Koniec
Pov Thorin:
Biegłem właśnie z Filim Kilim i Dwalinem na Krucze Wzgórze żeby zabić w końcu Azoga. Udało mi się pokonać smoczą chorobę i stanąć do walki. Żałowałem tego co zrobiłem Victorii. Nie wiem czy jeszcze ją zobaczę, ale gdy przeżyje tę wojnę będę jej szukał, po całym Śródziemiu. Boje się że może nie żyć, ale wierze w to że ona faktycznie gdzieś tam jest cała i zdrowa.
Dobiegliśmy właśnie do celu, ale nikogo tu nie było. Obok nas była wieża więc wysłałem tam siostrzeńców, a ja z Dwalinem pilnowaliśmy dołu. Nagle zza moich pleców wyszedł zdyszany
Hobbit.
-Musicie stąd iść jak najszybciej, zaraz przyjdzie tu cała armia orków.
-Nie możemy iść teraz bo Fili i Kili są w wie...
Przerwał mi okrzyk Orków z balkonu wierzy, był tam Azog i...
-Fili!!
Nie wierzę mają mojego siostrzeńca. Zaraz, tam też jest Kili. Patrzyłem na przestraszoną twarz Filiego.
-Ten będzie pierwszy!!
Usłyszałem krzyk orka i widziałem tylko jak Azog bierze zamach ostrzem, a potem nagle nie wiadomo skąd, zjawił się orzeł i z niego zeskoczył ktoś w kapturze. W kapturze który bardzo dobrze znałem. Dziewczyna wylądowała obok mojego siostrzeńca, chwyciła go i zaskoczyła z nim z balkonu. Victoria wylądowała na nogach tak jak by skoczyła z jakiegoś niskiego murku, a Fili leżał brzuchem na jej plecach, wstał z niej i przytulił się do Victorii. Dziewczyna odwzajemniła gest, ale zaraz się od niego odsunęła.
-Musimy się szybko wynosić.
Chwila coś jest tu jest nie tak. Zamiast usłyszeć melodyjny kobietę usłyszałem męski głos.
-Kim jesteś, dlaczego masz kaptur i w ogóle ubrania Victorii.
-To nie czas na tą rozmowę.
Nie mogłem wytrzymać więc podeszłam do mężczyzny i zdjąłem mu kaptur...
Alandir!
Gdy go zobaczyłem miałem ochotę go udusić. W Ereborze mój siostrzeniec powiedział mi o wszystkim, czego dowiedział się od Victorii. W tym też był wątek właśnie o Alandirze.
-Co ty tu robisz?
-Powiedziałem, że to nie jest rozmowa na teraz, powiem ci tylko że z Victorią jest wszystko w porządku. Żyje jest cała. Teraz musimy wiać.
Nie chciałem się ruszać bez Kiliego, który gdzieś tam jest, ale nie miałem wyboru wierzę w niego że da sobie radę.
-Ehh biegniemy
-A Kili.
Zawołał Fili obracając się do około poszukując brata wzrokiem.
-Nie mamy czasu da sobie radę. Chodź.
Alandir założył z powrotem kaptur na twarz i czwórkę zaczęliśmy zbiegać z wzgórza i dołączyliśmy do bitwy na dole. Co chwila się rozglądałem patrząc czy każdy jest i czy gdzieś jednak nie ma Victorii.
15 min później
Wszyscy byli zmęczeni od wymachiwania mieczem czy strzelania z łuku. Orków wcale nie ubywało. Zobaczyłem nagle Azoga zbliżającego się do Alandira pewnie myślał że jest to Victoria.
-ALANDIR!!
Mężczyzna odwrócił się i zobaczył Plugawego. On też zaczął zmierzał w jego kierunku. Chciał stanąć z nim do walki. Przecież on zginie. Zacząłem biec za nim. Byłem w połowie drogi do nich kiedy Alandir leżał już na ziemi. Jeszcze żył. Dobiegłem do niego i w ostatnim momencie uratowałem go od śmierci, krzyżując swój miecz z ostrzem Orka. Właśnie teraz zaczęła się walka o wszystko. Tylko jeden z nas wygra. Nie myślałem o niczym innym niż o sposobie wbicia ostrza w jego ciało. Unik, cios, parowanie, cios, unik. I tak na około bez chwili wytchnienia. Zobaczyłem że Alandir się podnosi i staje u mojego boku. Nikt normalny by tego nie robił, ale on ewidentnie obiecał coś Victorii.
-Zapłacisz mi za to co mi zrobiłaś Ostrze.
-Jest tylko jeden problem, nie jestem tym kogo szukasz.
Alandir zdjął kaptur i spojrzał na zdziwioną twarz Orka. Z jego gardła wydarł krzyk złości. Zaczął wymachiwać swoim mieczem i maczugą jak opętany. Co jakiś czas przecinaliśmy sobie skórę zadając sobie rany.
Nagle na wzgórzu pojawiła się oślepiająca biel. Wszyscy odwrócili się w tym kierunku, zakrywając oczy od słońca. Gdy jasność się zmniejszyła, dało się ujrzeć postać w białych szatach. Zza jej pleców wyleciały ogromne orły,m a na jednym z nich był Beorn. Białą osobę złapał ptak który zaczął lecieć w naszym kierunku, cała reszta orłów z zmiennokształtnym zajęła się zabijaniem orków i goblinów, teraz znowu zaczęła się walka
Ptak nad nami upuścił osobę która zaczęła spadać głową w dół, prosto na nas. To nie był jakiś niekontrolowany lot tylko wyglądał tak jak by ta osoba ćwiczyła to przez lata. Ziemia zadrżała. Postać wylądowała pomiędzy mną, Alandirem, a Azogiem. W tym miejscu gleba wgniotła jak zwykła blacha od zbroi po uderzeniu w nie pięścią. Osoba wstała i wyprostowała się.
-To chyba mnie szukasz.
Teraz byłem pewien kto to jest.
Victoria.
Kobieta wyjęła miecz zza pleców i ustawiła się w pozycji bojowej, a my trochę z tyłu po jej obu stronach. Zaczęliśmy biec w kierunku Azoga. Nie miał szans z trójką wojowników. Walczyliśmy ramie w ramie, a Ork opadał z sił. Victoria zamachnęła się i odcięła Plugawemu drugą dłoń. Upadł on na kolana
-Oko za oko, ząb za ząb
Odciąłem mu głowę tak samo jak on kiedyś mojemu dziadkowi, a jego ciało upadło bezwładnie za ziemie, a głowa odleciała gdzieś w dal. To wszystko się skończyło. Orkowie ginęli od orłów albo uciekali. Było już po wszystkim. Dyszeliśmy ciężko. Spojrzałem na Victorie, a ona na mnie. Jej szaty nie były już tak białe jak na początku. Było na niej pełno krwi i piachu. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niej i połączyłem nasze usta w pocałunku. Całowałem powoli i namiętnie, chciałem jej tym choć odrobinę wynagrodzić to co jej zrobiłem. Powoli odsunąłem się, bo pomniałem sobie że nie jesteśmy tu sami.
-Przepraszam cię...
Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Spojrzałem w jej zielone tęczówki.
-Przepraszam cię z to co zrobiłem, za to że ci zadałem ból, z to kazałem ci odejść, za to że...
Victoria położyła mi palec wskazujący na ustach.
-Za nic nie musisz mnie przepraszać. Wiem w jakim byłeś stanie. Nie panowałeś nad tym.
Staliśmy bezruchu. Przyciągnąłem ją do siebie przytulając ją, tak jak by zaraz miała zniknąć.
Po chwili odsunęliśmy się na dwa kroki i spojrzeliśmy na Alandira.
-Na Durina. Przepraszam cię.
Powiedziała Dziewczyna pocierając się dłonią o kark.
-Nic się nie stało. Jestem szczęśliwy z waszego szczęścia i z tego że mogłem pomóc Victorio. Po tym wszystkim wypłynę za morze.
-Dziękuje ci za wszystko, czyli nie zostajesz do ceremonii.
Mężczyzna pokiwał przecząco głową. Victoria podeszła do niego i przytuliła go.
-Żegnaj Alandirze
-Żegnaj Victorio
Mężczyzna zrobił krok do tyłu i spojrzał na mnie.
-Dzięki za uratowanie mi życia. To był zaszczyt walczyć u twego boku.
-Nie ma za co.
Wystawiłem do przodu dłoń, którą po chwili uścisnął.
-Żegnaj Thorinie.
-Żegnaj Alandirze.
Po tym odwrócił się i udał się w pelerynie Victorii w stronę lasu...
__________________
Ważne
No to chyba koniec przygód naszych bohaterów z trudem ale doszliśmy do końca. Przepraszam was za te długie przerwy między rozdziałami, ale może rozumiecie mnie że końcówkę zawsze jest najtrudniej napisać. Tutaj trochę zmieniłam bieg historii, ale Ciii.
Za wszystkie błędy ortograficzne i inne przepraszam będę niedługo robić korekty.
Mam nadziej że się podobało. Niedługo powinien się pojawić Epilog z wytłumaczeniem co się działo z Victorią i Alandirem gdy ich nie było.
Dziękuje wam wszystkim za wasze odczyty i polubienia. Przez tą całą wędrówkę po Śródziemiu zdobyliśmy 9.39 tyś odczytów i 596 gwiazdek, ale pewnie po opublikowaniu tego liczba się powiększy, Za to was kocham. Może nie jestem jakąś wybitną pisarką i mam dopiero 14 lat, ale jestem dumna z tego co pisze. Jeśli macie jakieś pytania piszcie je w komentarzach. Dla ciekawskich pisze już kolejną książkę więc jeśli ktoś lubi creepypasty z Slendermanem i innymi zapraszam...
Jeszcze raz wam wszystkim dziękuje!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro