"Cisza"
Gdy wróciliśmy do Nowego Yorku, informatycy TARCZY wzieli od nas dane i zniknęli. My mieliśmy po ludzku czekać aż Fury się do nas odezwie i pogratuluje udanej misji.
No, po części udanej. Podczad gdy wszyscy walczyli z agentami Hydry, ja musiałem wtargnąć do ich czcigodnego pałacu. Jednak to co tam zobaczyłem, i tylko w połowie byłem w stanie opisać reszcie, szczerze mnie przeraziło. Ogromny robot, nie podobny na szczęście do mojej zbroi, był... przerażający. Tak... to dobre słowo. Nie wiem czy to miało coś wspólnego z tym projektem ale to było trochę podejrzane.
Dopiero następnego dnia, gdy Fury nas wezwał do siebie, wszystko nam wyjaśnił.
-Dane, które mieliście odzyskać, to, jak już wcześniej mówiłem, projekt "Myśl. Pracujemy nad nim od dawna. Jest połączony z satelitami Starka. Miał on kontrolować wszelkie informacje przebiegające w internecie i innych środkach medialnych. Hydra chce zapanować nad nim, w końcu internet potrafi wyprać mózg. Udało wam się odzyskać tylko część danych więc wygląda na to, że Hydrze udało się uruchomić część projektu. Niestety nawet ten fragment danych, który został w Hydrze jest w stanie zrobić mnóstwo szkód. Wracajcie do Stark Tower. Resztą zajmie się TARCZA.- tak mniej więcej wyglądało całe zebranie. Fury po prostu nas olał.
Wróciliśmy do wieży i w ciszy siedzieliśmy przez następne kilka minut w salonie. Pietro jako jedyny miał dobry humor. Szamał udka kurczaka na kanapie mając wywalone na wszystko czego nie dało się zjeść. Też bym miał gdyby nie to uczucie, że znowu zawiodłem i do niczego się nie nadaje.
-Nawaliliśmy. Musimy to naprawić.- podniosłem się i spojrzałem na resztę drużyny.
-Ale jak? TARCZA odsunęła nas od tej sprawy.
-Od kiedy tak wymiękasz, Steve?- starając się zachować wystarczającą grzeczność, nazwałem go po imieniu. Nie robiłem tego od bardzo dawna, nawet w myślach nazywałem go po nazwisku a gdy Jarvis chciał mi o nim wspomnieć, kazałem nazywać go "obiekt SR". Wiem, mało oryginalnie ale to było dwa lata temu a potem się już przyzwyczaiłem.
-Nie wymiękam. Po prostu się pytam. Nie chcę wszczynać z tobą kolejnej wojny, Stark.
-Zbierzemy informacje o tamtym miejscu, ułożymy plan na spokojnie i odzyskamy pełne dane. Wysłuchamy pochwał i pójdziemy na shawarmę. W centrum jest niezła knajpka.- same konkrety.
-Od kiedy chcesz tworzyć plan?- wtrąciła się Natasha, której od razu zawtórował Clint.
-Myślisz, że ten wielki robot, o którym mówiłeś, ma coś z tym wspólnego?- spytała Wanda. Tyle pytań zadają mi pierwszy raz od kiedy zerwałem przyjaźń z Rogersem. Ten moment jest chyba jakąś linią czasową, do której zawsze się odnoszę.
-Jestem geniuszem ale nie jasnowidzem. Musimy zacząć od początku.
-Pierwszy raz od dawna się z tobą zgadzam. Musimy to naprawić. Tym razem zaplanujemy to bardziej szczegółowo.
-Ale nie mamy na to wiele czasu.- Natasha podniosła się z bujanego fotela. Kto by pomyślał, że tak go polubi. Nikt nie miał prawa na nim usiąść pod karą złamanej ręki i kilku (nie) przyjemnych dni na OIOM'ie.
-Co masz przez to na myśli?
-TARCZA pewnie zaczęła działać od razu, a my niedługo musimy wrócić do szkoły.
-Zopomniałaś o jednym.- podniosłem palec wskazujący do góry, jak to się robi gdy ma się genialny pomysł i pokręciłem delikatnie głową.
-O czym?- założyła ręce na piersi i spojrzała na mnie tym swoim przenikliwym do szpiku kości spojrzeniem, potrafiącym wywiercić dziurę w duszy. Jeżeli się ową rzecz posiada. U mnie to raczej trochę metalu, stary papier ścierny i kubek słonej kawy sprzed tygodnia.
-Uczymy się w ośrodku TARCZY. Ułatwi nam to zupełnie sprawę.
-Ale wiesz, że większość czasu spędzamy na zajęciach praktycznych lub w terenie? Nie będzie czasu na szpiegowanie.
-Nie siej defetyzmu.- w tej chwili przypomniałem sobie o barku. Odwróciłem się i okrążyłem stół.
-Jestem realistką.
-Właśnie widać.- otworzyłem jedną szafkę i wyciągnąłem z niej butelkę bursztynowego trunku z napisem na etykiecie "Wisky". -Chyba, że ktoś ma lepszy pomysł. Ja chętnie posłucham.
Cisza, która nastała jawnie głosiła, że wygrałem. Jednak, co ciekawe, nie widziałem na twarzy Rogersa złości ani zdołowania tym faktem.
Każdy rozszedł się do swoje piętra, podczas gdy ja ruszyłem do pracowni. Moja piękna zbroja trochę ucierpiała od tej kiepskiej wyprawy do słonecznej Kalifornii. Jest kuloodporna ale zadrapania i tego typu rzeczy nie atrakcyjnie wyglądają na powierzchni czerwono-złotego bohatera.
W moim warsztacie jak zwykle panował chaos i destrukcja. Wszystko walało się tak jak to zostawiłem. Jedynym czystym miejscem było biurko. Chociaż... no... nie było ono czyste ale nadmniej zagracone... znaczy zabrudzone. Gratów tam było od cholery i ciut ale nie było brudu, smaru, oleju czy tego typu rzeczy.
Więc wychodzi na to, że najczyściej było przy drzwiach by wchodzący ludzie, a było ich niewielu, nie wypieprzyli się na starcie o jeżdżacego w tą i spowrotem robota. Na środku było podwyższenie, na którym stała zbroja. Kilka wgnieceń i rys.
-Jarvis, zamów części. Muszę to naprawić- powiedziałem, oglądając zniszczoną rękawicę. Cisza panująca dookoła upewniła mnie, że wszyscy zajmują się sobą. Z nieznanego powodu, spuściłem głowę w dół.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro