•1• Avengers
Na wstepie chce ostrzec, że nie poprawiam żadnych błędów i dodaje wszystko jak leci xd rakowe
###
-Co, co teraz zrobisz? Zostałaś całkiem sama. Nie ma tuż obok ciebie twoich, pożal się boże, przyjaciół. Zostawili cię samą.-Wstrętny syk kobiety przesiąknął pomieszczenie równocześnie nadając obraz oraz dźwięk na wszysztkie telewisory, laptopy, telefony i tym podobne.
Przed fioletowo włosą cała drąc z bólu i strachu klęczała nasza bochaterka. Chciała coś powiedzieć, zaprzeczyć, podniesc się i zaatakować, ale coś jej w tym przeszkadzało. - Mówiła prawdę.
Osoby, które trakrowała jak przyjaciół opuścily ją zostawiając na pastwę Hydry...
-Ludzkość teraz wie, że nie można ufać nawet Avengersą. To tylko grópa nic nie wartych oszołomów, któży "Chcą Ratowac Świat"
Nie.
-Mylisz się.-Wupowiedź Lethery przerwała czarnowłosa dziwiąc tym wszystkich dookoła nawet samą Lathere.-nie jesteśmy bandą oszolomów...-Lilyan złapała sie za bok po czym z ledwością podniosła głowę by chodź na chwilę spojrzeć na swojego wroga.
Teraz nie ma miejsca na strach.
-Może a pewnych momętach nie jesteśmy zgrani, może czasem nie działamy według planu, może i toczą się między nami wojny domowe, ale...-Musiała przerwać gdyż gardło zaczęło jej chałotać z powodu braku nawilżenia.- nie jesteśmy grópą oszołomów. Jesteśmy wiarą, jesteśmy siłą, jesteśmy wieczną tajemnicą, jesteśmy lojalnością, jesteśmy rodziną.-Zaczela się podnosić na co Hydra cofnęła się o krok do tyłu ze strachem wymalowanym w oczach.-Jesteśmy Avengers.
W tym momęcie Lilyan wyprostowała się i spojrzała w oczy swojemu koszmarowi.
-Oni we mnie wieżą i ja nie zamierzam ich zawieść-Przez pamięć Lilyan przeleciały wszystkie wspomnienia związane ze wszystkimi Avengeraami z koleji, oraz te wspólne. Wiedziała, że to już czas.
-Jestem Lilyan Lone Sertern i cały wszechświat mi świadkiem zniszcze cię. Zniszczę cię raz na zawsze!-Do dłoni Lilyan wleciał Ekskalibur i dopiero teraz zaczęla się
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro