Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Ulga

— Dlaczego mnie nie obudziłeś? — zapytałam, powłócząc się w stronę bruneta.

— Nie wyglądasz najlepiej — stwierdził, przykładając dłoń do mojego czoła. — Zresztą, twój tata kazał ci zostać w domu.

Przysiadłam przy wysepce kuchennej, a swój wzrok zawiesiłam na brunecie, który dopijał swoją kawę. Następnie naciągnął wcześniej naszykowaną bluzę na plecy, a do plecaka spakował książki, które leżały rozrzucone na stoliku w salonie.

— Nie zdążyłem zrobić ci śniadania — powiedział zakłopotany, zasuwając zamek plecaka.

— Poradzę sobie. — Uśmiechnęłam się słabo w jego stronę.

Oparłam brodę na ręce i przygryzłam wargę. Pogrążyłam się w rozmyślaniach. W mojej głowie znowu pojawił się obraz odurzonej Jann, która wczoraj prosiła mnie o spotkanie.

Zerknęłam na bruneta, który krzątał się pośpiesznie po mieszkaniu w poszukiwaniu swoich rzeczy i nucił jakaś melodię pod nosem. Mój wzrok powędrował za jego sylwetką, która odbijała się w lustrze.

Chris zaśmiał się cicho, a ja nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, kiedy zaczęłam się mu przyglądać.

Jego włosy, choć w nieładzie, były perfekcyjnie ułożone, a czarne spodnie i bluza leżały idealnie na jego wysportowanej sylwetce.

— Mel — powiedział nagle, wyrywając mnie z przemyśleń.

— Uh, przepraszam. Powtórzysz?

— Nie wychodź nigdzie sama. Jak wrócę, to gdzieś wyjdziemy, okej?

Przytaknęłam skinieniem głowy, choć z tyłu głowy myślałam o odwiedzeniu Jann, która najbliższe kilka dni miała spędzić w domu.

— Melissa... — Westchnął zrezygnowany. — Wszystko w porządku? — zapytał z troską.

— Uh, j-ja, tak. Zamyśliłam się.

— Poradzisz sobie?

— Nie musisz się o mnie martwić. Powinieneś już iść, żeby sie nie spóźnić.

Chris uśmiechnął się do mnie delikatnie, co z trudem odwzajemniłam. Nie mogłam się na niczym skupić, a wcześniejszą ochota na owsiankę z masłem orzechowym nagle mi minęła.

Nie potrafiłam się długo gniewać na Jann, ale to zawsze ja pierwsza ustępowałam, dlatego jej wczorajszy telefon niemało mnie zdziwił. Westchnęłam. Jedna część mnie krzyczała, żebym pozostała posłuszna ojcu i Chrisowi, a druga część nie potrafiła pozostać spokojna.

Nienawidziłam zostawiać niewyjaśnionych spraw, dlatego chciałam spotkać się z nią jak najszybciej.

— Ubierz się — nakazał brunet, za trzaskając za sobą drzwi, a ja westchnęłam, ukrywając twarz w dłoniach.

Nie wiedziałam, co miałam ze sobą zrobić w tym momencie.

Leżałam bezczynnie, wsłuchując się w dźwięk telewizora, a emocje brały nade mną górę. Nie potrafiłam usiedzieć spokojnie na miejscu.

Nie chciałam, żeby uważali mnie za egoistkę, która nie poniosła żadnych konsekwencji, choć tak naprawdę nie byłam winna uzależnieniu mojego byłego chłopaka.

Poczułam pojedyncze łzy, spływające po moich policzkach. Tęskniłam za rodzicami. Tęskniłam za szczerymi rozmowami z mamą i ramionami ojca. Potrzebowałam czyjeś bliskości i zrozumienia.

Bez większego zastanowienia, zerwałam się z łóżka i wyłączyłam telewizor. Czym prędzej skierowałam się do swojego pokoju. Wciągnęłam na siebie czarne spodnie, które leżały pod ręką i bluzę chłopaka, którą sobie przywłaszczyła m.

Nie miałam czasu, ani ochoty na specjalne strojenie się i szukanie ciuchów w nierozpakowanej walizce, którą Chris przyniósł wczoraj rano z mojego mieszkania.

Wsunęłam stopy w swoje białe trampki, a na plecy zarzuciłam kurtkę. Zamknęłam drzwi i przekręciłam klucz, który zostawił mi ostatnio chłopak, po czym zbiegłam szybko po schodach.

___________________________

Zadzwoniłam niepewnie dzwonkiem, czekając aż drzwi zostaną mi otworzone. Spuściłam głowę, czując zbierające się w moich oczach łzy. Im dłużej tu stałam, tym bardziej niepewnie się czułam i zaczynałam wątpić czy przyjście tu, było dobra decyzją.

Nie musiałam długo czekać, bo po chwili usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka, a zza drzwi wychyliła się kobieta. Uniosłam głowę, a po chwili poczułam, jak zamyka mnie w szczelnym uścisku.

— Dziecko... — szepnęła rozczulona, wciągając mnie do domu gdzie szybko odebrała ode mnie kurtkę i pokierowała do kuchni.

Jej troskliwy, przejęty wyraz twarzy nie pozwolił mi dojść do słowa. Zajęłam miejsce na jednym z krzeseł, a kobieta postawiła przede mną pudełko chusteczek i zajęła miejsce obok mnie.

— Tak mi przykro... — szepnęła, a ja poczułam spływające po policzkach łzy.

— Napij się czegoś ciepłego — poleciła z troską, stawiając przede mną kubek gorącej herbaty.

Kobieta usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem, a ja mimowolnie oparłam głowę na jej ramieniu i załkałam cicho.

Jej troskliwość wcale mi nie pomagała, choć byłam jej wdzięczna, że mogłam się do niej przytulić jak do matki, której teraz mi brakowało.

Znała mnie od dziecka. Nieraz spałam w ich domu i nieraz opatrywała moje dziecięce rany.

— Już dobrze... — szepnęła, kiedy załkałam. Wtedy usłyszałam, jak ktoś schodzi po schodach.

Nieco później usłyszałam znajome kaszlnięcie brunetki i dźwięk zasuwanego zamka przy ubraniu. Mimowolnie odsunęłam się od kobiety, a w mojej głowie pojawiła się myśl.

Kto mógłby ją tak wcześnie odwiedzić?

— Porozmawiaj z nią, proszę. — Usłyszałam dobrze znany mi głos.

— Nate, wiesz, że ją zraniłeś. Ona potrzebuje czasu — westchnęła brunetka.

— Przecież daję jej go cały czas! Nie odezwałem się do niej ani razu. Tylko z tobą będzie chciała o tym rozmawiać — powiedział błagalnie. — Ewentualnie ze swoimi rodzicami.... — dodał od niechcenia.

— Spróbuję — powiedziała, uchylając skrzypiące drzwi. — Zadzwonię do ciebie, jeśli się czegoś dowiem, pa.

Spuściłam głowę i pociągnęłam nosem, czując jak kobieta pokrzepiająco głaskała mnie po plecach. Zaczęłam nerwowo bawić się palcami swoich dłoni, a do pomieszczenia przyczłapała, jak gdyby nigdy nic, brunetka.

— Zrobisz mi kanapki? — zaczęła.

Jann znieruchomiała na mój widok, a ja spojrzałam na nią niepewnie. Przez chwilę wpatrywałyśmy się w siebie, a ja czułam zbierające się w moich oczach łzy. Nie wytrzymałam, a emocje, które próbowałam opanować, wzięły nade mną górę. Rzuciłam się na zaskoczoną brunetkę, która dopiero po chwili objęła moją talię swoimi szczupłymi ramionami.

W końcu poczułam ulgę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro