Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Skończ"

-Więc tak. Zacznę od podstaw.- Fury każdemu z nas podał kartki z nowym planem lekcji. Hakowanie, ćwiczenia praktyczne, teoretyczne i indywidualne, kilka innych tego typu zajęć, których nazwy nie jestem w stanie wymówić i kamuflarz. Co ja, kurwa, kameleon jestem? Dobra, nie ważne.

-A teraz reszta- dodał Fury i zajął swoje miejsce na skórzanym fotelu za drewnianym biurkiem.- Jak każda drużyna, musicie mieć dowódcę.

-Oczywiście mnie.- przerwałem mu kolejny wywód o liderze z charakterem, wykształceniem bojowym i tego typu pierdołami. Dowódca musi mieć jedną rzecz, forsę. Położyłem nogi na stole i odchyliłem się do tyłu.

-Nie, Stark. Kogoś poważnego, kto będzie składał mi cotygodniowy raport z waszych postępów grupowych i nie pogrąży drużyny.

-To może Rogers?- spytałem z kpiną.

-Został wybrany na to stanowisko już na samym początku.

-Słucham?!- krzyknęliśmy jednocześnie.

-Nie nadaję się na dowódcę.

-Chociaż raz powiedziałeś coś mądrego- zwróciłem się do niego a potem spoważniałem, patrząc na Furego- Ale przecież wczoraj go pokonałem. Jestem lepszy. Mądrzejszy, silniejszy, przystojniejszy, bogatszy...

-Skończy.- przestałem wymienianie swoich zalet nie dlatego, że mi kazał, tylko po to by widzieć jego irytację.

-Dyrektorze Fury, z całym szacunkiem ale ja nie nadaje się na dowódcę. Nawet pod nadzorem TARCZY.

~~~

-Pamiętacie test, który robiliście pod koniec pierwszego semestru?- gdy wszyscy kiwnęli głowami, kontynuowałem:- Miał on sprawdzić wasze predyspozycje przywódcze. Z tobą, Steven, mógłby konkurować tylko Thor, który zdobył dziesięć punktów mniej.

Przyznam, że gdy sprawdzałem ten test, czytając odpowiedzi Starka, miałem ochotę wydrapać sobie drugie oko i wyjechać do Europy. Na pytanie o jego reakcję podczas ataku terrorystycznego, napisał, cytuję: "Jeśli Tony ich nie spłoszy, Iron-man ich wypatroszy".

-Od jutra zaczynacie lekcje w Triskelionie. Dzisiaj będziecie mieć jeszcze dzień wolny z powodu wyjazdu agenta Coulsona na misję.- wszyscy kiwnęli głowami, a potem za moją zgodą, wyszli z pokoju. Wypuściłem powierze z płuc i skupiając myśli spojrzałem na telefon. Wyciszony, wydawał z siebie tylko lekką wibrację, świadczącą o wiadomości od agenta Coulsona.

-Słucham?

-Dyrektorze, mamy mały problem.

-Jaki?

-Nasi informatycy, próbując namierzyć hakera, znaleźli w serwerach TARCZY wirusa. Wygląda na to, że to on ściągał dane. Próbujemy namierzyć sygnał ale to zajmie sporo czasu. W dodatku prawdopodobnie, odkrywając wirusa, daliśmy znać hakerowi, że go znaleźliśmy.

-Rozumiem.- powiedziałem spokojnie, przeklinając tak naprawdę w duchu.

-A co z projektem "Avengers"?

-Komplikacje między Starkiem a Rogersem, czyli to samo co w szkole.- zawsze sprawiali największy problem, dlatego już przestałem zwracać uwagę na ich wzajemne dogryzki.

-Nie sądzisz, że powinniśmy oddać pracę namierzenia hakera Starkowi?

-Nie, zacznie wtedy działać na własną rękę, co nie będzie wróżyć nic dobrego. Projekt "Avengers" ma ich zjednoczyć.

-Skoro my nie możemy znaleźć hakera, to jak niby oni mają go złapać?

-Na wszystko przyjdzie czas.- rozłączyłem się i ruszyłem w kierubku windy. Zobaczę jak agenci sobie radzą.

~~~
Gdy wróciliśmy do wieży, Steve i Tony od razu się zwinęli w swoje strony. Nie że coś ale trochę wkurza mnie ich dziecięce zachowanie. Rozumiem, że mają jakiś zatarg ale, gdy są w jednym pomieszczeniu, atmosferę można ciąć nożem, i to takim tępym lub jakimś do masła.

-Idziemy na lody, Natasha?- spytał mnie Clint a ja od razu się zgodziłam. Chłopak od zawsze potrafił wyrwać mnie z niemiłych zamyśleń, złych wspomnień lub melancholii. Zachowywał się jak starszy brat. Był mi podporą gdy potrzebowałam pomocy a nie chciała się do tego przyznać. Pomagał mi gdy przeprowadziłam się na stałe do Stanów i gdy tworzyłam nowe relacje z nowymi ludźmi.

Lodziarnia okazała się wspaniałym pomysłem. Chłód omiótł moją skórę, co, biorąc pod uwagę, że na zewnątrz było bardzo gorąco, działało niezwykle kojąco fizycznie i na napięte nerwy. Wszystko było by idealnie, gdyby nie fakt, że Clint siedział jak na szpilkach.

-Wiesz, że jeżeli masz jakiś problem to zawsze możesz na mnie liczyć?

-Wiem.- Clint spuścił głowę, co jeszcze bardziej upewniło mnie, że coś go męczyło.

-Więc o co chodzi?- poprawiłam włosy i założyłam niesforny kosmyk za ucho.

-Chciałem się spytać czy pomogłabyś mi ze Stevem i Tonym.

-W jakim sensie?- uniosłam lewą brew do góry.

-Mam dość ich docinek. Kiedyś byli przyjaciółmi i, chociaż wiem tylko, że wszystko zniszczył jakiś czynnik pośreni, chcę by znów było jak dawniej.

-Chcesz się bawić w psychologów?- wzięłam do ust trochę lodów ze szklanego pucharka, który niedawno przyniósł kelner. Uwielbiałam czekoladowe lodu, zwłaszcza na takie upały.

-Najpierw w detektywów. Na początek musimy ustalić co się między nimi wydarzyło.

-Jestem z tobą.- powtórzyłam słowa, które kiedyś powiedział Clint, gdy pomagał mi ze sprawami osobistymi. Od tamtego czasu te trzy słowa były symbolem tego, że zbliżała się jakaś gruba akcja.

-Ale nie mam żadnego pomysłu jak dowiedzieć się, co zniszczyło ich przyjaźń.

-Może spróbujemy porozmawiać z  Rhodleyem i Bucky'm? W końcu są najlepszymi przyjaciółmi naszych problemów.

-Rhodley może nam coś powie ale wątpie by Bucky coś zdradził. Steve jest dla niego niemal jak brat, nie piśnie słowem.

-Musimy spróbować wszelkich sposobów.- zapowiada się długie śledztwo.

~$$$~
Rozdział pojawił się szybciej niż powinien ze względu, że miałam beznadziejny dzień, napisałam rozdział, a że jest według mnie nienajgorszy, to wstawiam. 🙂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro