Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"O ile pomidory są słodkie"

Większość rozdziału jest z kategorii +18 więc czytasz na własną odpowiedzialność. Na dole wiadomość.

~$$$~

Goście opuścili wieżę dopiero po dwudziestej czwartej a reszta drużyny rozeszła się godzinę później. Sprzątanie odłożyliśmy bo kto normalny sprząta dom po dzikiej imprezie od razu po wyjściu gości. Tak, zwykła impreza urodzinowa w klasycznym stylu nam nie wyszła i przerodziła się w najprawdziwszą balangę. Tyle tylko, że było o wiele mniej osób.

Tak więc zostałem ze Steve'm sam na sam w moim pokoju. Chłopak rzucił się na łóżko i kładąc się na nim bokiem, wtulił się w kołdrę. Uśmiechnąłem się na ten rozczulający widok. Podszedłem do łóżka i położyłem się za nim, obejmując go w pasie. Mruknął pod nosem i wyraźnie się uśmiechnął.

Wsunąłem lewą rękę pod jego koszulę i wodząc palcami po jego umięśnionym brzuchu, napawałem się jego cichymi pomrukami. Miał taką delikatną skórę. Po chwili Steve oderwał się od tulenia do kołdry, zakładam, że było to dla niego trudne bo materiał, z którego była wykonana naprawdę był miły i wygodny.

Wygiął rękę i wplątał palce w moje włosy. Przekręcił głowę jak najbardziej mógł. Podniosłem się i złączyłem nasze wargi. Z jego ust wydobył się cichy jęk, gdy wsunąłem język do jego buzi. Jego palce przeczesały moje włosy i lekko pociągnął za końcówki. Odsunęliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam powietrza. Przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej.

-Napaleniec.- zaśmiał się i zsunął rękę na mój policzek.

-To ty tak na mnie działasz.

Jego policzki zaszły delikatnym rumieńcem, na który uśmiechnąłem się. Uroku osobistego nie można mu odmówić. Musnąłem wargami jego policzek a potem spuściłem głowę w dół, by całować jego szyję. Odsunął głowę na bok, bym miał więcej miejsca. Zacząłem ostrożnie ssać i gryźć jego skórę, by nie zrobić mu krzywdy.

Chyba zbyt mnie poniosło, gdy zsunąłem lewą rękę z jego brzucha na jego krocze, powoli rozpinając spodnie. Jednak nie protestował, tylko wydał z siebie cichy jęk. Uznałem to za zgodę i zacząłem wolnymi ruchami masować jego męskość przez materiał bokserek.

-T-tony.- jęknął, a ja odsunąłem się od niego jak poparzony. Cholera. Na szyi zostawiłem mu kilka malinek.

-Steve, ja... przepraszam...

-Tony, nie masz za co przepraszać.- mruknął i odwrócił rumianą twarz w moją stronę. Prawą rękę nadal miałem pod jego koszulką, macając jego plecy. Był po prostu ideałem.

-Chcesz tego?- spytałem dla pewności. W odpowiedzi dostałem kiwnięcie głową ze strony Steve'a i powiększony rumieniec na jego twarzy.

Znów przysunąłem się do niego i tak jak poprzednio, zacząłem całować jego szyję. Lewą ręką zdjąłem jego spodnie. Było to dość trudne i problematyczne, biorąc pod uwagę, że starałem się nie odsuwać i nie przerywać całowania jego szyi. Gdy udało mi się zdjąć z niego spodnie, zająłem się jego koszulką. Przeklęty kawałek materiału, przez który musiałem się od niego odsunąć. W momencie kiedy ona również upadła obok spodni na podłodze, przekręciłem Steve'a tak by leżał na plecach i usiadłem na jego biodrach. Pochyliłem się nad nim a on złapał za krańce mojej koszulki i zdjął ją ze mnie.

-I kto tu jest napaleńcem?

-Jest dwa do jednego.- mruknął. Koszulka i spodnie kontra tylko koszulka. Dobra, nadal ja.

Chwyciłem jego nadgarstki i przytrzymując je nad jego głową, znów zacząłem go całować. Tym razem zachłanniej i agresywniej. Jednak moje ręce nie wytrzymały długo. Puściłem go i przeniosłem się na jego biodra, dosłownie zrywając z niego bieliznę. Jęknął zaskoczony.

-Trzy do jednego.- powiedziałem z głupoty, na co Steve zaśmiał się głośno. Przez chwilę się wierciłem a potem usiadłem między jego nogami. Steve przypominał pomidora. Małego, słodkiego pomidorka. O ile pomidory są słodkie.

Złączyłem ponownie nasze usta. Na oślep próbowałem wymacać szafkę obok łóżka i wyciągnąć z niej buteleczkę lubrykantu. Nie, nie miałem tego w planach od dłuższego czasu. Wcale.

-Jesteś tego pewien?- spytałem jeszcze raz dla pewności.

-Bardziej nie będę.- powiedział.

Wylałem trochę substancji na palce a potem wsunąłem w niego jeden z nich. Z ust Steve'a wydobył się jęk. Każdy ruch wykonywałem starannie, próbując dać Steve'owi jak najwięcej przyjemności. Potem dołożyłem drugi i trzeci palec. Jego nogi zadrżały a z ust wydobył się cichy jęk niezadowolenia, gdy wyciągnąłem z niego palce i oparłem dłoń obok jego bioder.

-Ale ty jesteś niecierpliwy.- zaśmiałem się, sam nie będąc w lepszym stanie.

Z szafki, z której wcześniej zabrałem lubrykant, wyciągnąłem prezerwatywę. Ja naprawdę tego nie planowałem, ktoś mi to podłożył. Rozpiąłem spodnie a potem ściągnąłem je razem z bokserkami.

Ostrożnie założyłem prezerwatywę na swojego penisa, który był już wystarczająco długo pobudzony. Poprawiłem jego nogi, kładąc je sobie na udach. Najdelikatniej jak tylko mogłem wszedłem w niego. Steve syknął z bólu i zacisnął palce na poduszce. Palcami kreśliłem kółka na jego biodrach i całowałem go po szyi, starając się odwrócić jego uwagę od bólu.

Gdy już jako tako przyzwyczaił się, zacząłem się poruszać. Na początku robiłem to wolno ale po kilku minutach przestałem się powstrzymywać. Moje ruchy były coraz szybsze a jęki Steve'a coraz głośniejsze. Raz po raz odrywałem dłoń od jego bioder by przejechać nią wzdłuż ciała chłopaka.

Steve doszedł pierwszy, jęcząc głośno moje imię. Dołączyłem do niego chwilę później, gryząc go w szyję, by stłumić dźwięk wydobywający się z moich ust. Gdy oboje się uspokoiliśmy, wyszedłem z niego i położyłem się tuż obok. Steve wtulił się w moją klatkę piersiową.

-To chyba ostatni prezent jaki mam.- powiedziałem a on znów parsknął śmiechem.

Chociaż dźwiękoszczelne ściany też by się przydało zakupić.

THE END

~$$$~

W poprzednim rozdziale, Stony zostało przegłosowane. Więc na moim profilu pojawiła się książka "Padał wtedy deszcz / Stony", do której serdecznie zachęcam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro