzałam blond czuprynę i jarzące się wściekle w ciemności zielone oczy.
Adrien
Myślałem, że go zatłukę. Zerwałem Stephena z fiołkowookiej i rzuciłem go na ziemię. Kopnąłem go butem mocno w brzuch, a potem prawym sierpowym wycelowałem, prosto w jego - do tej pory - idealny nos. Zaślepiony gniewem, myślałem, że go zabiję, ale w końcu przeważył chłód rozsądku. Nabiłem mu jeszcze piękne limo pod lewym okiem, a następnie nadepnąłem podbitą metalem podeszwą na jego klatkę piersiową.
Herondale oczywiście starał się oddawać, ale mimo, że zaakumatyzowany, to wojownik z niego żaden.
Przybliżyłem swoją twarz do jego. Uśmiechał się głupkowato. Miałem ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek, ale Marinette była ważniejsza. Przycisnąłem go mocniej do ziemii.
- Jeszcze raz tkniesz Marinette choćby palcem, a powyrywam ci z głowy wszystkie te nalakierowane kudły i zrobię sobie z nich poduszkę. JASNE?
Oczywiście moim zadaniem, jako superbohatera było oczyścić ofiarę z akumy, lecz teraz nie bardzo miałem ku temu sposobność. Biedronka leżała przywiązana do łóżka w ciężkim szoku i nie wiadomo gdzie się podziewa jej kwami. Na te myśli poczułem jeszcze większą wściekłość. Złapałem chłopaka za kołnierz i dosłownie wyrzuciłem przez otwarte okno. Nie bardzo mnie w tej chwili obchodziło, czy zrobi użytek ze swoich skrzydeł czy nie.
Podbiegłem do Marinette i uruchomiłem kotaklizm.
Marinette
- Kotaklizm! - usłyszałam gdzieś nad sobą, po czym krępujące mnie więzy nagle zniknęły. Opadłam bezsilnie na materac i wybuchłam płaczem. Nie miałam sił, by nawet się ubrać. Po prostu leżałam bez ruchu czując jak po moich policzkach płyną łzy. Skapywały na białe prześcieradło zostawiając mokre plamy.
Usłyszałam jak obok mnie Chat delikatnie przyklęka i gładzi mnie po włosach. Wzdrygnęłam się pod jego dotykiem i zaczęłam się trząść. Sytuacja była okropnie niezręczna. Chciałam by blondyn mnie przytulił, pocieszył, ale po tym co przed chwilą przeżyłam nie miałam ochoty na niczyj dotyk. A po za tym, żeby mnie podnieść z łóżka Adrien musiał by mnie najpierw ubrać, bo ja sama nie miałam na to po prostu siły.
Pikanie pierścienia rozległo się po pokoju, ale my dwaj dalej tkwiliśmy bez ruchu. W końcu zielonooki podjął decyzję. Podniósł się z ziemi i obszedł mebel na którym leżałam. Ostrożnie nasunął dżinsy z powrotem na moje biodra i zapiął je. Następnie przysunął się bliżej. Słyszałam jak przełknął głośno ślinę, po czym sięgnął pod moje plecy i zahaczył o siebie haftki. Trochę się przy tym namęczył, a rękawiczki z kocimi pazurami nie ułatwiały mu zadania, ale w końcu mu się udało. A to wszystko przy maksymalnie ograniczonym kontakcie z moją odsłoniętą skórą, za co byłam mu okropnie wdzięczna.
Blondyn podniósł mnie do pozycji siedzącej i przytulił mocno do swojej klatki piersiowej. Wtuliłam twarz w jego pierś, nie przejmując się, że moczę mu łzami kostium. Nie wiem ile trwaliśmy w takim uścisku, ale przemiana zwrotna chłopaka zdążyła się już odbyć.
Po jakimś czasie puścił mnie i chciał gdzieś pójść. W panicznym odruchu złapałam go za rękaw.
- Mari - powiedział miękko - puść mnie. Chcę iść tylko po apteczkę, by opatrzyć ci nadgarstki.
Faktycznie. Dwie czerwone obręcze wokół moich nadgarstków piekły niemiłosiernie. Skóra była zdarta do krwi, a po przedramionach spływały małe czerwone kropelki. Wcześniejszy strach i adrenalina sprawiły, że nie zwróciłam na to uwagi.
Puściłam go, a on po chwili wrócił z wodą utlenioną i bandażem.Posadził mnie na brzegu łóżka i przyklęknął na ziemi. Obmył dokładnie rany i zwinnie je zabandażował.
Kiedy skończył osunęłam się obok niego na zimne kafelki, ponownie szukając schronienia w jego ramionach. Opatulił mnie szczelnie.
- Adrien - wyszeptałam, w moim głosie słychać było przerażenie - nie chcę spać w tym pokoju...
Blondyn pokiwał ze zrozumieniem głową, po czym wziął mnie na ręce. Objęłam go za kark i pozwoliłam mu zanieść się do jego pokoju. Ułożył mnie na swoim łóżku i opatulił kołdrą. Pocałował mnie w czoło, a ja, mimo, że cały czas się trzęsłam przyjęłam ten gest z wdzięcznością.
- Spokojnie Marinette. Przy mnie nic ci nie grozi. Wyśpij się, a ja pójdę na kanapę...
Odwrócił się i chciał odejść, ale złapałam go za dłoń i przyciągnęłam go z powrotem.
- Zostań - poprosiłam płaczliwym tonem - proszę, zostań.
W odpowiedzi Adrien wsunął się pod kołdrę i ostrożnie objął mnie ramieniem. Wydawało mi się, że doskonale rozumiał przez co przechodziła i dlatego był taki ostrożny z jakimkolwiek kontaktem.
Po moich plecach przeszedł dreszcz, kiedy jego ramię dotknęło moich odsłoniętych pleców (moja bluzka cały czas leżała w kawałkach w tamtym pokoju), ale ufnie się w niego wtuliłam i starałam się odpłynąć w objęcia Morfeusza.
------------------------------------
Hejka!
Kolejny rozdział, bardzo późno dzisiaj, ale mimo to mam nadzieję, że przypadł wam do gustu.
Do następnego
stingingrose
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro