*Pierwszy mecz*
Karolina:
W końcu nastał ten długo wyczekiwany moment kiedy zagram mój pierwszy mecz. Mecz rozpoczynający sezon Quiditcha zagram ja, a następny zagra Harry. Mój brat postanowił, że pójdzie na trybuny i stamtąd będzie mnie dopingował.
-Cykorek? - zapytał mnie Wood przed wejściem na boisko
-Lekki.
-Nie martw się. Co najwyżej tłuczek może cię uderzyć.
-Ta dzięki za pocieszenie.
-Karolina nie martw się jak coś to my cię obronimy. - powiedział Fred po czym dumnie wypiął klatę razem z bliźniakiem
Chwilę później wylecieliśmy na boisko. Profesor Hooh powiedziała, że to ma być czysta gra. Po krótkim upływie czasu wszyscy uczestnicy meczu byli w powietrzu. Niespodziewanie kiedy szukałam wzrokiem Złotego Znicza podleciał do mnie Draco.
-A twój brat co? Stchórzył?
-Nie. Gramy na zmianę. Ten mecz akurat gram ja... Z resztą co cię to obchodzi?
Draco przez chwilę się nie odzywał. W tym czasie Fred i George odbijali tłuczki lecące w moją stronę. Ja natomiast dalej szukałam Znicza. W końcu go zobaczyłam... Przelatywał obok ucha Draco. Szybko rzuciłam się za nim w pogoń. Draconowi zajęła minuta za nim się zorientował co ja zrobiłam. Jednak po chwil lecieliśmy łeb w łeb. Trochę mnie niepokoiło to, że tłuczek cały czas leciał prosto na mnie. Na szczęście bliźniacy za każdym razem odbijali go. Draco spanikował kiedy zobaczył, że tłuczek leci prosto na niego. Ja się nie poddawałam i leciałam dalej za Zniczem. Kiedy byłam na tyle blisko, że mogłam wyciągnąć rękę tłuczek uderzył w nią (moją rękę) poczułam ogromny ból, ale jednak nie poddawałam się i leciałam dalej. Stanęłam na miotle i wyciągnęłam zdrową rękę i nie minął moment, a Złoty Znicz znajdował się w mojej dłoni. Kiedy byłam pewna, że Znicz mi nie wypadnie podleciałam bliżej ziemi i zeskoczyłam z miotły zaliczając przy tym twarde lądowanie. Po chwili zaczęłam się drzeć.
-ZŁAPAŁAM ZNICZ!!! ZŁAPAŁAM GO!!!
Profesor Hooh przerwała grę. Myślałam, że już nic mnie nie trafi, ale jednak bardzo się pomyliłam. Tłuczek się nie poddawał i dalej próbował we mnie uderzyć. Na szczęście pojawiła się Hermiona i jednym zaklęciem sprawiła, że tłuczek eksplodował. W jeden chwili obok mnie pojawili się nauczyciele, cała moja drużyna, brat, Ron oraz Hermiona
-Karolina nic ci nie jest?! - krzyknęli wszyscy na raz
-Nie... Tylko... Moja ręka... Boli
I jak to się skończyło?! Lokhart pozbawił mnie kości w prawej ręce i leżę teraz w skrzydle szpitalnym. Na początku siedzieli ze mną Harry, Ron, Hermiona u Julka. Jednak po niedługim czasie z wielkim hukiem wpadła cała drużyna Gryfindoru... No prawie cała. Nie było tylko Freda i Georga. Zrobiło mi się przykro z tego powodu. Po chwili usłyszeliśmy krzyk Pomfrey.
-NIE MOŻECIE Z TYM DO NIEJ WEJŚĆ!-krzyczała
Do skrzydła szpitalnego wpadli Fred i George z... SEDESEM?!
-Karolina! (Fred)
-Mamy dla ciebie prezent - krzyknął George uciekając razem z Fredem przed Pigułą
Niestety cierpliwość Pani Pomfrey się szybko skończyła.
-DOSYĆ!! Wynosić się stąd wszyscy! Dziewczyna musi wychodować 33 kości!
Wszyscy zostali wygonieni przez Pigułę oraz skonfiskowała ,,prezent" od bliźniaków.
*Harry*
Kiedy Piguła nas wygoniła od razu poszedłem do mojego dormitorium. Postanowiłem, że pójdę do mojej siostry w nocy.
Za nim poszedłem dużo rozmyślałem o tym kto mógł zaczarować tłuczka tam, aby leciał prosto na Karolinę.
*W nocy*
Wziąłem swoją pelerynę - niewidkę i bezszelestnie opuściłem dormitorium.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro