Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Informacje i wizyta w kostnicy

Zostawiłem jednak sprawę anonimowej paczki na później, wszystko po kolei. Jeśli atak się powtórzy, zacznę śledztwo, na razie interesowała mnie sprawa Louisa. Mundurek mogłem wyjaśnić tym, że sprawca lubi wygodę, albo zwyczajnie dobry wygląd. Ewentualnie jest to któryś nauczyciel, którego wkurzało, że chłopak nie ma pełnego uniformu. Wszystko wokół ciała... ubranie wręcz wyprasowane... Pan idealny, może nawet pedantyczny. W telewizji nie dojrzałem, by było dużo krwi wokół głowy, czyli jakoś specjalnie uciął dłoń chłopaka. Mógł z nią zrobić wszystko, ale dlaczego zostawił ją na miejscu w takim położeniu? Co to oznaczało?

Nie miałem za dużo informacji, żaden znany mi seryjny morderca nie działał w ten sposób, żaden nie układał ręki w formę... Korony! Gdy byłem młodszy widziałem jak jakieś dzieciaki trzymały tak dłoń, było to bardzo podobne do tej znalezionej przy ciele. Jeśli moje podejrzenia pokryją się z informacją w Internecie, wystarczy poszukać kogoś, kto tak robił. Wtedy zajmę się sprawą paczki, priorytetem jest teraz Louis. O rany, to źle brzmi po tym co mi zrobił, ale to nie tak jak myślicie.

Działanie wygląda na seryjnego mordercę, oni też działają tak precyzyjnie. Chyba żaden nie był tak pedantyczny, ale zdarzali się podobni jemu. W sumie warto by było też poszukać jakichś informacji o innych mordercach grasujących w Filadelfii. Może jakiś wrócił, ale ciut zmienił styl? Albo robi identycznie? albo to jakiś podrabianiec...

Usłyszałem pukanie w szybę, po czym drzwi od auta otworzył ojciec. Uśmiechnął się do mnie i wskazał, że są pod zakładem pogrzebowym "Lambie", czy jakoś tak. Dwie minuty drogi autem od naszego domu, spacerkiem jakieś 20. Czy to możliwe, aby tyle myśli przewinęło mi się po głowie przez te dwie minuty? Zazwyczaj w taki sposób myślałem, jak robiło się niebezpiecznie...

-Jesteś zdenerwowany przez tą paczkę, prawda? To zrozumiałe, ale nie masz się co bać. Tobie nic nie grozi, to pewnie do mnie. -powiedział, odsuwając się bym mógł wyjść. Stanąłem zaraz po wejściu i spojrzałem na niego kątem oka.

-Jeśli na kopercie było napisane, że on kogoś zna, to raczej od tak się nie pomylił. Prawda? -szepnąłem, podbiegając szybko do mamy. Tata stał chwilę w konsternacji, ostatecznie wsiadł do auta. Podjechał jeszcze od naszej strony i uśmiechnął się do mamy.

-Znam niedaleko wspaniały serwis samochodowy, zawiozę tam twoje auto. -zaproponował, za co mama rzewnie mu podziękowała, nawet się przytuliła. Czy moi rodzice mogliby być razem? Znów jako małżeństwo, gdyby nie Eva?

Teraz to raczej niemożliwe, była w ciąży a ojciec miał cholerny honor i jej nie wyrzuci. Westchnąłem cicho wchodząc do środka zakładu i od razu uderzył mnie zaduch miejsca. Szło się udusić...

-Witam, pani Hunter. Cóż to za młody chłopiec? Chyba powinien być w szkole... -usłyszałem po swojej prawej stronie.

Gdy się tam odwróciłem za wysoką ladą stała starsza, ale nie stara, kobieta, miała krótkie czarne włosy i sukienkę na ramiączka, na to jednak założyła jakieś polerko, czy jak to się nazywa... Wiecie, całe życie byłem z mamą i jej siostrą, teraz się wyprowadziliśmy, ale dzięki Evie nadal zgłębiam tajemnice ludzkiego ubioru. Ciała w sumie też...

Podeszliśmy do kobiety, mama wpisała się na jakąś listę i podała mi ją.

-To mój syn, Max. Lekarz kazał mu wypoczywać od szkoły, a że nie chciał siedzieć sam w domu to postanowiłam go tu ze sobą przywlec. -wyjaśniła, cały czas się uśmiechając. Nie był to wymuszony, sztuczny uśmiech. Był prawdziwy, jakby mama zapomniała co się wydarzyło jej samochodowi. Kobieta uśmiechnęła się, odebrała ode mnie listę i schowała.

-Mówiłaś o nim, ale nie sądziłam, że go tu przyprowadzisz. Będzie ci... -nie dokończyła, bowiem mama przystawiła jej dłoń delikatnie do ust, przy okazji palec do swoich.

-Ciii, szef jeszcze jest. Jak wyjdzie zabiorę go do siebie. Teraz buzia na kłódkę. -powiedziała stanowczo i uśmiechnęła się do niej wesoło wychodząc przez drzwi, które były za ladą. Ja zostałem z tą dziwną kobietą...

-Więc, żeby nie było tej niestosownej ciszy, powiesz mi coś o sobie?

-Mama niewystarczająco naściemniała?

-Co masz na myśli?

-Moja mama lubi mnie idealizować, ale tak nie jest.

-Chodzisz do jednej z najlepszych szkół w Filadelfii, czy to nie wystarczający powód?

-Tak najlepsza, że pierwszego dnia mnie uczniowie pobili a wychowawczyni za spóźnienie dała mi z liścia. -odparłem. Kobieta zdziwiła się, cofnęła kawałek i chyba zbierała myśli. Ostatecznie uśmiechnęła się i pokiwała głową.

-Czasami tak jest, że za metką najlepszej szkoły kryje się zło wcielone. Usiądź sobie, powinieneś w końcu wypoczywać.-uśmiechnęła się do mnie i wskazała na poczekalnie, a raczej kilka ławek obok.

Czy w zakładzie pogrzebowym była poczekalnia? No i po co? Ludzie tu siedzieli i czekali aż ktoś ich wyciągnie z plastikowego worka aby wstrzyknąć mu zestaw chemikaliów do przewodów?

Po około dwóch godzinach z pomieszczenia za ladą wyszedł wysoki starszy mężczyzna, z wyraźną łysiną i siwizną, zależnie od miejsca. Zapiął koszulę do końca, pocałował kobietę w policzek i szybko wyszedł.

-To mój ojciec, prowadzi ten zakład z mamą. A raczej prowadził, nawdychała się za dużo formaliny i... Skończyła jak inni. -odparła. Po chwili z tych samych drzwi wyszła moja mama, w stroju do balsamowania i masce. Skinęła na mnie a ja szybko się za nią udałem.

Były tam dwie pary drzwi, my weszliśmy do jednych za którymi były prysznice i strój dla mnie, szybko go więc włożyłem. Poprawiłem maskę i ruszyłem do następnych, czyli już właściwych. Tam na stole czekały na mnie one, zwłoki. Nie umiałem o zmarłych myśleć w sposób "ludzki", dla mnie to przedmioty. Coś, co mogę pokroić, napełnić chemikaliami i umyć. Podszedłem do stołu i obejrzałem zmarłą - była to kobieta, w wieku Evy może nieco młodsza, z podciętą tętnicą udową. Spojrzałem na mamę zastanawiając się czy wie dlaczego tak, ta tylko wzruszyła ramionami i podeszła z drugiej strony. Podała mi gąbkę i podsunęła wiadro.

-Skończyliśmy jedną, ta jest nowa. Specjalnie dla ciebie ją zaczynam. -powiedziała szeptem, co ledwo słyszałem przez maskę. Uśmiechnąłem się lekko, jeśli można to było nazwać uśmiechem, i zacząłem je myć. Mama zajęła się włosami, je też trzeba umyć nim trafią do trumny, szczególnie do otwartej. Czasami zdarzały się takie przypadki, że nic nie dało się uratować. Mieliśmy wtedy mało roboty bo trumna w ogóle nie była otwierana. Mama jednak dbała by każde miało odpowiednie warunki pochówku, chociaż nie musiała.

Nie będę wam tu opisywać procesu balsamowania, jest to długi, czasochłonny i obrzydliwy proces, który nie jest przeznaczony dla dzieci. Ja w tym siedzę od najmłodszych lat, także mnie to już nie rusza. No i nie mam uczuć, czyli coś takiego jak obrzydzenie czy inne, są mi obce. A zwłoki to już nie ludzie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro