*Julka powraca*
Karolina:
Kiedy się rano obudziłam byłam wtulona w Freda. Na szczęście spał, albo nie szczęście, bo chciałam skorzystać z toalety, a nie mogłam, bo Fred przytrzymywał mnie swoją ręką. Po kilku minutach męczarni udało mi się wstać z łóżka i pójść do toalety. Kiedy z niej wróciłam Fred już nie spał.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry. (Fred)
-Jak się spało?
-Dobrze, a tobie? (Fred)
-Nie najgorzej.
-Która jest godzina? (Fred)
-Em... Poczekaj zaraz sprawdzę. - podeszłam do biurka gdzie leżał mój telefon odblokowałam go i na wyświetlaczu pojawiła się godzina 9:43- Jest 9:43.
-Okej to ja się już będę zbierał.
-To do zobaczenia na śniadaniu.
-Do zobaczenia.
Chłopak wstał i wyszedł. Po jego wyjściu od razu podeszłam do szafy i wyciągnęłam to:
Kiedy miałam wszystko czego potrzebowałam poszłam do łazienki i odprawiłam poranną toaletę. Jak wyszłam z łazienki była godzina 10:10. Czyli śniadanie już się zaczęło. Wzięłam telefon do ręki i wyszłam z dormitorium. Nikogo nie było w pokoju wspólnym co oznaczało, że wszyscy ci co zostali w Hogwarcie są, albo na Wielkiej Sali, albo w dormitoriach. Bez większych zastanowień wyszłam z salonu i poszłam do Wielkiej Sali.
Kiedy byłam przed drzwiami i chciałam wejść zostałam zatrzymana przez Dambyldora.
-O dzień dobry panie Profesorze. Pan nie na śniadaniu?
-Dzień dobry... No właśnie nie, bo czekałem na ciebie.
-Na mnie? Ale czemu?
-Ponieważ mam dla ciebie... Hmm... Chyba dobrą informację.
-Jaką informację?
-Chodźmy się przejść.
-No dobrze.
Podczas przechadzki Profesor zapytał mnie.
-Jakie było twoje życie za nim trafiłaś do tej szkoły?
-No fajnie nie było - powiedziałam smutno
-Czyli co się działo?
-Moja kuzynka często mnie poniżała co spowodowało, że byłam wyśmiewana przez całą moją byłą szkołę i podwórko. Tylko Julka okazała się najlepsza i zostałyśmy przyjaciółkami... Ciocia... Traktowała mnie jak sprzątaczkę. Ciągle tylko słyszałam od niej ,, Karolina zrób to. '' ,, Karolina zrób tamto. '' ,, Tutaj jest jeszcze plamka. ''
-Chciała byś trafić do rodziny zastępczej?
Pytanie Profesora Dambyldora mnie zdziwiło.
- W sumie to tak... Ale i tak najchętniej zamieszkała bym z bratem.
-Mam dla ciebie dobrą wiadomość... TRAFISZ DO RODZINY ZASTĘPCZEJ!
Słowa Profesora mnie zatkały. Jak to trafię do rodziny zastępczej?
-A - ale jak to?
-Normalnie. Po zakończeniu roku szkolnego na peron 9 i 3/4 przyjdzie po ciebie rodzina czarodziejów i zabierze cię do siebie.
-A Harry? Julka? Jak ja się z nimi będę spotykać?
-Rozmawiałem z tymi czarodziejami powiedzieli, że bez problemu będziesz się spotykać z kim będziesz chciała
-A jaką mają krew?
-Czystą.
-Czyli nie będę mogła się spotykać z Fredem, George'm, Ronem, Hermioną i Giny.
-Nie. Powiedzieli, że będziesz mogła się kolegować z kim tylko chcesz i nie będą cię ograniczać.
-Na prawdę?
-Tak. To co chcesz do nich?
-Tak!
Profesor wyczarował, stolik, jakiś dokument, pióro i atrament. Po chwili obok Dambyldora pojawiły się dwie osoby. Podejrzewałam, że to moi ,,rodzice''.
-Musisz tylko podpisać ten dokument i jesteś z nami.
Powiedział wysoki mężczyzna o brązowych włosach i niebieskich oczach.
-Ja jestem Ernest, a to jest moja żona Faustyna.
Pokazał na średniego wzrostu kobietę, o włosach czarnych jak smoła i brązowych oczach.
Niepewnym ruchem wzięłam pióro i zanurzyłam je w atramencie. Podpisałam dokument i odłożyłam narzędzie do pisania. Dorośli uśmiechnęli się, a Dambyldor zabrał dokument i znikną przez co zostawił mnie samą z moją nową ,,rodziną''. Kobieta podeszła do mnie i mnie przytuliła mówiąc.
-Witaj w rodzinie. -Mów do nas mamo i tato. - powiedział mój nowy ,,tata'' -Dobrze... Tato. -My już musimy iść. (mama) -Do zobaczenia na wakacje. (tata) -Do zobaczenia.
Moi ,,rodzice'' się gdzieś teleportowali, a ja dalej nie dowierzając ruszyłam w stronę Wielkiej Sali na śniadanie. Po drodze spotkałam strasznie zaniepokojonego Freda.
-Karolina!
Chłopak podbiegł do mnie i mnie przytulił.
-Cześć Fred.
-Gdzie ty byłaś? Martwiliśmy się o ciebie.
-Profesor Dambyldor chciał ze mną porozmawiać i mam dobre nowiny... Przynajmniej dla mnie.
-Tak? Jakie?
-Zostałam adoptowana przez rodzinę czarodziej... Przed chwilą ich poznałam.
-Gratuluje! Ale... Będziemy mogli się spotkać na wakacjach prawda?
-Oczywiście, że tak! I kto wie... Może będziecie mogli u mnie nocować, albo ja u was.
-Jezu... Jakie szczęście!
-Dobra chodźmy na śniadanie, bo pewnie nie jadłeś.
-To prawda nie jadłem.
-Czasem się zastanawiam... Czy ty coś jadłeś za nim mnie poznałeś.
-No cóż... Jadłem, ale teraz jak jesteśmy w szkole to bez ciebie nie jem.
Ruszyliśmy do WS. Kiedy już znajdowaliśmy się na sali nie dowierzałam własnym oczom. Przy stole lwa siedziała Julka! Mamy jeszcze wolne także nie powinno jej tu być. Podbiegłam do niej i przytuliłam ją.
-Co ty tu robisz? - zapytałam
-Chciałam zobaczyć jak mi dziękujesz. (Julka)
-Ale za... TO TWOJA SPRAWKA!!!
W tedy zrozumiałam Julka przedstawiła moją sytuację Dambyldorowi, a pan profesor znalazł dla mnie rodzinę.
-Boże dziewczyno dziękuję! Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję!!!! Ty jesteś jakimś moim aniołem stróżem!
-Ale o co chodzi? (Harry)
Przedstawiłam moją sytuację przyjaciołom i bratu.
-No nieźle... (Ron)
-A... Karolina przyszły do ciebie dwie paczki. (Harry)
-Do mnie?
-Tak... Ja z Harrym pilnowaliśmy, aby Fred i George się do nich nie dobrali. (Ron)
-No dobrze... To dacie mi je?
Harry podał mi paczki. Jedna z nich była duża i kwadratowa, a druga miała jakiś dziwny kształt. Drugą paczkę rozpakowałam jako pierwszą. Był to Nimbus 2001. Był do niego doczepiona karteczka.
Gratulujemy dostania się do drużyna jako rezerwowa szukającego. Pozdrawiamy mama i tata.
Popatrzyłam się na Oliviera Wooda. On uśmiechną się i wstał.
-Proszę o uwagę! (Oliver)
-Mam przyjemność ogłosić, że Karolina Potter została nową rezerwową szukającego!
Wszyscy (ci którzy zostali) zaczęli krzyczeć i mi gratulować. Cała drużyna Gryfindoru wstała i odciągnęła mnie od stołu i zaczęli krzyczeć.
-Mamy Potter'ów ! Mamy Potter'ów!
Po krótkim czasie zostaliśmy uciszeni przez profesor McGonagall. Zjadłam śniadanie i razem z moimi paczkami i Julką poszłyśmy do naszego dormitorium.
Kiedy siedziałyśmy na swoich łóżkach Julka chciała powiedzieć mi coś bardzo ważnego, ale niestety do naszego pokoju wpadli bliźniacy.
-Witamy rezerwową szukającego i jej przyjaciółkę. (Fred i George)
-Witamy natrętów. (Ja i Julka)
-Jeszcze nie otworzyłaś tej paczki? (George)
-No nie... Miałam ją teraz otwierać.
-To otwieraj. - poganiał mnie Fred
Podniosłam paczkę z podłogi i postawiłam ją na łóżku. Wyciągnęłam nożyczki, które zawsze trzymam w szufladzie szafki nocnej i jednym zwinnym ruchem otworzyłam paczkę. Moim oczom ukazała się wielka góra mugolskich słodyczy oraz kartka. Najpierw wzięłam do ręki kartkę.
Mamy nadzieję, że dobre słodycze wybraliśmy. Pozdrawiamy mama i tata.
-Moi nowi rodzice przysłali mi mugolskie słodycze!
-Mugolskie słodycze? (Fred i George)
-Tak... Chcecie się poczęstować? Ciebie Julka nie pytam, bo ja wiem, że chcesz.
-Jak ty mnie dobrze znasz. (Julka)
-No dobra... Możemy spróbować, ale jak się otrujemy to będzie twoja wina. (Fred i George)
-COLA!!!!!!!!! - krzyknęłam łapiąc puszkę Coli
-O nie... Zaczyna się! (Julka)
-Co się zaczyna? (Fred i George)
-Coloholizm. (Julka)
-Co to jest? (Fred)
- No właśnie... Co to? (George)
-Bo Karolina ma tak, że kiedy piję Cole to zaczyna jej odwalać i mogła by pić Colę wiadrami. Od starych koleżanek z klasy i ode mnie dostała ksywkę ,,Pijok" i ,,Coloholiczka"
-Julka... Zobacz co mam. - pomachałam Julce oranżadką w proszku przed nosem
-NARKOTYKI!
Postawiłam Colę na stoliku i razem z oranżadką w proszku zaczęłam uciekać.
-Dawaj to! (Julka)
-To najpierw mnie złap!
Po krótkiej gonitwie Julka się poddała, a ja rzuciłam jej ,,dragi" i razem wróciłyśmy do pokoju. W pokoju byli chłopcy. George trzymał w ręce puszkę PEPSI i pewnie zastanawiała się co to jest.
-PEP - ŚI. (George)
-PEPSI! (Ja i Julka)
-PEP - ŚI... Łatwiej wymówić. (George)
-A co to jest za blaszka? - powiedział Fred pokazując na puszkę z PEPSI
-To nie jest blaszka tylko puszka aluminiowa.
-Dobra nie znamy się na tych mugolskich słodyczach. (George)
-To widać. (Ja i Julka)
-To w co gramy? (Fred)
-Gramy w ...Prawda lub wyzwanie''? (Julka)
-Okej. (Ja, Fred i George)
Usiedliśmy wszyscy ze słodyczami na podłodze. Julka zaczęła grę. Gra toczyła się niewinnie dopóki George nie wybrał Freda, a Fred nie wybrał wyzwania.
-Okej bracie. Twoje zadanie jest takie... Całuj Karolinę przez 5 minut w usta.
-Okej. (Fred)
-A MOJE ZDANIE NA TEN TEMAT?!
-Nie ma go! (Julka i George)
Popatrzyłam się na Freda, a Fred na mnie. Chłopak uśmiechną się do mnie flirciarsko po czym przybliżył się do mnie i pocałował.
Ja oddałam pocałunek, ponieważ tego chciałam. Tak chciałam, aby Fredwic Wesley mnie pocałował! Szkoda, że to tylko zabawa.
Ja się w nim na prawdę zakochałam. Kiedy George oznajmił, że zadanie zostało wykonane ja i Fred odsunęliśmy się od siebie dysząc.
-Dobra teraz Fred. (Julka)
-Karolina. (Fred)
-Tak?
-Prawda czy wyzwanie? (Fred)
-Prawda?
-Czy podobało ci się jak cię pocałowałem? (Fred)
Spuściłam głowę w dół mówiąc cicho.
-Tak.
-Jeszcze raz, bo niedosłyszałem. (George)
-Skoro nie słyszysz to kup sobie aparat słuchowy! Przecież odpowiedziałam mu.
-Ale nikt nie słyszał. (Julka)
-To prawda. (Fred)
-W cale, że nie, bo ja słyszałam.
-No, ale my nie słyszeliśmy. (Fred)
-No dobra...Ehh... Tak podobało mi się, - powiedziałam płonąc ze wstydu
-Uuu mamy nową parę! (Julka i George)
-Zamknijcie się! (Ja i Fred)
-Julka! Prawda czy wyzwanie?
-Prawda. (Julka)
-Co chciałaś mi powiedzieć za nim przyszli Fred i George?
-Emm... Późno już... Ja idę spać... Dobranoc! (Julka)
-Ani mi się waż! Siadaj i gadaj!
George złapał Julkę za rękę co spowodowało, że upadła.
-No dobra... Chodzę z Aleksem. (Julka)
-Serio?! (Ja i bliźniaki)
-Serio. (Julka)
-Idę po niego. (George)
-To idź. (Ja i Fred)
Kiedy George wyszedł my wszyscy siedzieliśmy w ciszy. Po chwili pojawił się George razem z Aleksem.
-Boże ludzie... Jest trzecia nad ranem czego wy ode mnie chcecie?
-Tylko jedno pytanie. (Fred)
-No to gadaj, bo mi się spać chce. (Aleks)
-Czy ty chodzisz z Julką? (Fred)
-Oczywiście, że tak! (Aleks)
- Widzicie?! A nie chcieliście mi wierzyć! - powiedziała Julka wstając i przytulając się do Aleksa
-GRATULACJE!!! (Ja, Fred i George)
-Dziękujemy. (Julka i Aleks)
-Dobra ja idę spać. Dobranoc. (Aleks)
-Dobranoc. (Ja, Julka i bliźniaki)
-Dobra skoro już jest trzecia nad ranem to ja idę spać, bo jestem już zmęczona.
-Ta... Ja też idę spać. (Julka)
-To my w takim razie też. (Rudzielce)
-To dobranoc. (Ja i Julka)
-Dobranoc. (Fred i George)
Kiedy rudzielce wyszli z mojego i Julki dormitorium poszłam do łazienki się umyć i przebrać. Ciągle myślałam o Fredzie... Jednak po dłuższym czasie udało mi się zasnąć.
___________________________________________________________
Cześć,cześć,cześć i czołem!
Przepraszam, że nie było mnie tak długo, ale miałam mnóstwo roboty na głowie i niestety tak wyszło. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)
Do zobaczenia w następnym ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro