Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Obietnica

  Kompania nie wierzyła własnym oczom. Przepiękny wschód słońca wschodził właśnie zza Samotnej Góry. Gdy wszyscy się na patrzyli odwrócili wzrok w stronę poranionej dziewczyny. Thorin chciał już coś powiedzieć, ale Victoria nagle oddała mu niski pokłon. Dębowa Tarcza był ewidentnie zakłopotany tą sytuacją, gdy kobieta wyprostowała się Thorin rzekł.

-Dlaczego to zrobiłaś?

-Bo to ty jesteś prawowitym królem pod Górą, a nie jakiś ogromny gad.

-Posłuchaj, - Thorin westchnął głęboko- nie mam na to dowodu, że jestem królem, dopóki nie będę pod posiadaniem Arcyklejnotu.

-Ty niczego nie potrzebujesz, żeby być królem, ty tylko tak uważasz, a co gdyby Arcyklejnotu nigdy nie było lub go nie znaleziono?

-Victoria ma racje, Thorine czy mógłbyś przyjąć ją do kompani?

Do rozmowy wtrącił się Gandalf. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy z nadzieją i czekała na ostatni werdykt. Thorin odwrócił się w stronę Balina pytającym wzrokiem, ten tylko kiwną potwierdzająco głową.

-A więc tak, witamy w kompani. Tylko jaką mam mieć pewność, że nikomu nic nie zrobisz?

Dziewczyna zastanawiała się chwile, nagle ją oświeciło. Zwróciła się do czarodzieja.

-Jesteś czarodziejem?

To było bardziej stwierdzenie niż pytanie.

-Tak droga pani.

-A umiesz zrobić przysięgę wierności.

-Owszem jak każdy czarodziej, czyli chcesz złożyć taką przysięgę Thorinowi?

Dziewczyna kiwnęła głową i zbliżyła się do Thorina wyciągając rękę. Krasnolud za bardzo nie wiedział co robić więc stał wyprostowany.

-Chwyć mnie za nadgarstek i nie puszczaj pod żadnym pozorem.

Mężczyzna niepewnie wyciągną dłoń łapiąc za nadgarstek kobiety, która wykonała dokładnie to samo. Victoria spojrzała na Mithrandira dając mu przy tym znak by zaczął. Uniósł swą laskę i rozpoczął wymawiać jakieś niezrozumiałe zaklęcia. W około Thorina i Victorii zalśniła błękitna tarcza, a na ich dłoniach pojawiły się magiczne liny, które ich związały. Patrzyli sobie w oczy nie odwracając wzroku od siebie czekali aż czarodziej skończy. Cała kompania stała oszołomiona nie wiedząc co ze sobą zrobić. Gdy wszystko zostało zakończone liny, które ich oplatały zniknęły tak samo, jak tarcza.

-Dobra... Co to było...

Spytał krasnolud, który nic chyba nic nie rozumiał. Z pomocą przyszedł mu Balin.

-To była mój drogi Przysięga Wierności. Victoria właśnie złożyła ci taką przysięgę, czyli jak by to powiedzieć, jesteś teraz tak jakby jej panem.

-Czekaj Co! Nie ja nie chce być niczyim panem odwołaj to, ALE JUŻ!!

-Nie o to chodzi z tym panem. Chodzi o to, że jak wydasz mi jakieś polecenie, a ja tego nie zrobię lub złamie dane słowo to zacznę odczuwać ogromny ból, który ustanie dopiero, wtedy gdy wykonam zadanie bądź zaprzestaniesz czynność.

Thorin złapał się za głowę nie mogąc tego pojąć, dlaczego to zrobiła. Wszyscy jeszcze chwile ochłonęli i nie zwlekając kompania zaczęła powoli schodzić ze skały, bo ile można tam stać.

------------------------------------
•Dzięki za przeczytanie

•Dziś trochę krótszy rozdział, bo pisze go na lekcji, ale niedługo następny.

•Sorry za wszystkie błędy ortograficzne.

•Jak zawsze proszę o napisaniu twojej opinii w komentarzu.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro