Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"W sensie, że wygląda jak Cerber..."

To nie tak, że mówiłem te słowa z czystym i nienaruszonym sumieniem. Widząc łzy w jego oczach chciałem do niego podejść i wycałować lecz świadomość tego, że mnie oszukał i zdradził była jakąś pieprzoną kłódką na mojej dumie. Szczerość w jego oczach również była przytłaczająca. Nie umiał kłamać ale gra to zupełnie coś innego. Grał rolę pokrzywdzonego a tak naprawdę szukał pocieszenia.

-Stark!- do warsztatu wparowała wściekła chyba na całą galaktykę Natasha. Twarz miała koloru swoich włosów, które wydawały się jeszcze bardziej rude. Kilka zmarszczek wokół oczu i ust dodawało jej iście cerberskiego wyglądu. W sensie, że wygląda jak Cerber i albo ci odpuści albo rozszarpie na kawałki.

-Czego?- nie miałem czasu na uprzejmości. Kilka przewodów wystawało mi z obudowy i jeżeli szybko tego nie naprawie cała wieża zostanie bez prądu. Gdyby mój ojciec wiedział co ja robię w swojej pracowni. Wydziedziczyłby mnie, wyrzucił, zabił, pozwał do sądu albo tylko ochrzanił bo by go mama miotłą poszczuła.

-Co zrobiłeś Steve'owi?- jak zwykle, obrończyni bezdomnych i sierot musi wtrącać się w nie swoje prawy. Oni nawet nie wiedzą, że ja i Steve byliśmy kiedyś razem.

-O co ci chodzi?

-Dziesięć minut temu byłam u niego. Co mu zrobiłeś?- czyżby płakał w poduszkę, popijając parujące kakao z piankami? Ostatni raz, jeżeli dobrze pamiętam, robił tak pięć lat temu. Siedziałem przy nim i głaskałem po głowie. Napiłbym się kakao.

-Powiedziałem prawdę. Nie chcę go znać.- powiedziałem, wiedząc, że po części to było kłamstwo.

-Co się między wami stało?

-Nie twój interes.- myślałem, że w stosunku do Steve'a jestem złośliwy ale teraz to sam byłem zaskoczony ile w mojej wypowiedzi było jadu.

-Niech ci będzie.- powiedziała i wycofała się do windy. Dziwne, że tak szybko się poddała. Kątem oka widziałem, że położyła coś na jednej z moich maszyn. Trochę mi zajęło męczenie się z chęcią jak najszybszego przyjrzenia się przedmiotowi. Dokładnie pięć godzin i trzy minuty.

W tym czasie, nie przejmując się Rogersem (ale tylko w świadomości), ulepszyłem trochę system obronny Stark Tower. Ojciec o nim nie wie ale od kiedy jestem Avengerem, warto mieć taki sprzęt.

-To chyba jakieś jaja.- powiedziałem pod nosem, gdy wziąłem do ręki to, co przyniosła Natasha. Był to zwykły telefon dotykowy. Telefon Steve'a.- Po co mi to?- moja ręka chyba zaczęła żyć własnym życiem bo pomimo braku mojej zgody, odblokowała urządzenie.

Tylko jedno utkwiło w mojej głowie. Moje wspólne zdjęcie ze Steve'm. Zrobiłem je z zaskoczenia dwa i pół roku temu. Zabrałem mu wtedy telefon i wskoczyłem na barana. Złapał mnie z przerażeniem za uda a ja zrobiłem zdjęcie gdy go z zaskoczenia pocałowałem. Potem zrobiłem drugie gdy się na siebie patrzyliśmy i śmialiśmy, stykając się nosami i czołami.

Gdy poczułem lekką wibrację telefonu i usłyszałem cichy dźwięk wydobywający się z niego, wybudziłem się z wspomnień i prawie nie upuściłem urządzenia.

BUCKY: Steve, ja naprawdę nie chciałem.

BUCKY: Przepraszam

BUCKY: Rozumiem, że mi nie odpisujesz ale nie możesz mnie zostawić.

BUCKY: Gdyby Stark cię kochał, nie zostawił by cię.

BUCKY: Steve, daj mi szansę. Byliśmy tylko przyjaciółmi ale ja naprawdę cię kocham.

SMS'y od Barnesa przychodziły jeden po drugim a ja każdego z ich czytałem po kilka razy. To co mówił Steve było prawdą. A ja mu nie wierzyłem. Ale czemu tak późno przyszły. Może gdy Steve wrócił od Barnesa, ten chciał mu dać czas by ochłonął.

Cholera. Co ja najlepszego zrobiłem?- spytałem sam siebie w głowie, a mój głos był wyraźniejszy niż kiedykolwiek. Muszę go jak najszybciej przeprosić. Ale co ja mu powiem?

Hej, Steve. Natasha ukradła twój telefon i przeczytałem wiadomości od Jamesa?

Beznadzieja. A może spytać się Natashy? Albo Clinta lub Pietro. Z tą dwójką Steve był najbliżej. Usiadłem na krześle przy biurku i oparłem głowę na dłoniach.

-Jarvis! Zawołaj Clinta i Pietro! I Wandę!- mimo ostrego zaangażowania, nie udało mi się tego powiedzieć, nie podnosząc głosu.

Na szczęście moja trójca wybawienie przyszła dość szybko by wybawić mnie z opresji.

-Chwila, czyli ty i Steve...- żaden z nich nie umiał tego sobie wyobrazić.

-Tak, byliśmy parą. Ale możemy się teraz skupić na czymś innym?- opisałem im w skrócie całą historię a oni patrzyli na mnie jak na totalnego palanta. Może nim byłem, a może i nie.- Chcę go przeprosić ale nie wiem jak.

-W co najczęściej bawiliście się gdy byliście mali?- spytała Wanda a Pietro spojrzał na nią, chyba rozumiejąc co wiedźma ma na myśli.

-Zwykle gdy u niego byłem, bawiliśmy się z jego mamą w podchody. Uwielbialiśmy tą zabawę bo na końcu zawsze dostawaliśmy ciastka. Jego mama robiła najlepsze ciastka na świecie.

-Świetnie. Więc zagraj z nim w podchody. Zostawiaj mu karteczki z jakimiś wskazówkami, tak jak gra się w podchody a przy nich zostawiaj niewielkie prezenty, jak bukiet kwiatów. Ostatnia wskazówka będzie prowadziła do miejsca gdzie urządzisz romantyczną kolacje i powiesz mu co czujesz. Koniecznie musisz poprosić go do tańca.- poszło szybko. Bez zbędnych pytań, plan prosty i ciekawy.

-Nie posądzałem cię o takie pomysły. Ten plan jest genialny jednak ma dwa małe detale, których nie zauważyłaś.- wtrącił się Clint, odcinając mi skrzydła radości i euforii. Jebany rzeźnik.

-Jakie?- spytał Pietro, bawiąc się rękawicą od Iron-mana.

-Po pierwsze, jeżeli nie będzie wiedział kto to pisze, uzna to za żart. A po drugie, Steve nie umie tańczyć.- słuszna uwaga, mój przyjacielu.

-Po pierwsze, Steve jest dość ciekawską osobą. Chociaż dla pewności napisz coś co go nakieruje. A po drugie, ty będziesz prowadzić w tańcu więc nie będzie tak źle.- Wanda uśmiechnęła się zwycięsko i założyła ręce na piersi dumna jak paw.

-Oby się to udało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro