5.
Eliza! Zaczekaj!- krzyczę razem z Meg. To kolejna lekcja wychowania fizycznego w tym tygodniu i dosłownie umieram.
-Lena, ja już nie dam rady. Nieś mnie. Proszę, proszę, proszę- rozpaczliwie błaga moja przyjaciółka.
-Nie ma takiej opcji. Ja też już ledwo co się toczę.
Słyszę śmiechy dochodzące z pobliskich ławek. Od początku lekcji siedzi tam grupa chłopców. Ponoć lubią się patrzeć na ćwiczące panny.
-Dziewczyny pośpieszcie się. Zostało nam jeszcze jedno kółko- mówi Eliza i dołącza do nas. Wygląda jakby to wszystko, sprawiało jej przyjemność. Ma aż tak dobrą kondycję? Niemożliwe. To pewnie jakiś super robot.
Nie mam pojęcia, jak udaje nam się dobiec do końca. Idziemy do szatni, bierzemy szybki prysznic i w końcu jesteśmy wolne.
-Co robicie dzisiaj po południu?- pyta Noel, kiedy idziemy pod klasę. Została nam jeszcze tylko matematyka.
-Z racji, że dziś piątek, robimy sobie babski wieczór, czyli taki tylko dla dziewczyn, Noel.- informuje go Megan.
-No wiem, wiem. Myślałem, że pójdziecie ze mną na plażę.- teraz próbuję udawać smutnego, ale nas nie przekona.
-Innym razem- mówię, klepiąc go ręką po ramienia. Zerka na mnie i posyła mi uśmiech, ale moja twarz nadal pozostaje obojętna.
Matma minęła nam dość ciekawie. Poza liczbami można było spotkać rzeczy takie jak: latające ekierki, cyrkle.. Jedni to nawet kwiatka przez okno wyrzucili, ale to w sumie dobrze, bo był brzydki. Najbardziej w tym wszystkim zaskakujący był spokój i obojętność nauczycielki. Nawet kiedy oberwała z linijki, to nie odezwała się na ten temat i kontynuowała lekcję.
Kiedy wracam do domu, pomagam mamie w kilku rzeczach. Nie wszystko jest jeszcze do końca urządzone.
-Twój tata dzisiaj dzwonił.- informuje mnie- kazał przekazać, że tęskni- no tak, ja też za nim tęsknię. Nie widziałam go już od kilku miesięcy, ale to urocze, że zajmuje się małymi pandami. Skrycie liczę na to, że mi kiedyś jedną przywiezie.
-Mamusiu moja kochana- przytulam ją mocno- to mogę iść dzisiaj do Megan na noc?
-I co ja zrobię sama? W tych czterech ścianach?- wzdycha teatralnie.- A jak zwariuję?
-No prooooszę- w tym momencie próbuje zrobić słodką minkę. Co z tego, że mi nie wychodzi. Ponoć liczą się chęci.
-Dobrze wiesz, że możesz- mówi i czochra moje włosy. Tego to ja nie lubię.
-Dziękuję, kocham cię- daję jej szybko buzi i lecę się ogarnąć.
Po raz kolejny decyduję się założyć sukienkę, która wyjątkowo mi się podoba. Jest czarna a z racji, że kończy się przed kolanem, to nie pokazuje zbyt wiele. Włosy zaplatam w luźnego warkocza, biorę torbę, w którą się spakowałam i w sumie już jestem gotowa. O, jeszcze buty. Bo czym byłby człowiek bez butów? Chociaż.. kiedyś pójdę do szkoły na boso. Normalnie plan mistrzów. Zakładam szare conversy i wychodzę.
Po drodze wpadam na Jasona.
-A co ty tutaj robisz kolego?- pytam, uśmiechając się.
-Korzystam z ładnej pogody i ten.. uciekam od mojego rodzeństwa. Normalnie głowa mi pęka. Dzieciaki wpadły na genialny pomysł udawania lamorożców..
-Heh.. A nie miałeś ich wytresować?
-Miałem i jestem w trakcie, ale to jeszcze trochę potrwa.
-Okej, rozumiem.
-Gdzie się wybierasz?- pyta, zerkając na mnie.
-Idę na nocowanko do Megan.
-To w takim razie życzę miłej zabawy. Do zobaczenia. Hmm.. mam nadzieję, że niedługo- przybija mi piąteczkę i gdzieś idzie. Chyba w stronę parku.
Udaje mi się dotrzeć do Meg przed Elizą. Nie lubię być ostatnia. Kiedy jesteśmy już wszystkie postanawiamy obejrzeć jakiś strachliwie straszny film. Żeby nam się milej spało.. Hehe..
Po naszym seansie plotkujemy jeszcze przez kilka godzin. Dowiaduję się ciekawych rzeczy o moich nowych kolegach. No kto by pomyślał. Noel miał już ponad 20 dziewczyn. Brawa dla niego.
Zasypiam sama nie wiem kiedy. Jedno jest pewne, tej nocy śnią mi się żelkorożce. Takie niby żelki, ale jednak jednorożce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro