Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Piłka w grze

Kiedy piłka trafiła w moje dłonie, poczułam dziwną mieszankę przypływu adrenaliny i wstydliwej niepewności. W mojej głowie zabrzmiały echo dawnych wspomnień – dźwięk piłki uderzającej o parkiet, rytmiczny ruch, wysiłek włożony w każdy rzut, każdą akcję. I nagle wszystko wróciło, jakby czas nigdy nie minął.

„Szybko zapominasz obietnice, nowa?" – zaśmiał się Devon, stojąc tuż przy mnie. Jego głos był nieco wyższy, jakby zauważył moją niepewność.

„Nie wiem, o czym mówisz." – starałam się brzmieć obojętnie, ale moja ręka niechcący zacisnęła się na piłce, jakbym chciała ją trzymać, żeby przypomnieć sobie, jak to jest, gdy coś się kocha.

„Chcesz spróbować?" – zapytał, zbliżając się nieco, a jego wzrok wydał mi się pełen wyzwań.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego, rzuciłam piłkę w stronę kosza, nie patrząc na niego, jakbym starała się zignorować jego obecność. Rzut był nieidealny, ale... trafiłam. Piłka odbiła się od obręczy i wpadła do kosza.

„Nieźle" – stwierdził z lekkim uśmiechem, widocznie zadowolony z mojego gestu.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ktoś z drużyny krzyknął do niego, że mają już dość, że mecz zaraz się kończy. Devon odwrócił się w ich stronę, ale nie wychodził od razu. Wciąż patrzył na mnie, jakby oceniając, co się dzieje w mojej głowie.

„Ktoś z drużyny musi mieć twardą rękę, żeby cię wrócić do gry" – dodał na odchodne, jego słowa pełne były niejednoznaczności. Uśmiech, który wywołał na mojej twarzy, był wymuszony, ale jednocześnie poczułam, że coś w nim przemyka się ponad codzienną obojętnością. Może to było wyzwanie? Może nie tylko w koszykówce?

Zanim zniknął za drzwiami sali gimnastycznej, zostawił mnie w zupełnej ciszy, wpatrującą się w pustą przestrzeń. W jego oczach coś się zmieniało, ale... co? Może naprawdę nie miałem pojęcia, co się dzieje. W końcu wszystko, co chciałam, to zniknąć w cieniu tej nowej rzeczywistości, w której i tak nie pasowałam.

Po lekcjach wróciłam do domu cioci Marthy. Ciągle czułam się jak intruz w tym małym miasteczku. I choć próbowałam zaakceptować wszystko, co nowe, nie mogłam wyjść z cienia przeszłości. Ból po stracie rodziców był ciągle obecny, jakby jego echo kłębiło się w mojej duszy, nie dając mi spokoju.

Wieczorem siedziałam w swoim pokoju, wpatrując się w stary plakat drużyny koszykarskiej. Myśli o przeszłości wciąż nie dawały mi spokoju, a wspomnienia o meczu, który przed chwilą widziałam, tylko pogłębiały tę rozterkę.

„Czemu nie po prostu nie odpuszczę?" – pomyślałam, przekładając książki na stole, starając się nie myśleć o tych pytaniach.

A jednak, gdy zamykałam oczy, widziałam siebie w koszykarskiej drużynie, widziałam ten sam stary, znajomy ruch, jakby chciał mnie przyciągnąć. I choćbym starała się zapomnieć, wiedziałam, że ta część mnie nigdy nie zniknie. A Devon... może właśnie on stanie się tą osobą, która pomoże mi przekroczyć tę granicę, której się bałam.

Następnego dnia na boisku szkolnym znowu zobaczyłam go. Tym razem nie patrzył na mnie z wyższością, ani nie wyśmiewał się z mojej obecności. Jego oczy, teraz bardziej zaciekawione, spojrzały w moją stronę. Może coś zrozumiał. Może mnie rozumiał.

„Zawsze można spróbować jeszcze raz, Lilith." – powiedział cicho, jakby nie chciał, żeby ktoś usłyszał.

„Może," odpowiedziałam, czując na twarzy zimny wiatr, który wiał przez otwarte drzwi.

I wtedy wiedziałam, że coś się zmieni. I że już nie będę w stanie tego zatrzymać.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro