"Damy radę"
Następny weekend był jednym z najbardziej udanych dni jakie były w ostatnim czasie. Zaczęło się niewinni. Rankiem poszedłem do Bucka lecz niestety jego mama miała wolne, przez co nie mogłem porozmawiać z nim o tym co stało się pomiędzy nim a Tonym i mną. Dręczyło mnie to przez całe nasze spotkanie ale nie mogłem dać po sobie poznać, że coś się dzieje.
Winnie, nie obrażając mojego przyjaciela, była o wiele bardziej spostrzegawcza więc bez problemu mogłaby się domyślić, że ukrywam projekt Avengers, a ja przecież nie umiem kłamać. Chyba, że to nie są jakieś wielkie kłamstwa lub w jakichś specjalnych sytuacjach.
Po spotkaniu dostałem wiadomość od Wandy z informacją, że Tony'emu udało się zhakować system Hydry. Omówiliśmy szczegółowo plan, tym razem uwzględniając w nim najświeższe dane, liczebność agentów, ewentualne komplikacje ze strony TARCZY i naszą siłę. Wyszedł z tego niezły miks zadań i indywidualnych planów.
Tym razem postanowiłem zabrać całą drużynę. Bruce miał na początku wątpliwości ale Thor i Pietro skutecznie namówili go do wzięcia w nim udziału. Hulk zdecydowanie nam się przyda. Zwłaszcza jeśli chodzi o odwrócenie uwagi. Zielony jest świetny na pierwszy strzał więc nawet stratedzy Hydry nie będą nic podejrzewać.
Kolejna podróż do Kalifornii. Tym razem nie obyło się bez komentarzy Starka na, między innymi, mój temat. Nie chciałem zaczynać kłótni na temat, który od kilku dni mnie męczył przy reszcie drużyny, więc siedziałem cicho, czasami coś odgryzając.
-Dobra, możecie już przestać?- Natasha, która pilotowała z Clintem quinjet, chyba miała już dość naszej "kłótni". Atmosfera i tak była już napięta, a my wszystkich tylko dobijaliśmy.
Kiwnąłem tylko głową i założyłem tarczę na plecy, poprawiając jednocześnie komunikator. Byliśmy coraz bliżej celu. Tym razem postanowiliśmy wylądować trochę dalej niż wcześniej. Pięć kilometrów dalej. Drzewa skutecznie zakryją statek a w dodatku Stark podłączył Jarvisa w system nawigacji, przez co nikogo nie musieliśmy zostawiać, by pilnował quinjeta.
Pietro pobiegł na zwiad a my spokojnym tempem, ruszyliśmy za nim. Clint rozglądał się za potencjalnym zagrożeniem. Słyszałem jedynie gałęzie pękające pod naszymi nogami, szum wiatru i bieg Pietro'a.
Może i byłby to dobry plan na zakradzenie się do wnętrza bazy i wykradzenie tych danych, jednak oni mieli zdecydowaną przewagę liczebną, a my brak jakiegokolwiek, pozytywnego doświadczenia. Pierwsza misja była nieudana więc się nie zalicza.
-Kiepsko. Wzmocnili obronę.- podbiegł do nas Pietro. Spojrzałem w górę.
-Thor, zaczynasz.- powiedziałem do gromowładnego. W sumie to trochę dziwne. Istnieje jeden Bóg, a wszyscy ciągle mówią, że jest bogiem z Asgardu. Eh, czasami nie rozumiem ludzi na około. Chłopak wstał i wzbił się w powietrze. Kilka chwil później rozpętała się burza. Nieźle.
-Stark, Hawkeye, Wanda, idziemy.- mruknąłem i razem z pozostałą trójką wstałem zza niewielkiego pagórka.- Spróbujcie ich trochę zdenerwować. A w razie potrzeby wracajcie do quinjeta.- powiedziałem do reszty i ruszyłem przed siebie.
~~~
Wleciałem do zamku przez okno. To było chyba moje najlepsze wejście. Chociaż wjazd do szkoły na koniu też był dobry. Znaczy to był mechaniczny koń, którego sam zbudowałem. Miał nawet pasy bezpieczeństwa, w końcu rozwijał prędkość trochę większą niż zwykłe zwierzę.
Ale wracając do mojego świetnego wejścia. Agenci Hydry rozpierzchli się na wszystkie kierunki świata, zostawiając mnie samego z komputerkiem sprzed dekady. Czy oni nie znają słowa "technologia"? I nie żeby poprzednim razem było inaczej.
-Stark, pospiesz się.- usłyszałem w komunikatorze głos wdowy. Fajne przezwisko. Jeżeli jest taka jak te pająki to Clint powinien zacząć się bać.
-Dobra, dobra. Spokojnie. Nie od razu Rzym zbudowano.
-Ale ściągnięcie tych danych nie powinno ci zająć zbyt wiele czasu.
-Jeżeli będzie cisza. Bo lubię was denerwować.- zaśmiałem się i z pomocą Jarvisa, który za pomocą dostępu do internetu kierował mną w obsłudze tego zabytku, udało mi się zebrać całą masę plików o projekcie "Myśl".
-Gotowe.- wyleciałem przez okno, oczywiście przez inne, niech szklarz ma coś do roboty, i stanąłem obok naszego drogiego Kapitana Ameryki.- Ta misja to prościzna. Ciekawe czemu wcześniej nam się nie udało.
-Nie kracz. Musimy jeszcze wrócić do domu.- od wylądowania, do wystartowania misja zajęła nam jakieś trzy godziny. Ale ten czas zleciał.
(Przepraszam, że akcja i opisy kuleją ale trochę nie mam pojęcia jak to opisywać)
-Powinienem was zawiesić!- wydarł się Nick Fury, gdy następnego dnia przyszedł do nas z informacją o nielegalnej misji ratowania wirtualnego wszechświata przed mackami Hydry. Nazwiska czasami opisują człowieka. Na przykład moje w języku niemieckim oznacza "silny".
-Ale się udało.- podałem mu szklankę koniaku. Ja wszystko pije ze szklanki. Usiadłem na wygodnej sofie i rozłożyłem stopy na udach Rogersa. Niech wie kto tu jest szlachta.
-Zdajesz sobie sprawę, co by się stało, gdyby któreś z was ucierpiało lub co gorsza zginęło?
-Nasi rodzice by oszaleli. Z wyjątkiem rodziców Rogersa, bo oni nie żyją.- widziałem tą złość na jego twarzy, wkurw w pięściach i żal w oczach. Kurwa, dlaczego chcę go w tej chwili przeprosić i przytulić?
-Stark! Przestań- krzyknęła Natasha.
-Daj spokój. To i tak nic nie da.- podniósł się i uśmiechnął łobuzersko w moim kierunku. Wszyscy jakby odetchnęli z ulgą, ale ja widziałem jego smutek w oczach.
~$$$~
Na moim profilu pojawiła się kolejna książka "Novae Vitae". Nie jest to nic o Stony'm ani o Marvelu. To raczej eksperyment czy umiem pisać coś innego niż fanfiction. Zapraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro