Czemu Ja?
Nastał już świt i cała kompania powoli wstawała, no może nie cała, otóż pewna dwójka nie spała przez całą noc nie mogąc przestać myśleć o drugiej osobie. Wieczorne zdarzenie sprawiło wiele przemyśleń, w głowie Victorii i Thorin'a.
Wszyscy czekali tylko na decyzje czarodzieja, co mają zrobić.
-Dobrze ja pójdę z Victorią, a wy tu macie czekać na mój znak.
-Myślę, że to nie jest za dobry pomysł, żebym z tobą poszła, nie może pójść, no nie wiem...
Dziewczyna szybko przejechał wzrokiem po kompanii i zatrzymała się na najmłodszym z krasnoludów.
- Ori może iść.
-CO! Czemu ja, nie możemy stąd po prostu uciec oknem.
-Ja nie będę przed nikim uciekał!
Do ich wspaniałej wymiany zdań wtrącił się rozzłoszczony i z niecierpliwiony Dwalin.
-Uspokójcie się! Victorio, dlaczego nie możesz iść?
-Po prostu nie mogę, to ma związek z przeszłością. A tak w ogóle to nie możesz iść sam?
-Nie mogę!
Dziewczyna westchnęła i przekręciła oczami. Stanęła przed kompanią spojrzała na nią prawdopodobnie ostatni raz.
-Doba, ja pójdę SAMA i jak usłyszycie jakieś krzyki to prawdopodobnie będzie to moment jak będę rozrywana na strzępy i w żadnym przypadku nie macie mnie ratować, zasłużyłam na taki koniec, SAMA.
Spojrzała teraz w tym momencie na Thorina, a w jego oczach było widać zdziwienie wymieszane z strachem. Nie chciał by dziewczyna tam szła, a tym bardziej by usłyszał jakieś krzyki. Chciał jej wydać już polecenie by nie szła, ale dziewczyna właśnie opuściła pomieszczenie.
------------------------------
Przepraszam że taki krótki rozdział i jedyne 236 słów ale obiecuję że następna część będzie dłuższa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro