Nie mogłem przestać o tobie myśleć
Harry siedział w salonie gapiąc się w pierwszą stronę Proroka Codziennego. Coś powstrzymywało go przed przeczytaniem porannego wydania. Jasne promienie słońca przedzierały się przez okno oświetlając pokój. Po bitwie Harry często zastanawiał się czemu słońce świeci, czemu ptaki tak radośnie ćwierkają? To było wręcz nie do pomyślenia. Jak otoczenie mogło być tak pogodne, jakby nic się nie stało, zupełnie tak, jakby wszystko mogło się toczyć dawnym rytmem. Ale Harry wiedział, że nie mogło. Bez Remusa, Freda, Tonks i wielu innych poległych to nie mogło być to samo. Zawsze będzie nosił na sobie brzemię tych strat, za które czuł się odpowiedzialny.
Po kilku dniach jednak zrozumiał te wszystkie niedorzeczności, ze strony matki natury. Zrozumiał, czemu słońce świeciło, czemu ptaki ćwierkały. Dla nich życie toczyło się dalej. Nie było straty, smutku, było jedynie dalsze życie. Nie mieli marnych, ludzkich problemów, od których mogliby uciekać.
Harry poczuł żal. Pocieszał się tym, że na świecie były jeszcze osoby bliskie jego sercu, które przeżyły. Często nie mógł przestać o nich myśleć, chociaż o jednej z nich bezustannie starał się zapomnieć, nawet wyrzucić z pamięci. Kiedy za dnia nie mógł sobie poradzić ze wszystkimi uczuciami, które tkwiły w nim już od bitwy próbował znaleźć ukojenie we śnie. Tam jednak musiał ponownie przeżywać ten sam koszmar, ponownie był zmuszany oglądać, jak przyjaciele giną za niego.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Z zaskoczenia upuścił na podłogę trzymaną w dłoniach gazetę. Pomyślał, że to pewnie Ron lub Hermiona przyszli go odwiedzić. Powoli wstał i poszedł otworzyć drzwi. W progu zobaczył kogoś, kogo najmniej by się spodziewał, to właśnie jego chciał wyrzucić z pamięci. Serce niekontrolowanie załomotało mu w piersi, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Cześć, co tu robisz? - Powiedział pierwsze słowa, które przychodziły mu do głowy.
Draco wyglądał jakby od kilku dni nie sypiał najlepiej o czym świadczyły wory pod jego oczami. Wyraz jego twarzy pokazywał tyle smutnych emocji, że Harry'emu ciężko było je rozróżnić. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać, ale Harry znał go na tyle, żeby wiedzieć, że tego nie zrobi.
- Możemy pogadać? - Zapytał cichym tonem, który jednak nie odzwierciedlał tego, co chłopak naprawdę czuł.
Harry nie mógł rozszyfrować co go do niego sprowadzało, o czym Malfoy chciał z nim porozmawiać.
- Jasne, wejdź.
Draco poszedł za Harrym do salonu. Powolnym, niepewnym krokiem, gotowy w każdej chwili się wycofać. Przed przyjściem do Harry'ego stoczył walkę z samym sobą, czy w ogóle powinien to robić, zdecydował się na to tylko dlatego, bo wiedział, że później może już nie mieć okazji. Całą drogę w głowie układał sobie scenariusz tego, co powie, ale kiedy tylko przekroczył próg salonu, a Harry gestem wskazał mu miejsce obok siebie, wszystkie przygotowane wcześniej słowa nagle straciły sens. Usiadł obok Harry'ego, który patrzył na niego wyczekująco.
- Słuchaj, ja chciałem cię przeprosić za wszystko. - Próbował opanować emocje, aby nie pokazać Harry'emu jak bardzo zależy mu na tym, aby mu wybaczył, ale słowa same nasuwały mu się na język i wypływały z ust jak potok. - Nie mam prawa prosić cię, żebyś mi wybaczył, nie zasługuję nawet na to, żeby siedzieć tu teraz i z tobą rozmawiać. Byłem po prostu okropny - jego głos zaczął się łamać - i nic mnie nie tłumaczy.
Zapadła cisza. Draco skończył mówić, bo jego głos wyrażał coraz to więcej emocji. Zaczął wpatrywać się w kominek, w którym nie było nic oprócz popiołu, starał się za wszelką cenę uciec od intensywnego spojrzenia zielonych oczu. W końcu jednak nie mógł znieść milczenia.
- Przepraszam, nie powinienem zabierać ci czasu. Po prostu musiałem to powiedzieć. Proszę, wyśmiej mnie, rób co chcesz. Masz teraz ku temu okazję. - Draco nie zależało, w tamtym momencie Harry mógłby nawet napluć mu prosto w twarz, a on nic by z tym nie zrobił, czuł, że mu się należało.
Harry milczał. Wpatrywał się w Draco ze zdumieniem. Malfoy poczuł, że ostatnia iskierka nadziei, która jeszcze gdzieś się tliła nagle zgasła pozostawiając po sobie zupełną ciemność. Nie liczył na to, że Harry mu wybaczy. Nawet nie śmiał o tym pomyśleć. Ale chciał, żeby chociaż się odezwał, powiedział cokolwiek. Poczuł jak nieprzyjemne uczucie ściska mu serce.
- Tak myślałem - powiedział cicho blondyn - wybacz, naprawdę nie wiem, na co liczyłem. Nie powinienem był przychodzić.
Malfoy zaczął się zastanawiać czego tak właściwie oczekiwał, jednak jego rozmyślanie szybko przerwał niespodziewany szept.
- Draco - na dźwięk swojego imienia blondyn automatycznie na niego spojrzał. - Nie chowam do ciebie urazy. - Łagodne słowa wypłynęły z jego ust. Mówił szczerze, nie był w stanie nienawidzić Draco, nawet gdyby bardzo chciał, bo pewne uczucia zwyciężają nad innymi, nawet nad nienawiścią.
Draco znowu zaczął uciekać spojrzeniem. Bitwa i na nim odbiła swoje piętno i aż dziwnie było patrzeć jak zmienił się ten niegdyś dumny chłopiec.
- Po tym wszystkim mówisz to tak po prostu? - Wyglądał na człowieka, który żył w przekonaniu, że nie ma już szans na odkupienie. I rzeczywiście był takim człowiekiem. Tylko, że się mylił.
Harry nieznacznie skinął głową.
- Wiem, że ciężko ci w to uwierzyć. Mi czasem też. Ale to już było, nie zmienimy przeszłości, więc też jej nie rozgrzebujmy.
Draco zaczął wpatrywać się w przestrzeń za Harrym. Obawiał się, że kiedy spojrzy mu w oczy zobaczy w nich kpinę lub kłamstwo. Nie on jeden chciał uniknąć kontaktu wzrokowego. Harry nie miał ochoty zaglądać w oczy pełne takiego żalu. ,, Co się stało z dawnym Draco?" w myślach bezustannie powtarzał sobie to pytanie.
- Wtedy, w pokoju życzeń - zaczął niespodziewanie Draco - podczas bitwy. Nie przyszedłem po to, żeby wydać cię Voldemortowi. Chciałem, żebyś uciekł. Dlatego krzyczałem do Crabba i Golye'a, żeby cię nie zabijali. Nie chciałem twojej śmierci, Harry. Chciałem cię uratować, przy okazji mógłbym jakoś zadośćuczynić ci za te wszystkie lata. Ale ostatecznie to ty uratowałeś mnie.
Harry nie wiedział co odpowiedzieć. Słowa Draco były tak niespodziewane, nigdy nawet by nie pomyślał, że może od niego coś takiego usłyszeć, ale gdy tak się stało, zdania te odbijały się echem w jego głowie.
Draco powoli zaczynał żałować, że to wszystko wyznał, ale z drugiej strony poczuł niewyobrażalną ulgę. Poza tym, doskonale zdawał sobie sprawę, że pewnie ostatni raz rozmawiał z Harrym.
- Chciałem po prostu, żebyś to wiedział. I chcę też, żebyś wiedział, że... - nagle urwał, jakby tym razem te słowa wymagały większych przemyśleń zanim wypowie się je na głos - nie ważne - powiedział cicho.
Harry patrzył na oblicze smutnego chłopca siedzącego przed nim. Widział, że cierpi. Nie wiedział jak mu pomóc. W jaki sposób mógł pomóc człowiekowi, który odczuwał tak ogromny żal? Harry nawet nie do końca zdawał sobie sprawę dlaczego dumny Draco Malfoy tak nagle stał się uosobieniem smutku i bólu. Zorientował się jednak, że to wcale nie przyszło tak nagle, a musiało gromadzić się miesiącami, może nawet latami, aby w końcu pęknąć.
- Pójdę już - powiedział Malfoy, po czym wyszedł, zostawiając Harry'ego z zadręczającą myślą: jakie słowa Draco chciał wypowiedzieć, zanim zastąpił je krótkim i zbywającym ,, nie ważne''?
Harry'ego jeszcze przez kilka następnych godzin zadręczała ta krótka, aczkolwiek znacząca tak wiele, rozmowa.
Potter nie spał całą noc. Rozmowa z Malfoyem ciągle niemal brzmiała w jego głowie, a on nie potrafił przestać o niej myśleć, tak samo jak nie potrafił wyrzucić z pamięci smutnej twarzy Draco.
Gdy rano jadł śniadanie przyszło do niego nowe wydanie proroka codziennego. Powoli zaczął czytać. Kolejni śmierciożercy zostali aresztowani. Czytał listę siedmiu pojmanych. Dracon Malfoy. Omal się nie zachłysnął, kiedy odczytał to nazwisko. I nagle stało się dla niego jasne, czemu chłopak odwiedził go wczoraj. Wiedział, że niedługo go aresztują. Dzień wcześniej aresztowali przecież jego rodziców. Przyszedł przeprosić, bo wiedział, że może nie mieć innej okazji. Harry'ego nadal dręczyły jego słowa ,, I chcę też, żebyś wiedział, że... nie ważne". Co było nie ważne? I czy rzeczywiście takie było?
Harry postanowił spotkać się z Draco. Poczuł, że chce mu pomóc. Nie skłoniła go do tego wczorajsza rozmowa, chodziło o coś więcej. Draco nie zasługiwał na taki los. Potter chciał mu pomóc, nawet, jeśli byłoby to ostatnią rzeczą, jaką mógłby dla niego zrobić, nawet, jeśli po wszystkim ich drogi by się rozeszły.
Przeczesał włosy palcami i teleportował się do ministerstwa. Gdy przechodził przez korytarz kilka osób oglądało się za nim, ale udało mu się to zupełnie ignorować. Poszedł prosto do ministra. Zapukał trzykrotnie i szybko usłyszał zaproszenie do środka. Wszedł do pomieszczenia. Kingsley od razu uniósł głowę i spojrzał na swojego gościa.
- Cześć, Harry - rozpromienił się. - Co się tu sprowadza? Siadaj.
Harry usiadł na przeciwko niego i zmusił się do uśmiechu, który nie zagościł na jego twarzy na zbyt długo. Postanowił od razu przejść do rzeczy.
- Chciałbym zobaczyć się z więźniem, czy to możliwe?
Kingsley odchrząknął.
- Jasne, da się to załatwić. A kogo chciałbyś odwiedzić?
Harry najbardziej obawiał się tego pytania.
- Dracona Malfoya.
Mężczyzna wyglądał na bardzo zdziwionego, ale nie pytał o nic więcej, za co Harry był mu wdzięczny. Kingsley zaczął pisać coś na kawałku pergaminu, który złożył wpół i wręczył Harry'emu.
- Pokaż to strażnikom przy drzwiach, to pozwolenie na wejście. Sam rozumiesz, niewielu osobom z zewnątrz pozwalamy tam wejść.
Harry skinął głową. Nie zastanawiając się zbyt wiele teleportował się na pewną odległość od budynku więzienia, ponieważ nie był pewien jak daleko sięgało zaklęcie uniemożliwiające teleportację. Przeszedł kawałek na piechotę, i po kilku minutach znalazł się przed dużymi drzwiami pilnowanymi przez dwóch aurorów. Wręczył jednemu z nich karteczkę otrzymaną od Kingsleya. Mężczyzna szybko ją przeczytał i gestem poprosił Harry'ego, aby poszedł za nim. Gdy tylko weszli do środka Potter odczuł nieprzyjemną atmosferę. Po upadku Voldemorta dementorzy zostali wypędzeni z azkabanu, ale smutny klimat, który po sobie zostawili już na zawsze miał pozostać w tym budynku.
Podeszli do jednej z cel, auror, który przyprowadził Harry'ego szepnął coś do jednego z dwóch strażników, po czym się oddalił. Harry zajrzał przez kraty do niewielkiego pomieszczenia. Draco spał lekko skulony na więziennej pryczy.
- Śpi - powiedział cicho Harry do siebie samego.
- Zaraz się to zmieni - powiedział sucho jeden ze strażników.
Wyciągnął klucze, otworzył celę i wszedł do pomieszczenia. Brutalnie kopnął Draco w żebra. Chłopak natychmiast został wyrwany ze snu, jęknął cicho i złapał się za bolące miejsce. Harry był tak zszokowany, że nawet nie zareagował.
- Wstawaj, śmieciu - powiedział strażnik, po czym splunął mu w twarz - ktoś do ciebie przyszedł.
Wyszedł z celi zamykając ją na klucz. Draco usiadł i zaczął rozglądać się lekko zdezorientowany.
- Nie jest śmieciem - powiedział cicho Harry, patrząc na Draco.
- Co? - Zapytał strażnik.
- On nie jest śmieciem! - Powiedział Harry już dużo ostrzej.
Strażnik nie zareagował. Harry miał ochotę mu przywalić, ale w porę się opanował. Nie pomógłby Malfoyowi, gdyby sam trafił za kratki. Draco chwiejnym krokiem podszedł do krat. Był bledszy niż zazwyczaj, pod oczami miał ciemne wory, które mocno kontrastowały ze skórą. Na policzku miał siniec, a przy ustach zaschniętą krew. Czyżby walczył? - pomyślał Harry. - Nie, to nie możliwe, pewnie na miejscu go tak załatwili.
Malfoy wyglądał na szczerze zdziwionego jego obecnością. W milczeniu wpatrywał się w chłopaka.
- Może dalibyście nam porozmawiać w cztery oczy? - zwrócił się stanowczym tonem do strażników, którzy wyglądali na zdezorientowanych. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym odeszli na kilka metrów.
- To oni ci to zrobili? - Zapytał Harry, patrząc na zaschniętą krew.
Draco skinął głową, a po chwili dodał:
- Wiesz, tutaj nie najlepiej traktuje się takich jak ja. Mam wrażenie, że robią wszystko, żebyśmy zdechli przed rozprawą.
Harry zobaczył, jak Draco trzyma dłoń w miejscu, w którym kopnął go strażnik.
- Bardzo cię boli?
Draco spuścił wzrok.
- Nie przejmuj się, to nic takiego - powiedział to, jakby nie było to niczym nowym.
Harry czuł, że ten widok łamie mu serce.
- Wyciągnę cię stąd - powiedział nagle.
Draco wyglądał na zaskoczonego.
- Czemu w ogóle się mną przejmujesz? Nie warto, naprawdę, myślę, ze wiele osób by się ucieszyło, gdybym tu zgnił.
- Ale nie ja.
Draco zaczął uciekać wzrokiem. Nie chciał litości, nie mógł też rozszyfrować, czemu Harry chce mu pomóc.
- Draco - powiedział Harry łagodnie. - Co wtedy chciałeś mi powiedzieć? Powiedziałeś, że chciałbyś, abym coś wiedział, ale urwałeś i powiedziałeś zwykłe: nie ważne.
Draco spojrzał mu w oczy.
- Powiedz mi - poprosił ponownie Harry - co chciałeś mi wtedy powiedzieć.
Draco nie odpowiedział od razu. Serce załomotało mu w piersi, jakby wyczuło co zaraz może nastąpić.
- I tak nie mam już nic do stracenia. - Wzruszył ramionami. - Chciałem, żebyś wiedział, że cię kocham. Od kilku lat.
Draco od razu pożałował, że wypowiedział te słowa na głos. Harry spojrzał na niego nic nie mówiąc. Na jego twarzy malowało się zdziwienie. Nie odpowiedział. Oddalił się, tak po prostu, zostawiając Draco samego.
Teleportował się prosto do ministerstwa. Bez pukania wszedł do gabinetu Kingsleya. Usiadł na krześle na przeciwko niego.
- O, Harry, i jak było?
- Możesz zmienić Draco strażników? - Zapytał, nie odpowiadając na wcześniejsze pytanie.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Mogę to zrobić w każdej chwili, ale po co?
-Na moich oczach jeden z nich kopnął Draco i na niego splunął. Czy tak właśnie powinni się zachowywać? Coś mi się nie wydaje. - Odpowiedział nie kryjąc złości. Nie mógł znieść tego jak traktowali Malfoya. Przed oczami nadal widział wyraz jego zbolałej twarzy.
Kingsley nachylił się nad biurkiem.
- Czemu mnie to nie dziwi - powiedział sam do siebie. - Widzisz, przez śmierciożerców wiele osób straciło bliskich. Teraz, kiedy są pozamykani niektórzy chcą się mścić, zwłaszcza, że mają ku temu okazję. - Wyprostował się. - W porządku, zmienię mu strażników. Może Ron?
Harry pokręcił głową.
- Nie, lepiej nie, Ron też pewnie nie powstrzyma się od złośliwych komentarzy.
Mężczyzna westchnął.
- Dobrze, znajdę kogoś.
- Dziękuję. Chciałbym jeszcze zeznawać na jego rozprawie. Powiadomisz mnie o niej?
Kingsley wyglądał na zdziwionego, ale nie zwykł zadawać zbyt wielu pytań.
- Wyślę ci sowę.
Harry skinął głową i wstał. Już nacisnął klamkę, kiedy Kingsley go zatrzymał.
- Harry - chłopak odwrócił się w jego stronę. - Myślałeś już nad moją propozycją zostania aurorem? Ron i Neville skorzystali.
- Tak, chciałbym odczekać jeszcze z rok. Muszę sobie trochę poukładać po tym wszystkim.
- Rozumiem.
Harry wrócił do domu. Usiadł przy kuchennym stole i w głowie zaczął odtwarzać całą rozmowę z Draco. Schował twarz w dłoniach. Jak on mógł tak po prostu odejść po tym, co Malfoy mu wyznał? Czuł się okropnie. Czemu nie mógł powiedzieć czegokolwiek? To byłoby dużo lepsze niż milczenie, ucieczka. Czuł jak cały drży na ciele, i nie miał pojęcia czym to było spowodowane.
Harry nie widział się z Draco do czasu rozprawy. Przeszły go ciarki, kiedy zobaczył bladego chłopca prowadzonego na środek sali przez dwóch strażników. Na szczęście nie tych samych, których widział za pierwszym razem. Ci nowi obchodzili się z nim dużo delikatniej niż tamci.
Przedstawili Draco zarzuty, a ten nawet nie próbował się bronić. Wyglądał na zupełnie zrezygnowanego, jakby przygotował się już psychicznie na dożywocie w azkabanie. Patrzył pustym wzrokiem na wszystkich zebranych. Kiedy napotkał spojrzenie Harry'ego wyglądał na lekko przerażonego. Harry zeznał na jego korzyść, i Malfoy został uniewinniony.
Chłopak chwiejnym krokiem wyszedł z sali, a Harry pobiegł za nim. W końcu go dogonił. Położył mu dłoń na ramieniu.
- Draco. W porządku?
Draco spojrzał na niego szarymi oczami, które straciły wyraz.
- Dzięki za pomoc. Nie musiałeś.
Harry nie odpowiedział. Teleportował się razem z Draco do jego domu. W dworze Malfoyów było cicho i pusto. Draco usiadł w fotelu i wskazał Harry'emu miejsce obok. Potter usiadł.
- Myślałem, że mnie nienawidzisz - powiedział Draco unikając jego spojrzenia.
- Czemu tak sądzisz? - zapytał Harry. - Draco, spójrz na mnie - powiedział łagodnym tonem.
Chłopak niepewnie podniósł wzrok.
- Przez to co wtedy powiedziałem. Uciekłeś. Nie powinienem tego mówić, po raz kolejny nie wiem, co sobie myślałem.
Harry westchnął.
- Pamiętasz, jak złapali nas szmalcownicy i przyprowadzili tutaj? - Draco skinął głową. - Nie chciałeś nas wydać. To był moment, w którym zrozumiałem, że wcale cię nie nienawidzę. Że to co czuję coś lepszego, pozytywniejszego.
Draco nagle poczuł, że rozpala się w nim nadzieja, którą za wszelką cenę próbował ugasić. Nie mógł na nic liczyć.
- Czy ty...? - Zapytał jednak.
- Tak.
Siedzieli przez kilka chwil w ciszy.
- Draco, jak to się stało, że ty...
Draco wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Tak wyszło. Starałem się to stłumić wmawiając sobie, że cię nienawidzę, i będąc wobec ciebie wredny. Tak było mi najprościej, rozumiesz? Ale kiedy wszyscy myśleli, że bitwa się skończyła, i Voldemort wygrał. Kiedy zobaczyłem twoje martwe, bezwładne ciało i pomyślałem, że już nigdy się nie poruszy, nigdy nic nie powiesz... Wtedy coś we mnie pękło. Jakby te wszystkie tłumione uczucia nagle znalazły ujście. Chciałem płakać, krzyczeć, wybiec na środek, cokolwiek. Ale jednocześnie coś kazało mi pozostać w miejscu i bezsilnie na to wszystko patrzeć. Jesteś zadowolony? Proszę bardzo, możesz czerpać sobie z tego satysfakcję.
Harry podparł podbródek o dłoń i wpatrywał się w Draco.
- Nie mam zamiaru czerpać z tego satysfakcji. I nie miałem zamiaru wtedy uciekać ja po prostu...
- Nie tłumacz się, Potter. Nie musisz się przede mną tłumaczyć, naprawdę.
Znowu cisza.
- Jak się czujesz? - Zapytał w końcu Harry.
Draco zaśmiał się ironicznie i odsłonił lewy rękaw swojej koszuli.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak okropnie, ze świadomością, że to zostanie ze mną do końca życia - wskazał na mroczny znak. - Nie jesteś w stanie nawet pojąć, co czuję. To zostanie ze mną na zawsze. Wiesz co, kiedy siedziałem w tej celi miałem mnóstwo czasu na przemyślenia. Aż w końcu zacząłem mieć nadzieję, że skażą mnie na śmierć. Tak byłoby najlepiej. Byłbym... gdzieś indziej. Nie musiałbym żyć z tym ciężarem, z tą świadomością tego wszystkiego. Wydaje ci się, że kiedy byłem śmierciożercą, wszystko było takie kolorowe? Nawet nie wiesz ilu ludzi musiałem torturować cruciatusem, patrzeć jak cierpią. Mogłem wybierać: albo oni, albo ja. Do ostatniego momentu rozprawy czekałem aż to się skończy, aż ostatni raz zamknę oczy w oczekiwaniu na śmierć. Ale tak się nie stało. - Na chwilę przestał mówić. - Wiesz co, jeśli chcesz coś dla mnie zrobić, to możesz mnie zabić. - Rzucił swoją różdżkę w jego stronę. - Nie zależy mi. Nawet mi ulży, nie będę musiał już więcej się czymkolwiek przejmować. - Harry patrzył na niego zszokowany. - No zrób to. Oni tego nie zrobili, ale ty możesz. Nikt nie będzie cię za to winił. Zemścisz się, czy to nie idealna okazja?
Harry wziął jego różdżkę i ukucnął przy nim. Draco przymknął oczy. Harry dobrze wiedział, do czego zmuszał go Voldemort. Widział to kilka razy w licznych wizjach. Malfoy ukrył twarz w dłoniach.
- Ja po prostu nie mogę z tym wszystkim żyć - powiedział słabym, zdławionym głosem.
- Draco, wiem, że jest ci ciężko. Ale życie toczy się dalej. Nie chcę się mścić, chcę ci pomóc. - Wystawił do niego dłoń. - Pójdziesz ze mną?
Draco spojrzał na niego niepewnie. Uniósł dłoń, ale po chwili ją cofnął.
- Zaufaj mi - Harry uśmiechnął się, aby dodać mu otuchy.
Malfoy chwycił jego dłoń. Teleportowali się do Harry'ego.
Draco rozglądał się po domu, w którym jeszcze jakiś czas wcześniej prowadzili rozmowę, którą Draco uznał wtedy za ich ostatnią. Blask księżyca wpadał przez okno, a gwiazdy migotały, tym samym odznaczając swoją obecność na ciemnym niebie. Blondyn nawet nie wiedział, kiedy nastał wieczór. W więzieniu zupełnie stracił poczucie czasu, co teraz dawało mu się we znaki.
Weszli do kuchni, Harry zapalił światło, które rozjaśniło niewielkie pomieszczenie.
- Siadaj - powiedział Potter, wskazując głową na jedno z czterech krzeseł, które były ustawione wokół brązowego stołu.
Draco wykonał polecenie, ale nie odezwał się ani słowem, nie tyle dlatego, że nie wiedział co powiedzieć, po prostu bał się, że powie coś, czego może żałować, co ostatnio mu się już zdarzało.
Po tym, kiedy w azkabanie Harry po jego wyznaniu miłosnym wyszedł bez słowa, Draco postanowił, że jeśli jeszcze kiedykolwiek będzie miał okazję z nim rozmawiać, to nie będzie mówił zbyt wiele, nie chciał się przed nim jeszcze bardziej odsłaniać, bo i tak zrobił to już zdecydowanie za bardzo.
Potter postawił przed nim kubek z herbatą, z którego unosiła się para, po czym usiadł naprzeciwko niego. Draco chwycił naczynie przez co jego dłonie się rozgrzały. Powoli uniósł kubek do ust, a gorący napój sparzył mu wargi.
- Jesteś głodny? - Zapytał Harry.
Draco pokręcił głową, po czym odstawił kubek. Wpatrywali się w siebie, Draco pustym, niewyraźnym spojrzeniem spoglądał prosto w zielone tęczówki, w których widać było chęć pociechy. Pomiędzy nimi wisiała cisza, która wręcz szumiała w ich uszach.
Harry wysunął dłoń na środek stołu, i gdyby była na nim dłoń Draco, nie zawahałby się przed złapaniem jej.
- Draco, porozmawiaj ze mną - Harry nie mógł znieść tej ciszy, chciał zbudować pomiędzy nimi więź, nitka po nitce, chociażby powoli.
Draco wzdrygnął się, jakby ktoś zupełnie niespodziewanie obudził go z głębokiego snu. Szybko i trochę nerwowo pokiwał głową.
- Czemu mi pomagasz? - Zapytał.
Harry westchnął.
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz. Chcę ci pomóc, bo mam już dość cholernego tłumienia uczuć do ciebie - ostatnie zdanie niemal wykrzyczał. Draco wyglądał na zdziwionego, częściowo słowami Harry'ego, a częściowo tym, że podniósł na niego głos, ale nic nie powiedział.
Harry wstał i podszedł do niego. Uniósł dłoń, aby odgarnąć Draco włosy z twarzy, na ten ruch chłopak odwrócił głowę, zacisnął powieki i lekko się skulił. Harry gwałtownie zabrał rękę. Na jego twarzy malowało się głębokie zdziwienie.
- Draco, ja... Nie chciałem cię uderzyć. - Ukucnął przy nim.
Draco otworzył oczy i ostrożnie zwrócił twarz w jego stronę.
- Przepraszam... Po prostu po tym, co działo się w azkabanie ja... - mówił to lekko drżącym głosem, próbował to bezskutecznie zamaskować.
W oczach Harry'ego pojawiło się zrozumienie. To nie było tak, że Draco bał się Harry'ego, po prostu po tym, co spotkało go w więzieniu jego mózg odbierał go jako potencjalne zagrożenie.
- Nie zrobię ci krzywdy - wyszeptał Harry.
Powolutku uniósł dłoń, tak, aby chłopak mógł zaobserwować każdy jego ruch. Draco uważnie patrzył na jego rękę, jakby chciał się upewnić, że go nie zrani. Harry zatrzymał dłoń kilka centymetrów od jego twarzy.
- Mogę? - Zapytał niepewnie.
Draco nie miał zamiaru się sprzeciwiać. Skinął głową.
,, On cię nie skrzywdzi" - powtarzał sobie w myślach.
Harry, zdobywając się na jak największą delikatność, koniuszkami palców dotknął bladego policzka. Draco lekko się wzdrygnął i przymknął oczy, ale poczuł tylko lekki, przyjemny dotyk. Wziął kilka głębokich wdechów. Nie czuł już żadnego zagrożenia. Ostrożnie, jakby nie wiedział, czy mu wolno, wtulił policzek w dłoń Harry'ego.
- Draco, kiedy zmienili ci strażników nie było już tak źle? Nie bili cię?
Draco zamrugał i spojrzał na niego z żalem.
- To nie było do końca tak, że mi ich zmienili. Ci, którzy byli wtedy, kiedy mnie odwiedziłeś byli od wczesnego ranka do popołudnia, a przez resztę czasu byli jacyś inni, milsi. Nie jestem pewien, czy rzeczywiście byli na straży o takich porach, tak wywnioskowałem z ich rozmów.
Harry poczuł gotującą się w nim złość. Czemu Kinglsey całkowicie nie zmienił mu strażników? Nie chciał pytać Draco o nic więcej, aby nie przywoływać złych wspomnień.
- Jeśli chcesz, możemy spać razem w mojej sypialni. Oczywiście tylko jeśli chcesz, jeśli nie, możesz spać w salonie. - Powiedział nerwowo.
Draco niepewnie przyłożył swoją dłoń do dłoni Harry'ego. Poszedł za nim do jego sypialni. Ułożył się obok niego i przez jakiś czas leżał sztywno. Czuł się dziwnie, nieswojo, ale jednocześnie czuł, że od Harry'ego bije bezpieczeństwo, którego tak bardzo potrzebował. Nie miał jednak odwagi zbliżyć się do niego chociażby o centymetr. Próbował zasnąć, ale nie mógł zmrużyć oka. Wstał i usiadł na skraju łóżka. Spojrzał na niebo, jakby tam szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania. Ale niemożliwe było, aby jakąkolwiek odpowiedź tam znaleźć. Nawet on sam jej nie znał. Chmury całkowicie zasłoniły księżyc, tłumiąc jego blask. W niektórych domach w sąsiedztwie nadal paliło się światło. W pomieszczeniu słychać było tylko cichy oddech Harry'ego.
Draco intensywnie myślał o swoich rodzicach. Bał się, tym razem nawet nie o samego siebie. Oni nadal czekali na wyrok, nawet nie wiedział co w tym momencie się z nimi działo.
Mroczny znak. Gdy tylko został nim naznaczony był z tego taki dumny. Dopiero po kilku miesiącach poznał tego uroki. Torturowanie, zabijanie, nie chciał tego.Tylko co on miał do powiedzenia? Nic, nie ważne jak bardzo by nie chciał, nikogo to nie obchodziło, a i on starał się tego nie okazywać.
Gdy tylko przypominał sobie, co znajdowało się na jego lewym przedramieniu automatycznie zaczynał czuć się okropnie, smutno, nawet samotnie, a poczucie pustki na długo nie chciało zniknąć. Czuł się tak również w tamtym momencie. Uronił łzę, która spłynęła po jego policzku. Otarł ją wierzchem dłoni, i nie pozwolił kolejnej wypłynąć spod jego powieki.
- Draco, coś się stało? - Zapytał Harry ospałym głosem.
Draco powoli odwrócił głowę w stronę Harry'ego. ,, Jak długo nie śpi?", pomyślał.
- Nie, po prostu nie mogłem spać. Już chyba będzie lepiej. - Odpowiedział spokojnie.
Przykrył się kołdrą i z powrotem położył. Harry wyciągnął do niego rękę, Draco w pierwszej chwili chciał się odsunąć, ale zmusił się, aby tego nie zrobić. Potter pogłaskał go po policzku.
- Dobranoc - wyszeptał, po czym zamknął oczy. by ponownie zanurzyć się we śnie.
- Dobranoc.
Draco usnął z uczuciem żalu i niepokoju.
*
Następnego ranka miejsce obok Draco było puste i zimne. Przez okno do pomieszczenia wpadały promienie słońca. Malfoy przetarł oczy, odczekał kilka minut leżąc nieruchomo, aż w końcu wstał. Harry był w kuchni i powitał go z uśmiechem. Draco zmusił się, aby go odwzajemnić.
- Zjesz? - Zapytał Harry ruchem głowy wskazując talerz z naleśnikami leżący na stole.
Draco wbił wzrok w punkt za Harrym.
- Nie jestem głodny.
Harry nie odpowiedział, wyglądał na zmartwionego, ale nie mówił o tym na głos.
- Mogę wziąć prysznic? - Zapytał nagle Draco.
Harry wyglądał na zdziwionego, że Malfoy w ogóle o to pytał.
- Jasne. Poczekaj, dam ci ubrania na zmianę, mam takie, które są na mnie trochę za duże, na ciebie powinny pasować.
Kiedy Draco skończył się myć nagle usłyszał roześmiane głosy. Od razu je poznał. Ron i Hermiona przyszli odwiedzić Harry'ego. Malfoy miał nadzieję, że Harry nie zdradził im jego obecności. Nie miał ochoty na to spotkanie. Po cichu przeszedł z łazienki do sypialni i usiadł na łóżku.
Słyszał donośne głosy, głośne śmiechy. W sercu poczuł pustkę. Żałował, że też nie miał takich przyjaciół, z którymi mógłby porozmawiać. Tymczasem miał wrażenie, że nie ma nikogo. Pomimo, że wokół cały czas świeciło słońce, ptaki ćwierkały, a ludzie radośnie gawędzili, to on w środku czuł się jak chłopiec zamknięty w ciemnym pomieszczeniu, z którego nie było wyjścia. Nagle usłyszał kroki, drzwi się uchyliły.
- Przyjdziesz do nas? - Zapytał Harry.
Draco pokręcił głową. Harry cały czas się w niego wpatrywał.
- Nie czuję się najlepiej.
Harry pokiwał głową i wyszedł.
Pół godziny później goście wyszli. Harry wszedł do sypialni i usiadł obok Draco.
- Czemu nie chciałeś przyjść?
- Mówiłem ci już, nie czułem się dobrze.
- Myślę, że nie tylko o to chodziło.
Nastąpiła cisza. Draco westchnął.
- Raczej twoi przyjaciele nie cieszyliby się z mojej obecności. Woleliby, żebym zdechł.
Harry zmarszczył brwi.
- Nie myśl tak.
- Harry, ale to prawda. Wydaje ci się, że po tym wszystkim przyjmą mnie z otwartymi ramionami? Nie. Nie po tym wszystkim. Poza tym nie mam prawa wtrącać się w waszą przyjaźń, rozumiesz?
Harry nie powiedział tego na głos, ale niechętnie musiał przyznać Draco rację. Ron i Hermiona na pewno nie przyjęliby Draco z otwartymi ramionami. Nie potrafiliby mu wybaczyć po tym wszystkim, Harry potrafił, tylko, że to była inna sytuacja. Potrafił mu wybaczyć, bo go kochał.
- Nie strać ich, Harry. Nigdy nie będziesz sam, jeśli będą u twojego boku. Tacy przyjaciele to skarb.
Harry'ego zdziwiły jego słowa, wiedział, że to prawda, chociaż nigdy nie myślał o tym w ten sposób.
- A ty? - Zapytał.
- Co ja?
- Nie jesteś sam?
Draco westchnął.
- Mam siebie. Wystarczę sam sobie.
-Mało kto wystarcza sam sobie. To jest samotność, Draco. Ludzie zawsze mają kogoś, dzięki komu nie czują się samotni.
- Ja mam sam siebie. Czy widzisz tu kogoś, kto by mnie wspierał? Nie, jestem ja, ja sam, mam siebie.
- Masz mnie. Draco, masz mnie. - Malfoy otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale Harry mu na to nie pozwolił.- Nic nie mów. Chcę ci pomóc, masz mnie, nie jesteś sam, nigdy nie będziesz.
Draco nie odpowiedział.
- Rozumiesz? Powiedz to! Powiedz, że to wiesz!
Malfoy wziął głęboki wdech.
- Wiem to.
Harry zbliżył się do niego i delikatnie objął. Draco przez chwilę się wahał, ale w końcu wtulił twarz w jego tors. Czuł się bezpiecznie. Harry zbliżył usta do jego głowy i pocałował go we włosy.
Harry i Draco poszli na ulicę pokątną, aby ot tak sobie pospacerować. Wszelkie zniszczenia, które wyrządzili śmieciożercy zostały naprawione, ale wiele sklepów, które zostały zamknięte w trakcie wojny, nigdy nie zostały ponownie otwarte. Sklep Weasleyów był zamknięty, panował tam półmrok, światło rozświetlało tylko niewielką część pomieszczenia. Harry przed dużą szybę zobaczył George'a siedzącego przy ladzie, nie mógł dostrzec, co robi, ale wyglądał na przygnębionego. Potter zatrzymał się przy drzwiach. Zerknął na Draco.
- Pójdę do niego.
Chłopak skinął głową.
- Przejdę się w takim razie jeszcze kawałek
Harry zapukał do sklepu, a Draco poszedł wzdłuż ulicy. Tyle się pozmieniało. To już nie było to samo miejsce, które odwiedził, aby kupić rzeczy do szkoły w wieku jedenastu lat. Czas mijał, i nikt nie mógł go zatrzymać.
Draco zobaczył matkę z małą córką, miała może pięć lat, obie przepychały się przez niewielki tłum. Nagle dziewczynka upuściła trzymanego w ręku pluszaka. Z utęsknieniem obejrzała się za zabawką, ale przez ludzi za nią nie mogła po nią sięgnąć, a i jej matka ciągnęła ją do przodu, aby szła dalej i nie torowała drogi. Draco podszedł do misia i go podniósł, po czym otrzepał z brudu. Przepchnął się przez ludzi przed nim i podszedł do dziewczynki.
- Chyba coś zgubiłaś. - Powiedział, podając jej pluszaka.
Dziewczynka mocno ścisnęła zabawkę. Jej matka spojrzała na jego rękę, która była nadal lekko wyciągnięta w stronę jej córki. Pobladła, wzięła córkę za rękę i podciągnęła do siebie i odsunęła się na tyle, na ile pozwalał jej na to tłum wokół.
- Odsuń się, śmierciożerco! Aż dziwne, że nie zamknęli cię jeszcze w azkabanie!
Draco odsunął się o krok. Kobieta zwróciła uwagę kilku osób wokół, którzy teraz spoglądali na mroczny znak na jego przedramieniu. Jedni pobledli i szybko odeszli, inni patrzyli na niego z odrazą, czy też nienawiścią. Tak, jakby chcieli powiedzieć, że tacy jak on nie mają prawa żyć.
Malfpy zawrócił. Przed sklepem Weasleyów spotkał Harry'ego, który akurat z niego wychodził.
- O, Draco, dobrze, że jesteś - uśmiechnął się. - Chciałem jeszcze zajść do jednego sklepu, później możemy wracać, zgoda?
- Wolałbym już wrócić...
Harry skinął głową. Delikatnie położył mu dłoń na ramieniu.
- Idź do mnie, tam się spotkamy, dobrze?
- Tak, Harry.
Draco teleportował się do Harry'ego. Dopiero gdy został sam pozwolił łzom wypłynąć spod jego powiek. Naprawdę był taki najgorszy? Tak, mroczny znak oznaczał, że ludzie powinni trzymać się od niego z daleka. Nie czuł do nich nienawiści, ale doskonale rozumiał, czemu oni czuli ją do niego. Ale jeśli pozbędzie się mrocznego znaku będzie mógł zacząć nowe życie. Nie będzie z góry piętnowany. Musiał się tylko go pozbyć.
Pobiegł do kuchni. Przegrzebał wszystkie szuflady i wyjął nóż. Przyłożył ją do miejsca, w którym zaczynał się tatuaż. Zacisnął powieki, z których wypłynął kolejny potok łez. Naciął. Wbił nóż głębiej. Chciał się tego pozbyć. Czuł, jak ciepła ciesz rozlewa się po jego ręce. Nagle usłyszał za sobą kroki, które zbliżały się coraz szybciej. Otworzył oczy.
- Draco, co ty robisz?! - Krzyknął Harry, wyrywając mu nóż.
- Oddaj mi go - powiedział Draco słabym głosem, wyciągając dłoń po narzędzie.
- Draco, co się stało? Czemu to zrobiłeś? Czemu płakałeś? - Spojrzał na krwawiącą rękę. - Nie teraz, siadaj. - Draco nadal stał w miejscu, pozwalając krwi swobodnie spływać na podłogę. - Nie słyszałeś?! Siadaj! - Wysunął krzesło.
Draco usiadł, Harry uklęknął przy nim i wyjął różdżkę. Ujął lewe przedramię Malfoya w swoją dłoń, tak aby nie dotknąć rany. Przyłożył różdżkę i zaczął mruczeć pod nosem jakieś zaklęcia. Po chwili rana zasklepiła się pozostawiając po sobie niewielką bliznę. Draco odwrócił głowę nie chcąc pokazać, że nadal płacze.
- Draco, spójrz na mnie - szare oczy napotkały zielone - co się stało?
- Mam tego dość. Wszyscy odsuwają się ode mnie, jak od trędowatego!
- I dlatego chciałeś się zabić?!
Usta Draco zadrgały.
- Zabić? Nie miałem zamiaru się zabić! Chciałem tylko pozbyć się tego - spojrzał wymownie na mroczny znak.
Harry westchął.
- Draco... - powiedział smutno, po czym przytulił chłopaka, który szepnął zdławionym głosem.
- Ty nie masz pojęcia jak to jest.
Harry pogłaskał go po włosach.
- Masz rację, nie mam. Ale postara się, żebyś zapomniał o tym, że ty je masz.
W nocy, kiedy Harry spał, Draco wpatrywał się w niego.
- Jak to jest, Harry - wyszeptał, chociaż wiedział, że chłopak go nie słyszał.- Że wszyscy tak cię kochają. Nawet ja. Nie pojmuję tego, wiesz? Jedni są otoczeni miłością, przyjaciółmi, a inni samotni. Chociaż mam ciebie, prawda? Tak twierdzisz, a ja ci ufam. Czy to nie naiwne?
Harry niemal niewidocznie, tak jakby doskonale go słyszał, pokręcił głową, i jakby w odpowiedzi wyciągnął do niego dłoń. Draco ją ścisnął.
*
Następnego dnia Draco miał za sobą niemalże nieprzespaną noc. Starał się to ukryć przed Harrym, żeby go nie martwić, i najwyraźniej mu się to udało. Od razu po śniadaniu, które ledwie tknął, poszedł na spacer. Chciał nabrać świeżego powietrza i poukładać myśli. Na początku Harry chciał pójść razem z nim, ale Draco powiedział, że woli pobyć trochę sam, i zapewnił go, że niedługo wróci.
Jednak wcale tak nie było. Czasem, kiedy człowiek ma zbyt wiele przemyśleń i zmartwień nie we za które zabrać się najpierw. Tak było w przypadku Draco. Zawrócił dopiero, gdy jasne niebo zaszły ciemne chmury symbolizując deszcz. Wrócił do domu cały mokry. Spróbował niepostrzeżenie przemknąć się do łazienki po ręcznik, ale Harry go zauważył.
- Wszystko w porządku? - Zapytał.
Draco uśmiechnął się ciepło, aż Harry'emu zrobiło się miło. Już tak dawno nie widział takiego pięknego uśmiechu na jego twarzy.
- Trochę się rozpadało - powiedział tylko.
Przebrał się w suche ubrania, a Potter okrył go kocem.
Draco leżał na kanapie w salonie z głową położoną na kolanach Harry'ego, który delikatnie głaskał go po jeszcze lekko wilgotnych włosach. Malfoy zaczynał już czuć się senny, nieprzespana noc zaczynała dawać o sobie znać.
- Wiesz co, lubię spędzać z tobą czas - wyznał, spoglądając na Harry'ego, który się do niego uśmiechnął.
- Ja z tobą też.
Draco podkurczył nogi i wtulił się w Harry'ego.
- Czy my jesteśmy teraz... no wiesz, parą? - Zapytał bez zastanowienia, i od razu pożałował, że wypowiedział na głos w jego mniemaniu tak głupie pytanie.
Harry nie odpowiedział od razu, przechylił głowę na bok, a jego dłoń, która jeździła po jasnych włosach nagle zatrzymała się w miejscu. Draco poczuł, że to był właśnie moment, w którym powinien się wycofać. Uciekał wzrokiem od przenikliwego spojrzenia zielonych oczu.
- Jak zwykle źle coś zinterpretowałem - to powiedziawszy spróbował się podnieść.
Harry objął go w pasie i przyciągnął do siebie.
-Wydaje mi się, że jesteśmy - odpowiedział niepewnie, i aby to ukryć pocałował Draco w czoło.
Malfoyowi powieki same się przymykały, czuł, że zaraz uśnie.
- Położę się - powiedział, wyswobodził się z objęć Harry'ego i wstał.
- Zostań tutaj - poprosił Harry.
Draco z powrotem usiadł, Harry ułożył jego głowę na swoich kolanach i pogłaskał po policzku.
- Jesteś pewien? Jestem pewny, że masz lepsze i ciekawsze rzeczy do roboty. - Powiedział Draco, powoli poddając się uczuciu senności.
Harry uśmiechnął się lekko.
- Lubię patrzeć jak śpisz.
Draco obudził się w sypialni, Harry musiał go tam przenieść, kiedy spał. W pomieszczeniu były zasunięte zasłony. Spojrzał na zegarek, było późne popołudnie. Odsłonił okna, przez czas jego snu na dworze bardzo się rozpogodziło. Przetarł oczy, przeczesał palcami włosy i wyszedł z pomieszczenia. Poszedł do kuchni, ale zatrzymał się na jej progu. Harry i Ron siedzieli przy stole i rozmawiali. Chciał się po cichu wycofać, ale Harry zdążył go zauważyć. Uśmiechnął się do niego promiennie, a Ron podążył za wzrokiem przyjaciela.
- Już wstałeś, chodź, Draco.
Draco spojrzał na niego niepewnie, ale nie sprzeciwił się. Wszedł do kuchni i oparł się o blat.
- Nie chciałem ci przeszkadzać, Harry - powiedział Malfoy.
Ron patrzył na pogardliwie na Draco, który starał się unikać tego nienawistnego spojrzenia. Rudzielec skierował wzrok na Harry'ego.
- Co on tu...
- Spotykamy się - przerwał mu chłodno Harry, aby uciąć temat.
- Mógłbyś przekazać Kigsleyowi pewne dokumenty, jak będziesz w ministerstwie? Wolę mieć pewność, że dotrą - powiedział Harry do Rona. Chłopak pokiwał głową.
- Poczekaj, zaraz je przyniosę - wstał od stołu, posłał Draco krótkie spojrzenie i wyszedł.
Atmosfera w powietrzy była napięta. Draco wbił wzrok w ścianie, czekając aż Harry wróci.
- Jak to się stało, - zaczął rudzielec - że Harry ci to wszystko wybaczył?
Draco nie odpowiedział, nie chciał wszczynać kłótni. Ron wstał i podszedł do Draco.
- I jak to się stało, że nie zgniłeś w azkabanie? - Nadal cisza, która przyniosła odwrotny efekt od zamierzanego, bo tylko jeszcze bardziej zdenerwowała Rona. Uderzył Draco w policzek, chłopak odruchowo przyłożył dłoń do bolącego miejsca. Czuł, że pozostanie mu ślad, ale starał się nie reagować. - Może i Harry zdołał o tym wszystkim zapomnieć, ale ja nie. Cały czas w szkole naśmiewałeś się ze mnie. - Uderzył Draco pięścią w brzuch. Chłopak zgiął się w pół. - Hermiona przez ciebie płakała. Poniżałeś ją tylko dlatego, że jej rodzice to mugole. - Kolejny cios. W brzuch i w twarz. Z nosa polała się krew. - Harry jest dla ciebie za dobry. Jeszcze się postaram o to, żeby przymknęli cię w azkabanie.
Ron już chciał wymierzyć Draco cios w policzek, ale obaj usłyszeli głos Harry'ego.
- Ron, co ty robisz - Harry podbiegł do niech i stanął między nimi.
- Tak łatwo zapomniałeś? Co zrobił mnie? Hermionie? Tobie? On nie zasługuje na to, co mu dajesz, Harry.
- Wyjdź - powiedział Harry. Ron spojrzał na niego zdziwiony. - Wyjdź! -powiedział głośniej.
Ron wyrwał Harry'emu dokumenty, które trzymał w dłoni i wyszedł. Harry zaprowadził Draco do salonu, i pomógł mu usiąść. Wyjął z szafki jakąś maść i wsmarował w zaczerwieniony policzek blodyna.
- Nachyl się - powiedział, po czym przyłożył chusteczkę do zakrwawionego nosa.
- Chyba rzeczywiście jesteś dla mnie za dobry, Harry - powiedział Draco.
Harry'emu te słowa łamały serce.
- Nie zgadzam się z tym. Zacznijmy od nowa, zapomnijmy od tym wszystkim.
Harry przytulił Draco, nie zważając na to, że krew brudzi mu koszulę. Poczuł jak łzy zbierają mu się pod powiekami. Nie mógł patrzeć na niego, takiego zrezygnowanego, smutnego.
- Rona poniosło - powiedział - to nie twoja wina.
- Nie tłumacz go, ja to rozumiem, naprawdę.
Draco otarł czystym skrawkiem chusteczki resztki krwi.
- Pokaż - powiedział Harry unosząc jego podbródek - w porządku, już nie leci. Boli cię?
- Zniosę to, to nic takiego. - Spojrzał na czerwoną plamę na jego ubraniu. - Twoja koszula...
- Wyczyści się - machnął ręką.
Zbliżył się do Draco i go pocałował. Blondyn z początku był zbyt zaskoczony, aby oddać pocałunek, ale później go pogłębił.
Harry odsunął się, złapał Draco za lewą rękę i przejechał palcami po mrocznym znaku. Malfoy spojrzał na niego smutno, ale Harry uśmiechnął się.
- Potraktuj to jako znak ile udało ci się przejść. Widzisz? Jesteś tu, jesteśmy tu razem pomimo tego wszystkiego.
Draco wtulił się w Harry'ego, który wziął z półki obok jakąś książkę.
- Co to? - Zapytał blondyn.
- Baśnie Barda Beedl'a.
Draco uśmiechnął się na wspomnienie dzieciństwa.
- Matka mi je czytała, kiedy byłem mały.
Harry wbił wzrok w okładkę.
- Mi nikt nigdy nie czytał.
Malfoy wziął od niego książkę i otworzył na pierwszej opowieści.
- Ja ci poczytam.
Następną godzinę spędzili wtulając się w siebie, a Harry słuchał melodyjnego głosu.
Nagle usłyszeli ciche stukanie w okno. Automatycznie odwrócili głowy. Zobaczyli małą sowę stojącą na parapecie, do nóżki miała przywiązany list. Harry zmarszczył brwi.
- To sowa z ministerstwa - stwierdził.
Wstał i odebrał list.
- To do ciebie, Draco - to mówiąc, wręczył mu kopertę i usiadł obok niego obejmując go delikatnie.
Malfoy nie od razu otworzył list. Przez kilka długich chwil wpatrywał się ze zdziwieniem w kopertę. W końcu powoli ją rozerwał i wyjął złożony wpół pergamin. Zaczął czytać list, i nagle wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Położył list obok i schował twarz w dłoniach. Harry objął go mocniej.
- Draco, co się stało? - Zapytał cicho.
Chłopak podsunął mu list. Harry przeczytał go uważnie. Dotyczył rodziców Draco. Matkę wypuścili, ale jego ojciec dostał dożywocie.
- Draco, tak mi przykro.
Draco uniósł głowę i spojrzał mu w oczy. Miał zmartwiony wyraz twarzy.
- Wiem co możesz teraz czuć ale...
- Wiesz? - Przerwał mu Draco. - Nie, Harry, żebyś wiedział musiałbyś najpierw tego doświadczyć, więc nie mów, że wiesz co mogę czuć. Tylko że twoi rodzice nie żyli zanim zdążyłbyś ich chociażby zapamiętać! - To był moment, w którym Draco powiedział o jedno zdanie za dużo.
Przez Harry'ego przepłynęła fala emocji, Draco trafił w czuły punkt, i zdał sobie z tego sprawę dopiero, gdy słowa wypłynęły z jego ust.
- Zamknij się! - Wykrzyczał, zanim Draco zdążył cokolwiek powiedzieć. Kierowany emocjami uniósł dłoń, ale zdążył się opamiętać, i zanim doszło do rękoczynów opuścił ją. Draco patrzył na niego przerażony. Harry osunął się na kolana.
- Draco, przepraszam...
Blondyn pokręcił głową.
- To nie twoja wina, Harry, nie powinienem był tego mówić. Poniosło mnie. Przepraszam, przesadziłem, próbowałem wyładować emocje na tobie, a ty chciałeś pomóc. To nie było w porządku. - Jego oczy zaszły łzami. - Po prostu nie byłem na to gotowy.
Harry mocno go przytulił.
- Już, wszystko będzie dobrze - pocieszał go, i jednocześnie naprawdę w to wierzył.
*
Następnego ranka Draco siedział w sypialni i czytał książkę, którą pożyczył od Harry'ego. Nagle drzwi się otworzyły i Potter stanął na progu.
- Draco, chodź na chwilkę.
Draco odłożył książkę, wstał i podszedł do Harry'ego. Nie mogąc się powstrzymać pocałował go krótko, po czym poszedł za nim. Weszli do salonu, i Malfoy wytrzeszczył oczy, kiedy zobaczył znajomą, rudą czuprynę. Harry widząc jego reakcję złapał go za rękę i delikatnie ścisnął. Usiedli na kanapie, a zdezorientowany Draco patrzył to na Harry'ego, to na Rona, który niespodziewanie odchrząknął.
- Słuchaj, Malfoy, chciałem cię przeprosić za wczoraj, chyba trochę mnie poniosło.
Draco głośno wciągnął powietrze w płuca.
- Można powiedzieć, że było to... uzasadnione. Uznajmy, że jesteśmy kwita.
Harry mocniej ścisnął jego dłoń, a Wealsey wyglądał na zdziwionego. Draco schował dumę do kieszeni.
- Nie musimy się lubić, ale chyba wystarczy, że będziemy się jako tako tolerować. - Wyciągnął do niego dłoń. - Dla Harry'ego.
Po chwili wahania Ron uścisnął jego dłoń. Harry mimowolnie się uśmiechnął.
Kiedy Weasley wyszedł Harry powiedział do Draco.
- Nie musiałeś tego robić. Nie spodziewałem się.
Draco uśmiechnął się do niego blado.
- Zrobiłem to dla ciebie. Dla nas. Chcę się zmienić, Harry. Być kimś lepszym niż byłem do tej pory. Muszę wziąć się w garść.
- A ja ci w tym pomogę.
*
Dzień był bardzo słoneczny. Harry wyszedł na dwór, i zobaczył Draco siedzącego na trawie i patrzącego w niebo.
- Nie jest wcale źle. Chyba pierwszy raz od bardzo dawna nie czuję się samotny. Myślałem, że chcę umrzeć, ale ja chcę żyć. Być przy nim, i żeby on był ze mną. Teraz czuję, że dam radę.
Harry cicho usiadł obok niego i położył swoją dłoń na jego.
-Do kogo mówisz? - Zapytał.
Draco wzruszył ramionami.
- Do kogokolwiek, kto słucha.
- - -
7231 słów.
To mój pierwszy one shot, i mam nadzieję, że wam się spodoba. Ja szczerze mówiąc
( pisząc) nie mam pojęcia co o nim myśleć. Kiedy zaczynałam go pisać ( i ogólnie wymyślałam o czym będzie ) miał być smutny, a jednocześnie uroczy. Czy mi się udało? Nie wiem, nie potrafię oceniać własnych prac, i staram się tego nie robić, bo zawsze uważam je za totalny chłam. Więc ocenę zostawiam wam. Pisałam go dość długi czas ale mam nadzieję, że było warto. Swoją drogą to bardzo przyjemnie mi się to pisało i oby wam tak samo przyjemnie się to czytało.
No cóż mam więcej dodawać, mam nadzieję, że nie zmarnowaliście czasu, i nie żałujecie, że tu zajrzeliście.
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro