Niefortunne spotkanie...
-Mark-
I nadszedł ten wspaniały dzień. Dzień, w którym mnie wypisują! Miałem zamiar już zadzwonić do Tony'iego, ale zauważyłem SMS od niego. Otworzyłem go i..... zrobiło mi się trochę smutno. Miałem nadzieje, że jednak przyjdzie mnie odebrać, ale pewnie ma coś ważniejszego na głowie. Może jutro przyjdzie do mnie i jakoś mi to wynagrodzi. Już wiem jak go ukarzę......., ale raczej uzna to jako nagrodę.
Wstałem z łóżka i podeszłem do mojej szafki. Czułem się w tej sali wyjątkowo swobodnie , ponieważ w znajdowałemsię tu tylko ja. Trochę mnie to dziwiło, ale nie mam na co narzekać. Wyciągnąłem bokserki, czarne rurki, biała koszulkę i niebieską bluzę z napisem „Ciasteczkowy potwór!". Ta bluza była na mnie ciut za duża, ale lubiłem takie. Po drodze wziąłem jeszcze swój żel pod prysznic i szampon. Normalnie będę mógł się pochwalić jaki ze mnie czyścioszek.
Ubrany, spakowany, umyty, a teraz czekać na brata i na wypis. Ciekawe kiedy zjawi się doktorek. Na tą myśl do pomieszczenia wszedł lekarz.
-Widzę, że już spakowany.- spojrzał na moją torbę.-Pewnie ci śpieszno do twojego chłopaka, co?- na jego słowa się zarumieniłem. Niby to nic takiego, ale..... nadal te słowa wywołują u mnie mieszankę uczuć. Od radości i miłości aż po zawstydzenie.- nie musisz się czego wstydzić. Jestem tolerancyjny i staram się, aby mój personel też był. Uznaję, że każdy zasługuje na miłość i nie ważne czy to mężczyzna czy kobieta, dopóki jesteście szczęśliwi.
-C-czy m-mogę d-dostać j-już mój w-wypis?- wyjąkałem z trudem.
-Ależ oczywiście, tylko wypiszę ci receptę.- zaczął coś pisać na kawałku papieru.
-Na co?- jeżeli to są jakieś psychotropy to ja dziękuję!
-Na tabletki uspakajające. Mark- spojrzał na mnie, a jego ton głosu zmienił się na bardzo poważy- musisz brać te tabletki kiesy się bardzo zestresujesz. Twój mózg i twoje nerwy nie wytrzymują nadmiaru emocji. Twój układ nerwowy bronił się przed tym amnezjami, ale nie możemy pozwolić na kolejne takie sytuacje. Te tabletki są na tyle mocne by cię uspokoić i przy okazji wzmocnią twój układ nerwowy, ale pamiętaj możesz brać tylko jedną na dzień. Przedawkowanie grozi śpiączką, a nawet śmiercią. Rozumiesz?- kiwnąłem głową- To.... dobrze i jeszcze jedno, nie tnij się już. Twoje życie się powoli układa, więc nie potrzebujesz żyletki. Masz chłopaka, przyjaciół i brata, nie przejmuj się ludźmi, którzy dla ciebie nic nie znaczą. Lepiej być zajętym tymi co rozświetlają nasze życie. A! Miałem ci dać wypis, już.- podał mi dwie kartki. Receptę i wypis.
-Dziękuję- uśmiechnąłem się do doktorka, a on odwzajemnił.
-To moja praca.
-Nie, dziękuje za słowa.
-Nie ma za co. Cieszę się, że zrozumiałeś.
Kartki schowałem do torby. Wstałem i wziąłem swój bagaż na ramię. Pożegnałem się z lekarzem, nawet powiedziałem kulturalnie dowidzenia tej rudej recepcjonistce.
Kiedy wyszedłem ze szpitala, czekał już na mnie mój brat i........... Look i John?! Nie mieli teraz przypadkiem lekcji? Poszedłem do nich.
-Hej Mark.- przywitał mnie z uśmiechem Brian.
-Cześ..- nie zdążyłem nawet wypowiedzieć słowa, a Look na mnie wskoczył.
-Maaaarkisiu! Nie wiesz nawet jak za tobą tęskniłem!- znowu uwiesił się mojej szyi.
-J-jeden d-dzień, c-co?- cholera Look! Znów mnie dusisz!- J-john weź g-go...
-Look dusisz go. Jeżeli chcesz się przytulać to choć do mnie, zanim zabijesz nam przyjaciela.- niby John powiedział to swoim monotonnym głosem, a od blondyn od razu nie puścił.
-Dzięki John, jestem twoim dłużnikiem.- powiedziałem wstając.
-To już było chamskie Markisiu!- krzyknął Look, który tulił się do swojego chłoptasia.
-Takie życie.
-Drogie dzieci skończyliście już? Bo jak tak do zapraszam do samochodu.- powiedział zniecierpliwiony Brian.
Na jego słowa od razu wsiedliśmy do samochodu, a mój brat wsadził moją torbę do bagażnika. Po chwili ruszyliśmy z parkingu.
-Dlaczego Tony nie przyszedł?- zapytał mój brat.
-Nie wiem, pewnie miał coś ważnego na głowie.
-Co jest ważniejszego od odeprania swojego chłopaka ze szpitala?!
-O rany, nie gniewam się na niego, a tak poza tym musisz mi kupić tabletki.
-Na co?
-Na uspokojenie , mam receptę.
-Dobra, kupię ci je jak pójdę do sklepu.
-Dzięki.- powiedziałem, po czym przymknąłem powieki i odpłynąłem na chwilę do krainy snów.
-Tony-
Dochodziła już 14. Byłem wściekły jak nigdy w życiu. Traciłem spotkanie z moim kotkiem, na rzecz spotkania się na objedzie z szefem mojej matki. Na dodatek chcą nas wyswatać! Może od razu położę się pod tory i umrę? Nieee, to tylko jeden obiad i nic więcej. Nie dam się zaciągnąć tam drugi raz, powiem od razu, że mam chłopaka. Chuj z tym, że matka mnie z domu wywali. Przynajmniej będę miał ją z głowy. Dobra, idziemy.
-Jak ty się ubrałeś?!- krzyk mojej matki był jak jad dla moich biednych uszu.
-Normalnie? Zawsze się tak ubieram.- Miałem na sobie granatowe jeansy obniżone w kroku, ciemnoczerwoną bluzą z czarnym napisem „I hate you", czarne trampki za kostkę. Oczywiście nie zapomniałem o biżuterii. W lewym uchu wisiało złote kółeczku i kilka mniejszych kolczyków. W prawy zaś miałem czarno-biała spiralę, a moją wargę zdobił kolczyk w kształcie srebrnego ćwieku. Zakładałem go tylko na specjalnie okazje na przykład jak ta. By zrazić do siebie ludzi. Moje rude włosy były zaś w lekkim nie ładzie. Wszystko zgodnie z planem.
-Szkoda mi słów na ciebie. Ty specjalnie się tak ubrałeś by zrazi ich do siebie, co?- bingo mamo!
Nie odpowiedziałem tylko od razu skierowałem się do czarnego auta. Jechaliśmy tak z 30 min, aż stanęliśmy pod bramą wielkiej willi. Brama otworzyła się i po jakiś 5 minutach wysiadaliśmy.
-Masz się tam w ogóle nie odzywać, jasne? Nie chcę byś narobił mi wstydu.- no patrzcie, moja matka ułatwia mi moje zadanie!
U progu drzwi czekał mężczyzna po 50. Był ubrany w elegancji czarny garnitur, a koło nie go stała pewnie jego córka. Była dość wysoką dziewczyną o bladej cerze i kruczoczarnych długich włosach. Miała na sobie obcisłą, czerwoną sukienkę przed kolana i czerwone szpilki. Wydawała się ona dziwnie znajoma. Chwila.... przecież to Claudia! Moja.... była. Chodziłem z nią jeszcze jak byłem w gangu. Ja byłem liderem swoim, a ona w innym. Byłem w niej zakochany na zabój. Do czasu...
-Hej kochanie!- podeszła d mnie moja dziewczyna i ucałowała mój policzek.
-Co skarbie?- mieć taką dziewczynę przy sobie to skarb. Nie dość, że ładna i mądra to jeszcze niezła w łóżku.
-Muszę dzisiaj wcześniej wyjść. Moi ludzie mnie potrzebują.- powiedziała ze smutkiem.
-Będę tęsknił.
-Nie tak bardzo jak ja.- po chwili dała mi buziaka.
Wyszła z pokoju. Siedzibą naszego gangu był opuszczony szpital. Ludzie mieszkający tutaj wiedzieli o naszym gangu, ale nikt nie wzywał policji, bo wiedzieli czym się to kończyło. Zapomniałem się zapytać Claudii czy pójdzie jutro ze mną na randkę. Wyszedłem z pomieszczenia i już miałem ją zapytać, ale przysłuchałem się jej rozmowie przez telefon.
-Tak będę u ciebie o 15. Mam nadzieje na ostre pieprzenie. A co z moim chłopakiem? On nawet się nie skapnie, poza tym do pięt ci nie dorasta. Yhm. Nie mogę się doczekać twojego dużego przyjaciela. Już się robię mokra na samą myśl. Tak. Do 15.
Poczułem jak moje serce rozrywa się na miliony kawałków. Moja dziewczyna mnie zdradza. Chciałem zacząć płakać, ale najpierw musiałem to zakończyć.
Podeszłem do Claudii i szarpnąłem ją za ramię.
-O co chodzi kochanie?- zapytała mnie z tym swoim udawanym uśmiechem.
-Ty wiesz o co chodzi! Ty mnie kurwa zdradzasz!- krzyknąłem na nią.
-Ja? Co? Kochanie co ty pleciesz...- widziałem jak próbowała się wykręcić.
-Słyszałem jak rozmawiałaś przez telefon. Zdradzasz mnie i nie zaprzeczaj.
-No dobra..... zdradzam cię i co w tym wielkiego?
-Wszystko kurwa! Claudia zrywam z tobą!
-Co? Nie możesz! Będziesz tego żałować!
-A chuj mnie to obchodzi! Zrywam i tyle. Od dziś masz się tu nie pokazywać, jasne?! Możesz spierdalać!
-Jeszcze tego pożałujesz!- w tej chwili nie obchodziły mnie jej groźby. Byłem załamany.
~2 tygodnie później~
Moi ludzie zrobili napad na jubilera bez mojego pozwolenia. Teraz siedziałem na policji i przesłuchiwano mnie w tej sprawie.
-Mówię wam to po raz ostatni. To nie ja kazałem im tego zrobić! Jestem kurwa niewinny!
-Hamuj się młody człowieku! Będziemy cię tak długo przesłuchiwać dopóki przyznasz się.- powiedział policjant.
Przesłuchiwali mnie 12 godzin z krótkimi przerwami. W końcu znalazły się dowody uniewinniające mnie. Nic mi nie udowodnili. Wiedziałem jednak, że to wszystko to sprawa Claudii, pewnie przekupiła moich ludzi. Po tej sprawie postanowiłem zerwać z gangiem. Trwałem w tym gównie 3 lata, całe gimnazjum, teraz zacznę wszystko od nowa. Zerwę z przeszłością i z moją miłością do Claudii. Nawet jeśli nienawidziłem ją za to wszystko, to nadal trochę kochałem i pora to zakończyć. Żegnaj stare życie. Witaj za to nowe!
Za każdym razem kiedy sobie to przypominam przechodzą mnie dreszcze. Los na każdym kroku próbuje mnie udupić i teraz znów otrzymałem kolejną szansę na zniszczenie sobie życia, ale tak łatwo się nie dam.
-Witaj Marleno! Mi się zdaje czy wypiękniałaś przez tą noc?- starszy mężczyzna przywitał moją matkę i pocałował ją w wierzch dłoni.
-Och Maksymilianie jaki z ciebie dżentelmen. Proszę poznaj mojego syna Tony'iego.- wskazała na mnie.
-Cześć.- rzuciłem od niechcenia.
-Dzień dobry chłopcze, chcesz poznać moją córkę Claudię?
-Tato, my już się znamy. Byliśmy kiedyś razem, ale z przykrych powodów musieliśmy zerwać.- z „przykrych", tak? Może od razu powiedz, że pieprzyłaś się naprawo i lewo, ty dziwko.
-Och Maks, czy to nie cudownie? Może przeznaczenie znowu chcę by byli razem?- taaa przeznaczenie. Niestety ono postawiło już na mojej drodze kogoś kogo mogę kochać.
-Z pewnością masz rację Marleno! Ale teraz już wchodzie, bo obiad nam wystygnie.
Wsiedliśmy do bogata ustrojonego domu. Ściany były kolory beżowego, a podłoga w jasnym brązie. Gdzieniegdzie były postawione rzeźby, niektóre antyczne inne nowoczesne. Na ,ścianach wisiły obrazy przedstawiające portrety ludzi, martwą naturę i abstrakcję. Byliśmy już w jadalni, w oczy od razu rzucał się wielki stół, przy którym pomieściło by się z 20 osób. Nad nim wisiał złoty żyrandol z roślinnym motywem. Niby willa, ale wnętrze bogato ozdobione. Coś w połączeniu dawnych styli z nowoczesnością.
Siadaliśmy do stołu. Służba co chwile przynosiła jakieś przystawki. Ja oczywiście z większość nie ruszyłem. Nadszedł cza na deser.
-Jakubie zrób nam dobre lody!- zawołał gospodarz. Ja musiałem się powstrzymywać, aby nie wybuchnąć śmiechem (dop. Ach~ te skojarzenia xb).
-Tony mogę cię prosić na stronę?- zapytała szma.... to znaczy Claudia.
-Jasne.- nie chciałem zbytnio pokazywać nienawiści do niej.
Wstałem od stołu i podążyłem za czarnowłosą . Po chwili się zatrzymała.
-Więc to ty jesteś synem tej dziwki od mojego ojca. Nie przypuszczałam, że cię jeszcze spotkam.
-I wezwałaś mnie tu tyko po to?
-Nie, chcę żebyśmy się zeszli.- mówiła co niemiej poważnie.
-Oszalałaś? Miedzy nami nic nie ma. Nie mam zamiaru wracać do zdradzieckiej zdziry.- Co ona sobie kurwa myślała? Ze minie trochę czasu i może do mnie wrócić? Co to to nie, ja i tak już mam Mark'a. Nie zamierzam go opuścić (ale dzisiaj to zrobiłem...)
-Pomyśl, wrócisz do gangu, załatwię ci ludzi, będziesz mnie również mógł pieprzyć do woli.... Same korzyści.
-Nie. Skończyłem z gangiem i z tobą. A tak właściwie po co ci ja jak masz swoich kochasiów?
-Nikt nie potrafi cię zastąpić. Żałuję, że cię straciłam teraz znów chcę cię odzyskać, a ja zawsze dostaje to czego chce.
-Czy twój ojciec wie, że jesteś liderem Czarnych Węży?- zastanawiałem się czy on przypadkiem nie pozwalał jej na to, nie zdziwiłbym się gdyby tak.
-Nie, nie jestem aż tak głupia. Nawet jakbyś próbował mu powiedzieć to i tak ci nie uwierzy. Po pierwsze nie masz dowodów, a po drugie jestem zbyt grzeczna na to.-ma kurwa rację, cholerną rację!- To co chcesz znów być Drapieżnym Niedźwiedziem czy zwykłym, bezwartościowym człowiekiem?.
-Nie wracam do ciebie. Ostatni raz tu przyszedłem.
-Pożałujesz tego znowu.- Pffff nie boję się, lasko ty nic na mnie nie masz.
Wróciliśmy do stołu. Deser przebiegł w trochę napiętej atmosferze, później Maks i moja matka wymienili się uprzejmościami (aż mi się chciało rzygać) i pojechaliśmy do domu. Matka pochwaliła mnie za to że byłem cicho. Tak po 35 minutach leżałem plackiem na swoim łóżku. Ten dzień był koszmarny. Popatrzałem na mój telefon i się uśmiechałem. Miałem esa od mego kotka.
Od Kotek:
Jutro po szkole mam wolną chatę, chcesz wpaść?
Do Kotek
Pewnie i czy to jakaś sugestia kiciusiu?
Uśmiechnąłem się pod nosem i zamknąłem oczy. Może nie będzie aż tak źle?
#_#
Yo!
Jednak nie zdążyłam wstawić wczoraj tego rozdziału, ale mam go dzisiaj o ok. 2:00,
Dziękuje za poprzednie gwiazdki i komentarze nawet nie wiecie jak one mi pomagają^^.
I mam takie pytanie czy ten rozdział nie jest za długi? A tak w ogóle to do zobaczenia!
Do nexsta!
#_#
[9U
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro