Jak wygląda moje życie w nowej szkole
Także zacznijmy od tego, że lekcja dobiegła końca, a pani Nauczycielka patrzyła na mnie jakbym jej kota zabił. Od jednej dziewczyny dowiedziałem się, że ta kobieta to moja nowa wychowawczyni. Aha, fajnie, że chociaż się przedstawiła. Liczyłem, na to, że będę ją widywał jak najrzadziej.
Było aktualnie około 10. Zaraz miała zacząć się kolejna lekcja, tym razem biologia, na której ciężko było mi wytrzymać bez większych krzywd na zwierzętach. Moja poprzednia nauczycielka uwielbiała dawać nam martwe zwierzęta do sekcji, nienawidziła mnie i doskonale wiedziała, że robię to na codzień. Więc robiła to w szkole.
Na przerwie o dziwo nikt mnie nie zaczepił, co wydało mi się dziwne biorąc pod uwagę, że nikt mnie nie znał. Wszyscy znali się z gimnazjum, które było niedaleko, a ja byłem nowy.
Lekcja zaczęła się od sprawdzenia obecności, potem krótkie sprawdzenie co umiemy w postacią małej kartkówki. Nauczyciel chciał znać nasze umiejętności, by łatwiej było mu prowadzić lekcje.
Pan Beary, dziwne nazwisko. Wysoki, przystojny, ciemne włosy i oczy, które przynosiły na myśl czarną, cichą noc. Wydawał się nie być nerwowy, dokładne przeciwieństwo poprzedniej nauczycielki. Coś mi w nim jednak nie pasowało, mordercy i psychopaci też nie chcieli się wyróżniać a wielu z nich miało podobny wzrok co on - nieobecny, a jednocześnie rozbiegany.
Lekcja w ciszy i spokoju dobiegła końca, ale nie zapominajcie o tym człowieku. Jeszcze się pokaże...
Na kolejnej przerwie już tak łatwo nie było, dorwali się do mnie wreszcie i chcieli sprawdzić, jak szybko się posikam.
W tym celu zaciągnęli mnie do łazienki, przynajmniej poznałem drogę, i wyrzucili mi wszystko z torby. Stałem prosto i spokojnie, chociaż oni woleli trzymać mnie przy ścianie. Czekałem aż się nagadają i pooglądają moje rzeczy.
- Już? Nie mam tam nic cennego - powiedziałem beznamiętnie i czekałem. Największy z nich uderzył mnie mocno w brzuch, po czym inny walnął mnie pięścią w twarz. Odchyliłem głowę do tyłu i upadłem na kolana, czekając aż wyjdą. Zaraz po tym, gdy to się stało podszedłem do rzeczy na kolanach i zacząłem je zbierać. Kilka kropli krwi z rozbitego nosa skapnęło na ziemię i moje rzeczy, ale nie przejąłem się. Wytarłem nos chusteczką i wstałem, oglądając się w lustrze. Było widać pobicie, ale nie było groźne. Wyjście z mamą załatwione, zawiezie mnie na pogotowie.
Westchnąłem ciężko i wyszedłem z łazienki, zerkając na mapę i plan. Ruszyłem na kolejną nudną lekcję, którą okazała się matematyka. Matematyczka była stara i zrzędziła, ale po zapoznaniu się ze wszystkimi stwierdziła, że jesteśmy bardzo grzeczni i pozwoliła nam się przespać. Sama poszła spać a klasa zaczęła rozmawiać. Głośno, aż się dziwiłem, że jej nie obudzili.
Na przerwie był lunch, więc wreszcie mogliśmy coś zjeść w spokoju w sali do tego przeznaczonej. Mówiłem już, że dostałem czymś w twarz i zabrali mi śniadanie? A, jeszcze nie. To teraz mówię. Ogólnie wesoło było...
Pamiętacie tamtych dryblasów co mnie do łazienki zaciągnęli? Yep, też wolałbym nie. Ale dosiedli się do mnie i postanowili wytarzać mi, już i tak nieźle bolącą, twarz w czymś, co było tutejszym obiadem. Słodko. Próbowałem być spokojny, więc tylko podniosłem się, wytarłem twarz w chusteczki i posłałem im uśmiech numer pięć. Taki uroczy aż do porzygu.
- A może byście się przedstawili, koledzy? - Spytałem uroczo. Ci zaczęli się śmiać i moja twarz znów zaliczyła bliskie spotkanie z obiadem.
Oczywiście nikt nie zareagował a chłopcy się zmyli. Więc tak sobie leżałem, uspokajając się. Wiedziałem, że tak będzie, czego ja się spodziewałem? Usłyszałem dzwonek, ale nie ruszyłem się. Dopiero gdy poczułem jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu podniosłem się.
Zgadnijcie, kto to był.
Pan Beary. Wydało mi się to dziwne. Nie miał jakiejś lekcji, czy coś?
Wytarł mi twarz chusteczkami i uśmiechnął się, odwracając moją głowę w jego stronę. Obejrzał mój nos, cicho stwierdził prawdopodobne złamanie i nastawił mi kość. Wrzasnąłem nerwowo, to w końcu naprawdę zabolało i odsunąłem się. Mężczyzna wstał.
- Jedź z tym do lekarza później, niech ci to prześwietli. - powiedział, wskazując palcem na mój nos i odszedł.
Wow, jaki miły... Ciekawe jaki miał w tym interes? To liceum, nauczyciele ponoć nie zwracali uwagi na żadnego ucznia. Ja również po chwili wstałem, pomasowałem nos, zgarnąłem swoje rzeczy i ruszyłem do klasy na kolejną lekcję. Niepewnie zapukałem do drzwi i wszedłem. Kogo ujrzałem, zgadniecie?
Na pewno wam się nie uda.
Moją ukochaną wychowawczynię, która na nazwisko miała Flovey. Flovey the Flower!
Miała tyle wspólnego z kwiatkami co nekromanta i nekrofil.
- Co się stało, kochaniutki, że tak długo cię nie było? - spytała, znów opierając się o biurko biodrami. Kiwnęła na mnie palcem bym podszedł, więc zrobiłem to niechętnie.
- Miałem bliskie spotkanie z obiadem, pani Psor - wyjaśniłem.
Za co dostałem z liścia. Od nauczycielki, wychowawczyni.
W twarz.
Spuściłem głowę i próbowałem uspokoić coś, co było za moją mentalną barierą, takim murem. Widzicie, właśnie o tym mówiłem jak wspominałem, że mam coś w głowie, ale to nie drugie ja. To gorsza wersja mnie, której sam nie chciałem wypuścić, a ta kobieta go prawie obudziła.
Zazwyczaj do nauczycieli i starszych mam ogólny szacunek, przynajmniej według mnie. Wiecie, nie mszczę się na nauczycielach za jedynki, nie smaruje im farbą aut czy coś. Ale nie lubię ich. Pani Flovey już nienawidziłem.
- Łżesz. Tak, jak twój ojciec. Co, zapragnęło się być prokuratorem, jak tatuś? A może sędzią? Gadaj! - wrzasnęła mi prosto w twarz, jakbym czasami nie słyszał. Odetchnąłem głęboko i spojrzałem na nią z uśmiechem.
Spokój, robienie miłych rzeczy wkurza dręczycieli a tobie pozwala się wyciszyć.
- Nie, proszę pani. Zamierzam cierpliwie czekać aż pani sczeźnie a potem ułożyć pani zimne i martwe ciało do trumny. Jak moja mama - odpowiedziałem spokojnie, co ledwo mi wyszło. Nikt nigdy mnie tak nie zdenerwował, żaden nauczyciel.
Nawet tamta nauczycielka biologi, w pewnym sensie taka zabawa zwłokami ludzi mnie uspokajała, a te zwierzęce dobrze je zastępowały. Nie mówię tu o zabawie organami czy coś. Przygotowywałem ciała do pogrzebów razem z mamą od kilkunastu lat. Ten proces, który zajmował czasami kilka godzin, sprawiał, że naprawdę byłem odprężony. Cisza i spokój, nie potrzeba do tego nic innego.
- Och, jak miło. Będziesz się bawił flakami. To jedyne do czego nadaje się takie ścierwo jak ty - warknęła, wręcz plując mi jadem w twarz.
A nie, to nie jad tylko ślina. Szybko wytarłem twarz rękawem i odsunąłem się kawałek do tyłu, cały czas bezczelnie się uśmiechając. Kobieta warknęła nerwowo i usiadła na biurku, przez co jej krótka spódnica podwinęła się, ukazując białą bieliznę. Szybko podniosłem wzrok na jej twarz, starając się nie wspomnieć o spódnicy. Pani Flovey wzięła dziennik i sprawdziła obecność, ale gdy mnie wyczytała, nie pozwoliła mi odpowiedzieć, tylko dała mi nieobecność.
- Czy jest możliwość aby pani to zmieniła? - Spytałem beznamiętnie, zerkając na dziennik.
- Nie, ale możesz usiąść - odpowiedziała.
Wzruszyłem ramionami i wyszedłem, no bo po co miałem być w klasie ,skoro i tak mam nieobecność? Poszedłem do sekretariatu by zadzwonić do mamy, ewentualnie taty. Mama nie mogła odebrać telefonu, jednak ojciec zgodził się po mnie przyjechać i zawieźć do szpitala.
Czekałem więc przed szkołą na mężczyznę, ale gdy ten przyjechał nie był w dobrym humorze. Wsiadłem do przodu a on krzyczał do kogoś przez urządzenie na uchu. Nie rozumiałem sensu słów, więc nie wtrącałem się. Pojechaliśmy od razu do lekarza, tam poczekaliśmy chwilę i dopiero mnie przyjęto na badanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro