Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bitwa Ostateczna

Marinette przerażona oderwała się od Czarnego Kota i położyła dłoń na yo-yo przyczepionym do jej pasa. Jej partner wyjął kicikij i zakręcił nim parę razy.

A więc to ten moment. Ten dzień, kiedy wszystko ma się zakończyć. Dzień Bitwy Ostatecznej.

Marinette przebiegł po plecach dreszcz, poczuła jak że strachu cała drży. Oto stał przed nią człowiek, z którym walczyła przez okrągły rok, a teraz ma szansę nareszcie go pokonać.

- Myślicie, że możecie mnie pokonać swoimi marnym zabaweczkami? Te dwa najsilniejsze miracula na świecie mają tylko jedno specjalne zadanie - uśmiechnął się szyderczo, po czym zeskoczył z motylkowej chmurki i stanął przed bohaterami, na platformie - danie życzenia. Oprócz tego są tak samo słabe jak wasze życie bez masek.

Adrien poczuł jak w jego żyłach zamiast krwi płynie czysta wściekłość. Niespodziewanie skoczył i zamierzył się kicikiejem na Władcę Ciem. Mężczyzna zgrabnie sparował atak laską i odepchnął bohatera na jego poprzednie miejsce.

- Nie ruszaj się kotku - z jego gardła wydobył się chrapliwy rechot - jeden fałszywy krok, a dam cynk Stephenowi. Czeka gdzieś tam, z nożem przyłożonym do gardełka naszej słodziutkiej Marinette. Trochę żal dziewczyny... Nawet powabna była...

Na policzkach chłopaka wykwitły czerwone plamy. Spojrzał na nadal stojącą nieruchomo Ladybug. Dziewczyna tkwiła bez ruchu wpatrzona we Władcę Ciem. Postanowił, że nie może oddać mężczyźnie tej małej przewagi, którą właśnie przed chwilą zdobyli dzięki jego niewiedzy.

Ponownie rzucił się na posiadacza miraculum motyla. Dzięki metodzie zaskoczenia udało mu się kopnąć go w brzuch i dość dotkliwie uderzyć go w żuchwę. Miejsce gdzie srebrny kicikij zetknął się że skórą powstało głębokie rozcięcie, a z podbródka antagonisty zaczęła ciec krew.

- Cholera! - zaklął mężczyzna. Po chwili rozłożył szeroko ręce i odchylił głowę do tyłu. Jeszcze parę milimetrów i złamałby sobie kark, czego Adrien życzył mu w tej chwili najbardziej na świecie.

Korzystając z tego, że Motylek wystawił się na atak, odpalił kotaklizm i pobiegł w stronę mężczyzny. Nie chciał go zabić, tylko po prostu zerwać broszkę.

Lecz w momencie, kiedy jego palce były kilka centymetrów od fioletowego klejnotu, z klatki piersiowej antagonisty zaczęły wydobywać się smugi światła. Jedna z nich przez przypadek otarła się o ramię blondyna. Poczuł jak wymieniona cześć ciała pali go żywym ogniem. Zerknął w tamtym kierunku. Czarny lateks był przepaloną na wylot a spod dziury wyzierała okropna rana, odsłaniająca żywe mięso.

- Ladybug! - zawołał. Dziewczyna na dźwięk głosu chłopaka ocknęła się z dziwnego trans w jakim trwała.  Zdezorientowana rozejrzała się po otoczeniu, jej wzrok padł na Władcę Ciem i Adriena z aktywowanym kotaklizmem.

- Czarny Kot? - wyszeptała Marinette - co tu się stało? CZEMU ON TU JEST!!!???

Granatowowłosa wycelowała palcem wskazującym na mężczyznę, od którego cały czas biło foletowawe światełko. W tym momencie za plecami Motylka pojawiło się siedem niewyraźnych kształtów. Gdy fioletowe błyski trochę przygasły Władca Ciem zdyszany pochylił się i oparł dłonie na kolana. Z jego broszki wydobyło się pierwsze piknięcie.

Siedem postaci unoszących się za nim trzepotało czarnymi skrzydłami o ciężkich piórach. Na twarzy każdego z nich lśniła maska, a ich ciała O dziane były w błyszczący lateks. Siedem osób, ze skrzydłami jak u Stephena. Trzech chłopców. Cztery dziewczyny. Siedem złych odpowiedników miraculów.

- To - wydyszał Władca Ciem, z jego broszki wydobyło się drugie piknięcie - są wasze złe sobowtóry. Zajęli się waszymi pomocnikami. Leżą w jakimś składziku. A co do naszej Biedronsi mój pomocnik usunął jej wszystkie wspomnienia z ostatnich siedmiu godzin! A teraz Mulucarim, do walki!

Postacie stojące za mężczyzną jak jeden mąż rzuciły się na przeciwników. Evil Turtle razem ze swoimi partnerkami, Bad Bee i Dark Lady poleciały w kierunku Biedronki i przypuścili zmasowany atak. Zdezorientowana dziewczyna nadal nie wiedziała jak się tu znalazła, ani tym bardziej co tu robi, ale zdążyła zrozumieć jedno: Władca Ciem majstrował przy jej wspomnieniach by osłabić drużynę. Na to nie mogła mu pozwolić. Marinette złapała yo-yo i zwinnie nim zakręciła. Po chwili Evil Turtle dostał mocnego kopniaka w brzuch, a Bad Bee została mocno odepchnięta na brzeg platformy. Uderzyła głową o ostry kant i straciła przytomność. Teraz naprzeciwko fiołkowookiej unosiła się tylko jedna osoba - jej zły sobowtór.

Dark Lady uśmiechnęła się uśmiechem, który Marinette tyle razy widziała w łazienkowym lustrze.

- Ze mną nie wygrasz, kochanie - mimo, że głos również należał do córki piekarzy, słowa zdecydowanie nie były odpowiednie. Granatowowłosa z zadowoleniem zauważyła, że czarnoskrzydła Biedronka jest podobna do niej jedynie z wyglądu - jestem twoim dokładnym odpowiednikiem. Żeby mnie pokonać musisz zwyciężyć samą siebie.

Dziewczęta stały jeszcze przez parę sekund, dwie identyczne pary fiolkowych oczu wpatrywały się w siebie nawzajem. Ułamki sekundy później dwa yo-ya zderzyły się że sobą, a drobne ciała zaczęły wirować w szaleńczym, wojennym tańcu.

Chat Noir był w trochę lepszej sytuacji. Jego przeciwnicy: Black Butterfly, Gray Paoon, Volpina i Chat Blanc byli strasznie niezsynchronizowani. Po paru chwilach Butterfly i Volpina zderzyli się ze  sobą i wyeliminowali wzajemnie. Paoon udało się pokonać bardzo łatwo. Kobieta była ciężka i niezgrabna więc nie wyrobiła w locie i uszkodziła skrzydła, które, jak się okazało, dawały moc złym Mulucarim. Został tylko Chat Blanc, który do tej pory trzymał się trochę z boku.

Chłopak nie bawił się w kwieciste przemówienia. Od razu zaatakował złotym kicikiejem. Z laski wysunęło się ostrze. Czarnoskrzydły kocur przejechał nim po policzku zielonookiego, ten drugi zaklął soczyście. I również wyciągnął swoją broń.

Chłopcy robili piruety, salta, fikołki, najróżniejsze w świecie wygibasy, ale żadnemu z nich nie udało się uzyskać przewagi. Jednak w tym momencie pech czarnych kotów chyba odwrócił się od Adriena, bo jego sobowtór potknął się o jedną z belek i stracił równowagę. Wyleciał przez barierkę szybciej niż ktokolwiek się zorientował, zahaczając jednym ze skrzydeł o wystający pręt. Chat Blanc spadł na sam dół i roztrzaskał się o brukowany plac.

Chat Noir poczuł, że w gardle rośnie mu wielka gula. Właśnie zabił człowieka. Wygrał tą bitwę z blizną na policzku(mimo, że cała wojna się jeszcze nie skończyła),ale zabił. Zabił.

To słowo odbijało mu się w głowie niewyobrażalnym echem. Zabił.

Jednak zdarzyło się coś, co natychmiast oderwało go od tej myśli. Władca Ciem pewny swego zwycięstwa stał na samym skraju platformy, tyłem do bohatera. Kotaklizm dalej lśnił czarnym, metalowym blaskiem na jego rękawicy. Spojrzał na dalej walczącą Marinette. Czoło dziewczyny lśniło od potu, jej mięśnie słabły z każdą minutą.

I podjął decyzję.

Z bojowym okrzykiem rzucił się na mężczyznę wyciągając nasączoną mocą rękę. Ten zaskoczony hałasem odwrócił się, a palce bohatera zetknęły się z magicznym kamieniem. Broszka rozsypała się w proch. Fioletowa smuga przeskoczyła do kieszeni kostiumu chłopaka, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi, ponieważ maska Władcy Ciem właśnie znikła.

- Tata? - wyszeptał Adrien zastygając w bezruchu.

W oczach Gabriela Agreste'a pojawiło się zdziwienie, a chwilę potem zabłyszczały w nich łzy.

- Adrien - mężczyzna wyciągnął dłoń w kierunku swojego syna, ale zachwiał się. Zamachał rękami jak młynkiem starając utrzymać się na krawędzi platformy.

Nie udało mu się.

Gabriel przechylił się do tyłu i runął w dół.

- Nieeeeeee! - z piersi blondyna wydarł się histeryczny okrzyk. Odepchnął się kicikiejem i skoczył w dół próbując złapać swojego ojca.

Obydwaj spadali , jeden próbując dogonić drugiego. Czarny Kot cały czas wyciągał dłoń, chcąc zatrzymać upadek projektanta, ale nie udało mu się. Spóźnił się o kilka sekund. W ostatniej chwili wysunął kicikij i zamortyzował swój własny.

Chłopak przyklęknął przy pogruchotanym ciele, widok zasłaniały mu małe, słone kropelki próbujące wydostać się spod jego powiek. Złapał Gabriela za rękę i przycisnął pomarszczoną dłoń do swojej klatki piersiowej.

- A... drien - cichy szept mężczyzny rozległ się po placu. Ludzie zaczęli przychodzić z powrotem, stawali za plecami bohatera, gromadzili się wokół dwóch osób - przepraszam synu.  Pamiętaj, że zawsze bardzo.... Bardzo cię... Koch... ałem... I twoją matkę... Też...

Ojciec westchnął po raz ostatni, jego dłoń trzymana przy piersi chłopaka opadła bezsilnie, jego oczy zamknęły się. Już na zawsze.

Adrien wybuchnął głośnym płaczem. Cały Paryż w ciszy przysłuchiwał się rozpaczy swojego obrońcy i bohatera.

Na placu zbierało się coraz więcej ludzi.

W pewnym momencie zielonooki poczuł, jak obejmują go drobne ramiona. Wiedział, że to Marinette. Słyszał pikanie jej kolczyków. Wtulił się w ciało dziewczyny, a ona gładziła go uspokajająco po włosach. Jej własne łzy spływały lekko i spadały między jego złote kosmyki.

W tym momencie obydwa miracula wydały z siebie ostatni dźwięk i lateksowe kostiumy zaczęły znikać z nastolatków.

Tłum westchnął widząc swoich bohaterów po raz pierwszy bez masek.

Ale oni nie przejęli się tym. W tej chwili opłakiwali skutki swojego zwycięstwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro