Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DZIEŃ 5


Tym razem pobudka jeszcze przed wschodem słońca nikogo nie zdenerwowała. Wszyscy chcieli jak najszybciej wrócić na plażę i popluskać się w ciepłej wodzie. Dziewczyny zapowiedziały zemstę na chłopakach, którzy już dzielili role w kolejnym ataku. Do zabawy wciągnięto absolutnie wszystkich, nawet Nelly. Po szybkim śniadaniu cała drużyna, zaopatrzona w ręczniki plażowe, stroje kąpielowe i kilka koszyków malinotruskawek, ruszyła raźnym krokiem w znanym już sobie kierunku.

Axel szedł w milczeniu, rozmyślając. Poprzedniej nocy, podczas warty usłyszał niepokojące odgłosy: Jakby ktoś chodził dookoła obozowiska. W dodatku ten trzask gałęzi i nerwowe dźwięki odbiegania... To nie mógł być przypadek. Czy na pewno ich drużyna była w tym miejscu bezpieczna? Czy nie czai się na nich ktoś, komu ich obecność tu przeszkadza? Postanowił porozmawiać o tym z Judem i Xavierem.

Tymczasem Hurley opowiadał młodszym kolegom o jego wodnych przygodach.

- I wtedy zobaczyłem falę. Wielką, gigantyczną, nie, wręcz arcygargantuiczną! - mówił z zapałem.

- Em... Hurley... Co to znaczy arcygargacośtam? - zapytał Scotty.

- No przeogromniasta!

- Nie przerywaj, co dalej? - zganił Banyana Jordan.

- No więc pomyślałem sobie: Dawaj, chłopie, kto jak nie ty. No i ruszyłem. Dopiero po chwili zrozumiałem, jak trudny orzech do zgryzienia wybrałem.

- Jaki orzech, przecież surfowałeś! - ponownie wtrącił się Scotty. Niemal od razu został uciszony przez kogoś innego.

- Jak wpłynąłem na falę, to mnie solidnie przemieliło. Deska gdzieś odpłynęła, przed oczami miałem tylko wodę. Nawet nie wiedziałem, gdzie jest góra, a gdzie dół. Płynąłem na oślep i w końcu się wynurzyłem. Dotarłem w końcu do brzegu, ale uwierzcie, że nigdy się tak nie bałem. To mnie nauczyło, jak bardzo nieprzewidywalny jest ocean i jak mało jeszcze o nim wiem.

Zapadła cisza. Każdy ze słuchających przez dłuższą chwilę rozmyślał o słowach Hurleya. Historia dawała do myślenia.

- To powie mi ktoś w końcu, o co chodziło z tym orzechem? - zapytał Scotty.


***


Kiedy w końcu dotarli na plażę, słońce przygrzewało już naprawdę mocno. Piasek parzył w stopy, jednak jego temperatura nie powstrzymała plażowiczów. Nie minęło dużo czasu od ich przybycia, a wszędzie leżały koce, ręczniki, porzucone ubrania i buty. Nikt nie przejmował się zbytnio porządkiem. Wszyscy po prostu przyszli, zrzucili swój ekwipunek i pobiegli do wody.

Inaczej sprawa się miała z liderami. Axel poprosił bowiem o pilną rozmowę. Jude musiał więc odłożyć na bok plany związane z wodną rywalizacją. Usiedli we trójkę w cieniu.

- Chodzi o wczorajszą noc - zaczął Blaze.

- A o co konkretnie?

- Słyszałem jakieś kroki. Ktoś kręcił się wokół obozu. Potem nadepnął na patyk i zwiewał. Wołałem, ale nikt nie odpowiadał.

Jude i Xavier spojrzeli na kolegę ze zdziwieniem.

- Widziałeś coś oprócz tego?

- Ciemne sylwetki zaglądające do szałasów.

- Przecież była noc - zauważył Foster.

- Ognisko wbrew pozorom daje dużo światła.

- Przez resztę nocy był spokój? - dopytywał Sharp.

- Wartownicy mi nie zgłaszali, a u mnie już później nic się nie działo. Mam obawy, że komuś nasza obecność tutaj nie pasuje.

- Myślisz, że powinniśmy się stąd wynieść?

- Nie - uśmiechnął się Axel - Powinniśmy to zbadać.


***


- Ahoj, przygodo! - wykrzyknął Hurley, stając tuż nad brzegiem wody - Od dzisiaj to jezioro nie będzie miało przede mną żadnych tajemnic!

Chłopak szykował się powoli do długiej wyprawy. Cierpliwie rozgrzewał ramiona i nogi, czyścił okularki, aby nie parowały. Tym przygotowaniom z zainteresowaniem przyglądali się Jordan, Scotty i Tori. Zwłaszcza młody Banyan co chwila dopytywał o cel jakiejś wykonywanej przez Kane'a czynności.

- Na pewno nie bierzesz żadnego jedzenia? - Victoria głośno wyraziła swoje wątpliwości odnośnie wyboru kolegi.

- Dam sobie radę, ale dzięki za troskę. Plecak z jedzeniem by mnie obciążał.

- Jak chcesz.

Hurley na próbę przepłynął się kilka długości żabką, którą to miał zamiar pokonać założony dystans. Stwierdził, że trochę wyszedł z formy, ale da sobie radę. Postanowił ruszyć.

- No to zaczynamy tę szaleńczą zabawę.

Z początku wszystko szło jak z płatka. Woda była czysta, a dno widoczne. Jej temperaturę dało się znieść. Fale prawie się nie pojawiały. Chłopak płynął blisko brzegu, by w razie jakiegoś wypadku móc szybko przedostać się na teren bezpieczny. Z tego powodu miał świetny widok na szuwary, w których mieszkały małe kaczuszki i inne zwierzątka wodne. Na oceanie nie spotykał takich miejsc, więc bardzo się cieszył.

Samotna wyprawa była dla niego formą wypoczynku od ludzi. Mimo, że był towarzyski i lubił głośne imprezy, czasami potrzebował wytchnienia i cichego miejsca. Mógł także na spokojnie przemyśleć wiele kwestii, na które normalnie nie miał czasu. Korzystał więc z tego najbardziej, jak się dało.

Zastanawiał się nad ich obozem. Miał to być spokojny wyjazd z przyjaciółmi, który ostatecznie zamienił się w szkołę przetrwania. Na początku wydawało mu się, że to nie wypali, że nie dadzą rady. Spanie w szałasach? Żywienie się jakimiś roślinami z lasu? Nie ma szans. Później jednak przekonał się, że przy odrobinie optymizmu i szczęścia takie przygody są nawet zabawne.

O, albo ich leśne treningi. Lawirowanie między drzewami i krzywy teren nie sprzyjały meczom, ale pomogło im to w zwiększeniu zwinności i prędkości. W dodatku nabrali doświadczenia w graniu w trudnych warunkach.

Nim się zorientował, przepłynął ćwierć trasy. Zmienił się krajobraz. Przy brzegu nie rosły już szuwary, nie było plaży. Zamiast tego z wody wystawały wielkie skały, które stawały się wyższe, niczym schody na wybrzeże. Jezioro było w tym miejscu głębsze, co Hurley z łatwością zauważał. Nie wywoływało to w nim żadnego lęku, gdyż często pływał w miejscach, gdzie dna nie było widać. W przeciwieństwie do tej "kałuży".

Zaledwie kilka minut później widoki znów się zmieniły. Tym razem z jeziora wynurzał się las. Dosłownie. Wiele drzew wyrastało prosto z wody. Głębokość oczywiście się zmniejszyła.

Hurley spojrzał w bok. Według jego obliczeń, powinien być teraz dokładnie na przeciwko miejsca, z którego wypłynął. Z łatwością zauważył plażę z wieloma ciemnymi punkcikami. Wtedy dojrzał coś jeszcze. Półwysep. Niewielki półwysep, który wcześniej zasłaniał mu resztę jeziora. Bez wahania ruszył w odkrytą zatoczkę.

Otoczenie znów się zmieniło. Słońce zaszło za chmury, powiało chłodem. Woda zrobiła się ciemna. Z powodu głębokości chłopak nie mógł dojrzeć dna. Ptaki przestały śpiewać. Hurley poczuł lekki ścisk w żołądku. Niepokoił się.

Postanowił wyjść na brzeg i odpocząć. Siadł tuż nad wodą, bał się wejść dalej. Nagle w lesie zrobiło się ciemno. W oddali świecił niewielki napis. Chłopak nie mógł go odczytać. Widział jednak wyraźnie jasne światełko. Wtedy zrozumiał, czemu wszystko jest tak niewyraźne. Miał przecież lekko zaparowane okularki. Szybko je zdjął. To, co zobaczył, sprawiło, że ponownie je założył i wskoczył do wody.

Napis "Tepu" nie unosił się w powietrzu. Mrugał, jakby był starym neonem. Wisiał na dosyć niskim, czarnym budynku. Dookoła stał płot, bez wielu sztachet. Ten widok w połączeniu z panującym w lesie półmrokiem naprawdę przestraszył Hurleya, który teraz płynął na pełnej prędkości w kierunku plaży i światła. Gdy tylko opuścił zatokę, słońce ponownie go oświetliło. Nie dbał już o żadne środki ostrożności, po prostu uciekał przed strasznym budynkiem. Nie ważne, że to dziwne coś nie miało prawa się ruszyć i go gonić, nie ważne.

Po pobiciu pięciu rekordów świata w pływaniu na czas chłopak dotarł do znajomej przystani. Wyczołgał się na piasek i rozłożył się plackiem na słońcu.

- Hurley! Co się stało? - większość drużyny zgromadziła się wokół przybysza.

- Czemu wróciłeś przez środek jeziora?

- Nie opłynąłeś całości?

W napięciu wyczekiwali odpowiedzi.

- Odkryłem sekret tego jeziora - wyrzucił z siebie nadal przerażony chłopak.


***


- Mów, co dokładnie widziałeś - poprosił Xavier. Od kilku minut uspokajali Hurleya, który z niewiadomych, przynajmniej dla nich, przyczyn dygotał ze stresu.

- No dobra... Płynąłem sobie spokojnie i nagle zauważyłem zatoczkę, której nie widać z tej strony jeziora. Postanowiłem ją obejrzeć. Wtedy zrobiło się ciemno, zimno i głęboko. Siadłem na brzegu i zobaczyłem za mną jakiś ogromny, ciemny budynek z takim pulsującym nieregularnie neonem. Już nie pamiętam, co to był za napis. Jak tylko to zobaczyłem, rzuciłem się do ucieczki.

Liderzy spojrzeli na siebie. W końcu Axel powiedział to, co chodziło po głowie całej trójce.

- Jesteś pewny, że to ci się nie przywidziało?

- Sugerujesz, że was oszukuję?

- Nie. Mogłeś zobaczyć coś, co przypominało budynek, a twoja wyobraźnia i zmęczenie dopowiedziały resztę - uspokoił go Jude.

- Jestem absolutnie pewny.

- Potrafiłbyś nas tam pokierować? - zapytał Xavier, czym zaskoczył resztę rozmówców.

- Lądem nie. Musielibyśmy płynąć.

- W takim razie, zrobimy to - stwierdził Axel - Przecież ustaliliśmy, że zbadamy ten teren.

- Nie wszyscy potrafią pływać. Niektórzy też boją się wody - Hurley posłał Jude'owi znaczące spojrzenie - Jak chcecie to zrobić?

- Możemy zbudować tratwę.

- Ty tak na poważnie?

- Oczywiście.


***


Wieczorem cała drużyna usiadła wokół ogniska, aby zaśpiewać wybraną przez Hurleya piosenkę. Axel, Jude i Xavier już wcześniej przekazali reszcie wiadomość o planach na budowę tratwy i zwiedzenie tajemniczego budynku. Część zareagowała bardzo entuzjastycznie, część trochę mniej.

- Lubię podróże i lubię kwiatów woń - zaczęła Tori.

- Zielone wzgórze i morskiej wody toń - dołączył do niej Hurley.

- Ciepły ogniska blask, gdy zapada zmrok - zaśpiewały wspólnie Nelly, Silvia i Celia.

- Bum tiradi, bum tiradi - Scotty zanucił początek refrenu.

- Bum tiradi, bum tiradi - uzupełnił Kevin.

- Bum tiradi, bum tiradi - podśmiewywał się Caleb.

- Bum tiradi, bum tiradi - niechętnie włączył się Shawn.

- Bum, bum, bum, bum, bum!


***

1467 słów...

Wyprawa Hurleya budzi w obozowiczach instynkty odkrywców. Zanim jednak będzie im dane zwiedzić nowy ląd, należy mieć środek transportu.

Jak wrażenia?

Pozdrawiamy,

BiBiankaPL i SURVIVALOWIEC






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro