Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

U lekarza i w domu

Czyli jak to było gdy wróciłem do domu po lekarzu!

Ale najpierw wizyta w szpitalu, gdzie siedzieliśmy z ojcem dobrą godzinę, nim nas przyjęli. Nie przeszkadzało mi to, dał mi swój telefon bym mu nie marudził z nudów. Akurat ja się rzadko nudziłem, nawet w poczekalni. Było tu pełno interesujących ludzi, dzieci i dorosłych, których mogłem przez chwilę pooglądać i pokontemplować ich sens pobytu w szpitalu. A to któryś członek rodziny zachorował, złamał nogę, jakoś się pokaleczył, albo ciąża, wypadek, pogryzienie, zatrucie, alergia... Wylęgarnia chorób. Zawsze czułem, że wychodząc ze szpitala można się nabawić większej ilości chorób niż nie będąc w nim wcale, ale moja mama twierdziła, że wymyślam. Nie kłóciłem się, nie widziałem powodu.

W końcu zostaliśmy wyczytani i mogliśmy wejść do gabinetu. Miałem już nieźle spuchnięty nos i lekką śliwkę pod okiem, więc jakaś pielęgniarka podała mi termos na nos, by go trochę ochłodzić. Trochę ulżyło. No i brzuch mnie zaczął boleć. Wchodząc do gabinetu musiał już pomagać mi ojciec, ponieważ nie byłem w stanie się wyprostować. A niedawno było mi dobrze...

Lekarzem okazał się młody mężczyzna, którego oskarżyłem o za młody wiek na tak poważną funkcję. Ale nic nie powiedziałem, tylko położyłem się na kozetce. Lekarz po kilku minutach odwrócił się do mnie na swoim krześle obrotowym.

-Co się stało już pierwszego dnia?-spytał, lekko się uśmiechając. Nie chamsko, ale jakby wiedział doskonale co się stało.

-Syn jest nowy i ewidentnie ktoś go pobił. Proszę go zbadać, bo ten nos nie wygląda najlepiej!-powiedział zdenerwowany ojciec. Dobra, może nie wyglądał najlepiej, ale i tak mnie bolał niż brzuch.

-Dobrze, sprawdźmy go zatem.-odparł, zapisał coś na komputerze i podjechał do mnie krzesłem, co ułatwiło mu sprawdzenie nosa. Nie miałem siły się podnieść, a on to ewidentnie wiedział. Próbowałem położyć się na plecach, ale ciężko mi to szło, mimo to lekarz zbadał mi nos. Uśmiechnął się po chwili i odsunął, znów pisząc coś na komputerze.

-Nos jest złamany, ale ktoś ci go nastawił widocznie. Mały opatrunek, zimne okłady i maść, którą za chwilę przepiszę. Za kilka dni powinieneś wyglądać jak z dzisiejszego poranka. A co do brzucha to gdzie dokładnie boli?-spytał, tym razem podchodząc normalnie. Z trudem położyłem się na plecach i odsłoniłem brzuch.

Zastanawiacie się pewnie czemu po takim czasie odczuwam ten ból, prawda? Bo wcześniej nie zwracałem na niego uwagi, nie obchodził mnie. Wypierałem jego istnienie. Teraz, gdy mój umysł nie rejestrował żadnego innego zagrożenia, niż ból brzucha, mogłem się się całkowicie na nim skupić. 

A teraz bolało niemiłosiernie, aż miałem ochotę krzyczeć.

Ale tego nie zrobiłem. Nie wolno mi było krzyczeć, bo sam mogłem wybudzić Potwora.

A tego nie chciał nikt, nawet ja.

Może szczególnie ja...

Lekarz dotknął dłonią w zimnej rękawiczce mojego brzucha i zaczął po nim sunąć, naciskając lekko niektóre miejsca. Nie był to główne punkty bólu, gdy jednak na niego trafił zwinąłem się z bólu i zacisnąłem mocno zęby.

-Muszę wykonać USG, dla pewności. Wygląda to na uraz mięśni, ale przy takim bólu nie mogę być pewien niczego.-powiedział łagodnie, obniżył mi koszulkę i wyszedł na chwilę.

-Tato, zadzwoń do mamy. Pewnie się martwi...-mruknąłem cicho, ale ojciec chyba dosłyszał, bo od razu wyciągnął telefon.

Po chwili wrócił lekarz z pielęgniarką, która pchała przed sobą urządzenie USG. Postawiła je obok kozetki i wyciągnęła spod niego płyn i chusteczki. Super, będą mnie smarować tym czymś oślizgłym, jakby nie mieli innych metod. Ojciec przeprosił na chwilę i wyszedł, pewnie porozmawiać z mamą. Ja tymczasem musiałem podwinąć koszulkę ukazując brzuch. Kobieta, a raczej dziewczyna, zarumieniła się lekko i uśmiechnęła niepewnie.

-Dobrze zatem, Max, sprawdźmy co ci się dzieje w brzuchu. Oby nic.-powiedział spokojnie, polewając głowicę tym dziwnym żelem. Następnie przyłożył mi to do brzucha, na co się wzdrygnąłem, ale nic poza tym. 

Zawsze myślałem, że USG jest na czczo, ale są wyjątki, na przykład gdy są sprawdzane poszczególne partie ciała, które nie wymagają oczyszczenia czy coś.
A nawet jeśli miałbym nic nie jeść przez minimum 5 godzin, to bardzo dobrze. Jadłem śniadanie o siódmej, a teraz dochodziła czternasta, jeśli dobrze liczę. Minimum pięć godzin zostało spełnione...
Picie pół litra wody też, czekając na ojca kupiłem sobie wodę w automacie ze zdrową żywnością. Liczy się, czy niezbyt?

-Świetnie, moje podejrzenia się nie spełniły. Masz twarde mięśnie i ochroniły ci najważniejsze części, które podejrzewałem, że są uszkodzone. Przepisze ci leki przeciwbólowe i możesz wrócić do domu, odpocząć trochę.-wyjaśnił pan doktor, po czym wstał i podszedł do biurka. Pielęgniarka podała mi kilka chusteczek bym wytarł sobie brzuch i mógł obciągnąć koszulkę.

Zapewne teraz sobie większość z was pomyślało, że muszę być mega umięśniony.
Nie. Nie mam żadnych mięśni, przynajmniej takich, które by chroniły mój brzuch od takiego uderzenia. Byłem raczej chuderlawy i kościsty, miejscami trochę tłuszczyku się wylewało nie tak, jak powinno. Ale nie przejmowałem się tym, nie było czym. Nie miałem mięśni brzucha, ale zwłoki podnieść umiałem.

Usiadłem powoli i ściągnąłem koszulkę w dół, patrząc na doktora. Ciszę przerwał ojciec, wchodząc do gabinetu.

-Zaraz będzie tu jego matka, uparła się i nic nie mogę zrobić. Jakbym własnym synem nie umiał się zająć.-powiedział z oburzeniem, siadając na wolnym krześle.

-Spokojnie, panie Howard. Z synem już wszystko w porządku, dostanie leki przeciwbólowe, maść na ten nos i po kilku dniach powinien dojść do siebie. Za dwa, trzy tygodnie do kontroli, jeśli coś się będzie działo proszę natychmiast do lekarza.-powiedział spokojnie, wypisując receptę. Pielęgniarka w tym czasie wyprowadziła aparat i zamknęła drzwi.

-A jak to będzie ze szkołą? Początek roku, nie wypada nie iść.-powiedziałem beznamiętnie. Nie zależało mi na tym, ale jednak przydałoby się pokazać nowej wychowawczyni, że się nie poddałem i że stać mnie na więcej.

-Pierwszy tydzień leżysz w łóżku, nie wolno ci przeciążyć brzucha. Możesz pogorszyć swój stan. Potem już rodzice zdecydują, czy już masz siłę na szkołę.-wyjaśnił lekarz, wypisując kolejną karteczkę, którą następnie podał ojcu.-To zwolnienie lekarskie, jak wróci żeby też nie ćwiczył jakiś czas. Po tych dwóch, trzech tygodniach powiem, czy jesteś gotowy.-dodał, po czym zapisał coś w komputerze. Ojciec obejrzał obie kartki uważnie i pożegnał się z doktorem, pomagając mi wyjść.

-A, proszę podejść do pokoju obok, pielęgniarka zrobić ci opatrunek na ten nos.-powiedział przy wyjściu wskazując swój nos z uśmiechem, więc musieliśmy z ojcem przejść kawałek. On został na zewnątrz, miał czekać na mamę. W gabinecie starsza pielęgniarka zrobiła mi opatrunek i dała jakieś tabletki przeciwbólowe. Posadziła mnie na wózku i wyprowadziła na zewnątrz. Tam już czekała mama, która widząc mnie podbiegła i obejrzała moją twarz uważnie i nerwowo.

-Mamo, gałki oczne w oczodołach, nie wiem co innego mogłem zgubić z twarzy.-prychnąłem nerwowo, chociaż jej nie odepchnąłem. To moja matka, serca bym nie miał!

-Kto cię tak, urządził, kochanie? Jutro sobie porozmawiam z dyrekcją w tej szkole, takie rzeczy są niedopuszczalne! Renomowana szkoła a jeden z najlepszych uczniów pobity pierwszego dnia szkoły, no skandal.-oburzyła się i złapała za wózek, popychając go w stronę wyjścia.
W aucie rodzice żywo dyskutowali o tym, czy mama ma iść do szkoły czy też nie. W końcu jednak wygrała rodzicielka, która była bardzo stanowcza. Cóż, tata też chyba nie chciał się kłócić, miał ograniczone prawa...

Położyłem się na siedzeniu, przodem do oparcia, i skuliłem. Dzięki lekom już nie bolało, ale nadal odczuwałem ucisk. Pamiętam tylko, że zatrzymaliśmy się gdzieś, jedne drzwi trzasnęły, by po chwili znów ten ktoś wrócił. To chyba tata, bo on by mnie nie głaskał po ramieniu. Przysnąłem ostatecznie, więc gdy byliśmy w domu mama zaczęła mnie budzić.

-Maksiu, wstawaj. Jesteśmy na miejscu, kochanie. Chodź, zrobię nam dobry obiadek i położysz się.-zaproponowała. Co jak co, ale gdy mówiła takim głosem jej obiad nie mógł się nie udać. A gdy coś sobie uszkodziłem zawsze, ZAWSZE robiła moją ulubioną lasagne. Wiedziała jak zrobić by była zwyczajna ale miała coś oryginalnego.

Wstałem więc powoli i wyszedłem z drugiej strony auta. Mogłem się wyprostować, ale chodzenie szło mi wolno. W końcu jednak doszedłem do domu, mama była już w kuchni więc poszedłem do salonu, położyłem się na kanapie i patrzyłem w wyłączony telewizor. Po chwili przyszedł ojciec, usiadł w fotelu obok i uśmiechnął się do mnie.

-Poznałeś kogoś ciekawe dzisiaj?-spytał spokojnie, jakbym wcale nie wrócił z pogotowia z pobiciem.

-Prócz tych, którzy wytarzali mi twarz w obiedzie i pobili, to nie. Jeszcze jakaś dziewczyna z klasy była na tyle miła, że wyznała mi, iż kobieta, która mnie spoliczkowała, jest moją opiekunką.

W kuchni coś huknęło w zlewie i nagle przy mnie stanęła moja rodzicielka. Wściekła, jak nigdy.

-Powtórz. Co opiekunka zrobiła?-spytała wściekła, więc wolałem nie kłamać.

-Spoliczkowała mnie... Powiedziała, że kłamię jak ojciec.-wyznałem, siadając powoli.

-Jak się nazywa? Już ja sobie z nią porozmawiam.-zagroziła, wracając do kuchni. Zerknąłem i widziałem, jak coś się akurat smaży.

-Flovey chyba. Coś z kwiatami.

-Co? Ta zdzira?! To jest twoja wychowawczyni? No nieźle, masz przewalone, Max.-wyznał mój kochany tatuś, wstając szybko.

-Kto to jest? Albo kim dla ciebie była?-spytałem, chociaż podejrzewałem. Wiecie, słowo "zdzira" nie pada na przypadkową osobę.

-Moja poprzednia partnerka, byliśmy razem chyba trzy lata, ale gdy się dowiedziałem, że zaczęła mnie zdradzać z jednym z moich klientów, rzuciłem ją. Facet poszedł do pierdla, chociaż był niewinny, bo zrzekłem się prowadzenia jego sprawy.-wyjaśnił, sięgając po pilota. Włączył telewizor, ale wyciszył go. W tle leciały obrazki, ale nie było dźwięku, co ułatwiało rodzinną atmosferę.

Dalsza część popołudnia minęła w ciszy, nie licząc głośnego i jakże hucznego powrotu Evy z pracy. Chwileczka, ona ma pracę? Nie ważne, wróciła, z butelką wina i jakimiś torbami, krzycząc, że jest w ciąży.

Tak, wino i ciąża. To dziecko długo nie pożyje.

W każdym razie po zjedzeniu kolacji wróciłem do swojego pokoju, tam się przebrałem i poszedłem spać. A raczej próbowałem, gdyby nie mama, która przyszła mi zmienić opatrunek i posmarować nos. Tabletki zostawiła na stoliku obok łóżka, przy butelce jakiegoś soku jabłkowego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro