Staję się mordercą
Obudziłem się następnego ranka o siódmej, nie chciałem już spać. Ból jednak nie minął, na szczęście mogłem dojść do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w coś wygodniejszego, nie będę chodził po domu w piżamie. Rozumiem, że miałem wolne, ale bez przesady. Nie byłem Evą by od tak chodzić w majtkach po domu.
Obejrzałem swoją twarz w lustrze i westchnąłem. Byłem blady jak śmierć, worki pod oczami jeszcze bardziej się podkreśliły, a to nie wróżyło za dobrze. Zacząłem widzieć kości policzkowe, a to znaczyło, że albo dorastam, co jest prawdopodobne, albo zwyczajnie nadmiernie chudnę. A jadałem normalnie, nie przypominam sobie zmiany w upodobaniach kulinarnych. Obmyłem twarz wodą jeszcze raz, umyłem zęby i wyszedłem, puszczając tę blond dziunię do łazienki. Marudziła już od kilku minut pod drzwiami, że mam ją natychmiast wpuścić, bo się do lekarza spóźni, ale wątpiłem by to było możliwe tylko i wyłącznie z mojego powodu. Będzie się szykować jakąś godzinę, jak nie lepiej.
Ja tymczasem zszedłem na dół do kuchni, gdzie stali moi rodzice. Ojciec robił kawę, mama zaś kanapki. Widziałem też jak ktoś podgrzewa mleko, ale nikt go normalnie w domu nie pijał.
Płatki z mlekiem dla mnie. Zawsze je dostawałem na śniadanie jak byłem chory. Mieliśmy takie rytuały z mamą w starym domu, myślałem jednak, że skoro się przeprowadziliśmy to zmienimy te przyzwyczajenia. Z racji tego, że nie rozmawiali uznałem, że bezpiecznie będzie wejść, więc wychyliłem się zza rogu i po chwili wszedłem. Zdziwiłem się, że nie rozmawiają, ale wolałem o nic nie pytać. Nie wiem co by zrobili, jak by mi odpowiedzieli... Usiadłem przy blacie oddzielającym kuchnię od salonu i oparłem na nim ręce. Ojciec spojrzał na mnie znad telefonu i uśmiechnął się.
-Jak się młody czujesz? Lepiej? -spytał, wyłączając wyświetlacz i chowając urządzenie do kieszeni. -Wiem, że nie było wczoraj okazji, ale może dzisiaj pojedziemy po nowy telefon do sklepu? -zaproponował, opierając się obok mnie. Spojrzałem dla pewności na mamę, ta tylko pokiwała głową z rezygnacją.
-Możemy, o której wrócisz? -spytałem spokojnie. Rodzicielka podeszła do mnie z miską, postawiła ją przede mną i pocałowała w głowę, mówiąc ciche "smacznego".
Gdybym miał uczucia, mógłbym powiedzieć, że ją kocham. Ale niestety nie wiem jak to jest i pewnie nigdy tego nie poczuje. A szkoda, bo ona na to zasługiwała.
-Około 15 bądź gotowy do wyjazdu, chociaż mogę się nieco spóźnić.-wyjaśnił ojciec i poszedł na górę. Był już ubrany, wszystko miał więc poszedł zobaczyć co z Evą. Co on w niej widział? Leciała tylko na jego kasę, to oczywiste!
Ale to też jego pieniądze, jego dom a ja nie miałem tu nawet prawa głosu.
-Co będziesz dzisiaj robił? Masz cały dom dla siebie.-powiedziała mama, chowając swoje kanapki do woreczka śniadaniowego. Wzruszyłem tylko ramionami i wróciłem do jedzenia. Mama podeszła do mnie i z uśmiechem usiadła obok.
-Powiem ci w tajemnicy, że od dziesiątej nie ma dzisiaj mojego szefa. Jestem sama. Nie chciałbyś wpaść i...
-Pomóc? Doskonale wiesz, że z wielką chęcią.-spojrzałem na nią przejęty. Ta się tylko uśmiechnęła i puściła do mnie oko, wciskając mi coś w rękę, po czym ruszyła do salonu. Tam rano kładła torebkę i siadała z poranną kawą obejrzeć wiadomości. To samo było dzisiaj. Spojrzałem jeszcze przelotem na kartkę, jaką mi dała i skapnąłem się, że to dokładny adres jej zakładu pracy.
Włączyła wiadomości, chyba jakaś popularna stacja, nie jestem pewny. Chwilę później dała głośniej i wychyliła się do przodu. Spojrzałem na telewizor, gdzie pokazywali naszą szkołę i... Louisa Waller'a, jednego z grupy chłopaków, którzy mnie pobili.
Wstałem nerwowo i podszedłem od tyłu do kanapy i wsłuchałem się w słowa prezentera.
"Dzisiaj, czyli drugiego września 2015 roku, na parkingu przed liceum imienia Abrahama Lincolna, znaleziono zwłoki jednego z uczniów. Louis Waller, bo tak się nazywa owa ofiara, był w pełnym mundurku szkolnym, chociaż bliscy twierdzą, że chłopiec nie posiadał pełnego stroju. Ponad to, jego prawa ręka została odcięta i ułożona nad głową, w formę korony. Pozostałe kończyny zostały ułożone wzdłuż ciała. Ucznia znalazł woźny o piątej nad ranem, chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że ciało zostało tu przyniesione już wcześniej. Nie posiadamy więcej informacji, ale policja uważa, że mógł to być seryjny morderca. Więcej informacji o piętnastej w Telewizji Filadelfia. Do widzenia państwu."
Prezenter pożegnał się, pojawiła się muzyczka i coś w rodzaju zaproszenia na reklamy. Mama ściszyła i spojrzała na mnie. Wyglądała na przerażoną. Podejrzewała mnie? Jeśli tak to jak miałem udowodnić jej, że całą noc spędziłem w łóżku? Chwila, istotny fakt: Louis miał pełny mundurek, skąd mogłem wziąć taki, który by na niego idealnie pasował? Wczoraj go poznałem, poza tym całą noc spałem.
-To nie ty, prawda? -spytała z nadzieją, co wydało mi się głupie. Uśmiechnąłem się do niej łagodnie i położyłem dłoń na jej ramieniu.
-Mamo, całą noc spałem. Poza tym nie miałbym mundurka, który by pasował na Louisa. -wyjaśniłem. Kobieta odetchnęła, odwzajemniła uśmiech i złapała mnie za dłoń.
Nie wspomniałem jej jednak, że ten chłopak mnie pobił. Miałaby wątpliwości, a na to nie mogłem pozwolić. Zastanawiała mnie sprawa z ręką, dlaczego akurat tak? Co to oznaczało? Musiałem to sprawdzić, najlepiej, jak najszybciej. To może mieć wielkie znaczenie! A ja nareszcie nie będę się nudzić...
-Mamo, podwiozłabyś mnie do jakiejś biblioteki? -spytałem, opierając się o kanapę obok niej. Uśmiechnąłem się niewinnie, co kobieta odwzajemniła i wstała.
-Jak zdążysz się ubrać, kochanie, bo za pół godziny musimy w takim razie wyjechać. Gdzieś obok mnie jest chyba jakaś biblioteka.-wyjaśniła.
Podszedłem do niej, pocałowałem ją w policzek i pobiegłem na górę (oczywiście w miarę możliwości, brzuch dalej bolał). W pokoju wziąłem dwie tabletki i popiłem je sokiem, po czym zacząłem się ubierać w coś odpowiedniejszego do wyjścia na miasto. Mama lubiła jak pokazywałem się z najlepszej strony, a musiałem być teraz miły by się nie zdradzić. To bardzo ważne... Chociaż znając mamę we wszystkim dopatrzy się "zdrady". Ona zawsze wie jak zaczynam kombinować czy manipulować nią, a mimo to się daje. Zawsze pozwala mi na wszystko, za bardzo mnie kocha żeby mi odmówić. Bywa to przydatne, nawet bardzo, ale nie lubię jej wykorzystywać. To uwłaczało mojej... godności. Jeśli socjopaci mają godność, to moja potrafiła pęknąć. Serca nie mam, nawet nie będę tego roztrząsał.
Wróciłem do niej w czarnych spodniach, szarej koszulce i z bluzą w dłoniach. Mogło się zrobić zimno, a wtedy będę pluł sobie w brodę, że nie wziąłem bluzy. Wolałem wyglądać jak głupek, niż marznąć. Uśmiechnąłem się lekko do niej, co odwzajemniła.
-Po drodze kupisz sobie coś dobrego, dobrze? Jakbym wiedziała wcześniej, że chcesz ze mną jechać to bym też tobie coś zrobiła.-podeszła do mnie i tyknęła mój brzuch palcem, na tyle lekko, że prawie nie poczułem. No tak, mięśnie... Ciekawe czy będę mógł je ćwiczyć później, czy do końca życia będę wybrakowany na tym punkcie? Nie ważne, nie będę się tym teraz przejmował. Widocznie tak lekko mnie walnęli, że moje słabe mięśnie to wytrzymały!
Wsiadłem przed mamą do samochodu i skrzywiłem się. Coś tu śmierdziało... Odwróciłem się do tyłu i cofnąłem nerwowo. Otworzyłem szybko drzwi i pokazałem mamie, żeby nie wsiadała. Wysiadłem z samochodu i podszedłem do tylnych drzwi. Otworzyłem je delikatnie i obejrzałem to, co śmierdziało. Była to jakaś paczka, jakby pocztowa, a na niej napisane markerem "Znam cię". Nie zamierzałem tego nawet otwierać, ale zastanawiałem się, do kogo było adresowane.
-Mamo, dzwoń na policję.-wychyliłem się do niej i odsunąłem od drzwi.
Po piętnastu minutach przyjechał jakiś patrol, zrobili kilka zdjęć, zadali serię pytań i puścili. Tata zaproponował, że nas podwiezie, ale martwiłem się o mamę. Byłem ciekaw, jak odebrała tę dziwną sytuacje.
-Będzie trzeba wymieniać tapicerkę w samochodzie. O rany, nie stać mnie na to teraz.-powiedziała załamana, siedząc obok ojca. Mężczyzna położył jej dłoń na biodrze, bez żadnych seksualnych podtekstów i uśmiechnął się czule.
-Zapłacę, nie martw się. To pewnie ktoś do mnie chciał wysłać, a przypadkowo włożył do twojego auta. Załatwię to. -wyjaśnił spokojnie. Mama również lekko się uśmiechnęła i złapała go za dłoń. Wyglądali jak dawniej...
Ale miałem pewne zastrzeżenie. Jeśli ktoś na paczce napisał, że wie kim ktoś jest, to wątpię, aby pomylił samochody. To by się sensu nie trzymało! No i czy tata nie zajmował się oszustami kredytowymi? Znaczy głównie, rzadko przyjmował jakieś inne zlecenia z tego co mi wiadomo. Kto mógłby wysłać taki anonim do mamy? Zazdrosna koleżanka czy znajomy z pracy? Była uosobieniem dobroci, nikt nie mógł się z nią równać. A to, że pracowała w zakładzie pogrzebowym to jej wybór. Pytania "czy to do Evy" nawet nie zadałem. Wiedziałem, że ona byłaby za głupia na takie groźby i paczki.
Odpowiedź była więc jasna i klarowna, przynajmniej dla mnie: paczka jest do mnie. Tylko pozostaje dowiedzieć się co jest w środku...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro