Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1 Nowy początek

Przenosiny do małego miasteczka nigdy nie były częścią mojego planu na życie. Siedziałam w samochodzie obok cioci Marthy, która, mimo że starała się uśmiechnięta i optymistyczna, wyraźnie nie wiedziała, co ze mną zrobić.

„To nowy początek, Lilith" – powtarzała jak mantrę, kiedy mijaliśmy kolejne ulice z rzędami niemal identycznych domów. Dla niej może był to nowy początek, ale dla mnie – poczucie, że znów wszystko muszę zaczynać od zera.

Dom cioci znajdował się na skraju miasta, tuż przy lesie. Wyglądał jak wyciągnięty z katalogu – biała weranda, pastelowe ściany, starannie przycięty trawnik. To miejsce nie miało żadnej duszy. Może właśnie dlatego tak dobrze pasowało do mojego obecnego życia. Pustość.

„Lilith, wiem, że to dla ciebie trudne..." – zaczęła ciocia, gdy wnosiłam swój skromny bagaż na piętro.

„Nic nie wiesz" – przerwałam jej ostrzej, niż zamierzałam. Jej spojrzenie zraniło mnie bardziej, niż chciałabym przyznać.

Nie odpowiedziała. Pozwoliła mi zamknąć drzwi do nowej sypialni i pogrążyć się w ciszy. Rozpakowywanie rzeczy było tylko formalnością. Większość mojego życia zmieściła się w dwóch walizkach. Kilka książek, ubrania i stary plakat drużyny koszykarskiej – jedyna rzecz, którą zabrałam, choć obiecałam sobie nigdy więcej nie wracać do koszykówki.

Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że pasje nie odchodzą tak łatwo, jakby się chciało.

Pierwszy dzień w nowej szkole zaczął się od tego, czego się spodziewałam: ciekawskich spojrzeń i szeptów. Weszłam do klasy, starając się nie patrzeć nikomu w oczy. Nauczycielka – pani Brooks – miała na oko jakieś pięćdziesiąt lat i serdeczny, ale zmęczony wyraz twarzy. Poprosiła mnie, żebym się przedstawiła.

„Jestem Lilith... Lilith Carter" – powiedziałam cicho, z nadzieją, że nie będę musiała mówić więcej.

„Usiądź obok Devona" – wskazała na miejsce w środku klasy.

Devon. Już samo imię brzmiało jak ostrzeżenie. Chłopak siedział niedbale na krześle, z nogami wyciągniętymi pod ławką i spojrzeniem, które mówiło jasno: „Nie podchodź, chyba że chcesz czegoś się dowiedzieć o kłopotach".

„Hej, nowa" – rzucił, kiedy usiadłam obok. „Lilith, tak? Brzmię dobrze, prawda?" Jego głos był niski, lekko rozbawiony, jakby wszystko traktował jak żart.

Nie odpowiedziałam. Po co wdawać się w rozmowę z kimś, kto i tak zapomni twoje imię, zanim zadzwoni dzwonek?

Przerwa na lunch była jeszcze gorsza. Siedziałam sama przy stoliku, skubiaąc kanapkę, której nawet nie miałam ochoty jeść. Wszędzie słyszałam rozmowy o ostatnim meczu szkolnej drużyny. Najwyraźniej byli wielcy w koszykówce. Ironia losu.

Devon przeszedł obok mojego stolika z grupą swoich znajomych. Jego spojrzenie zatrzymało się na mnie na ułamek sekundy. „Nie siedzisz tutaj sama z wyboru, co?" rzucił z ironicznym uśmieszkiem, zanim zniknął w tłumie.

Nie odpowiedziałam. Ale w jego słowach była prawda, której nienawidziłam. Siedziałam sama, bo nie wiedziałam, jak zacząć od nowa.

Pod koniec dnia, kiedy szłam w stronę szafki, usłyszałam głosy z sali gimnastycznej. Nie mogłam się powstrzymać. Przez uchylone drzwi zobaczyłam drużynę koszykarską. Piłka odbijała się rytmicznie od podłogi, a zawodnicy przerzucali się złośliwymi komentarzami. Na środku był on – Devon – z łatwością przerzucał piłkę przez przeciwnika, a jego rzuty trafiały do kosza z niemal nienaturalną precyzją.

Zobaczył mnie.

„Podglądasz nas, nowa?" – zapytał, podchodząc do drzwi. „Masz ochotę się przyłączyć?"

Zaśmiał się, jakby to był żart, ale w jego oczach zobaczyłam wyzwanie. Poczułam, jak moje palce drżą. Nie powinnam. Przysięgałam, że nigdy więcej. Ale kiedy rzucił mi piłkę, moje ciało zareagowało, zanim zdążyłam pomyśleć.

Chwyciłam ją.

I w tym momencie wszystko się zmieniło.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro