DZIEŃ 9
- Gratuluję - zaczął kpiąco Tepu - Wreszcie się na coś przydaliście.
- Szefie, co mamy teraz z nimi zrobić?
- Myślę, że wystraszyliście ich wystarczająco. Możecie ich teraz wypuścić, a oni uciekną w mgnieniu oka.
Agent TT01 skłonił się nisko i wyszedł z gabinetu. Już miał wydać polecenie, aby ponownie uśpić porwanych i przenieść ich w inne miejsce, gdy dostał komunikat od TT04. Wysłuchał podwładnego, dopytał go o pewną sprawę i podparł się o ścianę, aby nie upaść.
- Jestem skończony - wyszeptał pobladłymi wargami i pobiegł w kierunku magazynu.
***
- Jesteśmy wolni - stwierdził Jim, otwierając drzwi. Wychylił się, chcąc sprawdzić, czy nikogo nie ma na korytarzu - Droga wolna.
Po długich naradach i szczegółowych oględzinach więzienia Mark doszedł do wniosku, że w sumie to proste rozwiązania są najlepsze. Zignorował przytomne uwagi Jude'a, Axela i Xaviera na temat idiotyczności jego planu. Kapitan po prostu wręczył Jimowi spinkę Silvii i nakazał otwarcie drzwi.
Na palcach, najciszej, jak tylko umieli, wyszli z pomieszczenia, w którym ich przetrzymywano. Zdziwił ich brak ochrony. Ktoś przecież powinien pilnować więźniów. Podeszli do niewielkiej tabliczki informacyjnej i znaleźli szybko odpowiednie piętro, na które powinni się dostać, aby bezpiecznie opuścić budynek. Z poziomu minus osiem na parter najłatwiej byłoby się dostać windą, co też uskutecznili. Wpakowali się w osiemnaście osób do niewielkiego "pokoiku" i nacisnęli przycisk z napisem "0". Jechali w milczeniu, gdy nagle...
- Ktoś wezwał windę na minus trzy - oświadczył Jude - Musimy wysiąść wcześniej.
Ściśnięty Scotty szybko wcisnął piętro minus pięć. Winda zatrzymała się, a oni niemal z niej wypadli.
- Wszyscy? - przeliczyli się - Wszyscy.
Postanowili poczekać, aż ktoś wysiądzie na tym piętrze, aby na spokojnie podjechać na górę i wrócić do obozu. Nie wiedzieli, że minus pięć jest najrzadziej odwiedzanym poziomem. Tylko agenci TT01 i TT02 mieli tu wstęp.
- Nuuudzi mi się - marudził Scotty. Został zignorowany. Nikt nie chciał z nim gadać, więc z braku zajęcia zaczął się bawić zamkiem kodowym. Wpisywał losowe kombinacje cyfr, nawet nie patrząc na klawiaturkę. W pewnym momencie zamiast czerwieni zaświecił tam kolor zielony, a drzwi rozsunęły się na boki. Zaskoczenie graczy nie miało granic.
- Sześciocyfrowy kod... - wydusił zdębiały Xavier - Milion kombinacji...
- Wchodzicie czy nie? - zawołał Scotty, który już pędził, aby poznać otwarte pomieszczenie.
Weszli.
***
Agent TT04 przeglądał raporty z komputerów, gdy nagle zauważył coś niepokojącego. Piętro minus pięć, zamek do magazynu głównego. Kilka nieudanych prób wpisania kodu, po czym jedna udana. Sprawdził funkcjonowanie windy w okolicy otwarcia drzwi. Piętnaście minut wcześniej, kurs między piętrem minus osiem, a minus pięć.
Dziwne... Ani TT01, ani TT02 nie odwiedzali ostatniego piętra. Nigdy też nie mylili się przy wpisywaniu kodu. Postanowił więc to sprawdzić.
- TT02, zgłoś się - nadał bezpośredni komunikat.
- Jestem teraz trochę zajęty - usłyszał w odpowiedzi.
- Byłeś dziś w magazynie na minus pięć?
Zapadła chwila milczenia.
- Nie.
- Dobra, dzięki.
Nerwowo przełączył się na inny kanał.
- TT01, byłeś dziś w magazynie na minus pięć?
- Nie, a co?
- Mamy problem. Ktoś z minus osiem wszedł do niego - wyjaśnił.
- Jestem skończony - po chwili ciszy usłyszał spanikowany głos przełożonego.
***
- Czemu na tych półkach leżą rolki papieru toaletowego?! - wydarł się na cały głos Kevin.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział spokojnie Caleb - Być może ich szef cierpi na przewlekłą biegunkę.
- Tu są jakieś podpisy - pochylił się Mark - co to znaczy "Bohumínská Základní Škola"? Jak to się w ogóle czyta?
- Patrzcie, tutaj jest Akademia Królewska, Liceum Zeusa, Kirkwood i nasza szkoła! - zawołał Nathan.
- O, znalazłem Mary Times Memorial! - zdumiał się Hurley.
- Co to wszystko ma znaczyć? - zastanawiał się Jude - Magazyn, w którym na podpisanych nazwami szkół półkach leży papier toaletowy? Dziwne to.
- Może to jest mafia papierotoaletowa, która okrada z niego szkoły? - zażartował David.
- Żebyś wiedział, chłopcze - odezwał się znajomy głos.
Obozowicze odwrócili się w jego kierunku i ujrzeli dwóch agentów. Stali w drzwiach, odcinając im jakąkolwiek drogę ucieczki. Mężczyzna, który potwierdził przypuszczenia Davida, rozsiadł się na krześle stojącym obok tablicy z mapą świata.
- Głupi jesteście, wiecie? Już miałem was wypuszczać na wolność, gdy usłyszałem wiadomość o waszym włamaniu do najpilniej strzeżonego pomieszczenia naszej organizacji.
- Coś słabo strzeżecie tego pomieszczenia, skoro grupa dzieciaków jest w stanie przypadkiem tu wejść - odpalił Caleb.
- Milcz! Nikt się nie odzywa - rozkazał mężczyzna, po czym kontynuował opowieść - Nazywam się TT01. Jestem dowódcą osobistego oddziału naszego wodza, pana Tawagoto Tepu. Opowiem wam o jego wielkim planie. Zapragnął on mieć kolekcję rolek papieru toaletowego w magazynie. W końcu, kto bogatemu zabroni? Postanowił też, że stanie się monopolistą w dziedzinie produkcji tego podstawowego środka higieny. Okrada więc wszystkie fabryki. Niedługo, gdy firmy produkujące go zbankrutują, sam wypuści na rynek swoją linię papieru i zawładnie światem!
- Wszystko fajnie, ale po co nam wyjawiacie swój "wielki plan"? - zapytał Stonewall.
- Bo wy pomożecie nam w jego realizacji - powiedział bezpośrednio mężczyzna. Widząc wlepione w siebie wytrzeszczone oczy grupki dzieciaków, dodał z podłym uśmieszkiem - Jeżeli przegracie z nami mecz. Jeżeli natomiast wygracie, w co wątpię, wypuścimy was wolno. Początek za cztery godziny.
Dwaj agenci wyszli z magazynu, zostawiając kompletnie zdezorientowanych graczy.
- Scotty - zaczął Xavier - Pamiętasz ten kod?
***
Agenci wyprowadzili ich z magazynu i zaprowadzili na piętro ósme. Tam czekała na nich elegancka, minimalistyczna szatnia, z której mieli skorzystać. Na półeczkach leżały stroje, składające się z szarych koszulek, grafitowych spodenek i getrów. Wszystkie trykoty były identyczne, ten dla bramkarza nie wyróżniał się niczym. Każdy dostał też dopasowane do jego rozmiaru buty.
- Nie mam pojęcia, jak oni to zrobili - stwierdził z podziwem Hurley - Ale pasują idealnie.
Przebrali się i rozpoczęli omawianie podstawowego składu.
- Pierwsza jedenastka wygląda tak - przemówił Jude - na bramce Mark, bo nikogo innego nie mamy, w defensywie Shawn, Hurley i Scotty, jako defensywny pomocnik wyjdzie Nathan. Oprócz niego w środku pola zagrają David, Caleb i ja. W ofensywie Kevin, Xavier i oczywiście Axel. Gramy w systemie trzy-jeden-trzy-trzy. Rezerwowi powinni cały czas być rozgrzani i obserwować przeciwników. Nie wiemy, czego się po nich spodziewać, więc zachowujemy ostrożność.
- Będzie dobrze, chłopaki - uśmiechnął się Mark - i dziewczyny też, oczywiście. Nie myślcie o stawce tego meczu, po prostu bawmy się i wygrajmy!
- Tak! - wykrzyknęli chórem i wyszli do korytarza.
Ich przeciwnikami miał być osobisty oddział Tawagoto Tepu z TT01 jako kapitanem. Agenci stali w równym szeregu, w takich samych, czarnych strojach. Mieli beznamiętne wyrazy twarzy, zachowywali się jak roboty. Gdy sędzia dał znak do wyjścia, oba zespoły ruszyły przed siebie, po zwycięstwo. Ku zdziwieniu młodszej drużyny, zatrudniono nawet komentatora.
- I wyszli! Zespoły TT i Inazumy pojawiły się na boisku! Z tego co widać, Inazuma wystawiła naprawdę solidny skład. Same wielkie nazwiska młodzieżowej piłki! Oglądamy starcie mistrzów świata juniorów z drużyną agentów specjalnych! Będzie się działo!
Zespół TT od razu zaatakował. Tuż po pierwszym gwizdku sędziego dwaj agenci wyrwali się do przodu z piłką, niemal taranując stawiających opór napastników Inazumy. Bez przeszkód okiwali pomocników. Zatrzymała ich dopiero obrona w osobie Scotti'ego.
- Ten mały na coś się jednak czasem przydaje - stwierdził Kevin.
- Banyan przechwytuje piłkę i podaje ją sprytnie do Swifta. Swift pędzi jak wiatr w głąb boiska, kiwa się z TT09, mija go i podaje do Stonewalla!
Caleb ograł kilku pomocników drużyny przeciwnej szybką wymianą piłki z Davidem i Judem. Kopnął ją do Axela, który sprawnym dryblingiem ominął dwóch obrońców i oddał futbolówkę Kevinowi.
- Smoczy... - dośrodkował Dragonfly
- Ogień! - akcję wykończył Blaze.
Nowy strzał chłopaków był naprawdę silny i bramkarz nie miał szans.
- I goooool! Pierwszą bramkę w tym meczu zdobywa złoty napastnik Japonii, Axel Blaze! Asystuje mu Kevin Dragonfly! Co za uderzenie!
TT01, który zajmował pozycję bramkarza, zacisnął zęby.
- A więc tak chcecie się bawić, co? Do wszystkich agentów: Wchodzimy na poziom wyżej!
Gra ponownie się rozpoczęła. Tym razem atak drużyny TT był szybki, skoordynowany i zabójczy. Z dużą prędkością ominęli pomocników. Obrońcy padali jak muchy, a TT09 został sam na sam z Markiem.
- Procedura trzynasta! - huknął z zaskoczenia w prawe okienko.
- Ponownie gol, jednak teraz punkt zdobywa druga drużyna! Evans nie zdążył nawet zareagować, a piłka już trafiła do siatki! Co za mecz, co za emocje!
Inazuma zgromadziła się wokół kapitana.
- Mają mocny atak, bardzo brutalny. Musimy odbierać im piłkę już na ich połowie - oznajmił Jude - Podchodźcie blisko i się nie bójcie.
Powrócili na swoje pozycje i rozpoczęli akcję. Rozgrywali piłkę w środku pola, starając się przedrzeć głębiej, gdy nagle usłyszeli krzyk TT01.
- Wykonać procedurę dwudziestą ósmą!
TT06 i TT07 ustawili się na boisku i czekali na rozwój wydarzeń.
- David, spróbuj przejść do przodu! - polecił Jude. Sam pobiegł przed pole karne rywala i obserwował wszystko, planując strategię idealnego ataku.
- Procedura dwudziesta ósma! - krzyknęli TT06 i TT07. W jednej chwili odebrali piłkę Davidowi, przy okazji boleśnie go kopiąc. Sędzia nic nie zauważył, gdyż nogi TT06 skutecznie zasłaniały działanie TT07. Samford upadł na murawę, zwijając się z bólu. Arbiter przerwał grę. Z rany na piszczelu kontuzjowanego chłopaka ciekła niewielka strużka krwi. Nie mógł dalej grać. Zszedł z boiska, a na jego miejsce wpuszczono Jordana.
- Atakujący są brutalni, pomocnicy podstępni... Czym zaskoczy nas obrona? - rozważał Jude.
Przeprowadzili jeszcze kilka nieudanych ataków na bramkę drużyny TT, zanim pierwsza połowa dobiegła końca przy stanie jeden do jednego. Za każdym razem akcję udaremniali pomocnicy, którzy wspomagali defensorów. Pomagał im w tym fakt, że gracze Inazumy nie chcieli skończyć jak Samford i starali się unikać kontaktu ze środkowymi przeciwników. Skutkiem tego była ograniczona możliwość budowania ataków.
W drugiej połowie postanowili zmienić nieco ustawienie. Przesunęli Nathana do pomocy, a Jordana do ataku. Ostatecznie, aby wygrać mecz, należy strzelić więcej bramek, niż przeciwnik. Zaczęli szybką wymianą podań między napastnikami, do których dołączyli pomocnicy. Minięcie obrony było bułką z masłem, w porównaniu do minięcia środkowych.
- Czyli defensorzy nie są najmocniejsi - mruknął pod nosem Jude - Albo tylko udają.
Oddali kilka strzałów, które nie wpadły dzięki interwencjom TT01. Drużyna TT grała na czas i nie atakowała. Umowa głosiła, że wypuszczą graczy Inazumy tylko w przypadku przegranej. W tej sytuacji remis był dla nich równoznaczny z wygraną. Nawet nie musieli się starać.
Kiedy Jude zorientował się, o co chodzi przeciwnikom, do końca meczu pozostały trzy minuty. Świadomość zmroziła mu krew w żyłach. Mieli trzy minuty, sto osiemdziesiąt sekund, aby zawalczyć o swoją przyszłość. Wziął sprawy w swoje ręce. A raczej nogi.
Opuścił pozycję i podbiegł do przetrzymującego piłkę TT04. Nieco nieładnym, ale przepisowym i skutecznym wślizgiem odebrał mu ją i podał w ostatniej chwili do Xaviera.
- Strzelaj! - wrzasnął - Od tego zależy nasza przyszłość! Musisz trafić!
Foster wyskoczył w górę, przytrzymując piłkę między stopami. Wyrzucił futbolówkę w górę i opadł na ziemię, by po chwili uderzyć z woleja.
- Kometa! - wykrzyczał nazwę techniki. Patrzył z nadzieją w ślad za małym pociskiem i czekał - O nie... Za wysoko...
I to zdecydowanie za wysoko. Piłka leciała wprost na trybuny. Sędzia już zbliżał gwizdek do ust. Zostało kilka sekund i gdy wydawało się, że to koniec złudzeń i koniec marzeń, stał się cud.
Do piłki wyskoczył Jordan i ciosem z karata skorygował jej trajektorię. Wpadła idealnie w lewe okienko, tuż obok zdębiałego TT01.
Rozległ się przenikliwy gwizdek kończący mecz.
Xavier, Axel, Kevin i reszta graczy z pola karnego drużyny TT rzuciła się na Jordana, który stał osłupiały. Niedługo dołączył do nich cały skład Inazumy, łącznie z rezerwowymi i menadżerkami. Wszyscy zamknęli Greenwaya w szczelnym uścisku, dając upust swojej radości.
- Wygraliśmy, ludzie! Wygraliśmy! - darł się wniebogłosy Mark.
***
1806 słów...
Tego nie spodziewał się chyba nikt! Niesamowity mecz dobiegł końca, dzięki czemu nasi bohaterowie mogą spokojnie wrócić do obozu!
Czekamy na Wasze opinie!
Pozdrawiamy,
BiBiankaPL i SURVIVALOWIEC
P.S.
Mam nadzieję, że ten banalny, lecz pozostający w klimacie IE pomysł z meczem nie zawiódł was hehe :D
BiBiankaPL
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro