Kolacyjka i......pierwszy raz.....
-Tony-
-Mark, kochanie. Co tam pichcisz?- zapytałem, wchodząc do kuchni. Od razu zobaczyłem mojego kotka, który stał przy garach. Był on w.... róóóóóżowym fartuszku~.
-Robię spagetii, a co?
-Nic, nic. Tylko....wyglądasz seksownie w tym różowym fartuszku.- powiedziałem po czym objąłem go od tyłu.
-J-ja nawet n-nie wiem skąd on się tu wziął. A, że to był jedyny fartuch jaki znalazłem to nie miałem innego wyboru.- jak on się słodko rumieni. Normalnie już bym wziął go do łóżka, ale trzeba zaczekać, bo nasza wspaniała kolacja się zmarnuje.
-A może się dla mnie tak ubrałeś?- przygryzłem mu płatek ucha.
-C-co t-to t-to nie.- zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
-A dostanę chociaż całusa od mojej gosposi?- zamknąłem oczy i wystawił dziubek.
-Nie, ale możesz spróbować sosu i mięsa.- nabrał na łyżkę trochę sosu.
-Okrutnik, ale i tak chętnie spróbuje twojej kuchni.- wziąłem od niego łyżkę i spróbowałem...
-Łaaa! Gorące!
-Bałwanie mój kochany, nie przyszło ci do głowy, że trzeba podmuchać za nim się zje coś gorącego?
-Ne ostzegales. A pocalujesz ala? (dop.nie ostrzegałeś, a pocałujesz ała? Xbb)
-Nie ma mowy! To nie moja wina, że oparzyłeś się język.
-Plooooose.- zrobiłem maślane oczka.
-Nooo.....dobra, ale tylko malutki pocałunek i wracam do gotowania.
-Yeey^^.
Zamknąłem oczy i wystawiłem język. Po chwili poczułem na nim lekkie muśnięcie, ale ja chcę więcej! Wpiłem się w jego usta, a on lekko zaskoczony oddał pocałunek. Przyciągnąłem go do siebie. Mark lekko rozchylił usta z czego od razu skorzystałem. Przejechałem językiem po jego prostych zębach, policzkach i zachęcałem jego język do wspólnej „zabawy". Mój kiciuś oddawał z pasją pocałunek, nasze języki wirowały w namiętnym tańcu (co z tego, że mój jest poparzony?). Już chciałem go wziąć na ręce i zanieść na łóżko, ale do moich uszu doszło jakieś świszczenie i zapach czegoś spalonego. Mark od raz się od mnie odczepił i podbiegł do kuchenki ratować kolację.
-Tony, ty idioto!- obraził mnie mój niedoszły kochanek.- Przez ciebie przypaliłem trochę sos!
-Ne złosc se, zrobisz jakies cary mary i bedzie git.- no tak, ten pocałunek bardziej mi zaszkodził niż pomógł, ale nie żałuje.
-Gotowanie to nie jakieś czary mary! Spróbuje jakoś uratować sytuację, a tobie dam kostki lodu, bo nie mogę znieść twojego seplenienia.- podszedł do lodówki.
-A pzez kogo seplene?!
-Przez swoją głupotę, a teraz trzymaj.- podał mi kostki lodu.
-Dziekuje.- wziąłem od niego lód i od razy wyjąłem sę jedną i włożyłem do ust. Powiem wam jedno.....ULGA!
-Siadaj do stołu, już nam nakładam.- mmm spagetii. O rany, mam pomysł.
-Mark nalóz nam na jeden talez.
-Dlaczego?- spojrzał na mnie zdziwiony.
-Bo ja chceee jesc z toba z jednego taleza.
-Ech...no dobra, nawet nie chcę wiedzieć na jaki głupi pomysł wpadłeś.- uśmiechnąłem się szeroko, że mój plan wciela się w życie.
Poszedłem i usiadłem przy stole. Po chwili Mark zniósł duży talerz spagetii i dwa kieliszki, wrócił się do kuchni po wino i widelce. Uśmiechnąłem się szeroko. To czeka nas romantyczna kolacja~.
-A ty czego się tak szczerzysz?
-Po prostu jesem pod wrazeniem nazej dzisiejszej kolacji.- uśmiechnąłem się do niego.- A tak a propo, co my dzisiaj swietujemy?
-To, że wyszedłem ze szpitala. To, że jestem zdrowy. I to, że...jesteśmy razem...- spojrzałem lekko zaskoczony na Mark'a, no tu mnie zaskoczył. Awww spalił takiego pięknego buraczka. Nigdy wcześniej nie przejmowałem się tak jedną osobą. Owszem miałem mnóstwo dziewczyn, ale nigdy nikogo tak nie kochałem jak mojego kiciusia. Jestem pewny, że na zawsze będę go kochał.
-To co, nalewamy se winka^^?- zapytałem. Mark jedynie przytaknął.
Nalałem nam obu po winie. Osobiście gustuje w piwie, ale wino też może być.
-Nie wiem dlaczego chciałeś, aby jedliśmy z tego samego talerza, ale ja już zaczynam jeść.- wziął widelec i nawinął sobie na niego makaron.
-Pokaże ci później .- powiedziałem i wziąłem łyk wina. Nawet dobre, półsłodkie.
Kolacja miijała nam w przyjemniej atmosferze. Piliśmy wino (dop. Co z tego, że osiemnastkę mają za rok xD) i jedliśmy spagetii (dop.Paaaaastaaa xb). Gdy została mała porcja naszego dania, wziąłem jeden makaronik.
-Co ty robisz?- zapytał ze zdziwieniem.
-Chcę zjeść z tobą makaron jak w „Zakochanym kundlu".- dlatego na jednym talerzu.
-Co? Tony czy ty się dobrze czujesz, a może znów ćpałeś cukier?
-Ha ha ha, baaardzo śmieszne. No nie daj się prosić.
-A z jakiej racji mam się zgadzać?- założył ręce.
-A z takiej, że spełniłeś dzisiaj już moje dwie zachcianki, a do trzech razy sztuka!- Mark zaśmiał się.
-No niech ci będzie. To podasz mi tą końcówkę makaronu?- podałem mu ją, a on wziął ją do ust.
Makaron jedliśmy delikatnie. Tak, żeby przez przypadek się nie urwał. Powoli zbliżaliśmy się do siebie, a twarz Mark'a stawała się coraz bardziej czerwona. W końcu przełomowy moment. Moment pocałunku. Mój nie doszły kochanek chciał się wycofać, ale ja mu na to nie pozwoliłem. Trochę zbyt brutalnie wpiłem się w jego usta. Od razu pogłębiłem pocałunek. Mark próbował walczyć ze mną o dominację, ale wiadoma kto wygra. Gwałtownie oderwałem się od niego. I powiedziałem.
-Ty. Ja. Łóżko. Teraz!- wziąłem go na ręce, ale nie rezygnowałem z pocałunków. Mark mnie całował, kiedy ja starałem wejść się po schodach. Drzwi od jego pokoju otworzyłem mocnym kopem (dop. Takie z buta wjeżdżam XD).
-Tylko...ich....nie....rozwal.- wyszeptał między pocałunkami.
Rzuciłem go na te WIELKIE trzyosobowe łóżko i zawisłem nad nim.
-Na pewno tego chcesz? Później nie ma odwrotu.
-O rany, nie traktuj mnie jak małe dziecko.- przyciągnął nie do pocałunku. Mogę to chyba uznać za tak.
Przejechałem palcem mojego bliznach na nadgarstku i ucałowałem każdą z nich. Teraz już nie będzie musiał tego robić, bo ma mnie.
Zdjąłem z niego koszulkę i zacząłem składać mokre pocałunki na jego szyi. Mark jęczał i wzdychał. Przejechałem językiem po klatce piersiowej i zaczepiałem o sutki chłopaka.
-Ach...- po tym jęknięciu, mój kiciuś przykrył się poduszką.
-Mark....nie ma się czego wstydzić.- chciałem mu zabrać ten zbędny element.
-Ale...się trochę krępuje przed tobą.- przycisnął poduszkę jeszcze bardziej do seibie.
-Naprawdę nie musisz się chować przede mną. Ja wręcz chcę zobaczyć twoją zarumienioną twarzyczkę.
-Nie! Ja naprawdę wstydzę....
-A jeśli zrobię coś bardziej krępującego?- Ścisnąłem „namiot" w jego spodniach.
On tylko przeciągle jęknął. Od razu zabrałem mu poduszkę i ucałowałem malinowe usta. Zacząłem mu ściągać spodnie, ale on ni zatrzymał.
-Ty...też....się.....rozbiesz.- wysapał.
Oczywiście ja byłem calutki ubrany. Rozebrałem się do rosołu i kontynuowałem rozbieranie chłopaka przede mną. Po ściągnięci całej garderoby, przejechał palcem wzdłuż jego członka. Znów jęknął, a mnie to tylko jeszcze bardziej nakręcało. Pochyliłem się nad jego kroczem i wziąłem jego „małego przyjaciela" do ust. Mark od razy westchnął. Pieściłem jego członka językiem, starając się od czasy do czasu wsadzić sobie go głębiej. Mój kochanek tylko jęczał i pomrukiwał z rozkoszy. Łapał mnie za końcówki włosów i lekko za nie ciągnął.
-Tony....ja...z-zaraz..
Ocho zaraz dojdzie, ale nie zamierzam się wycofać, chcę mu sprawić jak największą przyjemność. Wygiął się w łuk i spuścił się w moich ustach, a ja połknąłem wszystko.
-T-tony....- spojrzał na mnie zawstydzony.
Ucałowałem go w czółko i przerzuciłem się na jego klatkę piersiową. Zacząłem podgryzać jeden sutek, gdy drugi drażniłem w palcach.
-Ach....mmm- Mark tylko słodziutko jęczał, co było muzyką dla moich uszu.
Po paru minutach zaprzestałem tych czynności i podszedł do swoich spodni i wyjąłem tubkę jakiegoś balsamu. Wazeliny w aptece nie było, ale aptekarka poleciło mi ten balsam, gdyż ponoć zmniejszy otarcie. Życzyła mi również powodzenia z moją dziewczyną, ale niestety, czy bardziej stety mam słodkiego Mark'a. Patrzył na mnie pytającym wzrokiem.
-To jest balsam. Muszę cię przygotować, aby jak najmniej bolało.
Nasmarowałem swoje palce i wejście chłopaka. Powoli włożyłem pierwszy palec. Na twarzy Mark'a pojawił się jedynie grymas bólu.
-Spokojnie kotku, rozluźnij się.- pocałowałem go w czółko.
Zacząłem ruszać palcem. Mark powoli się rozluźniał. Dołożyłem jeszcze dwa palce. Chciałem go rozciągnąć jak najbardziej, żeby później tak nie bolało. Wyjąłem palce i przystawiłem do jego dziurki mojego członka.
-Mark, rozluźnij się jak możesz, bo teraz może zaboleć.- jeszcze raz go pocałowałem za nim w niego wszedłem.
Starałem się w niego wchodzić wolno i delikatnie. Kiedy byłem już w nim cały (wspaniałe uczucie, zwłaszcza, że Mark jest taki ciasny) zaprzestałem jakichkolwiek ruchów. Widać było, że Mark'a to bolała. Po jego twarzy pociekły pojedyncze łzy, które scałowałem. Gładziłem go po policzku, aby było mu się łatwiej przyzwyczaić. Kiedy się rozluźnił, zacząłem stopniowo się w nim poruszać.
-Ach...T-tony...proszę....szybciej....hah...
Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać zacząłem się wbijać w jego tyłek z całej siły. Mój kotek jęczał, wzdychał i wił się pod mną. Sam dyszałem z tej rozkoszy. Jednak czułem, że nie wytrzymam jeszcze długo. Po poru chwilach...
-T-tony, j-a.....za chwilę....znowu...hah..
-Wiem, kotku. Ja tez za chwilę dojdę.
Po paru mocniejszych pchnięciach doszliśmy razem, krzycząc swoje imiona. Wyszedłem z niego i......o cholera, a mogłem kupić jednak prezerwatywę.......
W każdym razie opadliśmy na łóżko, wykończeni naszym poprzednim czynem.
-Tony kocham cię.- wyszeptał cicho, lecz na tyle głośno, żebym słyszał.
-Ja ciebie też kotku.-przytuliłem go.
Chciałem już odpłynąć w objęcia morfeusza, ale mój KOCHANEK wyrwał się z mojego uścisku i usiadł na łóżku.
-Muszę się wykąpać, nie mam zamiaru leżeć tu z tobą śmierdzący.- nosz cholera za chwile się na mnie wścieknie. Chwyciłem go za nadgarstek
-Ale za nim wstaniesz to bardzo przepraszam.
-Ech? Za co?- spojrzał na mnie zdziwiony.
-Dowiesz jak wstaniesz.- puściłem go.
Oczywiście wstał.
-Co mi cieknie po nogach..? Tony!- spojrzał na mnie wściekle.
-Dlatego przepraszałem. Wybacz mi! Następnym razem wezmę prezerwatywę.
-No ja myślę, a teraz idę dokładnie umyć. Dobrze, że mam łazienkę w swoim pokoju.- podążył w kierunku łazienki.
-Wiesz, jak chcesz mogę pomóc ci się umyć.- zaśmiałem się. On natomiast rzucił we mnie rolką papieru toaletowego. Aż 6 warstwową!
-Nie marnuj papieru, lasów coraz mniej!- w odpowiedzi usłyszałem wyzwiska typu idiota, debil, kretyn.
Znowu zaśmiałem się głośno. Ten dzień będę wspominał przez wszystkie przyszłe lata....
#_#
Jakoś mi wyszedł ten rozdział z punktu widzenia Tony'iego. Następnym razem będzie Mark^^. W każdym razi mam wrażenie, że zjebałam tę scenkę. Nw, sami oceńcie. Oczywiście dziękuje wszystkim za gwiazdki i komentarze. Dodają weny^^. I mam jedno takie pytanie.....Czy mi coś wiecznie musi się dziać?! Jak nie usuwa mi się rozdział, to nie mam neta! I jest teraz po 1 w nocy i czekałam aż mi się net naprawi, bo muszę wstawić ter rozdział. W każdym razie dziękuje za wszystko i jeszcze jedno, niektóre błędy są celowe.
Pozdro: kawaiil~
#_#
k_�7�����
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro