Miłość rośnie wokół nas...
-Tony-
No i jestem w kropce. A mogło być tak pięknie. Zapamiętać, nie słuchać już przenigdy rad Look'a. No i co ja mam teraz zrobić? Zarumieniony Mark cały czas mi się przygląda. Mam mu powiedzieć, że go kocham? (dop. Koleś już najwyższy czas xb) Udawać, że nic nie zrobiłem? Powiedzieć, że to było nie chcący? A może zasugerować, aby zapomniał o całej sprawie? Bez kitu, znamy się parę miesięcy i mam powiedzieć nagle „Kocham cię"? Może to jednak przemilczę....
Usiadłem na krześle obok łóżka. Mark nadal był zarumieniony i wpatrywał się cały czas we mnie. Pewnie i tak zapyta dlaczego to zrobiłem, ale na razie zagadam. Może zapomni?
-To...co czujesz się lepiej?
-Mark-
Próbuje odtworzyć sytuację, która miała miejsce kilka sekund temu. Tony mnie pocałował.....Tony mnie pocałował... chwila co?! Czy to kolejny sen z serii „Dziwne sny Mark'a i inne koszmary"? Nawet jeżeli to nie był sen to... dlaczego to zrobił? Nie biorąc już pod uwagę, że pocałował faceta. Chwila, to brzmi jeszcze gorzej! Tony pocałował faceta, a konkretniej mnie. Na samą myśl spaliłem jeszcze większego buraka niż miałem (a da się jeszcze bardziej?).
Zauważyłem, że odwlekam z odpowiedzią.
-T-tak p-po tych lekach trochę się uspokoiłem.- mój głos cały drżał. Miałem mętlik w głowie. Spytać się czy nie? Ja nawet nie wiem czy jestem homo czy bi. A jak mnie wyśmieje i powie, że o dla żartu? Ja... nie wiem co mam robić. Korci mnie, ale boję się odpowiedzi. Zostaje mi chyba tylko przemilczenie sprawy i zmiana tematu. Może kiedyś...
-Look-
Patrzyłam na tą cała scenkę przez szklane drzwi. Tony ma świetną okazję wyznać uzucia! I powiedzcie mi, że nie nadaje się na swatkę! W gruncie rzeczy martwiłem się o niego. Tyle kłamstw, a my nadal trwamy u jego boku. Chciałbym, aby Mark nam to wszystko wyjaśnił. Chciałbym, aby nasza przyjaźń trwała jeszcze długie lata, a najlepiej na zawsze. Koniec kłamstw, koniec sekretów, tajemnic. To jest nasz nowy początek, a do naszej paczki dołącza Toniś.
Podeszłem do mojego chłopaka i przytuliłem z zaskoczenia.
-John!
-Tak?- spytał jak zawsze ze swoją kamienną miną
-Kochaaasz mnie jeszcze Johniś?- często zadawałem mu takie pytania, bo to był najskuteczniejszy sposób na okazywanie czułości względem mnie.
-Jeju , czy ty musisz zadawać takie głupie pytania?- uśmiechnął się lekko i pocałował mnie w nos, później w skroń i na końcu musnął moje usta. Rety... jak ja uwielbiam jego pocałunki.
Poczułem się nagle szczęśliwy, ale na policzki i tak zagościł nie chciany róż.
-Brian-
Wstąpiłem do kawiarenki, która mieści się w szpitalu. Musiałem ochłonąć. Mark się obudził. Mam nadzieje, że nie ma amnezji. Te krzyki były przerażające... Kiedy się ten koszmar skończy? Wiem, częściowo to ja doprowadziłem do tego, ale kto by sobie poradził w takiej sytuacji? Ojciec przecież mnie też bił. Uciekłem, podałem się, zostawiłem Mark'a na pastwę losu. Już koniec wspominania o tym, ale nigdy sobie nie wybaczę.
Teraz idę w stronę sali, gdzie leży mój braciszek. Już miałem wejść , kiedy zobaczyłem Tony'iego w środku. Oboje byli lekko zarumienieni, chociaż nie, Mark miał twarz czerwoną jak burak. Czyżby wyznanie? No cóż, nie będę im przesadzał, ale jeśli skrzywdzi mojego braciszka to pożałuje! I to ostro!
-Tony-
-T-to może już pójdę. Look i John też chcieli cię odwiedzić.- Mamusiu urodziłaś tchórza...
-D-dobrze- wstawałem kiedy Mark nagle chwycił mnie za rękę —A-a przyjdziesz jeszcze?
-Przyjdę.- I jak tu odmówić takiemu słodziakowi?
Wszyłem z pomieszczenia i od razu wskoczył na mnie Look.
-I co? I co? Powiedziałeś?!- Look skakał wokół mnie niczym jakaś pchła.
-A co miałem powiedzieć?
-Te dwa magiczne słówka „Kocham cię Mark"...w sumie to trzy.
-Nie i nie wiem kiedy mu to powiem .
-Toniiiisiu przez ciebie moja cała praca poszła na marne...
-Jaka praca?
-Nad waszym związkiem..
-Look powiem to ostatni raz. Jak będę gotów to to powiem!
-Miałeś taką świetną okazje i spieprzyłeś.
-Look masz niedaleko swojego chłopaka może idź do niego i z nim się drocz.- powiedziałem to już mega wkurzony
-A skąd ty wiesz, że jesteśmy razem? Mark ci powiedział?
-No....nie, ale tak jakoś to widać.
-Nie robiliśmy nic przy tobie....a już wiem działa już u ciebie gejradar.
-Co? Jaki radar?
-Mam cię wszystkiego uczyć czy co? Taka zdolność rozpoznawania geja przez innych gejów.
-Czekaj, ale ja ni nie...-i w ty momencie przewał mi
-Kochasz Mark'a?
-Tak
-Chciałbyś go wziąć za żonę?
-Tak....zaraz co?
-Rozkochać ?
-Tak!
-Bracie, bracie to daj mu trochę ciepła i już. On poleci na takie bajer.
-Look jesteś niemożliwy- zaśmiałem się
-Taka praca przyjaciela.
-Tak, Mark musi cię bardzo cenić.
-Ej! Tym razem mówiłem o tobie. Jestem też twoim przyjacielem.-Uśmiechnął się do mnie letkko i szturchnął łokciem
-Dzięki.- przyjaciel co? Prawdziwy, nie to co z gangu.
-Ale w każdym razie masz mu to powiedzieć jeszcze dzisiaj. I nie ma wykr1)cania- i tym Look zjebał przyjacielski nastrój .
-Dopiero jak będę gotowy!
-Czyli dzisiaj- zaśmiał się, a ja pokręciłem głową.
-Brian-
Wszedłem do Sali i podeszłam do Mark'a
-I jak się czujesz?
-L-lepiej.- odpowiedział jeszcze zarumieniony.
-Tony ci już powiedział?
-Ale co?- spytał
-Nic, powie pewnie później.- mój szwagier jest tchórzem no nieźle.
- Mark, czy czujesz coś do niego? —zapytał z poważną miną
-Nooo, tylko przyjaźń?-
-A skąd ten pytajnik? Braciszku musisz wiedzieć jakie są wasze relacje. Mnie się nie obawiaj ja już nigdy w życiu się ciebie nie wyprę, a ojciec nie ma nic do gadania.
-Brian?
-Tak braciszku?
-Dzięki.
-Nie ma za co.- nagle pociągnął mnie za rękaw
-Ja....widziałem mamę
-Mark-
Mój brat otworzył szerzej oczy z zaskoczenie. Po chwili opowiedziałem mu wszystko. Był chyba lekko albo bardzo zaskoczony. Cóż, nie codziennie ci ktoś mówi, że śniła ci się twoja zmarła mama. Jednak w odpowiedzi uśmiechnął się i powiedział, że następnym razem mam ją pozdrowić i wyszedł. Ale i tak zostawił mnie z mętlikiem w głowie. Czy ja czuje coś do Tony'iego coś więcej niż przyjaźń? To on mnie w sumie pocałował, ale w jego ramionach czułem się taki.......bezpieczny. Rany! Co ja myślę?! Pewnie zobił to tylko dla żartu.....ale i tak mam małą nadzieje, że zrobił to, bo bo mnie kocha...
-Tony-
Jednak dałem się przekonać Look'owi (ostatni raz ) i wyznam dzisiaj miłość Mark'owi! Ale trzeba będzie jakoś to rozegrać . Hm.....chyba nie da się stworzyć romantycznego nastroju w szpitalu. Po prostu powiem mu, że go kocham i tyle! Prostota też jest dobra.
Otworzyłem drzwi pomieszczenia. Nikogo nie było, jak idealnie. Sam los mi daje drugą szanse. Podeszłem do mojego słodziaka i wziełem go za ręce. Zaskoczony nawet nie dążył wykonać żadnego ruchu, a ja już całowałem jego usta. Nie pogłębiałam pocałunku. Po chwili spojrzałem w jego piękne zielone oczy.
-Mark ja ko-ko
-Jakie zaś koko?- wyszeptał
-Koch-kocham cię po prostu!- wykrzyczałem i to był błąd. Pewnie wszyscy mnie słyszeli.
-Naprawdę?!- jego ozy się zaszkliły i popłynęło z nic kilka łez
-Ej, malutki nie płacz.
-Nie, to są łzy szczęścia.
-Bardzo mylące- powiedziałem i znów złączyłem nasze usta, a Mark to jeszcze odwzajemnił. Teraz mogę umrzeć szczęśliwy.....nie, wycofuje. Pfu, pfu, bo kto będzie kochał moją księżniczkę? Innego chłopaka mieć nie będzie, nie pozwolę.
-Zostaniesz...m-moim chłopakiem- zapyał zarumieniony Mark
-Oczywiście koteczku- jestem szczęśliwy, pierwszy raz w życiu szczęśliwy.
-Ekhem- usłyszałem chrząknięcie. Odwróciłem, a mną stał pan doktor.
-Nie chce wam przeszkadzać w scenie miłosnej, ale muszę poinformować pacjenta o dacie dostania wypisu.-spojrzał na Mark'a- A więc wypiszemy cię za tydzień, taka dla pewności. Odpoczniesz sobie na chwilę. A twoim obowiązkiem —teraz spojrzał na mnie- będzie przynoszenie mu lekcji i odwiedzanie codziennie. Przecież nie chcesz, aby twój nowy chłopak się za nudził na śmierć, bo nuda zabija człowieka. Pójdę już, nie powinno tu nikogo być do 17.-puścił mi oczka, a potem odszedł nucąc „Miłość rośnie wokół nas...". Naprawdę ten doktorek urwał się z króla lwa.
Spojrzałem na Mark'a i pocałowałem znów te słodkie usta. Nigdy nie będę miał ich dość...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro