Doooodatek późno świąteczny
#_#
Tak, wiem święta się daaaaaawno skończyły, ale nie mogłam odpuścić sobie tego dodatku. W sumie to tylko pierwsza część tego co robiła nasza parka w święta.
Następnie będzie pierwsza część dodatku sylwestrowego, a po nim prawidłowy rozdział. Trochę mi to zajmie, bo musze pisać na komórce (laptopa zepsułam, a wszystko tam miałam T-T)
I jeszcze wszyyyystkiego najlepszego Kobietki!
Szczęścia, zdrowia, pomarańczy
Niech wam uke nago tańczy (chyba, że wolicie seme)
Aby wszystkie wasze marzenia się spełniły.
Okeeeej to jazda z tym koksem!
Poprawiła : SashaCaller
-Mark-
Obudziły mnie jasne promienie światła wpadające do mojego pokoju, drażniąc moje biedne oczy. Mamy do cholery zimę... I gdzie ten śnieg ja się pytam? No nic, pora wstać, dać koniom wody i uciec z domu jak najszybciej. Chociaż w tym roku nie będzie pewnie takiej potrzeby - w końcu Brian jest w te święta, więc ojciec nic takiego mi nie zrobi. Zawsze w Boże Narodzenia obrywałem bardziej niż kiedykolwiek, bo zbierało mu się na wspominki o tym jaką to mama sprawiała ucztę na Wigilię.
Dobra, naprawdę pora wstać.
Pomaszerowałem do łazienki, spojrzałem w lustro i nieznacznie pisnąłem z zaskoczenia. W moim odbiciu nie byłoby nic niezwykłego, gdyby nie to, że MAM KOCIE USZY!
Do cholery - czarne kocie uszy!
A jeszcze z tego zdenerwowania mój ogon zaczął się chaotycznie ruszać i zrzucać wszystko co znajdowało się dookoła.
-Mark, wszystko w porządku? - zawołał Brian, pewnie zaniepokojony hałasem.
-Tak! Tylko szukam [dop. gumek? xb]... szukam... żelu do twarzy!
- To się pospiesz, ja z ojcem wychodzę i będziemy dopiero przed kolacją, a muszę dać ci klucze od domu.
-Już, za chwile przyjdę! - Ludzie jak ja dziękuję facetowi, który umieścił w moim pokoju osobną łazienkę.
To teraz tak... trzeba ukryć moje kocie "akcesoria". Do tego świetnie się nada czapka z napisem "I'm Hero" i trochę taśmy (bądź co bądź ogona jeszcze nie umiem kontrolować). Po zakryciu wszystkiego co dziwne, zszedłem ze schodów i podszedłem do brata.
- Jestem! I o co chodzi w ogóle z ta kolacją? - zapytałem Briana, wieszając się na nim przy okazji.
- Robimy kolacje WIGILIJNĄ Mark, bo jakbyś nie zauważył jest dzisiaj WIGILIA.- powiedział, dając mi klucze do ręki.
- To i tak dla mnie nowość. Mamy w ogóle coś przygotowane?
-Tak, wystarczy tylko dokończyć, ale zrobię to z tatą jak wrócimy. - Wielką uwagę przykuło słowo "tatą". Ja mam tylko ojca, a i tak wolałbym nie mieć.
-...okej, ja w tym czasie porobię coś "pożytecznego"- uniosłem palce w celu zrobienia cudzysłowu w powietrzu.
-To do wieczora Mark.- pożegnał mnie Brian wychodząc.
-Ta ta ta, dozo.
Skierowałem swe kroki w stronę kuchni, a konkretniej lodówki. Co jest lepsze od lodów przy oglądaniu telewizji? Oglądanie telewizji z podwójną ilością lodów!
Po zabraniu odpowiednich zapasów żywieniowych, usiadłem na kanapie i włączyłem mój "czasustraconator" (czyt. telewizor).
Pierwsza od 6 lat świąteczna kolacja, co? Nie mogę zaprzeczyć, ale tęskniłem za tym świętem. Kiedyś uciekałem jak najdalej stąd, dzisiaj spędzę miło czas.
Ciekawe jak inni sobie radzą? Look pewnie co chwilę narzeka John'owi przez telefon na swoją siostrę, jak co roku. John, choć ma całe gotowanie na głowie, słucha z przyjemnością tego blond debila. A Tony... nawet nie wiem. Nie znam go aż tak dobrze i w ogóle nie znam jego rodziny. Czy to oznacza, że jestem beznadziejnym chłopakiem?
W każdym razie nie chciałbym go dzisiaj spotkać - gdyby zobaczył te kocie uszy i ogon dostałby krwotoku z nosa. Byłaby bardzo bolesna powtórka z rozrywki, a na to na razie nie jestem gotowy, psychicznie i fizycznie. Chociaż chciałbym mu życzyć Wesołych Świąt, bo to w końcu nasze pierwsze święta...
Moje powieki robią się coraz cięższe, a chęć wpadnięcia w objęcia Morfeusza coraz większa. Poddaje się temu i nic nie może mnie uratować, nawet wibracja mojego telefonu. Mam nadzieję, że nie jest to SMS od Tony'iego, a ponoć nadzieja umiera ostatnia...
Obudziło mnie głaskanie i drapanie mojego kociego uszka. Mruknąłem zadowolony i, ciągle mając zamknięte oczy, całkowicie poddałem się tej pieszczocie.
To takie przyjemne. Wydałem z siebie jeszcze kilka mruknięć i usłyszałem chichot. Zadziałało to na mnie jak kubeł zimnej wody. Szybko otworzyłem oczy, gotowy rzucić się na napastnika. Ale jedynie zobaczyłem uśmiechniętego Tony'iego.
- Byłeś taki uroczy jak tak mruczałeś, KOTKU. - zamiast odpowiedzieć na zaczepkę, strzepnąłem rękę, która mnie głaskała i nałożyłem czapkę. - Kiciu, dlaczego chowasz przede mną te uszka? I tak już o nich wiem.
- Ale to nie znaczy, że masz je obmacywać. - powiedziałem z wyrzutem.- W sumie... jak tu wszedłeś?
- Drzwi były otwarte. - W tym momencie strzeliłem facepalma. - A co do uszek, to chciałem się upewnić czy są prawdziwe. No pokaż kotku co masz w środku. - sugestywnie poruszył brwiami - a później się zabawimy na całego.- szepnął mi do ucha.
Momentalnie wstałem.
- N-nie b-będę z tobą nic robił zboczeńcu! - krzyknąłem, robiąc się purpurowy na twarzy.
-No chodź Kiciu, zabawmy się.
I tak zaczęła się gonitwa. Uciekałem jak mogłem, robiąc różne przeszkody mojemu zboczeńcowi. Niestety później rzucił się na mnie (dosłownie) przygniatając moje ciało do podłogi. Już chciał mi zdjąć czapkę, gdy do domu weszła moja rodzinka. Pech chciał, że wylądowaliśmy w dwuznacznej pozycji prosto przed nimi.
Niech mnie ktoś zastrzeli... Błagam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro