Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Spadaj, Rogers" "Nawzajem, Stark"

Dyrektor Fury nie tolerował spóźnień a ja spóźniłem się już piąty raz w tym tygodniu. I nikogo nie obchodzi, że dopiero środa, bo Tony Stark jest takim bogiem, że zagina czasoprzestrzeń i potrafi spóźnić się do szkoły pięć razy w trzy dni. Szczerze sam nie wiem jak to zrobiłem.

Gdy wszedłem do klasy, zaraz po jakże uprzejmej reprymendzie dyrektora, zostałem zmuszony do zajęcia miejsca obok Rogersa. Świat mnie nienawidzi. Lekcja wychowawcza, bo takim mianem została ona określona, chociaż dla mnie to jest raczej lekcja testowania cierpliwości, trwała już dobre piętnaście minut, gdy do klasy weszła wicedyrektor Maria Hill i wręczyła Furemu jakąś brązową teczkę.

Mina dyrektora jak zawsze nie wyrażała emocji, chociaż przysiągł bym, że dwie godziny ze mną sam na sam i płakałby z rozpaczy, ewentualnie śmiałby się trzymając bazookę w dłoni, wycelowaną w moją głowę. Podpisał dokumenty i wrócił do tłumaczenia zasad panujących w szkolnych łazienkach. Czyżby Pietro znowu coś zrobił a ja o tym nie wiem? Często coś rozwalał i rzadko kiedy go za to karali bo nie mieli dowodów. Podobno rok temu pierdolnął go i jego siostrę prąd i teraz on zasuwa jak potrzaskany a ona kontroluje umysły. Ciekawe czy TARCZA coś o tym wie.

Dzwonek obwieścił błogosławioną przerwę przed lekcją matematyki, lecz większość uczniów, zamiast iść za budynek by zapalić jak przystało na licealistów, poszli na boisko, gdzie miał się rozegrać mecz piłkarski.

Wolałem iść z Rhodey'em gdziekolwiek ale żeby nie odstawać, musiałem iść tam. Trybuny były zapełnione od uczniów obu szkół, a na boisku kręcili się zawodnicy i sędzia. Oczywiście kapitanem drużyny naszej szkoły był błogosławiony Steven Rogers, w aktualnej chwili gadający z Sharon Carter, cheerleaderką, która od pierwszej klasy stara się go poderwać.

~~~

Red skull, kapitan drużyny przeciwnej, nawet nie starał się kamuflować tego jak kopał wszystkich po nogach i odpychał od piłki by każdym kosztem wygrać mecz. Jego kumple też nie byli lepsi i gdyby nie sokole oko Clinta, wszystko skończyłoby się ich wygraną.

Dwóch jego kumpli napadło na Bucka, który musiał iść do pielęgniarki z, prawdopodobnie, wybitym barkiem. Kilka razy sam oberwałem a za ostatnim razem, gdy Schmidt kopnął mnie w kolano, myślałem, że nie uda mi się już wstać.

Gdy zabrzmiał ostatni gwizdek, a moja drużyna mogła w spokoju zejść z boiska, okrążył nas tłum uczniów. W przeciwieństwie do reszty ekipy, ja nie lubiłem przebywać w tłumie więc odsunąłem się od nich i z uśmiechem obserwowałem jak Clint rozbawia dziewczyny swoimi dowcipami. Nagle poczułem mocne uderzenie w plecy. Odwróciłem się a moje oczy napotkały te Starka.

-Kto by pomyślał, że ci tak do mnie śpieszno- powiedziałem lekceważąco z lekkim uśmiechem. Stark spojrzał na mnie spod byka i założył ręce na piersi.

-Spadaj, Rogers

-Nawzajem, Stark

-A chcesz oberwać?

-Spróbuj.- tym razem w moim głosie nie było drwiny, tylko złość i jad. Odsunęliśmy się od siebie a ja zacisnąłem dłonie w pięści, jednak nie miałem zamiaru pierwszy atakować. Jeżeli na prawdę chciał ze mną się bić po raz kolejny to niech sam zacznie bo ja nie szukam kłopotów.

Wokół nas zebrały się tłumy gapiów. Nasze bijatyki sprowadzały największe zainteresowanie, co nie były mi na rękę. Ale on sam się prosił o to.

-Uspokójcie się.- między nas wszedł Thaddeus Ross, przewodniczący szkoły i jeden z tych uczniów, którzy najbardziej wpływają na nauczycieli. Rozluźniłem mięśnie, kurcze, nie chcę znowu mieć kłopotów przez tego dupka, nie chcę znowu mieć kłopotów.

Kiwnąłem głową i odwróciłem się a za mną ruszyła reszta szkoły, w końcu tak czy siak, mamy nadal lekcję.

-Uciekaj, tchórzu!- krzyknął lecz ja starałem się nie zwracać na niego uwagi.- Taki sam tchórz jak ojciec.- zapanowała wśród uczniów dziwna cisza.

~~~

-Może ich rozdzielimy?- spytałem Natashę stojącą obok mnie. Dziewczyna, podobnie jak ja, z niepokojem patrzyła jak Steve i Tony okładają się nawzajem pięściami. I to wcale nie delikatnie. Nie chciałem sam wtrącać się w sprawy tej dwójki, bo wiedziałem, że tylko ich rozwściecze lub sam oberwę. Ruda kiwnęła głową i, zgarniając po drodze Wandę i Pietro, podbiegliśmy do nich.

Gdy przedarliśmy się przez rozwydrzony tłum, który zamiast ich rozdzielić, dopingował tą walkę, Stark siedział na Stevenie i okładał jego twarz pięściami, a po chwili oberwał mocno w żebra i role się odwróciły.

Złapałem za pięść Rogersa i odtrąciłem go od chłopaka, który korzystając z rozkojarzenia przeciwnika, rozpędził się i uderzył nim o ścianę. Westchnąłem i podbiegłem z powrotem do Natashy, która siłowała się z pięścią Rogersa wycelowaną w twarz Starka, w pozycji takiej jakiej ich zastaliśmy, tylko że odwrotnej.

-Steve, daj spokój!- krzyknąłem ściągając go z Tonego, którego przechwycił Pietro i Wanda, a ja i Natasha zajęliśmy się kapitanem.

-Tony, przestań!- krzyknęła Maximoff i zanim zdążyła cokolwiek więcej powiedzieć, na środku zbiegowiska, stała już Maria Hill.

-Rogers, Stark, Romanoff, Barton, oboje Maximoff! Do dyrektora! A reszta do klas!- krzyknęła jak formułkę a ja już wiedziałem, że to poważna sprawa, skoro nie wysłała pierwszej dwójki do pielęgniarki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro