"W sensie, że wygląda jak Cerber..."
To nie tak, że mówiłem te słowa z czystym i nienaruszonym sumieniem. Widząc łzy w jego oczach chciałem do niego podejść i wycałować lecz świadomość tego, że mnie oszukał i zdradził była jakąś pieprzoną kłódką na mojej dumie. Szczerość w jego oczach również była przytłaczająca. Nie umiał kłamać ale gra to zupełnie coś innego. Grał rolę pokrzywdzonego a tak naprawdę szukał pocieszenia.
-Stark!- do warsztatu wparowała wściekła chyba na całą galaktykę Natasha. Twarz miała koloru swoich włosów, które wydawały się jeszcze bardziej rude. Kilka zmarszczek wokół oczu i ust dodawało jej iście cerberskiego wyglądu. W sensie, że wygląda jak Cerber i albo ci odpuści albo rozszarpie na kawałki.
-Czego?- nie miałem czasu na uprzejmości. Kilka przewodów wystawało mi z obudowy i jeżeli szybko tego nie naprawie cała wieża zostanie bez prądu. Gdyby mój ojciec wiedział co ja robię w swojej pracowni. Wydziedziczyłby mnie, wyrzucił, zabił, pozwał do sądu albo tylko ochrzanił bo by go mama miotłą poszczuła.
-Co zrobiłeś Steve'owi?- jak zwykle, obrończyni bezdomnych i sierot musi wtrącać się w nie swoje prawy. Oni nawet nie wiedzą, że ja i Steve byliśmy kiedyś razem.
-O co ci chodzi?
-Dziesięć minut temu byłam u niego. Co mu zrobiłeś?- czyżby płakał w poduszkę, popijając parujące kakao z piankami? Ostatni raz, jeżeli dobrze pamiętam, robił tak pięć lat temu. Siedziałem przy nim i głaskałem po głowie. Napiłbym się kakao.
-Powiedziałem prawdę. Nie chcę go znać.- powiedziałem, wiedząc, że po części to było kłamstwo.
-Co się między wami stało?
-Nie twój interes.- myślałem, że w stosunku do Steve'a jestem złośliwy ale teraz to sam byłem zaskoczony ile w mojej wypowiedzi było jadu.
-Niech ci będzie.- powiedziała i wycofała się do windy. Dziwne, że tak szybko się poddała. Kątem oka widziałem, że położyła coś na jednej z moich maszyn. Trochę mi zajęło męczenie się z chęcią jak najszybszego przyjrzenia się przedmiotowi. Dokładnie pięć godzin i trzy minuty.
W tym czasie, nie przejmując się Rogersem (ale tylko w świadomości), ulepszyłem trochę system obronny Stark Tower. Ojciec o nim nie wie ale od kiedy jestem Avengerem, warto mieć taki sprzęt.
-To chyba jakieś jaja.- powiedziałem pod nosem, gdy wziąłem do ręki to, co przyniosła Natasha. Był to zwykły telefon dotykowy. Telefon Steve'a.- Po co mi to?- moja ręka chyba zaczęła żyć własnym życiem bo pomimo braku mojej zgody, odblokowała urządzenie.
Tylko jedno utkwiło w mojej głowie. Moje wspólne zdjęcie ze Steve'm. Zrobiłem je z zaskoczenia dwa i pół roku temu. Zabrałem mu wtedy telefon i wskoczyłem na barana. Złapał mnie z przerażeniem za uda a ja zrobiłem zdjęcie gdy go z zaskoczenia pocałowałem. Potem zrobiłem drugie gdy się na siebie patrzyliśmy i śmialiśmy, stykając się nosami i czołami.
Gdy poczułem lekką wibrację telefonu i usłyszałem cichy dźwięk wydobywający się z niego, wybudziłem się z wspomnień i prawie nie upuściłem urządzenia.
BUCKY: Steve, ja naprawdę nie chciałem.
BUCKY: Przepraszam
BUCKY: Rozumiem, że mi nie odpisujesz ale nie możesz mnie zostawić.
BUCKY: Gdyby Stark cię kochał, nie zostawił by cię.
BUCKY: Steve, daj mi szansę. Byliśmy tylko przyjaciółmi ale ja naprawdę cię kocham.
SMS'y od Barnesa przychodziły jeden po drugim a ja każdego z ich czytałem po kilka razy. To co mówił Steve było prawdą. A ja mu nie wierzyłem. Ale czemu tak późno przyszły. Może gdy Steve wrócił od Barnesa, ten chciał mu dać czas by ochłonął.
Cholera. Co ja najlepszego zrobiłem?- spytałem sam siebie w głowie, a mój głos był wyraźniejszy niż kiedykolwiek. Muszę go jak najszybciej przeprosić. Ale co ja mu powiem?
Hej, Steve. Natasha ukradła twój telefon i przeczytałem wiadomości od Jamesa?
Beznadzieja. A może spytać się Natashy? Albo Clinta lub Pietro. Z tą dwójką Steve był najbliżej. Usiadłem na krześle przy biurku i oparłem głowę na dłoniach.
-Jarvis! Zawołaj Clinta i Pietro! I Wandę!- mimo ostrego zaangażowania, nie udało mi się tego powiedzieć, nie podnosząc głosu.
Na szczęście moja trójca wybawienie przyszła dość szybko by wybawić mnie z opresji.
-Chwila, czyli ty i Steve...- żaden z nich nie umiał tego sobie wyobrazić.
-Tak, byliśmy parą. Ale możemy się teraz skupić na czymś innym?- opisałem im w skrócie całą historię a oni patrzyli na mnie jak na totalnego palanta. Może nim byłem, a może i nie.- Chcę go przeprosić ale nie wiem jak.
-W co najczęściej bawiliście się gdy byliście mali?- spytała Wanda a Pietro spojrzał na nią, chyba rozumiejąc co wiedźma ma na myśli.
-Zwykle gdy u niego byłem, bawiliśmy się z jego mamą w podchody. Uwielbialiśmy tą zabawę bo na końcu zawsze dostawaliśmy ciastka. Jego mama robiła najlepsze ciastka na świecie.
-Świetnie. Więc zagraj z nim w podchody. Zostawiaj mu karteczki z jakimiś wskazówkami, tak jak gra się w podchody a przy nich zostawiaj niewielkie prezenty, jak bukiet kwiatów. Ostatnia wskazówka będzie prowadziła do miejsca gdzie urządzisz romantyczną kolacje i powiesz mu co czujesz. Koniecznie musisz poprosić go do tańca.- poszło szybko. Bez zbędnych pytań, plan prosty i ciekawy.
-Nie posądzałem cię o takie pomysły. Ten plan jest genialny jednak ma dwa małe detale, których nie zauważyłaś.- wtrącił się Clint, odcinając mi skrzydła radości i euforii. Jebany rzeźnik.
-Jakie?- spytał Pietro, bawiąc się rękawicą od Iron-mana.
-Po pierwsze, jeżeli nie będzie wiedział kto to pisze, uzna to za żart. A po drugie, Steve nie umie tańczyć.- słuszna uwaga, mój przyjacielu.
-Po pierwsze, Steve jest dość ciekawską osobą. Chociaż dla pewności napisz coś co go nakieruje. A po drugie, ty będziesz prowadzić w tańcu więc nie będzie tak źle.- Wanda uśmiechnęła się zwycięsko i założyła ręce na piersi dumna jak paw.
-Oby się to udało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro