Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Horror w szkole i kolejne zwłoki

Reszta tygodnia minęła mi w dość spokojny sposób, nie licząc lekcji angielskiego. Pani Flowey znów się do mnie przyczepiła i zrobiła z tej okazji dwa sprawdziany. Oczywiście później się dowiedzieliśmy, że nie były na ocenę, ale powiedziała to jak kilka osób zawaliło inne sprawdziany. Także poza tym był spokój. Jeszcze więcej niż na początku chodziłem do lasu, raz nawet zabrałem Zacka w jedno miejsce. Chciałem pokazać coś Christie, ale stwierdziła, że tam jest brudno i ona nie będzie biegać po lesie jak dzikus. A ja wolałem być dzikusem niż siedzieć w domu, gdzie ciągle rodzice mnie pilnowali, bym się nie nadwyrężył. W każdym razie nadszedł czas przebieranek, był to drugi tydzień, drugiego miesiąca szkoły. Wyglądało to tak, że codziennie przez tydzień przebieraliśmy się za postaci z podanych uniwersów czy kategorii. Zazwyczaj w piątek była impreza, ale dyrekcja miała dość sprzątania, więc była w czwartek a w piątek uczniowie mieli przyjść i sprzątać. Oczywiście, jeśli ktoś naprawdę umierał nie musiał przyjść, ale musiał to odrobić zwyczajnie w inny dzień. Uczciwie.

Najciekawiej się robiło dopiero w czwartek, był dzień horrorów i przypadała impreza. Po lekcjach miałem wrócić do domu, zabrać ciuchy na noc i jechać do Zacka. Stamtąd znów do szkoły na zabawę. Cóż, plan mojej mamy, bo jak wiadomo chłopak jest roztrzepany, a ja zacząłem po nim przejmować nawyki. Nadal byłem uważny i czekałem na kolejny ruch mordercy, ale się uspokajałem. Błąd, mógł zaatakować, gdy się go będę najmniej spodziewał i wtedy mnie zniszczyć. Ale nie uważałem wtedy, że będzie to błędem tak wielkim.

Horrory, jak wiadomo, powinny być straszne. Tak jak zombie Zacka, Edward nożycoręki Tony'ego, czy chociażby czarownica Christie. Swoją drogą była śliczna, nawet z rozwaloną twarzą. Ja byłem klaunem. Kolorowym, wręcz tęczowym i z wielkim brzuchem. Oczywiście mój najlepszy, jeśli byłem w stanie do tego typu przyjaźni, kolega ubrudził mi ubranie sztuczną krwią tuż przed zabawą.

-Bardziej horrorowo wyglądasz. Jeszcze znaleźć ci czerwony nos i wypisz wymaluj klaun od Kinga!

-Masz młotek?-Spytałem beznamiętnie, oglądając swoje ciuchy.

-Po co ci? Chcesz jeszcze straszniej wyglądać?! -Spytał podekscytowany.

-Nie. Wybije ci głupie pomysły z głowy.

Tutaj miała zacząć się kolejna kłótnia znajomych, a raczej wzajemne obrażanie, ale przyszła Christie. Zaśmiała się widząc mnie i ignorując brata wzięła mnie pod rękę ciągnąc na salę gimnastyczną. Zombiak się obraził, ale podreptał za nami.

Impreza była nad wyraz nudna, gdyby nie rudowłosa podpierałbym ściany. Swoją drogą zbliżyliśmy się i już nie przejmowała się, że byłem przyczyną śmierci kolegi jej... Chłopaka. Tak, Christie miała chłopaka, który ją kochał i uwielbiał. Była to dziwnie bolesna informacja. Tak jakby ktoś siedział na mojej piersi za każdym razem, gdy widziałem ich razem. A był to Tony. Tak ten, co mnie pobił. W prawdzie miedzy nami był swego rodzaju układ, głównie w sprawie Louisa i mordercy, ale również niesłowny układ, co do Christie. On, jako jedna z niewielu osób wiedział, że dziewczyna mi się podoba i nie miał z tym problemu. Układ był taki, że on się z nią przy mnie nie całuje, a ja jej nie podrywam i nigdy, nigdy w życiu nie powiem jej, jak bardzo mi zależy na jej zdaniu. Żadne z nas nie wypowiedziało tego paktu, układu dwóch zakochanych jak nazwał Zack, ale oboje się go trzymaliśmy bardzo mocno. Doszło do tego, że Christie myślała, że uważam ją za młodszą siostrę, zaś Tony przestał się z nią całować gdziekolwiek na korytarzu.

Ale dość o niej, nie powinienem tak dużo o niej myśleć, bo oszaleję.

Wracając do imprezy to miała trwać do czwartej rano, ale każdy wiedział, że po tej godzinie zabawa będzie trwać na całego. Tylko gdzieś poza szkołą. Pewnie w czyimś domu, czy na jakiejś wynajętej sali. Ale ja ani żadne z bliźniaków nie brało w tym udziału, wyszliśmy ze szkoły koło drugiej. Mieliśmy mieć małą imprezę w rosyjskim stylu w ich domu. Impreza polegała na tym, że jemy jakieś rosyjskie przysmaki i oglądamy stare, jeszcze czarnobiałe horrory. Były o wiele straszniejsze od normalnych, bo miały ten swoisty klimat. Około czwartej nad ranem poszliśmy spać, oczywiście najpierw wszyscy zmazaliśmy makijaż. Christie przyniosła nam chusteczki i zaczęła nas myć twierdząc, że jak ona tego nie zrobi to my na pewno nie domyjemy.

Ciężko nam się rano wstało, w końcu pół nocy zabawy, potem te horrory do czwartej i o siódmej pobudka. Mama bliźniaków poszła spać zaraz jak wróciliśmy, więc była najbardziej rześką osobą w tym domu. Ponoć zawsze taka była, co wydało mi się dziwne. Nawet moja matka nie zawsze była wyspana czy pełna energii z rana.

Zjedliśmy śniadanie, a raczej resztki pizzy i chipsów, wypiliśmy po kawie i przebraliśmy się w stroje do szkoły. Ja i Zack mieliśmy mieć garnitury. Oczywiście oboje, zamiast je porządnie zapiąć, założyliśmy je na odwal. Ja w sumie, dlatego, że było mi w nim niewygodnie, Zack, bo nienawidził oficjalnych ubrań, jak sam stwierdził.

Za to Christie ubrała się porządnie w strój pokojówki. Zwykła, czarna sukienka z białym fartuszkiem na przedzie. Odkrywała połowę bioder, przez co jak się lekko pochyliła czy w ogóle poruszyła było jej widać koronkowe pończochy. Rajuśku, mam dopiero piętnaście lat a myślę o tak dziwnych rzeczach... Ale chyba lepiej, że myślę o Christie w te sposób, a nie tak jak chciałby Pan Potwór. Na przykład na stole do balsamowania, martwą.

Gdy się tak poprawiała przed lustrem uzmysłowiłem sobie, że się na nią patrzę, ale zrobiłem to dopiero, gdy sama na mnie spojrzała. Szybo uciekłem do pokoju Zacka i poprawiłem włosy.

-Widziałeś Christie, co? Stary, to moja siostra. To obrzydliwe, że się w niej kochasz -przyznał chłopak.

-Może i obrzydliwe, ale ona jest taka...

-Piękna? Pociągająca? Wymyśl coś innego, tego typu komentarze słyszę codziennie.

-Zjawiskowa. Lepiej?- Spytałem, podchodząc do swojej torby.

-Już lepiej.

Spakowałem się do końca i podniosłem torbę. Rodzice bliźniaków mieli ją odwieźć do mojej mamy zdając jej relację z tej nocy. Oczywiście mieli też posiedzieć tam na kawie, mama specjalnie wzięła wolne, by ich poznać. Nie miałem tu prawa głosu, ale w sumie nie miałem nic przeciwko. Ich rodzice byli bardzo mili, niezbyt surowi, ale również nie tak rozrywkowi jak by chciał Zack. W sumie byli idealni, ale to moja matka nad nimi górowała. Jeśli istniało niebo i piekło, to ona była aniołem, bo przygarnęła takiego demona jak ja.

Około wpół do ósmej ruszyliśmy do szkoły, również blisko mieszkali, ale od innej strony. Ja mieszkałem za lasem, oni przed szkołą. Zostawili nas na podjeździe i pojechali. My za to weszliśmy do szkoły, Christie gdzieś pobiegła, a my ruszyliśmy do pokoju pani Flowey. Miała nam przydzielić zadanie, oczywiście te najgorsze jak sprzątanie ubikacji, ale nie doszliśmy do niej. Zatrzymał nas Michael, syn dyrektora i kumpel Tony'ego.

-Max! Dobrze, że cię złapałem. Słuchaj, nie gadałeś wczoraj może z Tonym?-Spytał nerwowo, jakby był czymś przejęty.

-Nie, dlaczego pytasz? Miał coś dla mnie? – Odwróciłem się do niego przodem i zatrzymałem Zacka.

-No właśnie tak! Mówił coś wczoraj, że ten facet do niego napisał. No wiesz, ten morderca. Mieli się spotkać na dachu, około drugiej wyszedł. Miał cię poszukać, ale pan Beary twierdzi, że go złapał na korytarzu i mówił, że Tony źle się czuł, więc zadzwonił po jego rodziców by po niego przyjechali. Ale jak...!

-Mich! Rany, człowieku, wolniej. Nikt cię nie rozumie – powiedział nerwowo Zack. Nie lubili się z jakiegoś powodu, ale nikt nie chciał mi powiedzieć. Ponoć stara sprawa. Chłopak odetchnął głęboko, wyprostował się i odchrząknął.

-W każdym razie Tony miał pojechać do domu, ale jak dzwoniłem do niego rano nie odbierał. Zadzwoniłem do jego rodziców i mówili, że ani nikt do nich nie dzwonił, a tym bardziej, że Tony nie wrócił. Wiesz, co to oznacza?- Spytał, tym razem nieco spokojniej.

Ale ja dokładnie wiedziałem, co to oznacza. Od pewnego czasu podejrzewałem, że pan Beary może mieć z tym coś wspólnego. Pamiętacie jak był u mnie i przyłapałem go z Evą? Tego samego dnia na biurku znalazłem kopertę, zatytułowaną „Pamiętasz?". Bez jakichś szczególnych znaków, nawet żadnych pieczątek, gdzie została kupiona. W środku było tylko jedno zdjęcie, przedstawiające mnie, młodszego, z bezmyślnym wyrazem twarzy. Oglądałem tam zwłoki tamtych kobiet. Pytali się mnie, czy je pamiętam, czy którąś z nich widziałem. Odpowiedziałem, że nie wiem. Nie mam fotograficznej pamięci, nie pamiętam obrazów. Ale pamiętam słowa, krzyki, sapanie i głos tego człowieka.

Głos, który był uderzająco podobny do pana Beary.

Wróciłem do rzeczywistości i spojrzałem na bruneta.

-Gdzie mieli się spotkać?- Spytałem szybko

-Na dachu... - odparł zmieszany

-Dokładnie, na którym skrzydle.

-Nie wiem, ale po co ci to?

-Dasz radę zdobyć klucz na dach? –Spytałem zmieszanego chłopaka. Widząc jednak, jak się waha wiedziałem, że odmówi.

-Nie ważne, po prostu jeszcze nie weszliśmy do szkoły – wyjaśniłem mu i ruszyłem biegiem w stronę wejścia na dach, Zack był zaraz za mną. Nie był głupi, wiedział, co mam na myśli, w przeciwieństwie do Michaela, który nie wiedział o wszystkim.

Ale ja wiedziałem, że to spotkanie było dla Tony'ego ostatnie. I ktoś właśnie pozbył się niewygodnego świadka.

Gdy dobiegliśmy do drzwi były oczywiście zamknięte.

-Może te drugie będą otwarte?-Zaproponował Zack.

Ale wiedziałem, że jakby były, dawno ktoś by zobaczył... Właśnie, co? Tony'ego, ale czy na pewno martwego?

-Nie ma czasu, otwieraj – rozkazałem, odsuwając się od drzwi.

-Będę miał przekichane... -mimo sceptycznego nastawienia kopnął w drzwi kilka rany, aż wreszcie nie ustąpiły.

-Najwyżej zapłaci się Michaelowi, by cię krył.-Zaproponowałem, wbiegając na dach.

Prawie od razu uderzył we mnie świeży powiew wiatru i odór świeżego trupa. Kawałek przed nami ktoś leżał, gdy podszedłem bliżej zrozumiałem, że to był Tony. Widział mordercę, miał szansę mi donieść, kto do niego napisał. A ja byłem zajęty Katherine. Blond piękność zeszłej nocy zaciągnęła mnie do łazienki, chcąc pobawić się z „mordercą", jak sama mnie nazwała. Gdyby nie Zack zaliczyłbym swój pierwszy raz w damskiej ubikacji na parterze. Pierwszy raz albo, jako mężczyzna, albo morderca.

Nie zajmujmy się Katherine, nie była kimś, kto mnie pociągał. Wróćmy do Tony'ego. Zack obszedł go z drugiej strony i patrzył na mnie przerażony. Tony był ubrany w klasyczny, średniowieczny strój błazna, chociaż doskonale pamiętam, że miał na sobie strój Edwarda nożycorękiego. Pamiętam to, przecież sam śmiałem się z jego plastikowych noży na palcach.

Musiałem dopytać Michaela o dokładne godziny. Jeśli chociaż minuta się nie zgadzała to miałem dowód, że to pan Beary jest tym, kogo muszę zabić.

A wydawał się taki miły i pomocny. No tak, wielu zabójców i seryjnych morderców było takimi wilkami w owczej skórze. Wielu z nich udawało, że jest normalnym, idealnie działającym człowiekiem. Ale wystarczył jakiś bodziec, słowo i stawali się bestiami.

Tak jak ja teraz.

Tony dawał Christie wszystko, czego ta potrzebowała, jako młoda kobieta. Miłość, zaufanie i bezpieczeństwo. Teraz Tony nie żył. Przeze mnie. Chciałem by zniknął, by oddał mi Christie, ale nie takim kosztem.

-Max...- z rozmyślań wyrwał mnie głos Zacka.

Teraz oboje kucaliśmy obok chłopaka. Znów wokół nie było krwi, ale tym razem były ucięte obie dłonie. Były ułożone obok głowy niczym jakieś piekielne pompony. Skoro chłopak miał robić za błazna, to i czapkę mieć musiał. Ubrałem rękawiczki lokaja i upewniłem się, że nigdzie nie ma jakiejś notatki. Wstałem powoli, ściągnąłem rękawiczki i spojrzałem na Zacka.

-Trzeba to zgłosić – powiedział spokojnie i wyciągnął telefon.

-Tak. Ale jak wyjaśnimy, czemu tu jesteśmy?

-Jesteśmy skończonymi leniami i chcieliśmy uciec przed obowiązkami. Chcieliśmy się ukryć na dachu - wyjaśnił beznamiętnie. Odszedł kawałek i przystawił telefon do ucha, ja wróciłem do schodów. Drzwi były wyłamane, ale nadal mogło uchodzić, że je wyłamaliśmy by uciec od roboty. Poniesiemy karę, ale przynajmniej dzięki temu znaleźliśmy kolejne ciało. Nie wiadomo ile czasu by tam leżało, gdyby nie my.

Gdyby nie Katherine nie byłoby żadnego ciała. A co jeśli była w zmowie z mordercą i specjalnie mnie odciągnęła, abym nie porozmawiał z Tonym? Prawdopodobne, ale wątpliwe. Była na to za głupia, tak jak Eva.

Siedzieliśmy na schodach do przyjazdu policji i specjalistów, ustalając, co dokładnie powiemy na przesłuchaniach. I policjanci faktycznie w to uwierzyli. Dorwaliśmy również Michaela, by nie mówił tego samego policji, co nam. Obiecał, że tajemnicy dochowa.

1: 57: zadzwonił telefon Tony'ego. Numer nieznany. Rozmowa trwała dwie minuty.

1: 59: Tony mówi kolegom, że idzie mnie szukać.

2: 04: Katherine zaciąga mnie do łazienki, wpycha do kabiny i całuje.

2: 08: Tony rzuca plany znalezienia mnie i idzie na dach.

2: 10: pan Beary znika wszystkim z oczu.

2: 33: pan Beary wraca i mówi, że Tony pojechał do domu.

Z domu chłopaka do szkoły jest jakieś pół godziny autobusem w dzień, w nocy bez korków jakieś 20. Biorąc pod uwagę, że rozmawiali chwilę, musiał zadzwonić do jego rodziców, ci musieli się zebrać i przyjechać niemożliwym jest, by przyjechali zanim on wrócił na salę.

Ale on się zarzekał, że odstawił chłopaka rodzicom.

Rodzice nic nie wiedzieli o telefonie i nie zobaczyli więcej żywego syna.

Ktoś tu kłamał. Albo chłopak, który kamerował tamtejszą imprezę i sytuację, albo nasz nauczyciel.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro